NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Śmierć… i co potem?

Autor: Ks. Józef Kudasiewicz

zdjecieNa cmentarzu katedralnym w Kielcach obok dzwonnicy znajduje się płyta z grobu pierwszego rektora kieleckiego Seminarium Duchownego księdza Karasia. Na płycie widnieje lapidarny napis łaciński: Hodie mihi – cras tibi – dzisiaj ja (żegnam ten świat), jutro ty. Napis ten przypomina, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, wszyscy jesteśmy skazani na śmierć. Od skazanych na śmierć przez ludzkie trybunały różni nas tylko to, że oni już znają godzinę swej śmierci, a my nie znamy ani dnia, ani godziny. Jakże to mała różnica! Wszyscy jesteśmy w drodze na cmentarz, podobni do wielkiego tłumu, który w listopadowej mgle, w święto zmarłych, idzie na groby swych bliskich. Śmierć… i co potem?


Kultura śmierci

Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji Ecclesia in Europa, charakteryzując współczesną kulturę Europy, nazywa ją „kulturą śmierci”. Źródłem takiej kultury jest coraz bardziej rozpowszechniony agnostycyzm religijny związany z pogłębiającym się relatywizmem moralnym i prawnym, który jest następstwem zagubienia prawdy o człowieku jako fundamencie niezbywalnych praw. Kultura taka rodzi lęk przed przyszłością i niepewność jutra.

Wielu jest takich, którzy sądzą, że śmierć jest końcem, że nie ma przyszłego życia… Wystarczy zajrzeć do współczesnej literatury, zapoznać się z badaniami socjologów. Bohater powieści Maxa Frischa, inżynier, współczesny technokrata, mówi: „Nie mogę się zgodzić na coś takiego, jak słyszenie wieczności: nie słyszę nic prócz skrzypienia piasku na każdym kroku”. A z końcowej rozmowy Doli człowieczej André Malraux pamiętamy te znamienne słowa: „Posłuchaj, May: nie dość jest dziewięciu miesięcy, trzeba sześćdziesięciu lat, żeby stworzyć człowieka, sześćdziesiąt lat poświęcenia, woli i tylu, tylu innych rzeczy! A kiedy ten człowiek dojrzeje, kiedy nie będzie już w nim śladu dziecka ani młodzieńca, kiedy naprawdę będzie człowiekiem, nadaje się tylko do śmierci”.

Polska pielęgniarka K. Cichosz, która od kilku lat pracuje w angielskich hospicjach z pewnym smutkiem obserwuje, jak Anglicy tracą wiarę w przyszłe życie („Tygodnik Powszechny” 46 (2992) z 12 XI 2006). Przez pięć lat pracowała w polskim hospicjum dla ciężko chorych dzieci. Rodzice często mieli żal do Boga, ale wspierali się, mówiąc o życiu wiecznym, o tym, co zdarzy się po śmierci. Dawało to pocieszenie im i pielęgniarkom pracującym w hospicjum. Od roku pracuje w jednym z brytyjskich hospicjów dla dorosłych, gdzie w ogóle nie mówi się o życiu przyszłym. – „Dziwiło mnie to, ale uznałam, że deklaracje to jedno, a decyzje w obliczu zbliżającej się śmierci to zupełnie co innego. Nie miałam racji. Umierający, których spotykam, w większości przypadków nie proszą o spotkanie z duchownym; nie rozmawiają o niebie, bo nieba nie ma.

Próbowałam wytłumaczyć, głównie sobie, dlaczego tak jest, trafiłam na dane, według których w 1957 roku w życie pozagrobowe wierzyło w Anglii 54 proc. społeczeństwa, w 1991 już tylko 27 %.”. Jak umierali pacjenci tego hospicjum? Większość z nich chce umierać we śnie. Dla personelu oznacza to podawanie chorym leków działających przeciwlękowo, a jednocześnie nasennie. Prośba ciężko chorego o „uśpienie” jest wyborem kogoś, kto nie spodziewa się zobaczyć niczego więcej. Oto wszystko się kończy. A przecież jego prośba nie jest prośbą o eutanazję, tylko o sen. A jak wygląda pogrzeb? „W Wielkiej Brytanii ciało zwykle przeznaczone jest do kremacji. Rodzina dostaje prochy, które może rozsypać niemal wszędzie, gdzie chce, często w miejscach, które zmarły lubił albo gdzie chciał dotrzeć. Pogrzeb to zwykle spotkanie w krematorium, podczas którego wspomina się zmarłego, jego rodzina i znajomi opowiadają historie – im śmieszniejsze, tym lepsze, a czarny nie jest kolorem obowiązującym”. Przygnębiająca, a jednocześnie groteskowa „kultura śmierci”.

Sytuacja taka budzi lęk i niesmak nie tylko w sercu polskiej pielęgniarki. W świadomości wielu ludzi, szczególnie starszych, rodzi się lęk przed przyszłością. Opuszczają tę europejską dolinę śmierci. „Obraz jutra – pisze Jan Paweł II – jest często bezbarwny i niepewny. Bardziej się boimy przyszłości niż jej pragniemy. Niepokojącą oznaką tego jest między innymi wewnętrzna pustka dręcząca wielu ludzi i utrata sensu życia. Jednym z wyrazów i owoców tej egzystencjalnej udręki jest zwłaszcza dramatyczny spadek liczby urodzeń, zmniejszenie liczby powołań do kapłaństwa i życia konsekrowanego, trudności w podejmowaniu definitywnych wyborów życiowych – jeśli nie wprost rezygnacja – również z małżeństwa” (EiE 8). Najbardziej gorzkim owocem takiej postawy jest aborcja i eutanazja.

Postawa Jezusa Chrystusa wobec śmierci człowieka

Odpowiedzią na obezwładniającą „kulturę śmierci”, strach przed przyszłością i utratą nadziei jest Jezus Chrystus: „On jest Pierwszy i Ostatni; w Nim cała historia znajduje swój początek, sens, kierunek, wypełnienie; w Nim i z Nim, w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, wszystko zostało już powiedziane. On jest Żyjący: był umarły, ale teraz żyje na zawsze” (EiE 6).

W czasie swego ziemskiego życia płakał nad śmiercią przyjaciela Łazarza (J 11,33-38), współczuł wdowie, która opłakiwała zmarłego jedynaka (Łk 7,12), wysłuchał prośbę Jaira, który z wiarą błagał o przywrócenie życia zmarłej córce (Mk 5,22-25). Płakał nad śmiercią i przezwyciężał ją, radował się życiem i przywracał je. Słusznie nazwał się „zmartwychwstaniem i życiem” (J 11,25). Przyjrzyjmy się tym gestom Jezusa, które przezwyciężyły śmierć i obdarzyły życiem.

Gdy Jezus przeprawił się na drugi brzeg jeziora Genezaret, zjawił się przed Nim przełożony synagogi – Jair: upadł do nóg Jezusa i prosił, by uratował jego umierającą córeczkę. Kiedy on jeszcze mówił, doniesiono mu, że córka umarła. Jezus słysząc to powiedział do przełożonego synagogi: „Nie bój się, wierz tylko” (Mk 5,36). Jezus przyszedł do domu Jaira, gdzie zastał zamieszanie, płacz i głośne zawodzenie (Mk 5,38). W ten sposób wyrażano żal; był to równocześnie znak bezsilności człowieka wobec śmierci. Ojciec zmarłej nie poddał się temu rytuałowi śmierci, nie ugiął się pod jej ciosem, lecz upadł do nóg Jezusa, Pana życia i śmierci. Jezus nie pocieszył go zdawkowo, jak to zwykli robić ludzie: „nie płacz, tam jej będzie lepiej; wszyscy musimy umrzeć”. Zażądał od ojca dziewczynki wiary: „wierz tylko!” Wskrzesił ją. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła. Kto wierzy w Jezusa, ten nawet nad trumną i mogiłą najbliższych dostrzeże podniesioną rękę Jezusa, który jest zmartwychwstaniem i życiem.

Wskrzeszenie młodzieńca z Nain objawia w sposób szczególny motyw miłości miłosiernej Jezusa w czynieniu znaków (Łk 7,11-17). W przykładzie poprzednim Jair na kolanach prosił Jezusa o ratowanie córki. Tu nikt nie prosi. Jezus sam dostrzega niewiastę, która jest wdową, i zmarłego, który jest jedynym synem, i do tego w młodym wieku. Objawiło się tu miłosierne spojrzenie Jezusa (dosłownie „gdy ją zobaczył”). Następnie ulitował się nad nią (splanchnidzesthai) i rzekł do niej „Nie płacz!” (Łk 7,13).

Czasownik splanchnidzomai oznacza wzruszyć się ,zlitować się (Łk 7,13; 10,33; 15,20), okazać miłosierdzie. Jest to najmocniejszy czasownik na oznaczenie miłosierdzia. Wreszciedotknął mar, wskrzesił jedynaka i oddał go matce: moc Jezusa w służbie miłosierdzia. Spotykamy tu bardzo interesującą strukturę aktu miłosierdzia Jezusa: zobaczył płaczącą matkę – miłosierne oczy, miłosierne spojrzenie; same potrafią dostrzec nędzę i biedę człowieka. Ulitował się nadnią – wrażliwe, dobre, pełne miłosierdzia serce, zdolne płakać z płaczącymi i radować się z radującymi. Dotknął się mar i wskrzesił – skuteczna pomoc, dotknięcie się biedy człowieka. Dotknięcie człowieka może tylko pomóc, natomiast dotknięcie Boga-Człowieka może uratować, obdarzyć życiem. Tylko wtedy czyn zasługuje na miano „miłosierny”, gdy czyniący dotyka biedy, nieszczęścia człowieka. Miłosierdzia nie można czynić na odległość.

Opis wskrzeszenia Łazarza św. Jan wyraźnie łączy z miłością Jezusa: Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza (J 11,5; por. 11,3). „Gdy więc Jezus zobaczył ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzieście go położyli?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!» Jezus zapłakał. Żydzi więc mówili: «Oto jak go miłował!» […] A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu […] Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał» […] To powiedziawszy, zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł…” (J 11,33-44). Mocniejsza od śmierci jest miłość. Tylko miłość Boża mocniejsza jest od śmierci i unieważnia śmierć. Słowa Jezusa mają moc przywracania do życia.

W dorobku poetyckim ks. Jana Twardowskiego znajduje się mało znany i rzadko cytowany wiersz pt. Płacz. Ktoś, kto pierwszy raz słyszał ten wiersz na wieczorze autorskim w wykonaniu ks. Twardowskiego, pisze, że autorowi przy słowach: „Jezus przy mnie płakał”, załamał się głos i wstrząsnęło nim wewnętrzne łkanie.

Marta zakrzątana obrus rozłożyła
w rosół za gorący chucha sercem studzi
mięsa nie dopiekła solić nie skończyła
nad wiarą co płacze znów się zamyśliła

Jezus wobec śmierci
a tu tyle roboty
Łazarz z grobu wrócił

właśnie talerz odsunął
– Marto mówi Marto
Jezus przy mnie płakał

 
(ks. J. Twardowski, Płacz)

Poeta w bardzo prosty i piękny sposób pokazał miłość miłosierną Jezusa, która umarłych przywraca do życia. Życie wieczne i zmartwychwstanie ewangelie nie łączą z abstrakcyjnie rozumianą nieśmiertelnością duszy, ale z wiarą w Osobę Jezusa (Jair) i z Jego miłością. Życie wieczne jest darem Boga udzielonym w Chrystusie tym, którzy wierzą i miłują: „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży” (J 3,36). Zwróćmy uwagę na wyrażenie: „ma życie wieczne” (czas teraźniejszy). Kto wierzy w Boga i Chrystusa, już teraz ma życie wieczne, już teraz przeszedł ze śmierci do życia; już tu, na ziemi, nosi w sobie prawdziwe niebo i wieczność.

Św. Augustyn pisze: „Niebem jesteś i do nieba pójdziesz”. Teologowie mówią o tzw. eschatologii zrealizowanej. Wiara, doświadczenie wiary jest już zwycięstwem nad śmiercią i przylgnięciem do Boga, który jest miłością. Eschatologię zrealizowaną już teraz na ziemi można by porównać do pączka kwiatu (np. róży, goździka), natomiast eschatologię wypełnioną w chwale do kwiatu (róży lub goździka). Jest to jednak ten sam kwiat. Inni natomiast mówią o tzw. continuum eschatologicznym (o. A. Jankowski).

Oznacza to, że nie ma ostrej granicy między tym a przyszłym życiem – ponieważ już w tym życiu uczestniczymy w dobrach „przyszłego wieku” (Hbr 6,5). To silne akcentowanie posiadania życia wiecznego już teraz dzięki wierze w Jezusa i jego miłości do nas nie wyklucza przyszłego zmartwychwstania. Mamy wyraźne teksty w Ewangelii św. Jana, w których Jezus odróżnia między życiem wiecznym, które jest darem obecnym już teraz, a między zmartwychwstaniem, które będzie rzeczywistością czasów ostatecznych: „To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,40). Nieśmiertelność ma wymiar osobowy. Człowiek nie może umrzeć, bo go Bóg miłuje w Chrystusie.


Jezus wszedł w nasze życie i naszą śmierć

Odwieczne Słowo Boże stało się ciałem, tj. człowiekiem, rozbiło wśród nas namiot (J 1,14); przyjęło naszą ludzką kondycję: głód, cierpienie, śmierć krzyżową. Dzięki temu w cierpieniu i śmierci nie jesteśmy osamotnieni i zdani na samych siebie. „Krzyż – uczy Jan Paweł II – stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem, nad tym, co człowiek, zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych, nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka, wypełnienie do końca mesjańskiego programu, który kiedyś Chrystus sformułował w synagodze w Nazarecie, a potem powtórzył wobec wysłanników Jana Chrzciciela (Łk 7,20-23).

Program ten wedle słów zapisanych już w proroctwie Izajasza polegał na objawieniu miłości miłosiernej w stosunku do ubogich, cierpiących i więźniów, w stosunku do niewidomych, uciśnionych i grzeszników” (DM 8). Tymi cierpiącymi i uciśnionymi jesteśmy my. Jezus wszedł w naszą biedę i cierpienie, by nas wspierać, jako boski Cyrenejczyk, i być blisko. „Krzyż Chrystusa przybliża nas bowiem do najgłębszych korzeni tego zła, jakie tkwią w grzechu i śmierci; w ten sposób staje się On znakiem eschatologicznym”. To, iż „zmartwychwstał trzeciego dnia” (1 Kor 15,4), stanowi końcowy znak misji mesjańskiej, znak wieńczący całokształt objawienia miłości miłosiernej w świecie poddanym złu. Stanowi równocześnie znak zapowiadający „nowe niebo i nową ziemię” (DM 8). W tym eschatologicznym spełnieniu miłosierdzie objawi się jako miłość, podczas gdy w doczesności, w dziejach człowieka, które są zarazem dziejami grzechu i śmierci, miłość musi się objawić nade wszystko jako miłosierdzie (DM 6). Jak z tego wynika, również w tajemnicy Paschy Jezusa miłość potężniejsza niż śmierć ratuje człowieka, który podlega cierpieniu, śmierci i grzechowi.

Żeby jednak dostąpić mocy tej miłości paschalnej Jezusa (J 13,1), trzeba się włączyć w ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana (Rz 6,3-11). Według św. Pawła, trzeba się „zanurzyć” w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa przez wiarę i chrzest. Chrystus stał się Zbawicielem przez krzyż, śmierć i zmartwychwstanie; zbawia przez włączenie w swoją śmierć i zmartwychwstanie. Dokonuje się to właśnie w chrzcie, przez który „zanurzamy” się w Chrystusa umierającego i zbawiającego. Stajemy się Jego członkami w tym momencie, gdy On staje się Zbawicielem, tj. w momencie śmierci i zmartwychwstania.

Aby zrozumieć tę naukę Pawła, trzeba zwrócić uwagę na dwie rzeczy: pierwsza – należy rozważyć symbolikę chrztu w znaczeniu etymologicznym jako zanurzenie, które jest symbolem pogrzebania, pochowania, a równocześnie symbolem śmierci; grzebie się bowiem ludzi umarłych. Wynurzenie następujące natychmiast po zanurzeniu było symbolem zmartwychwstania i życia. Druga prawda – trzeba przypomnieć Pawłową paralelę: Adam – Chrystus; jak Adam był ojcem i głową rodzaju ludzkiego, tak Chrystus jest również głową nowej zbawionej ludzkości. On jako „pierwociny z umarłych” (1 Kor 15,20); jako „pierwszy między wieloma braćmi” (Rz 8,29); jako pierwszy, który zmartwychwstał, ustawicznie przez chrzest przyłącza do siebie nowe członki. Zamiast nich i za nich podjął On z miłości krzyż i śmierć (2 Kor 5,14; Ga 3,13). Śmierć ta polega na śmierci grzechowi i staremu człowiekowi. Ze śmiercią tą łączy Paweł ściśle zmartwychwstanie i nowe życie.

W świetle nauki św. Pawła i św. Jana musimy inaczej spojrzeć na nasze życie, śmierć i nieśmiertelność. Nasza nieśmiertelność, zmartwychwstanie i życie wieczne wynikają z naszego związku z Bogiem żywym i z Jezusem Chrystusem, który nazwał się naszym życiem i zmartwychwstaniem. Od śmierci chroni człowieka miłość (J. Ratzinger); ona obdarza nieśmiertelnością. Św. Jan dopowiada jeszcze ważną myśl: „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci” (1 J 3,14). Żeby przejść ze śmierci do życia potrzebna jest i nasza miłość. Miłość Chrystusa obdarzająca nas nieśmiertelnością i zmartwychwstaniem winna się spotkać z naszą miłością. Rozumowanie Jana jest jasne: jeżeli Bóg nas tak bardzo umiłował i obdarzył życiem w swym Jednorodzonym Synu, to i my winniśmy się wzajemnie miłować (1 J 4,11). Wzajemna miłość ma wymiar eschatologiczny. „Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor 13,8). Eschatologiczne continuum najlepiej widać w miłości, która rozpoczyna się na ziemi i będzie kontynuowana w niebie.

* * *

Jedynym, skutecznym antidotum na ponurą „kulturę śmierci” jest Chrystus i Jego Ewangelia, dlatego w adhortacji Ecclesia in Europa Jan Paweł II wzywa współczesną Europę: „Bądź ufna! W Ewangelii, którą jest Jezus, znajdziesz mocną i trwałą nadzieję, której pragniesz. Jest to nadzieja oparta na zwycięstwie Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Chce On, by to zwycięstwo stało się twoim, dla twojego zbawienia i twojej radości. Bądź pewna! Ewangelia nadziei nie zawodzi” (EiE 121) „Dla wierzących Jezus Chrystus jest nadzieją każdej osoby ludzkiej, bo daje życie wieczne. Jest On «Słowem życia» (1 J 1,1), które przyszło na świat, aby ludzie «mieli życie i mieli jest w obfitości» (J 10,10). W ten sposób okazuje On nam, że prawdziwy sens życia człowieka nie zamyka się w horyzoncie doczesności, ale otwiera się na wieczność” (EiE 21).

Śmierć i co potem? Św. Paweł odpowiada: „[…] zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!”  (1 Tes 4,17-18).

Źródło: obecni.net.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *