– Policjanci w województwie lubelskim nie zatrzymali ani jednego pijanego kierowcy – zaczyna wieczorne wydanie wiadomości prezenterka. – Dobry wieczór, jest ósmy września, zapraszam na wydarzenia dnia.
A potem byłoby… podobnie. – W Warszawie nastolatka pomogła przejść przez pasy staruszce, choć kobieta wcale jej o to nie prosiła. Dziś nikt nie zginął na drogach, bo kierowcy przestrzegają przepisów i nawet fotoradary przestały być potrzebne – mówi dalej z uśmiechem sympatyczna pani. No bo jak się nie cieszyć, skoro nikomu nie stała się krzywda, a policjanci w porę złapali poszukiwanego przestępcę?
Wizja idealnego świata jest odrobinę przerażająca, ale też niemożliwa do spełnienia. Nie znikną nagle wypadki, pożary, katastrofy, powodzie. Ta naturalna kolej rzeczy musi trwać, ale… Czy wszyscy muszą złe wiadomości powtarzać i nagłaśniać? Dlaczego zła wiadomość sprzedaje się lepiej niż dobra?
A los kpi…
10 lat temu grupa skupiona w środowisku Salonu 101 postanowiła coś zmienić. Chcieli 8 września ustanowić Dniem Dobrej Wiadomości. Pomysłodawcy podkreślali: „jesteśmy cywilizacją informacji i często gubimy się w natłoku informacji. Wybieramy to, co wyraziste. A to, co wyraziste, oznacza często – drastyczne. Przyzwyczailiśmy się, że dobra wiadomość jest żadną wiadomością. Odbudujmy wspólnie pełną wizję świata, gdzie obok złej wiadomości znajdzie się miejsce dla dobrej wiadomości. Nie twierdzimy, że złych, trudnych wiadomości nie ma. Pragniemy szukać dobrych wiadomości”.
Szczytny cel, założenia też jak najbardziej ambitne. Być może coś by wynikło z tej inicjatywy, gdyby nie kaprys historii. Trzy dni później, 11 września, samoloty uderzyły w nowojorskie World Trade Centre. Media nie mówiły o niczym innym. Płonące wieże, ludzie skaczący z wysokości, łzy bólu i rozpaczy, przerażenie w oczach całego świata.
Nuda!
Uratowany kotek, kolejna droga krajowa bez dziur albo brak korków na granicy. Takie informacje, powtarzane codziennie, bardzo szybko by nas znudziły. Dlaczego? Bo dobra informacja to żadna informacja. Ale czemu w takim razie nie nudzą nas te złe? Że znowu ktoś zginął, było ileś wypadków, a jeden polityk skompromitował drugiego? Skąd taka popularność tabloidów, które na pierwszych stronach albo pokazują zwłoki, albo się z kogoś głośno wyśmiewają? Tak, najlepiej sprzedają się właśnie takie gazety. Nie te ambitne, prezentujące poglądy światłych umysłów czy osiągnięcia ludzi, którzy swoje życie poświęcili na naprawianie świata. – Jestem w stanie zrozumieć, że ludzi interesują tragedie i chcą o nich poczytać – mówi Anna, kasjerka jednego z supermarketów w Białej Podlaskiej. – Chcą kupić gazetę, przejrzeć ją i się dowartościować, że ich życie nie jest takie złe, to ok. Ale jeśli kupują dziesięć gazet, a każda na okładce prezentuje tę samą osobę, opisuje tę samą tragedię, tego już nie rozumiem. To chyba jakaś choroba – zastanawia się.
Taka natura
– Złe informacje zazwyczaj wywołują więcej emocji, przez co są bardziej interesujące – tłumaczy nasze zachowanie psycholog Anna Białous. – Rodzą emocje, takie jak np. strach, złość, nienawiść lub współczucie. Kiedy oglądamy ludzkie tragedie, „cieszymy się”, że to nie nam sie przydarzyło, że jednak mamy lepiej, że ominęło nas takie nieszczęście – dodaje.
To prawda: dobre wiadomości są zazwyczaj mniej ciekawe. Tak jak książka, w której nic się nie dzieje, a bohater nie zmaga z przeciwnościami losu, jest po prostu nudna i trudno dobrnąć do końca. – Podobny efekt występuje w przypadku pisania powieści czy scenariuszy filmowych – przyznaje A. Białous. – Bez elementu tragedii, nieszczęścia opisana historia byłaby nużąca – kwituje.
Jednak tragedia i związana z nią sensacja czasem ma swoje plusy. Jakie? – Złe informacje przyciągają uwagę odbiorców, ponieważ są rodzajem ostrzeżenia przed potencjalnym zagrożeniem, czasami okazją do tego, aby zapobiec podobnemu nieszczęściu, jeśli wiemy, jak do niego doszło – wyjaśnia Anna Białous. Temu ma służyć np. pokazywanie wypadków drogowych. Tylko czy w zalewie złych informacji, jakie docierają do odbiorców, odnajdujemy ich przesłanie? Czy jadąc 120 km/h, przy ograniczeniu do 90 km/h pomyślimy o wypadku, który wczoraj pokazywano w wieczornych wiadomościach?
jag
Echo Katolickie 36/2010
RAMKA
Powiadają, że żyjemy w upadku, zapaści, zacieraniu się wrażliwości moralnej, w czasach rozpadu społecznego. Czyż media nie dają nam takiego właśnie obrazu rzeczywistości? Dramat, sensacja, przemoc i patologia stały się ich głównym towarem. Odbiorcy są ciągle nienasyceni. Nienasyceni koszmarem. Szukają mocnych doznań, pragną ostrych wrażeń. Czyżby zapomnieli, że destrukcja i dramat to nie jest ostateczna i podstawowa wizja świata?
z przesłania Salonu 101