Dobra sluchajcie ludzie jak narazie nie bede mugl z wami podyskutowac poniewaz mam swoje Bardzo wazne sprawy Prosze was o modlitwe o spokojna dusze i kontrole nad moim gniewem zebym niepozwolil sie poniesc emocja i zebym nikomu niezrobil czasami krzywdy. Prosze was o to.
dzieki
Emari napisał(a):Kiedy się poddać? Nigdy. To jedyna odpowiedź człowieka wierzącego. Bóg nigdy z nikogo nie rezygnuje. Jeśli nie da się dyskutować trzeba modlić się i pościć
Chodziło o poddanie się tego typu, żeby nie aranżować rozmowy, jeśli zawsze prowadzi do kompletnie odwrotnych skutków, niż zamierzone... Nie mówię o przekreślaniu człowieka...
Nie wiem, co masz na myśli o "stylu prozelickim"
A miałam na myśli to, że ta osoba jest na etapie kompletnego buntu i rozmowa z nią na temat jej postępowania i Boga prowadzi do tego, że na złość bardziej się pogrąża... i chodzi mi o to, czy nie lepiej w tym momencie poprzestać na modlitwie za nią, bo w tym momencie moje próby doprowadzają do jej większego pogrążania się w grzechu....
Annnika napisał(a):miałam na myśli to, że ta osoba jest na etapie kompletnego buntu i rozmowa z nią na temat jej postępowania i Boga prowadzi do tego, że na złość bardziej się pogrąża... i chodzi mi o to, czy nie lepiej w tym momencie poprzestać na modlitwie za nią
imho, oczywiście że lepiej poprzestać na modlitwie
Witam was ponownie no widze ze niezabardzo drazycie ten temat a wiec mysle ze wszystcy zrozumieli ze nigdy nie nalezy sie poddawac!
Pozdrwaiam wszystkich niech Pan bedzie z wami!
:wink:
Bardzo ciekawe pytania, jak zwykle zresztą ze strony Anniki.
Otóż ze mną to jest tak, że mam takie rozeznanie jeszcze przed zagadaniem, czy ktoś jest choć trochę otwarty na głoszenie i wtedy warto zagaić. Ale jeśli widzę, że ktoś jest zamknięty
to szkoda czasu na próżne gadanie. Lepiej go wykorzystać na co innego.
A rozmowę należy zakończyć wtedy kiedy ewangelizowany nie chce przejść przez kolejny punkt kerygmatu.
Żadne naleganie na nic tu się nie zda.
Lepiej przyjąć zasadę, że ewangelizowany ma zawsze rację i jego percepcja rzeczywistości jest najważniejsza. :wink:
A przekonuje w procesie ewangelizacji to Duch Św. :!:
Jeśli ewangelizator próbuje przejąć jego rolę to jest to bardzo szkodliwe i zazwyczaj tylko zniechęca taką ewangelizowaną osobę na długie lata. Czyli efektem takiego nazywanego popularnie w środowisku "siania" jest tylko kolejne zranienie.
A najtrudniej jest potem taką osobę zewangelizować ponownie, która została zraniona przez natrętnego ewangelizatora.
Tak się z Wami chciałam podzielić jedną sytuacją
Jak niektórzy wiedzą, uczę w szkole, technikum, niemieckiego. Któregoś dnia na lekcje z grupy 15 osobowej przyszło 6 osób. Zaproponowali rozmowę , nie nowina
- nie chcieli tematu
1. pytanie czy Pani wywołuje duchy :?:
Odpowiadam, że nie jestem tak głupia żeby ryzykować kontaktu z demonami. Oczywiście zaraz potem wyjaśniłam o co biega. Kolejne pytania padały jak z karabinu z ust jednego chłopca. Jedno z nich, to "co było przed Panem Bogiem" skoro wszystko ma początek i koniec. Odpowiedziałam zgodnie z moimi poglądami. Chłopak zbladł, stwierdził że dzień wcześniej na religii po kłótni z katechetą wstał i głośno rzucił wyzwanie Panu Bogu, żeby Ten mu się udowodnił. Chłopak uznał, że skoro germanistka mu to wyjaśniła i go p r z e k o n a ł a jest właśnie tym znakiem od Boga.
Poprosiłam o pomoc w opiece nad mocno pogubionym i w argumentacji bardzo agresywnym dzieciakiem rzeczonego katechetę. Niestety, na religii toczy z nimi wojnę podjazdową, klasa prowokuje, mój młody rozmówca wiedzie prym + jego dwaj koledzy. Z drugiej strony ja z jego strony czuję ogromy głód Prawdy. Zaproponowałam mu kurs "Filip" w ten weekend, ale za późno mogłam mu dać zgłoszenie i coś tam w rodzinie nie wyszło, jak mniemam nie są to ludzie wierzący. Nie może iść. Ale coś w nim pękło. Mam wrażenie, że gdzieś w środku mięknie. Z drugiej strony mimo moich koleżeńskich kontaktów z katechetą nie potrafię go do chłopca przekonać. Wczoraj nazwał go "tym twoim głupim M." Straszne. Jak tak dalej pójdzie to niedługo chłopak przyniesie kartkę, że nie będzie uczęszczał na katechezę, co katechetę bardzo ucieszy.
Straszne to, ale ja czuję, że nie mogę tego rzucić. Normalnie nie mogę. A do wakacji tak niewiele czasu...
Annnika napisał(a):. Ale coś w nim pękło. Mam wrażenie, że gdzieś w środku mięknie. [...] ja czuję, że nie mogę tego rzucić. Normalnie nie mogę.
Anniko taka okazja się może nie powtórzyć trzeba do niego śmiało z kerygmatem, a potem do wspólnoty, bo jeszcze się zdemoralizuje gorzej w międzyczasie.
Mojej mamy siostra też jest nauczycielką w szkole średniej i ewangelizuje swoich uczniów, głównie przez spotkania osobiste w cztery oczy, od lat. Już całe pokolenia wychowała na ludzi, a katechetką wcale nie jest.
Nie rezygnuj... kurs Filip? Myślę, że to nie dla niego. Ja bym mu zaproponowała Szkołę Kontaktu z Bogiem.
Ja mam ochotę teraz się poddać, bo rozmawiam od niedawna z jednym gościem, który ma poglądy co najmniej dziwne, w ogóle głupoty jakieś wypisuje, nie mające związku logicznego i wynikającego z rozmowy. Nasze wypowiedzi się kompletnie rozmijają. Nie potrafię mu wytłumaczyć, że posługiwanie się wahadełkiem jest czymś bardzo niebezpiecznym, podobnie jak "dar", pochodzący rzekomo od Pana Boga, a polegający na czytaniu w cudzych myślach, takim "przenikaniu" zdaje się drugiej osoby. Moja koleżanka ma również takie zdolności. Mieszkam z nią to wiem, potrafi na przykład widzieć czyjąś "aurę". Powiedziała mi kiedyś, jak wygląda moja aura w czasie czy też moim stanie że tak powiem dobrym lub gorszym, ale ksiądz kiedyś zabronił jej tego "daru" używać (temu księdzu powiedziała coś o nim samym, co go podobno przeraziło). Ja wiem, że te zdolności bardzo zniewalają, sprawiając, że ktoś czuje się przez to wyjątkowy, może posiąść władzę nad drugim człowiekiem i przez to wyrządzić wielką krzywdę nie tylko tej osobie, ale także i sobie samemu. Nie wiem, jak rozmawiać z tym chłopakiem, gdyż żadne argumenty go nie przekonują, aczkolwiek nie wykorzystałam jeszcze wszystkich argumentów. I przekonana jestem, że on nie chce się wyrzec tych zdolności, uważając, że pochodzą od Boga. Kiedy mówię o modlitwie o uwolnienie i chęci odrzucenia tego daru zarzuca mi, że posądzam go o konszachty z szatanem. Cóż, no w pewnym sensie tak to wygląda.
aga napisał(a):podobnie jak "dar", pochodzący rzekomo od Pana Boga, a polegający na czytaniu w cudzych myślach, takim "przenikaniu" zdaje się drugiej osoby. Moja koleżanka ma również takie zdolności. Mieszkam z nią to wiem, potrafi na przykład widzieć czyjąś "aurę". Powiedziała mi kiedyś, jak wygląda moja aura w czasie czy też moim stanie że tak powiem dobrym lub gorszym, ale ksiądz kiedyś zabronił jej tego "daru" używać (temu księdzu powiedziała coś o nim samym, co go podobno przeraziło.
To już od samego mieszkania z taką koleżanką okultystką możesz mieć wiele problemów natury duchowej.
A pytałaś się jej w jaki sposób nabyła te umiejętności?