Było do przewidzenia. Sąd oczywiście chciał się przypodobać "postępowcom", stwierdzając, że profanacja Biblii to "rodzaj sztuki".
Bo najłatwiej jest uderzyć w chrześcijaństwo. Bo chrześcijanin za sprofanowanie religii nie utnie ci głowy, nie wysadzi się w powietrze przed twoim domem, nie zamorduje dziesiątek niewinnych ludzi - a co najwyżej trochę "pomantyczy", ewentualnie założy sprawę w sądzie, której i tak nie wygra - bo przecież nabijanie się religii jest dziś takie modne, takie "cool" - oczywiście mówiąc "religia" mamy na myśli "chrześcijaństwo". Nabijanie się z islamu czy broń Boże z judaizmu to już jest "mowa nienawiści" i "rasizm".
A sam Darski jest niekonsekwentny - i to w dwójnasób.
Raz - skoro twierdzi że religia zniewala, niszczy osobowość ludzką, jest nietolerancyjna - dlaczegóż nie uderzy w islam? W końcu islam jest o wiele bardziej rygorystyczny i zabójczy niż chrześcijaństwo. Tyle, że zniszczenie Koranu na scenie pociągnęłoby za sobą o wiele gorsze reperkusje niż sprawa w sądzie, zrozumiałe, że Darski się tego boi.
Dwa - Darski określa się jako "satanista" - a w końcu satanizm to też jest jakaś religia, ma swoje zakazy i nakazy...
Współczuję jedynie fanom zespołu Behemoth - dotychczas byli dumni że ich idol nie bawi się w komrecję, nie brnie w szołbiznesowe bagienko - a tu masz babo placek