AUTOR : brat Szymon Janowski OFMCap
bł. Honorat Koźmiński – od ateisty do założyciela zgromadzeń zakonnych
Wacław Koźmiński miał szczęście – urodził się w nieźle sytuowanej rodzinie, w roku 1829; był to czas kiedy Polska była rozerwana między trzech zaborców, czas bardzo niespokojny z powodu zrywów niepodległościowych i ciągłych represji ze strony okupantów. Matka Wacława – Aleksandra – dbała o dom i dobre wychowanie swoich dzieci, jego ojciec, Stefan, był nadzorcą budowlanym, miał więc znajomości i pieniądze. Dzięki temu Wacław po ukończeniu szkoły podstawowej w Białej Podlaskiej mógł rozpocząć naukę w płockim gimnazjum. Zamieszkał na stancji. Wychowany w wierzącej rodzinie, z zaszczepionym chrześcijańskim systemem wartości młody Wacław staje w obliczu samodzielnego życia, z dala od rodziców.
Czas buntu Wacława zbiega się z rozpoczęciem architektonicznych studiów w Warszawie oraz śmiercią jego ojca. Koźmiński miał przejąć po ojcu posadę okręgowego budowniczego, w obliczu śmierci ojca staje się to praktycznie nieosiągalne. Wacław pozostaje więc w beznadziejnej sytuacji – kompletny kryzys wiary oraz bunt przeciwko Bogu i wyniesionej z domu wierze, utrata ojca, a więc jednocześnie nadziei na sensowne zarobki w pracowni architektonicznej po studiach.
W kwietniu 1846 Koźmiński zostaje aresztowany. Dlaczego? Tego właściwie nie wiadomo. Carska policja rozpoczęła masowe aresztowania inteligencji z obawy przed rozpoczęciem powstania. Do więzienia zresztą nie było trudno trafić – wystarczył cień podejrzeń, a lądowało się w najcięższym areszcie. Wacławowi nigdy nic nie udowodniono, nie przeszkodziło to jednak by znalazł się w X pawilonie Cytadeli w Warszawie – najcięższym ówczesnym więzieniu, przeznaczonym dla więźniów z wyrokiem śmierci. Warunki były nieludzkie – cele były bardzo ciasne, zatłoczone, miały tylko małe okienko pod sufitem. Więzień był poddawany brutalnym przesłuchaniom, oprócz tego cierpiał głód, przechodził wiele chorób.
11 miesięcy spędzonych w Cytadeli to przełomowy okres w życiu wiary Wacława. Religijny kryzys Koźmińskiego osiągnął szczyt. Z pewnością wpłynęły na to aresztowanie, które właściwie oznaczało wyrok śmierci, w najlepszym przypadku dożywocie lub zsyłkę w głąb Rosji, brak nadziei, załamanie. Wacław wiele lat później tak opisze swój stan w czasie uwięzienia: „(…) gdy byłem uwięziony, trwałem w uporze, a gdy mnie ściślej zamknięto, zamiast się upokorzyć, to wtedy wspomniałem Bogu, aby Mu wyrzuty robić, że mnie nie ratuje, (…) bluźniłem przeciw Bogu i w tym bluźnierstwie straciłem rozum, wpadłem w obłąkanie i trzy tygodnie w przeraźliwych krzykach dzień i noc zostawałem. Więc byłem już w paszczęce szatana, który już był pewny swej zdobyczy.” Prawdopodobnie młody więzień był trawiony bardzo wysoką, wyniszczającą, gorączką, być może był to początek tyfusu. Dochodziła do tego rzeczywistość wielkiej walki duchowej, którą toczył Koźmiński. Ostatnie słowa przed utraceniem przytomności były wyrzutem człowieka rozgoryczonego i bezradnego: „Toś ty jest Bóg?!”. Po trzech tygodniach przez zastosowanie wstrząsu – „dano mi takie lekarstwo straszne, że albo śmierć, albo uzdrowienie miało nastąpić” – wyprowadzono Wacława ze stanu gorączkowego otępienia.
W tym czasie matka Wacława przeprowadza się do Warszawy. Mimo znajomości nie może w żaden sposób pomóc synowi. Codziennie pojawia się pod bramą Cytadeli, żeby zdobyć choć strzępek informacji o swoim synu. Słyszała opętańcze krzyki Wacława, lekarze stwierdzali, że ma chorobę psychiczną. Aleksandra wbrew nadziei wierzy jednak, że jest możliwy ratunek dla jej syna – modli się o to nieustannie.
Dzień 15 sierpnia 1846 staje się przełomowym momentem w życiu Wacława. Tego dnia Koźmiński doznaje tajemniczej wizji, powie wiele lat później, że Jezus przyszedł do jego celi i przyprowadził go do wiary, obdarował nowym życiem. Wacław z walczącego ateisty staje się człowiekiem wierzącym. Nie wiemy właściwie niczego więcej na temat tej tajemniczej wizji. Kilka miesięcy później będzie miało jeszcze jedno nieprawdopodobne wydarzenie – Wacław zostaje uniewinniony i opuszcza więzienie. Podobno po swoim nawróceniu rozmawiał z więźniami tylko na tematy związane z wiarą, w ten sposób został uznany za chorego psychicznie fanatyka i w konsekwencji wypuszczony na wolność.
Po wyjściu z więzienia rozpoczyna zupełnie nowe życie – wreszcie jest szczęśliwy, odnalazł i pokochał Boga, Którego kilka miesięcy wcześniej zawzięcie nienawidził. Podejmuje na nowo przerwane aresztowaniem studia. Prowadzi surowy tryb życia, głównie ze względu na brak dochodów. Wreszcie odczytuje w sobie powołanie, dzieje się to po spowiedzi u warszawskich kapucynów. Od tej pory, pociągany głosem powołania, nie myśli o niczym innym, jak zostaniu zakonnikiem. Rok czasu trwa duchowa walka i dokładne rozeznawanie powołania. W wieku 19 lat, w roku 1848, rozpoczyna zakonną formację, przyjmuje imię Honorat.
Zakonne życie ojca Honorata Koźmińskiego jest fascynującą historią człowieka, który bezgranicznie zaufał Bogu, który Boże wezwanie do świętości potraktował bardzo poważnie i konsekwentnie realizował swoje powołanie. Jego droga była bardzo trudna – ojciec Honorat narzuca sobie bardzo surowy tryb życia, pracuje ok. 19 godzin na dobę, czas ma dokładnie zaplanowany. Oddaje się duszpasterstwu. Po skasowaniu przez władze carskie klasztoru warszawskiego wraz z braćmi przenosi się do Zakroczymia. Nikt nie ma wątpliwości, że działania zaborców zmierzają do likwidacji wszelkich przejawów życia zakonnego na okupowanym terenie. W Zakroczymiu ojciec Honorat rozpoczyna dzieło zakładania ukrytych zgromadzeń zakonnych – fenomenu w skali ówczesnego Kościoła. Z Zakroczymia zakonnicy zostają znów przeniesieni – tym razem do Nowego Miasta nad Pilicą. Klasztor nowomiejski miał stać się grobem polskich kapucynów – władze zakazały przyjmować nowicjuszy, a w klasztorze pozostali już tylko starzy i schorowani bracia. Mimo braku jakiejkolwiek nadziei na poprawę sytuacji – nie tracą wiary, pogody ducha. Miejscem duszpasterskiej działalności Honorata staje się słynny konfesjonał-szafa. Przez jego kratki kieruje ukrytymi zgromadzeniami, zakłada nowe, spowiada tysiące ludzi, którzy ściągają do niego nieraz z wielkich odległości. Władze carskie nieustannie podejrzewają ojca Honorata o wywrotową działalność, o kierowanie nielegalnymi stowarzyszeniami, stąd ciągłe rewizje i przesłuchania sędziwego zakonnika.
16 grudnia 1916, po 87 latach życia, z czego 68 w zakonie, ojciec Honorat odchodzi do Pana. Umiera w opinii świętości, co potwierdził JP2 beatyfikując go w 1988 roku. Nawrócenie i nowe życie błogosławionego ojca Honorata jest świadectwem na to jak blisko człowieka jest Bóg. Bóg, Który bezgranicznie kocha człowieka, nawet wtedy gdy ten Nim gardzi. Bóg, Który potrafi przemienić ludzkie serce. Bóg, Który chce, żebyś Ty również był święty.