Marku,
piszesz bardzo ciekawie o "felix culpa", to dla mnie nowe podejście do tematu - zawsze miałem wyobrażenie takie, ze Ofiara Jezusa
przybliża nas do stanu w jakim byliśmy przed buntem opisanym w Rdz - przybliża, jednak nie nie dokonuje jeszcze tu i teraz jego odzyskania. A tymczasem może być tak, że dzisiaj, tu i teraz - mam więcej niż mój pra...pradziadek Adam?
Postaram się zgłębić temat w oparciu o jakieś uznane opinie teologiczne, tymczasem wolę pozostać przy mniej wysublimowanym pojmowaniu "szczęśliwej winy", wyłożonym np. przez ks. Rogowskiego, który pisze tak:
ks.Rogowski napisał(a):Doskonale oddał to Isaac B. Singer w opowiadaniu „Grosiki na raj”: pobożny Żyd grzeszy ciężko, ale żałuje i popada niemal w rozpacz, dlatego rabin pocieszając go wyjaśnia, że właściwie to i dobrze, bo teraz Żyd będzie służył Najwyższemu bezinteresownie, nie spodziewając się żadnej nagrody, bo „kiedy Żyd traci swe przyszłe życie, zaczyna służyć Wszechmocnemu w sposób bezinteresowny, nie spodziewając się niczego w zamian”.
Stąd "felix culpa" - ułatwia ona wejście w ekonomię Łaski w miejsce ekonomii Prawa...
Marek MRB napisał(a):Cytat:On, Bóg, szuka mnie, kocha takiego jakim jestem
To Prawda - ale nie jest Jego wolą bym taki pozostał ?
Oczywiście, zgadzam się w pełni - wejście w Przymierze z Bogiem oznacza gotowość na współpracę z Łaską - na uświęcenie. Biblia jest zresztą pełna obrazów wstrząsających czasem zmian człowieka pod wpływem spotkania Boga. I takie zmiany widuje się także dzisiaj - ot np. ludzie którzy przez lata nie postawili nogi w kościele, ziali nienawiścią do księży i mieli infantylne wyobrażenie o wierze, po usłyszeniu i przyjęciu kerygmatu są gotowi codziennie spędzać godziny na kolanach przed Bogiem, a nawet wysłuchiwać tak mądrych nauk jak te napisane przez Jacka
)) I są szczęśliwi mogąc ich słuchać
Marek MRB napisał(a):Cytat: to wszystko znają biblijnie wierzący - o ile pozwoli im się na wchłanianie Biblii przynajmniej na równi z karmieniem ich doktryną!
Oooo, pojawiły się pewne zbitki słowne. Mógłbys mi wytłumaczyć 1 co oznacza - w tym gronie - określenie "biblijnie wierzący" i 2 czym różni się "doktryna" od nauki wchłanianej z Biblii ?
Oj Marku, ależ Ty jesteś wyczulony na potencjalne zagrożenia orodoksji!
Odpowiem ci przewrotnie, że dla mnie osobiście człowiek biblijnie wierzący to człowiek który
częściej sięga po Biblię niż po książeczkę do nabożeństwa - albo lepiej: który sięga po Biblię CODZIENNIE i opiera na niej swój codzienny dialog z Bogiem, najlepiej w myśl zasady "nie ma czytania - nie ma śniadania", i jeszcze że z takiego podejścia czyni swój "barometr wiary" w tym sensie, że kiedy Biblia go nuży, to potrafi dostrzec w tym symptom zaczynającego się "zepsucia" swojej wiary.
Otóż twierdzę, że znacznie lepiej jest głosić w ramach kerygmatu konieczność poznawania Biblii niż konieczność koszystania z sakramentów. Zanim się zgorszysz, dodam, że wynika to z mojego głębokiego przekonania o błędności wyrażonego przez Ciebie przekonania, jakobyśmy mieli w Polsce do czynienia z reewangelizacją a nie ewangelizacją pogan.
Dodam też, że były czasy, kiedy Kościół nie bał sie katechumenatu trwającego kilka lat! - zanim dopuszczono do chrztu i innych praktyk, w czasie tego katechumenatu ludziom gotowym już na przyjmowanie nauczania objaśniano sens tego, co praktykuje się w Kościele.
I muszę tez powiedzieć, że poznawanie Biblii w uczciwy sposób jest GWARANCJĄ tego, że człowiek zacznie korzystać z pełni środków jakie stawia mu do dyspozycji Kościół katolicki. To dlatego wolę kierować ku Biblii niż ku sakramentom. Pozostaje tylko troszczyć się o tą uczciwość jej poznawania.
Mam nadzieję, że zawarłem w swojej wypowiedzi odpowiedź na twoje dwa pytania.
+ + +
Pozostaję niezmiennie przy swoim stanowisku: światu potrzeba zwięzłego kerygmatu głoszonego przez świadków wiary - i mądrej katechezy głoszonej przez nauczycieli tym, którzy kerygmat przyjmą i nawrócą się, otwierając swoje uszy na naukę. Robudowane propozycje głoszenia nauczań nie powinny być mieszane z kerygmatem, bo rodzi to nieporozumienia. Kerygmat jest ponadwyznaniowy i sprowadza się w istocie do wołania, że "Jezus żyje" ze wszystkimi tego implikacjami (o których można sobie poczytać w Biblii, szkoda że rzadziej doświadczyć ich w naszyh parafiach...).
Po głoszeniu kerygmatu zaczyna się czas budowania wiary - różnie realizowany w różnych denominacjach, przy czym ja osobiście wierzę, że najpiękniejszą z możliwych budowlą jest ta, którą mamy dostępną w naszym Kościele a o innych prawda odsłoni się kiedyś (1 Kor 3:12).
Inaczej będą te nauka i katechezy przyjmowane dokładnie tak, jak w przywołanym tutaj opisie z J 6:53 przez Żydów - chyba nikomu na tym nie zależy, prawda?
Pozdrawiam