22-08-2012, 12:21
Przejrzałem listę zagrożeń i sekt i znalazłem tego największego obecnie zagrożenia. Zatem zakładam ten temat.
Ktoś mógłby zapytać dlaczego kupowanie coraz to nowych rzeczy i usług jest złe, jeśli nie są one grzeszne?
Można by tu wiele pisać i podawać różne argumenty, ale moim zdaniem najważniejsze jest to że konsumpcjonizm pozostaje w sprzeczności z cnotą ubóstwa. Chrześcijanin powinien zadowolić się tym co konieczne do podtrzymania funkcji życiowych ciała, a resztą przekazać ubogim, nie martwiąc się o dzień jutrzejszy, bo o to zatroszczy się Bóg osobiście.
Tylko, kto tak dzisiaj czyni? Ja nie znam osobiście nikogo takiego, za to znam całe tłumy takich, którzy za najlepsze lekarstwo nas stres traktują zakupy.
A i kościół też jakoś mało o tej cnocie mówi, a jeszcze mniej praktykuje. Chociaż w porównaniu z resztą naszego przewrotnego pokolenia, to i tak całkiem nieźle wypada, co wzbudza słuszny opór mediów, których racją bytu są dochody z reklam, które to służą właśnie do promocji konsumpcjonizmu.
Nietrudno sobie wyobrazić co by się stało gdyby nagle wszyscy chrześcijanie zaczęli praktykować ewangeliczną cnotę ubóstwa. A trzeba pamiętać, że większość światowej konsumpcji przypada na kraje chrześcijańskie. Spadłaby produkcja ludzie straciliby pracę. Mielibyśmy ekonomiczny armageddon i totalny kryzys w gospodarce. Masowe bezrobocie i przestępczość.
Zatem czy wszyscy jesteśmy ofiarą konsumpcjonizmu?
I czy jest z tego jakieś wyjście, które nie spowodowałoby miliardów ofiar na całym świecie?
Ktoś mógłby zapytać dlaczego kupowanie coraz to nowych rzeczy i usług jest złe, jeśli nie są one grzeszne?
Można by tu wiele pisać i podawać różne argumenty, ale moim zdaniem najważniejsze jest to że konsumpcjonizm pozostaje w sprzeczności z cnotą ubóstwa. Chrześcijanin powinien zadowolić się tym co konieczne do podtrzymania funkcji życiowych ciała, a resztą przekazać ubogim, nie martwiąc się o dzień jutrzejszy, bo o to zatroszczy się Bóg osobiście.
Tylko, kto tak dzisiaj czyni? Ja nie znam osobiście nikogo takiego, za to znam całe tłumy takich, którzy za najlepsze lekarstwo nas stres traktują zakupy.
A i kościół też jakoś mało o tej cnocie mówi, a jeszcze mniej praktykuje. Chociaż w porównaniu z resztą naszego przewrotnego pokolenia, to i tak całkiem nieźle wypada, co wzbudza słuszny opór mediów, których racją bytu są dochody z reklam, które to służą właśnie do promocji konsumpcjonizmu.
Nietrudno sobie wyobrazić co by się stało gdyby nagle wszyscy chrześcijanie zaczęli praktykować ewangeliczną cnotę ubóstwa. A trzeba pamiętać, że większość światowej konsumpcji przypada na kraje chrześcijańskie. Spadłaby produkcja ludzie straciliby pracę. Mielibyśmy ekonomiczny armageddon i totalny kryzys w gospodarce. Masowe bezrobocie i przestępczość.
Zatem czy wszyscy jesteśmy ofiarą konsumpcjonizmu?
I czy jest z tego jakieś wyjście, które nie spowodowałoby miliardów ofiar na całym świecie?