Po co w ogóle jest katecheza w szkole?
Oczywiście po to, by dzieci mogły się nauczyć religii swoich rodziców. W świetle postanowień państwa tą religią może być zarówno katolicyzm, jak i buddyzm czy kult wielkiego ogórka mzimzu.
Religia w szkołach z założenia jest przekazem wiary przodków i to jest dobre. Jeżeli ktoś pozna wiarę, w którą wrastały poprzednie pokolenia i uzna, że nie chce jej przyjąć, to zawsze ma wolny wybór - co oczywiście obserwujemy choćby po tym, że coraz więcej osób wybiera rozwód z religią.
Pytanie zasadnicze, to:
czy lepiej w szkołach państwowych uczyć religioznawstwa, czy danej religii? Osobiście mam w tym pewien interes, żeby jednak uczyć religioznawstwa. Jest to interes polegający na tym, że profil mojego wykształcenia jest właśnie religioznawczy, mimo że w zakresie teologii. Mam więc świadomość, że w pewnym stopniu zdystansowałbym ewentualnych konkurentów do potencjalnych stanowisk w szkole. Sęk w tym, że mi się do pracy w szkole wcale nie spieszy.
Być może byłoby to ciekawe rozwiązanie, gdyby szkoła "na dzień dobry" oferowała właśnie religioznawstwo, a w tych szkołach, w których rodzice wyraźnie sobie tego zażyczą (np. w formie ankiety przeprowadzonej na wywiadówkach), można zrealizować program katechetyczny z ewentualnymi poszerzonymi elementami religioznawczymi.
Po dwuletniej praktyce katechizowania w szkole mam świadomość, że wiele tematów w programie nachodzi na siebie i przez kilkukrotne powtarzanie treści staje się śmiertelnie nudnymi. Jeśli katecheza ma się opierać na "wbijaniu do łbów przez nieustanną repetycję", to wydaje mi się, że zdecydowanie nie o to chodzi. Nie chodzi w końcu o to, by zanudzić Chrystusem na śmierć.
Wprowadzenie religioznawstwa uzasadniłoby odrzucenie aktualnego dyskryminowania oceny z religii. Również w tych szkołach, w których rodzice wyraźnie i pisemnie poświadczyliby wolę katechizowania w ramach tego przedmiotu, równe traktowanie oceny z religii z innymi przedmiotami, miałoby silniejsze uzasadnienie.
Ponadto przekwalifikowanie katechetów na religioznawców, a w przyszłości utworzenie wydziałów religioznawczych z funkcjonujących już katedr nie wydaje się aż takie trudne.
Wydaje mi się, że jest to rozwiązanie, które warto wziąć pod uwagę, bo tworzy ono pewien kompromis, w obrębie którego można również wyeliminować obecne wyraźne dyskryminowanie przedmiotu religii w szkołach.
Bremes napisał(a):Po pierwsze to w szkole lekcja religii jest tylko z nazwy. To są katechezy, a nie lekcje religii.
szanowny kolega popełnił był tu wyraźną nieścisłość, ponieważ katecheza to też religia i nie należy tego mylić z religioznawstwem
proponowałbym koledze rozważyć raczej promowanie - skoro już się kolega za propagandę bierze - religioznawstwa w szkołach; wtedy kolega wyłoży problem ściślej
Bremes napisał(a):Tam się uczy tylko i wyłącznie katolickiej wiary
oczywiście - religia katolicka to religia chrześcijańska, więc spełnia definicję religii
Bremes napisał(a):Ja uważam to za coś nagannego, ponieważ ogranicza to horyzonty myślowe uczniów
a tu był palnął kolega bzdurę; jeśli ktoś nie zna religii chrześcijańskiej i douczy się o niej na katechezie, to oczywiście jego horyzonty się poszerzą o precyzyjniejszą znajomość jednej religii; ponadto, jeśli ów ktoś chce dalej rozwijać się w kierunku religioznawstwa, to nikt mu nie broni - książki i internet są powszechnie dostępne
Bremes napisał(a):Dla mnie przyjmowanie, że to akurat ja mam racje i inni się mylą, że moją religia jest jedyna i prawdziwa jest skrajnym egoizmem
Mniemanie szanownego kolegi, że kolega ma niby rację co do religii w szkołach, a katolicy jej nie mają, wydaje się równie skrajnym egoizmem. Przyjęcie jakiejkolwiek opcji światopoglądowej - również tzw. neutralności światopoglądowej - jest egoistyczne choćby wobec tych, którzy światopoglądowo nie są neutralni, a właśnie
zaangażowani - oni też mają swoje prawa, więc dlaczego niby szanowny kolega miałby im narzucać swój punkt widzenia?
Bremes napisał(a):Religia nie opiera się na faktach, a na domysłach i niepewnych źródłach historycznych
Religia chrześcijańska opiera się na faktach historycznych, a konkretnie na historycznej postaci Jezusa z Nazaretu. Opiera się nadto na źródłach historycznych, o wiele pewniejszych niż choćby źródła o Juliuszu Cezarze. Spośród udokumentowanych historycznie faktów z dziejów ludzkości życie i działalność Jezusa Chrystusa należą do najmocniej udokumentowanych.
Bremes napisał(a):Tak naprawdę wszystko jest kwestią wiary
Owszem. Każda nauka opiera się na aksjomatach, które przyjmujemy na zasadzie przekonania, że tak było i będzie zawsze, i że pewne obserwowane prawidłowości nigdy się nie zmieniają. Czy nigdy się nie zmieniają - nie wiemy.
Religia pod tym kątem nie ściemnia: wierzysz w to, albo nie wierzysz. Możesz zaufać autorytetowi Chrystusa, albo nie. W nauce natomiast zdarza się, że pod płaszczykiem "wiedzy" przemyca się wiarę w autorytet, albo ideologię nie opartą na faktach, a na światopoglądzie i jednostronnej interpretacji dostrzegalnych faktów.
Religia chrześcijańska daje więc człowiekowi większą wolność niż nauka. Kolega
nie musi wszystkiego przyjmować, dlatego że "tak jest", czyli tak, jak w nauce. Mimo że Chrystus i Jego działalność to postać znacznie lepiej historycznie udokumentowana niż wspomniany Juliusz Cezar, to jednak jeśli kolega nie chce, to nie uwierzy - wybór należy do kolegi. Albo kolega uzna to za prawdę, albo uzna to za kłamstwo. Co do Cezara nikt koledze takiego wyboru nie daje.
Bremes napisał(a):Dlatego dla mnie tyle samo prawdy jest w katolickiej religii co np. w Judaizmie lub Islamie
Dla kolegi i wielu współczesnych osób zapewne tak. Niemniej ważne są obiektywne fakty, a nie opinie. To, że pół miliarda ludzi będzie twierdzić, że następnym dniem po wtorku jest niedziela nie zmieni faktu, że po wtorku jest środa. Działa to oczywiście w obydwie strony.
Dlatego zawsze kolega stanie przed wyborem: czy Chrystus i Jego Kościół nauczają prawdy czy kłamią.
Tego wyboru nie ma sensu się obawiać. Dokonuje go każdy, kto reflektuje nad chrystianizmem i właściwie nad każdą inną rzeczywistością do której przyjęcia nie mamy większej pewności niż moralną.
Bremes napisał(a):Teraz religia w szkole. Jak byłem w pierwszej klasie gimnazjum to uczył mnie super ksiądz. Miał podejście do młodzieży. w drugiej klasie już była porażka. Uczył nas katecheta, który kompletnie nie zna się na uczeniu. Prywatnie był super, można pogadać jakoś normalnie, jak go spotykałem w kościele. Ale lekcje prowadził koszmarnie.
nie każdy katecheta jest super, nie każda polonistka jest genialna, nie każdy matematyk to urodzony nauczyciel
ludzie są różni, taka już nasza rzeczywistość...