Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net

Pełna wersja: Pytanie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam wszystkich,

Chciałbym się Was moi drodzy zapytać co sądzicie o takiej sytuacji, o której niedawno przy okazji spotkania przypomniała mi moja koleżanka i od tego momentu jakoś nie daje mi to spokoju:

Jakieś 6-7 lat temu, kiedy jeszcze uczęszczałem do liceum, lekcje religii prowadził z nami franciszkanin. Bardzo sympatyczny człowiek, otwarty na wszelkie nasze pytania, dobry katecheta i organizator, którego niezwykle miło wspominam. Zorganizował nam wspólny "szkolny" wyjazd do Krakowa podczas wizyty B16 w Polsce. Tuż przed tym jednak w ramach prowadzonej wówczas jakiejś katolickiej akcji (nie pamiętam niestety kto był pomysłodawcą) przyniósł na zajęcia swego rodzaju petycję/deklaracje pod którą wiele osób się podpisało, w tym ja. Dotyczyła ona wszelkiego rodzaju używek i narkotyków. Osoby, które się pod tym podpisały zobowiązywały się do unikania tego typu zachowań a to "umartwienie" miało być nazwijmy to "darem" w jakiejś intencji czy coś takiego, a sama petycja z podpisami miała być dostarczona w darach samemu B16 podczas Mszy na Błoniach. My, wówczas młodzi ludzie, napełnieni radością tej chwili poprzedzające wspólny wyjazd, prawdę mówiąc nie do końca chyba zdawaliśmy sobie sprawę z tego typu decyzji. Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu i widząc jak ci wszyscy młodzi ludzie aktualnie żyją zastanawiam się nad ważnością tego typu deklaracji z perspektywy wiary (grzechu (!?) powstałego wskutek złamania owej deklaracji). Sam póki co nie złamałem tego zobowiązania, jednak nurtuje mnie pytanie czy mieliśmy prawo dokonać tego typu decyzji w tak młodym wieku i czy nie było to trochę wymuszenie ze strony katechety? To jednak decyzja, którą aktualnie prawdę mówiąc chyba bym się nie podjął, ponieważ już jako osoba dorosła zdaję sobie sprawę z tego jakie jest zagrożenie nawet przypadkowego złamania dość poważnej moim zdaniem deklaracji. Co o tym sądzicie? Czy ta podpisana deklaracja nadal zobowiązuje? Czy tak młode osoby miały świadomość na co się zobowiązują? Co z tymi, którzy pomimo tego że podpisali ją niejednokrotnie ją złamali? Jak to się ma do naszej wiary i moralności? Liczę na sensowne odpowiedzi, które pomogą mi poukładać sobie to w głowie.

Wspomniana wyżej koleżanka uważa, że ta deklaracja nieobowiązuje, ja natomiast uważam że jest chyba odwrotnie (wszakże podpisaliśmy się pod tym, a to nawet z perspektywy ludzkiego prawa cementuje umowę) i szukam argumentów których mógłbym użyć by przy najbliższej okazji wrócić do rozmowy.

Dziękuję wszystkim za ewentualne wypowiedzi,
Pozdrawiam
Piervito

/Edyt: z góry przepraszam za ewentualne błędne skatalogowanie wątku, gdyż niezbyt dobrze orientuję się w strukturze forum. Gdyby moderator mógł przenieść wątek w bardziej odpowiednie miejsce, byłbym wdzięczny Uśmiech
dobrze byłoby poznać formułę tej deklaracji, aby się jakos odnieść do niej..
(18-04-2012 14:49 )noone napisał(a): [ -> ]dobrze byłoby poznać formułę tej deklaracji, aby się jakos odnieść do niej..

to, co udało mi się znaleźć na jej temat:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/...ahaju.html
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,K...omosc.html
Na jaki okres się zadeklarowałeś? I o jakie używki konkretnie chodziło bo widzę że o narkotyki...
(18-04-2012 15:25 )Scott napisał(a): [ -> ]Na jaki okres się zadeklarowałeś? I o jakie używki konkretnie chodziło bo widzę że o narkotyki...

No w tym tkwi problem, że nie pamiętam bo to jakieś 6-7 lat temu było... Jedyne informacje jakie znalazłem to ogólny cel deklaracji, pełnej treści nie znalazłem, choć rzekomo na stronie w linku powyżej była informacja, że pełny tekst znajdował się na jednej ze stron Język Szukałem tam, niestety bezskutecznie.
a czy nie było by prościej iść z tym do spowiednika? ustaliłby ważność/termin i ewentualne zwolnienie z przyrzeczenia jeśli to jeszcze nie wygasło.
Dodam że mieszkałem jeden semestr na studiach z osobami ostro imprezującymi. I wiem że nie picie w ich obecności ma ogromną wagę. Zaraz dopytują się dlaczego, czują się nieswojo w Twoim towarzystwie, z czasem dostrzegali w tym wartość i co niektórzy przyznawali rację. Ogólnie to zmienia coś w człowieku obok, nie zostawia go obojętnym. Mowie tutaj o alkoholu, nikotyna i narkotyki po prostu szkodzą i lepiej jednoznacznie postawić kreskę do końca życia[można jak chcesz w jakiejś intencji]. Przez jedną noc w akademiku moim sąsiadem był chłopak, narkoman- ale bez pieniędzy od rodziców czasowo. Jak dostał nakupił co mógł do tego dopalaczy... I skończyło się tak że biegał od północy jak wrócił do pokoju- do rana, kiedy dziekan wyraził zgodę na wkroczenie policji do akademika.Z nożem waląc dziewczynom nim po drzwiach, a to tnąc nim sobie jezyk, a to chcąc skakać z 10 piętra, a to rozbijając na korytarzu talerze, szklanki, drąc się na całe gardło. Nie warto z tym zaczynać, po prostu.
Przekierowanie