NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Błogosławiony Franciszek od Jezusa, Maryi, Józefa Palau y Quer, kapłan

Błogosławiony Franciszek Palau y Quer



Dziecko przychodzi na świat

W kwietniu 1798 roku, w hiszpańskiej miejscowości Aitona, Franciszek Palau Miarnau poślubił Antoninę Quer Esteve. Byli małżeństwem bardzo młodym. W dniu ślubu Franciszek liczył 25 lat, Antonina miała ich 18. Byli ludźmi wierzącymi, na co dzień trudnili się pracą na roli. Dnia 29 grudnia 1811 roku przyszło na świat ich kolejne dziecko, ochrzczone jeszcze tego samego dnia imieniem FRANCISZEK. Było to siódme z dziewięciorga rodzeństwa.

Kajetan, najstarszy z rodzeństwa, zmarł miesiąc po narodzeniu. Drugie dziecko, Engracia, miała 11 lat kiedy urodził się Franciszek: Józef, 9 lat i Róża, 7. Antonia zmarła kiedy kończyła rok. Klara miała 2 lata.

W momencie narodzin Franciszka, jego ojciec i matka liczyli odpowiednio 39 i 32 lata. Był to okres francuskiego panowania, i tak zwany „rok głodu”. Franciszek miał trzy lata, kiedy w Hiszpanii zakończyła się wojna wyzwoleńcza. W 1815 roku na świat przyszło kolejne dziecko w jego rodzinie, Teresa. 27 marca 1818 roku narodził się najmłodszy brat Franciszka, Jan, który stał się później jego wiernym przyjacielem i uczniem do końca życia.

W tym samym roku, w wieku siedmiu lat, Franciszek przyjął sakrament bierzmowania. Wspominając ten moment, wyznał później: Do siódmego roku życia nie wiedziałem, co oznacza słowo miłość” (MR 302).

Aitona, stare centrum hrabstwa Moncada, niegdyś własność książąt Medinaceli, jest dziś miastem rolniczego rejonu Baix Segre.

Za czasów młodzieńczych Franciszka, była miastem zrujnowanym, na wskutek wojen prowadzonych z Francuzami: ograbiona, w ekonomicznej zapaści. Uprawa roli stanowiła jedyne źródło utrzymania. Pracować na roli musieli wszyscy, także kobiety i dzieci, by zastąpić mężczyzn poległych w walce.

Takie życie nie pociągało Franciszka. Lgnął do wiedzy. Był dzieckiem bystrym i inteligentnym, doskonałym obserwatorem. Lubił się uczyć, czytać książki, po wielokroć te same, poznawać i zgłębiać tajemnice otaczającego go świata i wydarzeń, których był milczącym świadkiem.

O jego rodzicach wiemy niewiele. Byli to ludzie uczciwi, „porządni chrześcijanie”, „obrońcy ołtarza i tronu”, prawdziwi „ludzie Kościoła”. W nielicznych zapiskach Franciszka na temat swej rodziny, wspomina codzienny różaniec odmawiany z pobożnością, przystępowanie do sakramentów, wspólny śpiew z ojcem w chórze parafialnym. W 1851 roku, w wieku 49 lat, po jedenastu latach pobytu na wygnaniu we Francji, napisze: Odważyłem się pojechać, by uściskać ojca i przywitać się z matką” (List 9).

Najlepszą powierniczką była jego siostra Róża. Ona, sama nie potrafiąca pisać ani czytać, zachęcała Franciszka, aby nie porzucał nauki. Dwudziestoletnia, w 1824 roku wyszła za mąż za Rajmunda Benet z Lerida. Zabrała do siebie Franciszka, aby mógł uczęszczać na wykłady do miejscowego seminarium diecezjalnego. Miał wtedy 14 lat.

Najprawdopodobniej, w tym wieku przystąpił do Pierwszej Komunii świętej. Sakrament przyjął w Butsenit, w oddalonej o dwa kilometry od centrum kaplicy, wówczas filii parafii pod wezwaniem św. Wawrzyńca. Po latach tak opisuje swoje przeżycia: „Kiedy Bóg stworzył moje serce, tchnął w nie, a tchnienie Jego było prawem, które mi nałożył, i które mówi mi: „Będziesz miłował”. Moje serce zostało ukształtowane przez Boga, aby kochać i być kochanym, i żyję tylko z miłości. Nie znałem tej tajemnicy. Moje serce pałało namiętnością od dzieciństwa, już wtedy miłowałem z pasją, i ta pasja była moją udręką i cierpieniem. […] Moje serce podobne do niepozornej łódki, rozpięło swoje żagle już w dzieciństwie, i miotane przeciwnymi wiatrami, nie posiadło jednego kierunku […]. Przeżyłem moje dzieciństwo nie znając Ciebie”. (MR 495)

 


Poszukiwanie szczęścia

Niewiele wiemy o latach dojrzewania Franciszka. Uczęszczał do seminarium jako student zewnętrzny, najlepsze wyniki osiągał w nauce języka łacińskiego. Słowa, zapisane wiele lat później, świadczą o niezwykłym przeżyciu, istotnym dla jego poszukiwania szczęścia: W moim sercu czułem nieogarnioną pustkę […]. Skierowałem się ku temu, co zmysły ukazywały mi jako dobre, piękne, pociągające; lecz przylgnąwszy do tych dóbr, serce odczuwało całą ich niewystarczalność, i tylko wzrastało pragnienie i żar ognia miłości. Moja młodość przeminęła jak cień” (MR 495).

Około siedemnastego roku życia Franciszek podjął decyzję o pozostaniu w seminarium jako alumn w internacie. Nie chcąc być dla nikogo ciężarem, poprosił o stypendium dla ubogich studentów. Wyśmienicie zdał egzaminy przewidziane dla seminarzystów porcjonistów.

Był rok 1828. Franciszek zaczął myśleć o powołaniu kapłańskim. Szukał jednak nadal drogi, która doprowadziłaby go do „obiektu” mogącego nasycić zdolność miłowania, którą Bóg złożył w jego sercu.

Uważał, że tylko w Bogu może odnaleźć piękno zdolne w pełni go zaspokoić: Miłość nie może przebywać w człowieku leniwym […]. Miłość nie mogła zadowolić się przyjaciółką” (MR 383). „Ja, aczkolwiek po omacku, szukałem Ciebie, przekonany, że tylko nieskończone piękno mogło zaspokoić i wypełnić żarliwość serca” (MR 496).

Bardzo poważnie traktował obowiązki życia seminaryjnego: studium, program dnia, praktyki pobożne. Szukał dodatkowych momentów na modlitwę i narzucał sobie inne praktyki pokutne. Pragnął zostać świętym. Przeczuwał, że wewnętrzne piękno oraz świętość stanowią nierozerwalną całość. W seminarium, od czasu do czasu odwiedzała go jego siostra Róża. Dzięki jej relacjom znamy niektóre szczegóły z życia seminarzysty. Dużo się modlił, chętnie oddawał się praktykom pokutnym. Do materaca w swoim łóżku wkładał suche gałęzie, aby modlitwie towarzyszyło umartwienie. Róża opowiedziała o tym panu Costa, rektorowi seminarium. Od tamtej pory, kobietom zabroniono wstępu do pokojów alumnów seminarium, choćby były ich rodziną.

Niestrudzony poszukiwacz prawdy i nieskończonego piękna z zapałem zgłębiał tajemnicę Boga, Bytu absolutnego i odrębnego od stworzeń. Znalazł upodobanie w filozofii. Zaliczył obowiązkowe trzy lata studiów i rozpoczął naukę teologii. Wzbudzały w nim entuzjazm przekonywujące argumenty św. Tomasza z Akwinu. Utożsamiał się z badawczym i mistycznym duchem św. Augustyna. Pociągała go silnie postać proroka Eliasza i jego gorliwość o Bożą chwałę. Mimo tego, nie był w stanie rozeznać jasno swojego powołania.

„Kariera kościelna” niewiele mu mówiła i nie dawała poczucia spełnienia. Podjęcia właściwej decyzji nie ułatwiała skomplikowana sytuacja polityczna w kraju ani świadectwo niejasne niektórych kapłanów, włączając profesorów seminarium w Lerida, zaangażowanych w spory liberałów i konserwatystów. Franciszek żywił poważne wątpliwości co do kapłaństwa: Wydawało mi się, że nie czułem tego powołania” (VS 17).

Młodego seminarzystę z Aitony pociągała osoba i duchowość ojca Józefa od Świętej Konkordii, karmelity bosego, który mieszkał w Lerida i pracował jako profesor i egzaminator w seminarium. To właśnie jemu, co piętnaście dni zwierzał się ze swoich niepokojów i rozterek.. Zgodnie z regulaminem, seminarzyści mogli korzystali z posługi spowiedników w którymś z klasztorów. Ojciec Józef był człowiekiem surowym i z duchem odnowicielskim, zajęty restauracją Karmelu Bosego w Lerida, uwikłanego w politykę. Był rozmiłowany w modlitwie, zapewne opowiadał Franciszkowi o proroku Eliaszu, jego powołaniu prorockim, o eklezjalnym duchu św. Teresy od Jezusa. I oczy seminarzysty Palau przejrzały, i serce podążyło ku nowym drogom do szczęścia.

W ostatnim dniu nowenny do św. proroka Eliasza, którą odprawił, poczuł, jak ten okrywa go swoim płaszczem. Zrozumiał, że św. Teresa od Jezusa wzywa go do swojego Karmelu: Rozważając pewne okoliczności związane z moim powołaniem do Zakonu św. Teresy, wierzę, że to ona powołała mnie do swojego Zakonu” (List 93).

Latem 1832 roku Franciszek Palau zrezygnował ze stypendium. Był wówczas studentem teologii i otrzymał tonsurę, znak zewnętrzy przynależności do stanu duchownego. Poinformował swojego rektora o decyzji wstąpienia do Karmelu. Nalegano na niego, aby pozostał. Także rodzice nie byli zadowoleni z jego wstąpienia do zakonu. Nie zrozumieli jego decyzji. W maju 1832 roku, podczas Kapituły Prowincjalnej, ojca Józefa wybrano na prowincjała.

Franciszek podążył za swoim przewodnikiem duchowym. Jego pobudki rodziły się wewnątrz; nie miało dla niego znaczenia niezrozumienie ze strony najbliższych. Dotychczas szukał na ziemi, lecz potrzeba szukać w niebie: widząc, że całe piękno materialne nie było tym, czego poszukiwałem, […] postanowiłem je zostawić. I odszedłem do klasztoru, myśląc, że może tam Cię znajdę” (MR 495).

Nowicjat rozpoczął w Barcelonie 23 października 1832 roku. Przyjmując habit karmelitański, i imię Franciszka od Jezusa, Maryi i Józefa. Poczucie wspólnoty rodzinnej było w nim mocno zakorzenione, przekazał je także swoim naśladowcom. Zakonne imię nie było przypadkowe, wyrażało jego pragnienie bliskości Świętej Rodziny z Nazaretu: Jezusa, Maryi i Józefa.

 


Walka o „sprawę Kościoła”

Dnia 15 listopada 1833 roku złożył śluby wieczyste czystości, ubóstwa i posłuszeństwa usque ad mortem – aż do śmierci. Nie była to wyuczona formułka, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mówił i czynił. Zwłaszcza, że sytuacja polityczna w kraju stawała się coraz bardziej napięta.

„Kiedy złożyłem profesję zakonną, rewolucja trzymała już w dłoni zapaloną pochodnię […] i napawający strachem morderczy sztylet”(VS 16).

Jego przewidywania spełniły się bardzo szybko. Krótko trwało to szczęście życia klasztornego. Nadeszła smutna noc 25 lipca 1835 roku, uroczystość św. Jakuba Apostoła, patrona Hiszpanii. Najpierw w Madrycie, nieco później w Barcelonie, zaczęły płonąć klasztory, plądrowano kościoły, a zakonników i zakonnice wyrzucano na bruk. Upłynęło zaledwie półtora roku od profesji wieczystej Franciszka…

W mgnieniu oka, na mocy dekretu, życie zakonne przestało istnieć. Rozpoczęło się wyjście, bez perspektyw jakiejkolwiek Ziemi Obiecanej. Brat Franciszek, będący już diakonem, po graniczącej z cudem ucieczce z ogarniętego pożarem klasztoru, uwięziony w barcelońskiej cytadeli Ciudadela, poprosił o świeckie ubranie oraz przepustkę do rodzinnej Aitony: „Od tej chwili jedna rzecz łagodziła moje cierpienia, a była nią nadzieja oddania życia w ofierze pośród żarłocznych płomieni rewolucji […]. Ofiarowałem się, pomimo że Cię nie znałem, jako ofiara przebłagalna w tym czasie gniewu i zemsty” (MR 496).

Poszukiwanie i walka miały odtąd określać powołanie Franciszka Palau; formując jego własny styl życia i bycia:determinacja serca i wolność działania. Nade wszystko być i czuć się karmelitą bosym. Karmel miał wyryty w sercu, a świadectwo życia uwidaczniało, co znaczy być karmelitą, niezależnie od budowli czy struktur: „Aby żyć w Karmelu, potrzebowałem tylko jednej rzeczy – powołania” (VS 17).

Pojmował wówczas życie w samotności jako powołanie: „Aby żyć jako pustelnik, samotnik czy eremita, nie potrzebowałem budynków, które szybko uległyby zniszczeniu” (VS 17). Decydujący wpływ na jego poglądy miał o. Franciszek od Jezusa, który – po sześcioletnim okresie bycia przełożonym w eremie Cardo – został magistrem nowicjatu. On przekazał wychowankom własny sposób pojmowania i kryteria bycia „karmelitą świętej Teresy”. Franciszek podsycał swój osobisty pociąg do samotności, milczenia, modlitwy…

Już w Aitonie poszukiwał odosobnionych miejsc. Upodobał sobie pewną grotę, tuż nieopodal romańskiej pustelni św. Jana z Carratala. Właściciel pozwolił mu w niej zamieszkać. Proste, stworzone przez naturę schronienie, wystarczało temu, kto potrzebował tylko nieskończonej przestrzeni Boga i samotnej izdebki, aby modlić się „za sprawę Kościoła” i „o pokój w Hiszpanii”.

Dostosowałem się jak najlepiej mogłem do wymagań mojej profesji zakonnej” (VS 18).

Sytuacja w kraju nadal była poważna. Zakazano wyświęcania nowych księży. Biskupów szpiegowano, także w czasie absencji z diecezji. W tych okolicznościach, prowincjał o. Józef od Świętej Konkordii (de Santa Concordia) polecił bratu Franciszkowi od Jezusa, Maryi i Józefa przyjąć święcenia kapłańskie. Ceremonia musiała odbyć się w Barbastro (Huesca), ponieważ w Leridzie – siedzibie diecezji – nie było to już możliwe.

W zupełnej tajemnicy, w prywatnej kaplicy księdza biskupa Giacomo Fort y Puig, brat Franciszek przeistoczył się w ojca Franciszka. Było to 2 kwietnia 1836 roku, w dzień jego patrona, św. Franciszka a Paulo. Wyznał później, że przez Ducha Świętego został przemieniony w innego człowieka. Stał się „sługą – kapłanem Najwyższego”. Nie rezygnując z czasu spędzonego na modlitwie i dotychczasowego życia w grocie – zwanej dzisiaj grotą ojca Palau – oddal się do dyspozycji proboszcza i rozpoczął głosić Słowo Boże.

Ludzie przychodzili do niego jak do wyroczni, jak do świętego. W rodzinnej Aitonie do tradycji przeszło powiedzenie, że „po Janie Chrzcicielu, ojciec Palau jest najświętszy”. Nie jest to porównanie przypadkowe. Pustelnia znajdująca się naprzeciw groty ojca Palau poświęcona jest św. Janowi Chrzcicielowi.

Ojciec Franciszek przywrócił jej dawny blask. Zaczął sprawować w niej kult, prowadził procesje i pielgrzymki, organizował czuwania modlitewne. W miejscowości zaczęła się odradzać gorliwość religijna. Młodzi ludzie pragnęli naśladować styl życia ojca Franciszka.

Przełożeni kościelni mianowali ojca Palau misjonarzem apostolskim. Popierali i wspierali duchowy ruch, który narodził się jako owoc misji ludowych, powołanych za zachętą papieża Grzegorza XVI, aby wyprosić pokój dla Hiszpanii. Niekończące się kolejki penitentów ustawiały się do spowiedzi u misjonarza z Groty. Postawa karmelity oraz jego popularność nie spodobały się urzędnikom z rządu regentki Krystyny.

Ojciec Palau stał się podejrzanym. Uznano go za wywrotowego zwolennika Karola. Śledzono każde jego poczynanie. Wreszcie uznano, że najlepiej będzie się go pozbyć z Leridy. Najpierw zarzucono mu, że we wczesnych godzinach organizuje wywrotowe manifestacje. Wreszcie wyznaczono nagrodę pieniężną za jego usunięcie.

Pewnej nocy, u wrót groty pojawiły się trzy, nikomu nieznane postacie. Początkowo nie zdziwiło to misjonarza. Jak Nikodem do Jezusa, tak samo i do niego przychodzili nocą potrzebujący. Ze spokojem odmawiał modlitwę i czekał na słowa gościa. Gdy zrozumiał, po co przyszli, spojrzał i zapytał: Bracie, czy przyszedłeś mnie zabić?”. Po chwili milczenia, przemówił ze spokojem: „Podejdź bracie, minęło już wiele lat od twojej ostatniej spowiedzi. Powtarzaj za mną: Spowiadam się…” Czas mijał niezauważalnie. „Nie zapomnij, wieczność jest blisko […] Teraz idź i zawołaj swoich kolegów”.

Zwolennicy Karola ostatecznie przegrali wojnę. Rozpoczął się exodus do Francji. Droga prowadziła przez Katalonię i Kraj Basków. Na wieloletnie wygnanie wyruszył ojciec Franciszek. Towarzyszył mu brat Jan oraz nieduża grupa kapłanów i studentów. Wśród nich znajdował się młodzieniec Józef Escola, późniejszy fundator Maryjnej Akademii Bibliograficznej. Swoją miłość do Maryi rozwijał i kształtował wpatrzony w swego mistrza. Ojciec Palau nie czynił niczego bez Maryi, swojej matki, Królowej, Siostry i zręcznej Ogrodniczki.

Prawie jedenaście lat (od lipca 1840 roku do 1851 roku) ojciec Palau spędził na emigracji. Przebywał we Francji, w diecezjach Perpignan i Montauban. Nigdy nie korzystał z pomocy, jaką rząd francuski zaoferował uciekinierom politycznym. Pragnął pozostać niezależnym. Chciał, aby taka postawa była znakiem prawdy i wolności: uciekał ze swojego kraju z powodów religijnych a nie politycznych. Żył wiarą.  Znów znalazł sobie grotę na mieszkanie. Pracą rąk własnych zarabiał na utrzymanie swoje i swoich towarzyszy. Była to jego walka o sprawę Kościoła.

 

Kościół w jego sercu

Papież Grzegorz XVI z troską spoglądał na dramatyczna sytuację Kościoła w  Hiszpanii. Do wszystkich biskupów skierował list pasterski, prosząc o modlitwy w intencji pogrążonej w chaosie i będącej na skraju schizmy Hiszpanii. Rząd hiszpański zaprotestował. Skonfiskowano wszystkie kopie listu i zarządzono surowe kary dla wszystkich, którzy odważyliby się go czytać lub publikować. Ojciec Palau należał do tych, którzy zignorowali pogróżki władz. Rozpropagowano wśród uciekinierów list przetłumaczony na język kataloński i hiszpański. Palau przeczytał i rozważał słowa Ojca Świętego. Uczynił je przedmiotem swojej modlitwy. Dzień i noc na modlitwie, z Kościołem w sercu…

Ojciec Franciszek zapragnął odpowiedzi bardziej skutecznej. W jego umyśle zrodził się ambitny projekt, „nauczyć modlitwy w duchu”, aby modlić się odpowiednio, tak by uprosić u  sprawiedliwości Bożej miłosierdzie i pokój dla Kościoła. Z myślą o tym, w Wielkim Tygodniu 1842 roku, napisał książkę „Zmaganie się duszy z Bogiem”. Próbował nawet zapoczątkować stowarzyszenie osób proszących za Kościół, by „modlić się należycie w duchu”.

Kościół i jeszcze raz Kościół. W latach 1845 – 1846 ojciec Franciszek podjął się kolejnego trudnego wyzwania. Nie wystarczyło tylko modlić się za Kościół w Hiszpanii. Sprawy zewnętrzne nie były najważniejsze. Głęboka tajemnica, która przekraczała granice ludzkiego rozumu znalazła się w centrum jego rozważań: upadły anioł Szatan atakujący Oblubienicę Chrystusa, Jego mistyczne ciało – Kościół. Czy wszyscy zdają sobie z tego sprawę? „Kim jest Kościół?” Nie można kochać tego, czego się nie zna. Pisał coraz więcej. Modlił się i pisał, pisał i kontemplował. Owocem tego był traktat wyjaśniający, kim jest Kościół w swej najgłębszej istocie. Wyjaśniał naturę Kościoła w oparciu o Pismo Święte i odwołując się do przedstawień symbolicznych. Poprowadzić, by wzrok się kierował ku tajemnicy, ku temu co można dostrzec tylko „oczami wiary”.

Ojciec Franciszek był bardzo śmiały w swoich wywodach, zbyt śmiały jak na teologię i duchowość epoki. Można było mówić o Kościele posługując się obrazem Miasta. Lecz mówić o Nim jako o Niewieście przekraczało ówczesne pojęcia.

Jeśli dodać do tego fakt, iż modlił się dużo, spał niewiele, jadł co było, zrozumiałe jest, iż stał się centrum uwagi. Dla jednych, „święty niedościgniony”, dla drugich „obcy i przeciwny nowoczesnym modelom Republiki Francuskiej”. Szybko doniesiono na niego nowo przybyłemu biskupowi Doney. Po donosach przyszła kolej na najniższe oszczerstwa. Dotyczyły one również duchowych córek, którym odmawiano Komunii świętej, jak również sakramentalnego rozgrzeszenia. Tylko dlatego, że chciały mieszkać wspólnie i nosić habit na wzór karmelity Palau.

W kwietniu 1851 roku ojciec Franciszek opuszczał ziemię francuską, z nadzieją na zmiany, które obiecywał zapowiadany Konkordat między Hiszpanią i Stolicą Apostolską.

 

Kościół ludzi: zadanie ewangelizacji

Został inkardynowany do diecezji Barcelona. Nowo mianowany biskup Jose Domingo Costa y Borras, pochodzący z diecezji Lerida, przyjął go z otwartymi rękoma. Dotarły do niego informacje na temat ojca Franciszka, z Lerida i z Francji. Przedstawiano mu go jako niebezpiecznego i skandalicznego człowieka.

Biskup Costa nie tylko potrafił zrobić właściwą lekturę tych cech, lecz powierzył Palau kierownictwo duchowe kandydatów do święceń kapłańskich w seminarium diecezjalnym w Barcelonie. Ojciec Franciszek zwierzył się biskupowi ze swoich pragnień życia pustelniczego i takiego też kierownictwa osób jemu powierzonych. Został wysłuchany przez ordynariusza. Pozwolono mu odprawić miesięczne rekolekcje w górach Montsant, aby na modlitwie mógł rozważyć swoja decyzję. Włączono go zarazem w diecezjalny plan duszpasterski. Potrzebni byli kapłani tacy jak Franciszek, oddani Bogu, przemawiający zarówno słowem jak i własnym życiem.

Nadzwyczajne były plony modlitwy pustelnika. Zredagował regułę dla swych duchowych córek w Aitona, Lerida, La Fatarella i Balaguer. Opuścił pustelnię św. Bartłomieja i udał się do Barcelony z nową misją. Odwiedził peryferie miasta, przysiółki, miejskie targowiska, dzielnice nędzy a nawet karczmy. Postęp i ignorancja współistniały. Miał rację biskup Costa. Pilnie trzeba było znaleźć nowe metody i formy, zdolne przemówić do ludzi pozbawionych jakiegokolwiek ukierunkowania i formacji. Konieczne było materialne i duchowe nasycenie wzrastającej liczby imigrantów w łonie kościoła barcelońskiego. Z głębi serca ojca Palau wyrywał się prawdziwy duch terezjański: ,,Tysiąc razy oddałbym życie za zbawienie jednej tylko duszy.”

Posłuchał przełożonego. Wybrał głoszenie Słowa, metodyczne, uporządkowane, przy zastosowaniu odpowiednich środków, w zespole i współpracy. I skierowane do osób dorosłych. Projekt spodobał się biskupowi: ścisła i skuteczna współpraca pomiędzy klerem, zakonnikami i świeckimi, oraz czynny udział studentów filozofii seminarium w Barcelonie. W ten sposób rodziła się Escuela de la Virtud (Szkoła Cnoty): misja ewangelizowania i katechizacji dla dorosłych.

Działalność szkoły została zainaugurowana 16 października 1851 roku w parafii św. Augustyna, nieopodal ulicy La Rambla w Barcelonie. W dzielnicy robotniczej, konfliktowej, potrzebującej formacji ludzkiej i chrześcijańskiej.

Od samego początku okazała się sukcesem. Na cotygodniowe dwugodzinne katechezy w niedzielne popołudnia przychodziło wielu wiernych. W 1853 roku prasa antyklerykalna zwracała uwagę władz cywilnych: „Niech zważy się na masowe uczestnictwo, które dochodzi do dwóch tysięcy osób. Pośród uczestniczących jest bardzo wielu robotników!”

W ławkach Szkoły Cnót zasiadali robotnik i przedsiębiorca, intelektualista i wojskowy, zwolennik prawicy i lewicowiec… Był to widok jedyny w swoim rodzaju, niespotykany dotąd w przemysłowej Barcelonie.

W latach 1851 – 1852 ojciec Palau zredagował Catecismo de las Virtudes (Katechizm cnót), pomyślany jako podręcznik i pierwszy program Szkoły.

W oparciu o nabyte doświadczenia, stworzył drugi tekst programowy, który objął tezy dotyczące aktualnych ruchów i ideologii (teorie Kanta, falanstery Fouriera, protestantyzm, teizm, związki i syndykaty, komunizm, prawo zrzeszania się, także stosowane do wspólnot zakonnych), wychowanie w wartościach i wyjaśnienie modernistycznych prądów filozoficzno – społecznych.

Dyskusja i dialog, modlitwa i pobożność ludowa, ramię w ramię na wykładach, inicjowanych wezwaniem Ducha Świętego, prawdziwego Kierownika Szkoły i prowadzonych pod opieką Matki Bożej z Góry Karmel pod nowym wezwaniem Matki Bożej Cnót.Jej sztandar towarzyszył każdej szkolnej procesji.

Rok 1854 przeszedł do historii jako rok zamieszek i rewindykacji. W Barcelonie protesty miały gwałtowny i dramatyczny przebieg: na ulicach stanęły barykady, robotnicy organizowali manifestacje i strajki. Coraz głośniej podnoszono głosy przeciwko pracy nieletnich, domagano się sprawiedliwej zapłaty za pracę i równych praw. Walka toczyła się na dwóch frontach i na dwóch poziomach: z jednej strony prosty lud i z drugiej, prasa różnej maści.

Madryt zażądał natychmiastowego przywrócenia porządku. W Katalonii ogłoszono stan wyjątkowy. Generał Raimondo M. Larrocha zbrojną ręką wprowadził porządek. Barcelona odpowiedziała jednomyślnym protestem i wzmocniona w swym duchu nacjonalistycznym. Madryt nalegał. Interwencja biskupa, której celem było uspokojenie nastrojów, nie zadowoliła nikogo. W Szkole Cnoty zdwojono modlitwy w intencji pokoju.

Rząd centralny szukał winnego zaistniałej sytuacji. Kozłem ofiarnym została Szkoła Cnoty, modna w tym momencie instytucja. I w konsekwencji, odpowiedzialny za nią, ojciec Palau. Lewicowa prasa gwałtownie zaatakowała Szkołę. Larrocha wykorzystał tę sytuację i zastosował pełnię posiadanej władzy. Na mocy nadzwyczajnych uprawnień, 31 marca 1854 roku, Szkoła została zamknięta. Zdecydowana większość barcelońskiej prasy podniosła protest, a opinia publiczna wykpiła zastosowane środki. Mañé y Flaquer, dyrektor „Diario de Barcelona”, pisał do księcia Solferino o absurdalności owych oskarżeń przeciwko Szkole. Niestety, nikt temu nie wierzył.

Na nic zdały się protesty i odwołania. Ojciec Palau został zesłany na Ibizę, zaś biskup Costa w Mursji i Kartagenie.

W powietrzu dźwięczały słowa skierowane przez ojca Palau do generała:„Wielmożny Panie! W imieniu mojej Szkoły, mogę powiedzieć Jego Ekscelencji to, co powiedział Jezus Chrystus tłumom: jeżeli coś źle powiedzieliśmy, wskaż co; a jeżeli nie, dlaczego się nas likwiduje?”


Wola Boża i obecność Maryi

Ibiza, oaza turystów, muzyków i kinomanów, magnatów, artystów, nie ma nic wspólnego z miejscem, w które trafił ojciec Palau, zredukowanym do fortecy i więzienia wojskowego. Nieurodzajna ziemia dawała liche plony. Mieszkający na niej prości ludzie w znacznej mierze byli analfabetami. Nie istniała nawet diecezja. Znalazł za to pustynię, o której śnił w latach swej młodości. Zbliżał się do 44 roku życia i przechodził od największej aktywności do przymusowej samotności.

Dwa obrazy, dwie rzeczywistości wypełniały jego serce: Kościół – tajemnica i Kościół – lud. Jedyny cel: pragnienie woli Bożej. W modlitwie było stałe pytanie: Panie, czego pragniesz ode mnie? Kościół? Samotność? Kościół, Kościół…

Sześć lat wygnania. W pierwszej chwili, zagubienie przechodzące niekiedy w depresję. W zakątek Cubells, do wioski św. Józefa, przeniósł figurę Matki Bożej Szkaplerznej. Wraz z obecnością Maryi, nauczycielki cnót, odnowił się duch ucznia. Pisał o tym w 1855 roku: „Odkąd Pani wszelkich cnót wzniosła swój tron w tym miejscu, czuję się odmieniony […] teraz jest czas porządku i pokoju, modlitwy i odpoczynku”.

Rozpoczął budowę małej i prostej kaplicy, która z czasem stała się pierwszym sanktuarium maryjnym na wyspie i, wraz z Es Vedrá, oazą pokoju w burzliwym życiu karmelity z Aitony: ,,Widząc, że ludzkie siły nie wystarczą, aby rozwiązać ogromne zło, które trapi Kościół, usuwam się niekiedy na małą wysepkę… której szczyty, jak kolumny, wznoszą się nad głębią Morza Śródziemnego”.

Domagał się sprawiedliwości. 4 grudnia 1859 roku napisał do królowej Izabeli II. Rafael Oliver, zarządca kościelny Ibizy, w swoich raportach kierowanych do monarchini, bardzo pochlebnie wyrażał się o ojcu: Palau był wspaniałym kapłanem, wzorem cnót i żywym świadectwem wiary dla mieszkańców wyspy.

Pół roku oczekiwania. 12 lipca 1860 roku królewski dekret potwierdzał, że Franciszek Palau był niewinny. Trybunał Najwyższy uznał, że dalsze wygnanie jest nieuzasadnione. To było oficjalne ogłoszenie jego niewinności. Ojciec Palau znajdował się już w Barcelonie, powołując się na amnestię ogłoszoną w maju 1860 roku. Tajemnica Krzyża! – mówił ojciec Franciszek – i wewnętrzne wyzwolenie: „Bóg, jak dobry Ojciec, prowadzi mnie za rękę tam, i prowadzi mnie, którędy On pragnie. Dlatego pójdę w nieznane mi miejsca i będę szedł tędy, którędy nie chcę. Bóg wie, jak bardzo jestem gotowy służyć jego Kościołowi” (List 56).

 

Kościół jest Oblubienicą

Czas optymizmu, nadziei i oczekiwań. Powrót do zgiełku wielkiego miasta. Bez projektu, bez środków i bez zabezpieczeń. Całkowicie oddany w ręce Boga. Dobiegał do pięćdziesiątki, chory, z niemalże nieustającą gorączką; oskrzela i słuch zajęte, potrzebujący leczenia, musi zażywać chininę. I nowość błyszcząca w oczach.

Coraz częściej mówi o nowych drogach, o nowym porządku, nowych horyzontach, nowym świecie… Rozpiera go dynamizm misjonarski. Nie tyle szuka, co oczekuje; nie tyle oczekuje, co ufa: Bóg mnie nie opuści, poprowadzi mnie, którędy On zechce. Idę pewny, ufnie oddając się jego ojcowskiej trosce. […] Pozwólmy, aby Bóg zatroszczył się o nas, aby nami zarządzał i kierował nas” (List 56).

Kazania na Majorce i Minorce. Bóg ojca Palau ukazuje się w konkretnych obliczach. Nosi liczne, bardzo liczne imiona w sercu. To umiłowani bliźni. Mawiał:„Jestem w innym świecie”.

Negatywny koncept „świata” z Ewangelii św. Jana, został zastąpiony przez wizję Apokalipsy, ulubionej księgi ojca Palau,„nowego nieba i ziemi nowej”, oraz przezteologię św. Pawła: „mistyczne Ciało Chrystusa”. Ludzkość, którą Bóg poślubił w Chrystusie, i która zwie się Kościołem. Świat – Kościół, Świat – Wspólnota braci. To wszystko, rozważane w świetle „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy. Te refleksje snuł od 1845 roku. Stanowiły one temat jego głoszenia, szczególnie podczas nowenny ku czci św. Teresy od Jezusa w klasztorze karmelitanek bosych w Palma de Mallorca, które miejscowi znali jako „Las Teresas”.

Ojciec Palau czynił z nowenn prawdziwe misje ludowe. Tak było podczas nowenny do Dusz Czyśćcowych w Ciudadela na Minorce, 12 listopada 1860 roku, w katedrze. Na zakończenie misji, Palau przygotowywał się do udzielenia końcowego błogosławieństwa ludowi szczelnie wypełniającemu świątynię. Lud, Kościół, Chrystus Głowa i Członki. W nim utkwione umysł i serce ojca Palau: „Mój duch został porwany przed Boży tron”. Była to pierwsza z serii wizji, które sprawiły że Franciszek doświadczył duchowego ojcostwa. Przed oczyma kaznodziei stał lud; lecz oczyma wiary widział stojącą przed ołtarzem młodą, piękną niewiastę… I słychać było głos Ojca: „Błogosław moją Córkę i Twoją Córkę…”

Jego kapłaństwo objawiło mu się jako największe powołanie, rozumiane jako duchowe małżeństwo z Kościołem: Zostałem taki zmieniony i odnowiony, że jej obecność (Kościoła) odnowiła duszę i ciało”. (MR 18) Czuł, że odkrywa się mu w pełni to, czego szukał przez całe lata: „Poznać swoje powołanie i swoją misję”(List 57). Jak przed laty pojmował swe powołanie do Karmelu jako działanie Teresy od Jezusa, tak teraz doświadczał ,,wołanie i wolę Świętej misję ufundowania, w łonie Karmelu Terezjańskiego, trzeciego zakonu karmelitów bosych Matki Bożej z Góry Karmel i świętej Teresy (sióstr i braci), poświęconego Kościołowi i oddanego jego potrzebom (List 93). Rodził się Misyjny Karmel Terezjański.

Inna wizja miała miejsce w 1861 roku, w Kolegiacie św. Izydora w Madrycie. Po niej, były kolejne. Duchowy proces, w którym stopniowo odkrywała się tajemnica Kościoła, „wielkiego sakramentu”: Kościół jest osobą. Chrystus w Kościele i Kościół w Chrystusie, wspólnota braci, Bóg i bliźni w jedności. „Myślałem, że chodziło o dwa rozdzielone obiekty; nie sądziłem, że Bóg i bliźni tworzą głowę i ciało, nie wierzyłem, że to Kościół to moja Umiłowana” (MR 499).„Skierowałem się ku bliźnim nie opuszczając Boga” (List 89).

Całkiem odmieniła się jego skala wartości. Przez wiele lat wierzył, że jego powołaniem jako karmelity było życie „sam na sam z Bogiem.” I Bóg dał mu teraz nowy klucz interpretacji: „Trwanie w komunii z ludźmi jest już trwaniem w komunii z Bogiem”. Eucharystia jest przeżywana przez ojca Franciszka przede wszystkim jako tajemnica komunii, „prawdziwe duchowe zaślubiny”. Jeden  przyjmuje komunię, przyjmują ją tysiące…” Przyjmujemy jedni drugich nawzajem w komunii, i wzrasta i buduje się, mistyczne Ciało Kościoła. Eucharystia i ewangelizacja utrzymują ścisłą relację w charyzmacie palautiańskim.


Głoszenie piękna Kościoła

W latach 1860 – 1872 ojciec Palau prowadził nieustanną i różnorodną działalność misyjną. Czuł wyraźnie, że jego charyzmat założyciela umacnia się i wzrasta: rosła liczba wspólnot braci i sióstr misyjnego karmelu bosego. Głosił misje ludowe, założył czasopismo „El Ermitaño” (Pustelnik). Publikował książki o Kościele, przedstawionego przez Ducha Świętego na stronach Pisma Świętego. Planował szpitale dla chorych terminalnych, odprawiał egzorcyzmy nad tymi, których uznał „opętanymi”, zakładał szkoły katolickie i oddał się na służbę zarażonych epidemią.

Duchowość misyjna i doświadczenie eklezjalne to synteza charyzmatu palautiańskiego, ojciec Palau proponował i proponuje jako elementarne w życiu chrześcijanina. W tym doświadczeniu Maryja była zawsze obecna, jednak od 1864 roku, to co do tej pory było pobożnością, naśladowaniem, miłością do Maryi, rozwinęło się jako misja, posłanie, służba Kościołowi, gdyż Maryja ukazała mu się jako zwierciadło, figura, doskonały model, w którym by można kontemplować inną Dziewicę i Matkę, jaką jest Kościół Boga. Oryginalną i charakterystyczną cechą doktryny palautiańskiej jest wymiar misyjny duchowości maryjnej.

 

Wizja trynitarna

Przyjechał do Tarragony 10 marca 1872 roku; poważnie chory, gdyż zaraził się tyfusem plamistym opiekując się chorymi w Calasanz (Huesca). Zmarł dziesięć dni później, 20 marca 1872 roku, otoczony braćmi i siostrami założonego przez siebie zgromadzenia. Umierał, oskarżony przez władze o nielegalne wykonywanie praktyki lekarskiej, zawieszony w posłudze kapłańskiej przez wikariusza kapituły w Barcelonie in sede vacante, Jana Palau y Soler. Umiłowany przez swoich duchowych synów i córki, przez lud wierny… Ci, którzy widzieli go umierającego, zaświadczają: Wzywał imienia Maryi, św. Józefa, Anioła Stróża, rozmawiał ze św. Teresą, mówił o Kościele. Zmarł z tymi słowami na ustach: „Zawsze zawiesiłem mój osąd, nigdy się nie oddaliłem od Kościoła… Już czas, Tereso!”

Rozdarła się zasłona wiary. Mógł radować pełnią wizji: „Będąc Bóg i bliźni, to znaczy Kościół święty, żywy i doskonały obrazem Boga Trójjedynego, i pierwszorzędnym oraz drugorzędnym obiektem miłości człowieka pielgrzymującego, obecność rzeczy Umiłowanej w wierze, wzbudza w nim doskonałą miłość pomiędzy dwoma kochającymi.  Oboje są zwierciadłem, w którym Bóg Trójjedyny ogląda swój Obraz” (MR 510). Były to definitywne zaślubiny. 24 kwietnia 1988 roku umiłowana Eklezja uznaje świętość wiernego miłośnika: Błogosławionego Franciszka Palau y Quer OCD.

Ze wzrokiem utkwionym w Syna Bożego, który jest Głową Kościoła, w pełnej komunii z Nim, żyjąc w relacji z Ojcem i Synem zawsze w odniesieniu do Kościoła (zob. MR 135), wznosząc za pośrednictwem Maryi płomień ich miłości ku Kościołowi (zob. MR 322), Karmelitanki Misjonarki Terezjanki (CMT) wcieliły w życie charyzmat palautiański, czując się misjonarkami Kościoła. Dzisiaj są obecne w 24 krajach Europy, Ameryki, Afryki i Azji, we wspólnotach apostolskich, które żyją w prostocie i otwartości, kontemplując świat bliźnich, których kochają i którym służą jako Kościołowi bliźnich.

 



Rozróżniano różne kategorie studentów w kolegiach. Bursiści, którzy korzystali w pełni ze stypendiów, dzięki czemu otrzymywali naukę i utrzymanie bezpłatnie. Pensjoniści, którzy z własnej kieszeni płacili za mieszkanie i wyżywienie. Porcjoniści, którzy po uiszczeniu ulgowej opłaty mieszkali razem z bursistami. Wreszcie eksterniści, którzy mieszkali prywatnie w mieście, a do kolegiów dochodzili tylko na wykłady i ćwiczenia szkolne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *