Autor: Ks. Rafał Dudała
Jaka była cywilizacja wieku XX i XXI? – będą pytać historycy kolejnych stuleci. Chcąc sporządzić jej wiarygodny i wyczerpujący opis, z całą pewnością dostrzegą w jej obrazie zarówno wyraziste światło niosące nadzieję, jak i cień przygnębiającego smutku. Już dziś współcześni pytający o „nasz czas” odkrywają niejednoznaczność ocen, wielość postaw, pluralizm poglądów na temat principiów.
Tak oto – mniej czy bardziej tego świadomi – stoimy wobec „nadludzkiego, dramatycznego zmagania między złem i dobrem, między śmiercią i życiem, między «kulturą śmierci» i «kulturą życia»”. A nawet więcej, „jesteśmy – kontynuuje swą refleksję Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae – nie tylko świadkami, ale nieuchronnie zostajemy wciągnięci w tę walkę: wszyscy w niej uczestniczymy”. Bóg, ten sam, który kiedyś przez Mojżesza wezwał Izraela do podjęcia wyrazistej decyzji, i dziś wzywa każdego z nas do radykalnego wyboru: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. […] Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30, 15. 19). Oto przed nami leżą błogosławieństwa i przekleństwa współczesnej cywilizacji…
„Każdy ma prawo do wolności i bezpieczeństwa osobistego. Nikt nie może być pozbawiony wolności” (Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wartości, art. 5.1.); „Celem akcji «Tak wygląda wolność słowa na Białorusi» jest uświadomienie polskiemu społeczeństwu skali problemu ograniczania wolności słowa na Białorusi i nakłonienie Polaków do podjęcia konkretnych działań, które mogłyby pomóc w przywróceniu wolności wypowiedzi”. Bodaj nigdy na przestrzeni wieków wolność nie była tak częstym obiektem różnorakich ataków, rodząc tym samym zrozumiałe poczucie zagrożenia oraz imperatyw jej strzeżenia. Wielość wspólnot międzynarodowych i organizacji pozarządowych zdaje się spotykać z postulatem głoszonym przez Kościół, iż „wolność to najwyższy znak obrazu Boga w człowieku i w konsekwencji znak wzniosłej godności każdej osoby ludzkiej”.
Podejmowany wysiłek w obronie elementarnych wolności (sumienia, wyznania czy słowa) musi napawać nadzieją, że poczucie bezkarności tych, którzy je łamią, stopniowo będzie odchodzić do dziejowego lamusa. Podnoszony głos w obliczu łamania swobód wyznaniowych w krajach o silnym rysie islamskiego fundamentalizmu czy mącony nieustannie „święty spokój” władz chińskich (sprawa Tybetu) bądź rosyjskich („zlecone” zabójstwa) to z całą pewnością niewspółmierne wobec potrzeb działania; jednak i w nich widzieć należy słuszne zaangażowanie po stronie wolności, której istota „tkwi we wnętrzu człowieka”, która też „należy do natury osoby ludzkiej i jest znakiem rozpoznawczym”. Znajdując swój fundament nie gdzie indziej, ale w transcendentnej godności człowieka, wolność staje się zarazem naczelnym hasłem bodaj wszystkich grup społecznych – czy jednak zawsze właściwie, skoro na nią powołują się i uczestnicy „Marszu Równości”, i nacjonalistyczni bojówkarze, i muzułmańscy mieszkańcy paryskich przedmieść? Okazuje się więc, że wolność to nie tylko możliwość realizacji osobistych zamierzeń, ale to także zdolność do odrzucania tego, co jest moralnie negatywne, w jakiejkolwiek formie się to przedstawia.
Bronicie życia – błogosławieni jesteście…
„Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia” (Konstytucja RP, art. 38); „Według najnowszych ustaleń naukowców, chemioterapia zastosowana u ciężarnych kobiet jest bezpieczna dla ich poczętych dzieci, o ile rozpocznie się ją po upływie pierwszego trymestru ciąży”. Wiele uczyniono, aby poprzez rozwój medycyny, jak i podjętą refleksję – prawną, psychologiczną, filozoficzną i teologiczną wzrosła we współczesnych społeczeństwach świadomość pro life. I choć nie znosi to – żadną miarą! – smutnych statystyk, to jednak pozwala spojrzeć z nadzieją na współczesny świat: prężnie działające organizacje stające na straży poszanowania życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci, rosnące przekonanie sprzeciwiające się stosowaniu kary śmierci czy choćby społeczna świadomość lansująca zdrowy tryb życia – bez używek i w zgodzie z naturą.
Za krok we właściwą stronę uznać należy nowelizację Kodeksu Pracy w wielu krajach, dłuższe urlopy macierzyńskie i zasiłki macierzyńskie, także w przypadku rodzin zastępczych. W trosce o rodzinę podejmowane są także kampanie medialne, mające uświadomić skalę problemu przemocy w rodzinach; według danych Amnesty International „jedna na dwie z mordowanych kobiet została zabita przez swojego partnera, często trwając z nim uprzednio w relacji”; „w niektórych krajach, aż do 69% kobiet jest fizycznie maltretowanych przez swoich partnerów”. W obronie więźniów politycznych i skazywanych na śmierć nieustannie występują organizacje międzynarodowe, polityczne i religijne.
To wszystko wpisuje się w szeroko pojętą proklamację „Ewangelii życia”, która znajdując w rodzinie swoje żywotne źródło, stała się także ważnym orędziem rozlicznych organizacji i ruchów „obrony życia”. W ten sposób „starają się tak oddziaływać na prawodawstwo i na instytucje państwowe, aby w żaden sposób nie naruszały one prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, ale chroniły je i umacniały”. Wspaniałym świadectwem rozwoju „cywilizacji życia” pozostaje wreszcie rozrastająca się sieć hospicjów, domów dla matek samotnie wychowujących dzieci czy też ośrodków dla osób bezdomnych. Życie ludzkie zyskuje na wartości, choć wciąż przez wielu bywa „wyceniane”. Jednak coraz donośniejsze jest wezwanie przypominające, iż „człowiek istnieje jako byt jedyny i niepowtarzalny, istnieje jako «ja» zdolne do zrozumienia siebie, do władania sobą, do decydowania o sobie”.
Wprowadzacie pokój – błogosławieni jesteście…
„Cele Organizacji Narodów Zjednoczonych są następujące :utrzymać międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo, stosując w tym celu skuteczne środki zbiorowe dla zapobiegania zagrożeniom pokoju i ich usuwania, tłumienia wszelkich aktów agresji i innych naruszeń pokoju, łagodzić lub załatwiać pokojowymi sposobami, zgodnie z zasadami sprawiedliwości i prawa międzynarodowego, spory albo sytuacje międzynarodowe, które mogą prowadzić do naruszenia pokoju” (Karta Narodów Zjednoczonych, art. 1); Jan Paweł II: „Ten, kto naprawdę pragnie pokoju, odrzuci wszelki pacyfizm, za którym kryłoby się tchórzostwo czy zwykła chęć zapewnienia sobie spokoju”.
Troska o pokój wydaje się być obecnie zasadniczym dążeniem niemal wszystkich państw świata. Niemal, albowiem – jak uczy obserwacja areny bieżących działań – tylko państwa w pełni demokratyczne nie prowadzą ze sobą wojen. Jednak pokój nie może być utożsamiony jedynie z brakiem wojny. Dlatego też muszą budzić uznanie działania zmierzające do redukcji zbrojeń, natychmiastowa reakcja opinii międzynarodowej w obliczu rodzących się napięć bądź otwartego konfliktu zbrojnego czy wreszcie prowadzenie misji pokojowych pod auspicjami ONZ w rejonach zagrożonych zbrojnymi walkami (tylko wśród obecnie trwających wspomnieć należy: Haiti, Bliski Wschód, Wzgórza Golan, Liban, granicę Indii i Pakistanu, Timor-Leste, Kongo, Sahara, Etiopia, Liberia, Wybrzeże Kości Słoniowej, Burundi, Sudan, Cypr, Gruzja, Kosowo). I choć zrozumiały pozostaje właściwy, tak polityczny, jak i etyczny dystans wobec różnej maści pacyfistycznych trendów, to jednak godne uznania pozostaje co rusz wyrażane stanowisko współczesnych społeczeństw otwarcie sprzeciwiających się zbrojnej metodzie rozwiązywania konfliktów.
W tę wrażliwość wpisuje się także prowadzona w wielu miejscach „lekcja historii”, której tak częste śmiercionośne wspomnienie dla wielu wciąż pozostaje słusznym argumentem przemawiającym na rzecz poszanowania prawa do pokoju. Inną ważną inicjatywą pozostają także dążenia podejmowane przez różnorakie ośrodki, związki czy organizacje, pośród których szczególne miejsce zajmują Dni Modlitw o Pokój, które – obok swojego podstawowego, duchowego wymiaru – pozostają donośnym świadectwem jednoczącej siły religii, nigdy zaś destrukcyjnej i stanowiącej zarzewie nowych konfliktów.
Niesiecie miłość – błogosławieni jesteście…
„Dobry biznes, to biznes skuteczny dzięki temu, że oparty na wartościach. Nie albo-albo, tylko jedno dzięki drugiemu” (z serwisu poświęconego społecznemu zaangażowaniu biznesu); „W 2005 r. 23,2%, czyli ok. 6,9 mln dorosłych Polaków poświęciło swój czas na pracę wolontariacką. Od 2001 r. liczba wolontariuszy wzrosła dwukrotnie; 41,8%, czyli ok. 12,5 mln dorosłych Polaków przekazało pieniądze lub dary rzeczowe na rzecz organizacji pozarządowych, ruchów społecznych lub religijnych. Oznacza to wzrost w stosunku do 2003 r., kiedy takie wsparcie zadeklarowało 33,4% Polaków; liczba podatników, którzy przekazali 1% podatku, rozliczając dochody z 2004 r. jest ponad 8 razy większa niż liczba tych, którzy zrobili to w 2003 r., zaś kwota przekazana przez Polaków organizacjom pożytku publicznego – 4 razy większa niż ta pochodząca z 1% w 2003 r.”
Nie sposób zliczyć różnorakich inicjatyw tak wspaniale wpisujących się w dzieło „uobecniania” miłości w świecie. Ukazywanie rodziny jako podstawowej komórki społecznej, kampanie propagujące aktywność charytatywną czy organizacje zrzeszające wolontariuszy to bodaj najbardziej wyrazisty, bo społeczny rys „pojęcia” miłości. Jej uniwersalna wartość, wywodzona z różnorakich źródeł, staje się często sprawą wszystkich, wierzących i niewierzących, bogatych i biednych, „prawicy” i „lewicy”, zwłaszcza w obliczu dramatycznych wyzwań. Pośród tych, które doniosłym echem odbiły się w Kraju nad Wisłą, wymienić należy choćby powódź stulecia (lipiec 1997), katastrofę budowlaną w Katowicach (styczeń 2006) czy tragedię w kopalni w Rudzie Śląskiej (listopad 2006).
Ale przecież miłość dawana innym poprzez świadczony czyn miłosierdzia nie potrzebuje wyłącznej motywacji w postaci „żałoby narodowej”. Przeciwnie, świadczona na co dzień potwierdzana jest działalnością organizacji pozarządowych, prowadzonymi na sposób stały akcjami charytatywnymi czy nawet kwestami, których fundusze przeznaczane są także na ratowanie dziedzictwa narodowego. Wszak miłość, choć skierowana do człowieka, zawsze znajduje swoje szersze odniesienie – rodzina, naród, ludzkość. Będąca odruchem serca, który przynagla do pomocy drugiemu, stanowi w ten sposób dla obu stron swoiste „prawo istnienia”. Wszak ten, kto bezinteresownie może dać innym coś z siebie, doświadcza radości, która przewyższa to, czego dokonał. A że pozostaje ona nadal miłością społeczną, należy pamiętać, iż „nie ma – jak pisał Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est – takiego sprawiedliwego porządku państwowego, który mógłby sprawić, że posługa miłości byłaby zbędna. Kto usiłuje uwolnić się od miłości, będzie gotowy uwolnić się od człowieka jako człowieka”.
Niesiecie wojnę – biada wam…
„Na wypadek terytorialno-politycznego przekształcenia terytoriów należących do państwa polskiego sfery interesów Niemiec i ZSRR będą rozgraniczone w przybliżeniu przez linię Narew – Wisła – San. Kwestia, czy i w interesie obu uznane będzie za pożądane utrzymanie niepodległego państwa polskiego zostanie definitywnie zdecydowane dopiero w ciągu dalszego rozwoju wypadków politycznych. W każdym razie oba rządy rozwiążą tę kwestię na drodze przyjacielskiego porozumienia” (Tajny protokół dodatkowy do paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką a ZSRR); „Więcej niż 300 tys. dzieci poniżej 18 roku życia w ponad 30 krajach bierze aktywny udział w konfliktach zbrojnych; więcej niż połowa wszystkich żołnierzy w wojnie domowej w Sierra Leone w 1999 r. nie miała 18 lat; od 1985 r. do dziś przynajmniej 12 tys. dzieci zostało porwanych przez „Boską Armię Oporu” w północnej Ugandzie; w Kolumbii aż do 30% dzieci jest rutynowo rekrutowanych do grup partyzanckich i paramilitarnych”.
Do żadnego z dokonań „geniuszu” nowożytnego człowieka nie odnosi się stwierdzenie Johna F. Kennedy’ego tak celnie, jak do dwóch światowych konfliktów: „Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo inaczej wojna położy kres ludzkości”. Przerażająca garść statystyk: I wojna światowa (9 mln ofiar), II wojna światowa (62 mln, w tym 37 mln cywilów). Powiedzenie Nicolasa Chamforta, pisarza francuskiego: „Wojna pałacom! Pokój chatom!” – brzmi już tylko cynicznie.
Wojna – w świetle Kompendium nauki społecznej Kościoła – zawsze pozostaje „okrucieństwem”, „nieszczęściem”, „bezsensowną rzezią”, „ryzykiem, od którego nie ma odwrotu”; w ostatecznym rozrachunku „jest klęską wszelkiego autentycznego humanizmu”, „zawsze jest porażką ludzkości”; nie była ona i nigdy nie będzie odpowiednim sposobem rozwiązywania problemów międzynarodowych; ponadto – o czym wspomniał Jan XXIII – „w naszej epoce, epoce potęgi atomowej, byłoby nonsensem uważać wojnę za odpowiedni środek przywrócenia naruszonych praw”.
A jednak jesteśmy świadkami wojny iracko-irańskiej, dwóch wojen w Zatoce Perskiej, walk etnicznych w Afryce (np. w Ruandzie i w Burundi), konfliktów powstałych w wyniku rozpadu Jugosławii czy konfliktu izraelsko-palestyńskiego. A przecież przywołać należy i te napięcia, które stanowią wcale niebezpieczne ogniska zbrojnych konfliktów – Pakistan i Indie, „spór koreański”, otwarty konflikt w Czeczenii czy zbrojne interwencje w Iraku i w Afganistanie. W tę zabójczą logikę wojny w sposób szczególnie brutalny wpisuje się zjawisko terroryzmu, siejącego nienawiść, śmierć, pragnienie zemsty i odwetu. Wyrażając całkowitą pogardę dla ludzkiego życia, nie może on być usprawiedliwiony przez żaden powód, „jako że człowiek zawsze jest celem, a nigdy środkiem”. Dlatego też, jak przypomniał Jan Paweł II, „akty terrorystyczne głęboko uderzają w godność ludzką i stanowią obrazę dla całej ludzkości. Istnieje zatem prawo do obrony przed terroryzmem”.
Wprowadzacie głód – biada wam…
„25 listopada Ukraina obchodzi Dzień Pamięci Ofiar Wielkiego Głodu i Represji Politycznych. Wprowadzone w 1932 roku prawo o ochronie własności państwowej pozwalało rozstrzelać człowieka za zabranie kłosa z kołchozowego pola. Wydano dekret o całkowitej blokadzie wsi z powodu rzekomego sabotowania obowiązkowych dostaw zbóż. Wieś otaczano, a brygady złożone z milicji, wojska i aktywistów partyjnych konfiskowały w obejściach nie tylko zapasy zboża, ale praktycznie wszystko, co nadawało się do jedzenia, nawet u głodujących wieśniaków. Klęska pochłonęła kilkanaście milionów ludzi”; „Więcej ludzi umarło z głodu w ciągu ostatnich 5 lat, niż zostało zabitych w wyniku wojen, rewolucji i morderstw w ciągu minionych 150 lat. W wyniku głodu i niedożywienia umiera w każdej minucie 76 ludzkich istot, w tym 57 dzieci. Odpowiada to zniszczeniu każdego dnia miasta wielkości Hiroszimy.
W sumie co roku umiera z powodu głodu i niedożywienia 35 do 40 milionów osób”; „Każdego roku niedożywienie jest przyczyną śmierci 5,6 mln dzieci; 27% (146 mln) dzieci poniżej 5 roku życia w krajach rozwijających się jest niedożywionych; 10% (58 mln) dzieci poniżej 5 roku życia w krajach rozwijających cierpi głód”. Nie trzeba dziś nikogo przekonywać, że wzmiankowany Wielki Głód na Ukrainie czy podobna klęska w XIX-wiecznej Irlandii nie są tylko historycznym wspomnieniem. Wśród najczęściej przytaczanych mitów na temat przyczyn głodu wymienia się: „ludzie głodują, ponieważ na Ziemi brakuje żywności”; „ludzie głodują, ponieważ brakuje ziemi uprawnej”; „biedni głodują, gdyż mają zbyt wiele dzieci”; „ludzie nie głodowaliby, gdyby nauczyli się uprawiać ziemię tak jak my, używając nowoczesnej technologii”; „nie stać nas na to, aby wszystkich nakarmić”; „głód jest nieunikniony i nic na to nie poradzimy”. Tymczasem „obecnie produkuje się tyle żywności, że wystarczy jej do prawidłowego odżywiania się każdego człowieka na świecie.
Okazuje się jednak, że nawet gdy farmerzy produkują więcej żywności, ludzi często nie stać najej zakup”; „wiele ziemi uprawnej w krajach biednych należy do bogatych i leży odłogiem lub nie jest wykorzystywana do produkcji żywności, ale do produkcji luksusowych używek – kawa, herbata, tytoń, które mogą być sprzedane krajom bogatym. Potrzeba ok. 12 ha ziemi, by wyżywić jedną osobę w ciągu roku mięsem, podczas gdy 1 ha wyżywi jedną osobę produktami zbożowymi”; „głodni ludzie rodzą więcej dzieci, ponieważ więcej z nich umiera. Biedni w krajach rozwijających się potrzebują dzieci jako siły roboczej dla zapewnienia przetrwania rodziny.
Gdyby rodzice wiedzieli, że ich dzieci nie umrą, posiadaliby ich mniej. Tak więc nie propagowanie antykoncepcji, ale usunięcie głodu prowadzi bezpośrednio do rozwiązania problemu przeludnienia”; „od 1945 r. 32 kraje, zamieszkane przez 40% ludności świata, rozwiązały sprawy wyżywienia tak, że głód przestał tam być podstawowym problemem. Zatem znamy sprawdzone i realne metody zwalczania głodu na świecie”; „gdybyśmy od 1975 r. jedną siódmą światowych wydatków na alkohol i tytoń przeznaczyli na rozwój samowystarczalności żywnościowej, moglibyśmy zlikwidować głód do końca tego wieku”. Zatem podstawowym nie jest pytanie o możliwości usunięcia tego „zgorszenia współczesności”, lecz pytanie o wolę…
Bronicie śmierci – biada wam…
W rządowym raporcie czytamy: „Każdego dnia jeden Belg umiera w wyniku eutanazji. Teraz będzie to jeszcze łatwiejsze – w aptekach w tym kraju pojawiły się bowiem specjalne pakiety, zawierające wszystko, co jest potrzebne do przeprowadzenia eutanazji w domu. Niektórzy Belgowie wprost wskazują, że władzom chodzi o obniżenie kosztów opieki nad osobami starymi czy nieuleczalnie chorymi”; „W wyniku rozpowszechniania przez internet leków wczesnoporonnych ok. 500 kobiet z całej Polski dokonało aborcji. Osoby chcące usunąć ciążę, wchodziły na stronę internetową i zamawiały leki pocztą elektroniczną”; „Do najpotworniejszych przypadków łamania praw człowieka w Chinach dochodzi w imię ograniczania wzrostu demograficznego. […] Nawet faszystowskie Niemcy nie mogłyby stworzyć systemu bardziej wydajnego w swej brutalności od tego, który obecnie panuje w Chinach, opartego na systematycznym mordowaniu wszystkich, poza pierworodnymi, dzieci.
Od samego początku chińskim komunistom w dziele tym pomagał Fundusz Ludnościowy ONZ”; „Parlament Australii przegłosował propozycję zniesienia krajowego zakazu klonowania ludzkich zarodków i zezwolił na prowadzenie doświadczeń nad klonowaniem terapeutycznym”; „Jedna z najbardziej prestiżowych brytyjskich uczelni medycznych proponuje, aby rozpocząć debatę na temat zabijania upośledzonych niemowląt. «Niepełnosprawne dziecko oznacza niepełnosprawną rodzinę» – to główny argument przedstawicieli Królewskiego Kolegium Położnictwa i Ginekologii w Londynie”. Listę przykładów z całą pewnością można by jeszcze długo ciągnąć. Potwierdzają one jedynie rozprzestrzeniającą się – jak pisał Jan Paweł II – „«anty cywilizację» destrukcyjną, co niestety w naszej epoce stało się faktem dokonanym o bardzo szerokim zasięgu”. „Kultura śmierci” – jak ową „anty-cywilizację” nazywa autor encykliki Evangelium vitae – „szerzy się wskutek oddziaływania silnych tendencji kulturowych, gospodarczych i politycznych, wyrażających określoną koncepcję społeczeństwa, w której najważniejszym kryterium jest sukces”.
Inne jej źródło to pojęcie wolności, „które absolutyzuje znaczenie jednostki ludzkiej, przekreślając jej odniesienie do solidarności z drugimi, do pełnej akceptacji drugiego człowieka i do służenia innym”. Jednak sednem dramatu rozgrywającego się na linii „kultura życia” – „kultura śmierci”, a przeżywanego przez współczesnego człowieka, jest „osłabienie wrażliwości na Boga i człowieka, zjawisko typowe w kontekście społecznym i kulturowym zdominowanym przez sekularyzm, którego wpływy przenikają nawet do wnętrza wspólnot chrześcijańskich i wystawiają je na próbę”. Apokaliptyczny czwarty koń trupio blady, którego jeździec ma na imię Śmierć, wciąż przemierza ziemię…
Strzeżecie bezbożności – biada wam…
„W celu zapewnienia obywatelom wolności sumienia Kościół w ZSRR oddzielony jest od państwa, a szkoła od Kościoła. Wolność uprawiania kultów religijnych oraz wolność propagandy antyreligijnej przysługuje wszystkim obywatelom” (Konstytucja ZSRR z 5 grudnia 1936 r., art. 124); Wydawnictwo „Harper Collins”, chcąc wydać znakomite dzieło angielskiego pisarza katolickiego Clive’a S. Lewisa, ogłosiło zarazem, iż ma to być wersja nowa, „poprawiona”. „Poprawianie” ma polegać na usunięciu z cyklu Opowieści z Narnii niezwykle istotnych dla całości elementów chrześcijańskich”. Według ubiegłorocznego zestawienia, na świecie obecnie istnieje 4000 różnych wyznań religijnych. Około 14%, całej populacji nie przyznaje się do żadnej wiary. Zaś do religii największych pod względem liczby wyznawców należą: chrześcijaństwo (33%), islam (22%), hinduizm (15%), buddyzm (6%), chińskie religie tradycyjne (4%) oraz religie pierwotne (4 %). Te liczby, skrywające miliony wyznawców, zdają się wielu uspokajać, a nawet napełniać poczuciem „religijnej zarozumiałości”. Bo przecież tak znaczny jest odsetek tych, którzy są religijni (czy – wierzący?).
A jednak patrząc choćby na moralną „kondycję” Starego Kontynentu, trudno oprzeć się wrażeniu zbieżności z potocznym opisem zjawiska bezbożności: „sposób myślenia lub postępowania, polegający na usuwaniu Boga z życia lub ignorowania Go, a niekiedy nawet na rozmyślnym łamaniu praw i nakazów Bożych. Wiele cech może wskazywać na bezbożność człowieka, m.in. brak poszanowania wszelkich wartości, bezwzględność, świętokradztwo, nieprawość, pycha itp.” Czy nie miał racji Fryderyk Nietzsche, gdy pisał, że „człowiek staje się ateistą, gdy poczuje się lepszy od Boga”? Wiele jest przyczyn, dla których człowiek postanawia obejść się bez Boga. Ojcowie soborowi, opisując zjawisko ateizmu, wskazali na dwie naczelne grupy motywów: pierwsza jest natury teoriopoznawczej, mająca swe korzenie w całym sposobie myślenia o świecie, zwłaszcza myślenia naukowego. Z kolei druga grupa łączy się z taką afirmacją człowieka, iż zaczyna się podważać prawdę o ograniczoności istnienia.
Nie jest przecież dziełem przypadku, że usystematyzowana forma ateizmu głosi wyzwolenie człowieka przede wszystkim drogą jego wyzwolenia gospodarczego i społecznego. Nie może przeto dziwić programowy postulat walki z religią, która – zdaniem doktrynerów – budząc nadzieję przyszłego życia, jakoby odstręczała od budowy państwa ziemskiego. Jakie owoce przynoszą sprawowane przez ateistów rządy w państwie, uczy chociażby nieodległa historia Europy Środkowo-Wschodniej, jak i wiele przykładów współczesnych. Wśród innych przyczyn zwykło się także wskazywać postawę ludzi, którzy tak sobie Boga wymyślają, „że twór ten, odrzucany przez nich, żadną miarą nie jest Bogiem Ewangelii”. Inni z kolei nawet nie przystępują do zagadnień dotyczących Boga, „ponieważ zdają się nie odczuwać niepokoju religijnego”.
Wreszcie nierzadko też ateizm rodzi się „bądź z namiętnego protestu przeciw złu w świecie”, bądź przyznania pewnym dobrom ludzkim znamienia samego Boga. Niemałe znaczenie ma także współczesna cywilizacja, która zbytnio uwikłana w sprawy ziemskie, może często utrudniać dostęp do Boga. Postawy konsumizmu czy hedonizmu, które, choć przemieszane z sytuacjami zastraszającej nędzy i ubóstwa, coraz nachalniej sprzyjają zasadzie: żyć tak, jak gdyby Bóg nie istniał. Do głosu dochodzi przekonanie, że nie potrzeba już zwalczać Boga – człowiek zdaje się bowiem myśleć, że może się po prostu bez Niego obejść.
* * *
Jaka jest współczesna cywilizacja?
Dobra czy zła? Dla człowieka czy przeciw człowiekowi? Silna Bogiem Niebios czy silna Księciem tego świata? Czy w ogóle dychotomia opisu jest możliwa? Świat jest dobry, i to nie ulega najmniejszej wątpliwości – taka jest na ten temat opinia samego Stwórcy (por. Rdz 1,31). Natomiast to, czym scena świata jest wypełniana, pozostaje w gestii człowieka, drugiego z protagonistów teodramatu. To jego wybory czynią świat, kulturę, cywilizację przyjaznymi bądź niechętnymi; to od nas przecież zależy, czy życie nasze i przyszłych pokoleń będzie błogosławione bądź przeklinane. Dopóki rosną pospołu pszenica i kąkol, dopóki sieć jest pełna ryb dobrych i złych, dopóty trwa walka o boski kształt ludzkiej cywilizacji, za który odpowiedzialność każdy dźwiga osobiście.
Bo przecież kamień życia i śmierci, błogosławieństwa i przekleństwa wciąż przed nami leży…