23-06-2007, 13:35
Abp senior wrocławski, kardynał Henryk Gulbinowicz tak wspomina narodziny swej siostry:
Kiedy nadszedł czas rozwiązania dla mamy, wówczas musiałem opuścić jej pokój. Dopiero po narodzinach siostry mogłem na moment wejść, by ją zobaczyć. Po kilku latach dowiedziałem się, że tata musiał być blisko pokoju gdzie następował poród, bo kiedy dziecko przyszło na świat musiał je powitać. Jeszcze przed umyciem malucha, zobowiązany był nakreślić kciukiem na jego czole znak krzyża świętego i wypowiedzieć słowa „W imię Ojca i Syna I Ducha Świętego. Witamy cię córeczko w naszej rodzinie. Niech Matka Boża Ostrobramska ma cię w swojej opiece. Sam kardynał ofiarowany został MB Ostrobramskiej, kiedy ukończył 5 rok życia. Działo się to ponad 80 lat temu. Dziś, kiedy mamy tak wiele udogodnień typu: szkoły rodzenia, czy rodzinne porody; kiedy na salach porodowych pojawiają się flesze aparatów, i delikatny szum kamer rejestrujących narodziny nowego człowieka; jak często da się zaobserwować wyrazistość chrześcijańskiej postawy ojca, matki i wszystkich innych towarzyszących temu zdarzeniu?
Liturgia dzisiejszej niedzieli objawia nam przyjście na świat jednej z tych postaci NT, która dziś z cała pewnością – w dobie lustracji – zyskała by miano „sługi niezłomnego”. Wielu ze środowiska Jana Chrzciciela pytało często: kimże będzie to dziecię? Ewangelista nie zatrzymuje się zbytnio nad ową kwestię. Notuje tylko tyle: (…) ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem, a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem. Z lektury Ewangelii wiemy, jakie kształty przybrała działalność Patrona dnia dzisiejszego: piętnowanie zła, układów, wezwanie do nawrócenia. Był człowiekiem tak wielkiego formatu i autorytetu, iż sam król Herod po prostu się go bał. Potrafił zatem Jan, współpracując z łaską Bożą poruszyć nawet najbardziej arystokratyczne sumienia. Syn Zachariasza i Elżbiety zatrzymał się nad Jordanem, tam jak pamiętamy, udzielał chrztu nawrócenia. Tu ciekawostka lingwistyczna: grecki termin baptidzo tłumaczony na polski jako chrzest, znaczy: zanurzać, wkładać pod wodę (tak niegdyś udzielano chrztu) ale również stosowano ten termin wówczas, gdy mówiono o zatopieniu nieprzyjacielskiego statku. Można zatem powiedzieć, iż odejść od grzechu, to znaczy zatopić go w obmywającej mnie Bożej miłości.
Jednak rodzi się pytanie o sposób, jaki miałby usprawnić człowieka w walce z grzechem, który zakrada się do życia na szereg przemyślnych sposobów.
Przede wszystkim trzeba nam porządku: zarówno tego na zewnątrz, jak również i w głębokości duszy. Deficytowy to raczej dziś towar, kiedy wokół tyle zgiełku i hałasu. Tysiące informacji, odgłosów i komentarzy, nie wszystkie przemyślane, sprawiedliwe i prawdziwe. Może zatem potrzeba nam skorzystać z pustyni, która od zawsze jest kojarzona jako szczególne miejsce spotkania człowieka z Bogiem. Pustynia modlitwy, stanięcia z dala od gwaru świata. Takim praktycznym wyborem pustyni może być chociażby pielgrzymka piesza na Jasną Górę, czy wyprawa wakacyjna szlakiem polskich sanktuariów. Wsłuchując się w głos Boga znacznie łatwiej o zachowanie opanowanych i sprawiedliwych sądów na temat tego, co wokół. Łatwiej również o zdecydowanie w działaniu, które wypływając z Bożego źródła daje człowiekowi wyrazistość przekazu w myśli i w działaniu. A wtedy już dużo krótsza droga, by stać się sługą niezłomnym Bożej Prawdy.
Kiedy nadszedł czas rozwiązania dla mamy, wówczas musiałem opuścić jej pokój. Dopiero po narodzinach siostry mogłem na moment wejść, by ją zobaczyć. Po kilku latach dowiedziałem się, że tata musiał być blisko pokoju gdzie następował poród, bo kiedy dziecko przyszło na świat musiał je powitać. Jeszcze przed umyciem malucha, zobowiązany był nakreślić kciukiem na jego czole znak krzyża świętego i wypowiedzieć słowa „W imię Ojca i Syna I Ducha Świętego. Witamy cię córeczko w naszej rodzinie. Niech Matka Boża Ostrobramska ma cię w swojej opiece. Sam kardynał ofiarowany został MB Ostrobramskiej, kiedy ukończył 5 rok życia. Działo się to ponad 80 lat temu. Dziś, kiedy mamy tak wiele udogodnień typu: szkoły rodzenia, czy rodzinne porody; kiedy na salach porodowych pojawiają się flesze aparatów, i delikatny szum kamer rejestrujących narodziny nowego człowieka; jak często da się zaobserwować wyrazistość chrześcijańskiej postawy ojca, matki i wszystkich innych towarzyszących temu zdarzeniu?
Liturgia dzisiejszej niedzieli objawia nam przyjście na świat jednej z tych postaci NT, która dziś z cała pewnością – w dobie lustracji – zyskała by miano „sługi niezłomnego”. Wielu ze środowiska Jana Chrzciciela pytało często: kimże będzie to dziecię? Ewangelista nie zatrzymuje się zbytnio nad ową kwestię. Notuje tylko tyle: (…) ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem, a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem. Z lektury Ewangelii wiemy, jakie kształty przybrała działalność Patrona dnia dzisiejszego: piętnowanie zła, układów, wezwanie do nawrócenia. Był człowiekiem tak wielkiego formatu i autorytetu, iż sam król Herod po prostu się go bał. Potrafił zatem Jan, współpracując z łaską Bożą poruszyć nawet najbardziej arystokratyczne sumienia. Syn Zachariasza i Elżbiety zatrzymał się nad Jordanem, tam jak pamiętamy, udzielał chrztu nawrócenia. Tu ciekawostka lingwistyczna: grecki termin baptidzo tłumaczony na polski jako chrzest, znaczy: zanurzać, wkładać pod wodę (tak niegdyś udzielano chrztu) ale również stosowano ten termin wówczas, gdy mówiono o zatopieniu nieprzyjacielskiego statku. Można zatem powiedzieć, iż odejść od grzechu, to znaczy zatopić go w obmywającej mnie Bożej miłości.
Jednak rodzi się pytanie o sposób, jaki miałby usprawnić człowieka w walce z grzechem, który zakrada się do życia na szereg przemyślnych sposobów.
Przede wszystkim trzeba nam porządku: zarówno tego na zewnątrz, jak również i w głębokości duszy. Deficytowy to raczej dziś towar, kiedy wokół tyle zgiełku i hałasu. Tysiące informacji, odgłosów i komentarzy, nie wszystkie przemyślane, sprawiedliwe i prawdziwe. Może zatem potrzeba nam skorzystać z pustyni, która od zawsze jest kojarzona jako szczególne miejsce spotkania człowieka z Bogiem. Pustynia modlitwy, stanięcia z dala od gwaru świata. Takim praktycznym wyborem pustyni może być chociażby pielgrzymka piesza na Jasną Górę, czy wyprawa wakacyjna szlakiem polskich sanktuariów. Wsłuchując się w głos Boga znacznie łatwiej o zachowanie opanowanych i sprawiedliwych sądów na temat tego, co wokół. Łatwiej również o zdecydowanie w działaniu, które wypływając z Bożego źródła daje człowiekowi wyrazistość przekazu w myśli i w działaniu. A wtedy już dużo krótsza droga, by stać się sługą niezłomnym Bożej Prawdy.