Dziekuje, Gregoriano.
Mysle, ze stuprocentowych ateistow nie ma w ogole. Ale ci, co sa, maja dostatecznie duzo procentow i dostatecznie skuteczne metody indoktrynacji, zeby mnozyc sie w zastraszajacym tempie. Mieszkam w Brandenburgii, i tu ateizm jest powszechny. Naturalnie, to spadek po NRD, ale zauwaz, ze w niejednym kraju (np. w Finlandii) ateisci stanowia wiekszosc, a w wielu stanowia znaczna czesc spoleczenstwa. Zauwazyc mozna niepokojaca tendencje: im wyzsze wyksztalcenie, tym wiecej ateistow. Koreluje sie to niekoniecznie wprost, bo i przez dobrobyt, ale jednak i u nas latwiej znalezc ateiste wsrod wyksztalconych niz wsrod ludzi prostych. A poniewaz nawet prosty czlowiek widzi, ze dzieki rozwojowi nauki zyje sie nam coraz lepiej, to biorac pod uwage fakt, ze to ateisci przywlaszczyli sobie "naukowosc" jako symbol i "uzasadnienie" swojego swiatopogladu, nie wolno nam dluzej uspokajac sie, ze "tych ateistow nie jest az tak wielu".
Jesli nie obalimy mitu "naukowosci" ateizmu, to znajdziemy sie na rowni pochylej: co swiatlejsi ludzie beda uciekali od wiary w Boga, i ucieczka ta bedzie nastepowala coraz szybciej. Bo im mniej bedzie wsrod nas ludzi zdolnych do obrony (tak, mowie o obronie, nie o ewangelizacji) naszej wiary, tym szybciej zwykli ludzie beda przechodzili na strone "niewiary" i tym czesciej beda pociagali za soba i tych naszych potencjalnych obroncow. Oraz im mniej intelektu bedzie u nas, tym mniejsza bedziemy mieli sile przyciagania dla inteklektu, i tym latwiej bedzie od nas oderwac ludzi myslacych. W koncu wiara w Boga stanie sie luksusem elit intelektualnych (bo te mysla samodzielnie) i domena ledwo myslacych (bo ci beda najdluzej trzymali sie tradycji i tych nadal bedzie najlatwiej skusic byle jak sformulowanymi obietnicami nagrody po smierci). A co sie stanie z reszta?
Naturalnie, wiara Bogu to rzecz absolutnie niezbedna do tego, by nie tylko powstrzymac lecz i odwrocic te niekorzystna tendencje. Najzwyczajniej w swiecie, potrzebna nam jest ROWNOWAGA pomiedzy intelektem, wiara, nadzieja i miloscia. Kiedys intelekt nie byl taki wazny, bo nie odgrywal wiekszej roli w zyciu spoleczenstwa i jego autorytet byl taki sobie, bardziej estetyczny niz praktyczny. Wiara, nadzieja i milosc niemalze wystarczaly (niemalze, ale nie calkowicie - toz Tomasz z Akwinu nie bez powodu wzial sie za konstruowanie spojnej teologii i integrowanie owczesnej wiedzy filozoficznej w system pozwalajacy rozumowo zaakceptowac prawdy wiary). Dzis czasy sie zmienily i intelekt wyrasta na glowny autorytet. Bez rownie silnej wiary, nadziei i milosci staje sie on - jak pisal Pawel w Hymnie do Milosci - tylko cymbalem brzmiacym. Ale brzmi on na tyle glosno, ze jesli i my nie bedziemy umieli na tych pogardzanych cymbalkach grac, to zostaniemy zagluszeni i zdeptani.
Wiem, "bramy piekla go nie przemoga"

Trzeba wiec wziac sie do roboty, bo to my jestesmy tymi, do ktorych nalezy wykonanie tego proroctwa!
Zdrowko -- wuj leniwy zboj
PS. Jaki z tego moral? Ano, mysle, ze na poczatek kazdy z nas powinien pamietac, ze:
- ani ateizm ani wiara w Boga nie maja zadnego oparcia w nauce;
- ale tylko wiara w Boga ma oparcie w ludzkiej osobowosci;
- dlatego kazdy swiatly i dojrzaly emocjonalnie czlowiek bedzie wierzyl w Boga;
- ewangelizacja jest wiec dzis polaczeniem edukacji intelektualnej i uczuciowej.
A jesli gdzies w dyskusji z jakims ateista pojawia sie trudnosci i wrazenie, ze ow "niewierzacy" oponent znalazl argumenty przeciwko tym stwierdzeniom, to jestem do dyspozycji

Moze to brzmi pyszalkowato, ale faktem jest, ze jeszcze nie spotkalem takiego ateisty, ktory by mi "podskoczyl". A ateistow spotkalem juz wielu...