Znamienne, że informacja o uprowadzeniu została podana za Polską Agencją Prasową, bez podpisu autora tekstu. W „Żołnierzu Wolności” artykuł o porwaniu (ta sama depesza PAP) znalazł się dopiero na stronie siódmej, więc jako jeszcze mniej ważny. Zamieszczony został obok… repertuaru kin i teatrów!
Pozory
Komunikaty w prasie codziennej w pierwszych dniach po porwaniu, jeszcze przed znalezieniem ciała ks. Popiełuszki, sugerowały podjęcie przez władze państwowe intensywnych działań, mających na celu odnalezienie księdza. Stąd w artykułach znalazły się takie sformułowania, jak: „mimo natychmiast podjętych energicznych działań, dotychczas nie udało się ustalić miejsca pobytu zaginionego”. Albo: „Trwają intensywne poszukiwania pod nadzorem KGMO”. „Trybuna Ludu” podała nawet rysopisy domniemanych sprawców uprowadzenia i zamieściła apel o niezwłoczne zgłoszenie się na milicję osób, które mogą udzielić jakichkolwiek informacji dotyczących porwania ks. Popiełuszki.
Sprawa ks. Jerzego pojawiła się w prasie również przy okazji relacji z rozpoczęcia XVII plenarnego posiedzenia KC PZPR. 27 października „Trybuna Ludu” już na pierwszej stronie przytoczyła oświadczenie partii, że „Polska socjalistyczna musi być praworządna”, a „działanie sprzeczne z prawem godzi w całą partię i jej kierownictwo”. W prasie znalazł się też apel partii bezpośrednio odnoszący się do porwania ks. Popiełuszki: „Komitet Centralny zwraca się do organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości o szybkie doprowadzenie do końca śledztwa w sprawie uprowadzenia ks. Jerzego Popiełuszki, o ostateczne ustalenie bezpośrednich i ewentualnie pośrednich sprawców tego przestępstwa, ich surowe ukaranie oraz systematyczne informowanie o powyższym opinii publicznej”.
Informacje zamieszczane były w taki sposób, by sprawiały wrażenie, że partia jest zainteresowana wykryciem sprawców przestępstwa, godzącego także w stosunki państwo – Kościół. W tym samym komunikacie prasowym opinia publiczna dowiedziała się, że „Komitet Centralny wyraża zarazem pełne zaufanie do resortu spraw wewnętrznych, do jego ideowej, ofiarnej kadry z zastępcą członka Biura Politycznego KC, ministrem spraw wewnętrznych Czesławem Kiszczakiem na czele, który w sposób energiczny i pryncypialny kieruje akcją poszukiwania ks. Popiełuszki oraz działaniami, które doprowadziły w krótkim czasie do ujęcia sprawców”. Gazety informowały również, że „w odpowiedzi na apel opublikowany w komunikatach, organa prokuratury i resortu spraw wewnętrznych otrzymują od obywateli liczne sygnały i informacje”. Teksty miały wywołać wrażenie, że oto naród razem z partią szuka ks. Popiełuszki.
Podobny cel miały konferencje prasowe rzecznika rządu. Jerzy Urban przekonywał: „Niestety, nie wiem, kto dokonał porwania ks. Popiełuszki. Cała milicja w Polsce jest postawiona na nogi i trwa intensywne śledztwo”. Albo podkreślał, że „czyn ten miał ugodzić w pozytywne procesy, które się w Polsce dokonują”. Rzecznik rządu dziwił się też, że „w sprawie ks. Popiełuszki zabrał głos rząd USA, choć sprawa ta Stanów Zjednoczonych nie dotyczy. W tych samych Stanach Zjednoczonych jest przecież dużo porwań i innych przejawów brutalizmu, a rząd polski nie ogłasza swego zaniepokojenia z okazji tych wydarzeń. Znamienna jest zresztą gotowość rządu wielkiego mocarstwa do dyskontowania wszelkich złych zdarzeń w naszym kraju” – czytamy na łamach „Trybuny Ludu”.
Włos
Po porwaniu ks. Jerzego uwagę zwraca jeszcze jeden artykuł „Trybuny”, będący relacją z konferencji prasowej Urbana, w którym szczegółowo została opisana kwestia… znalezienia włosa ks. Jerzego: „W jednym z samochodów, które, jak podejrzewano, mogły być instrumentem porwania, znaleziono w bagażniku włos. Minister spraw wewnętrznych, gen. broni Czesław Kiszczak, zwrócił się do Kurii Warszawskiej o ułatwienie działań porównawczych. Dzięki współpracy ks. bp. Jerzego Dąbrowskiego i ks. bp. Kazimierza Romaniuka uzyskano dostęp do mieszkania ks. J. Popiełuszki, gdzie znaleziono materiał porównawczy – jego włosy”. Władze zapewniały także, że „cała sprawa spoczywa w szczególnie dobrych rękach i można być pewnym, że czynione jest wszystko, co możliwe, aby sprawcy zostali odnalezieni, ukarani, a okoliczności porwania wyjaśnione do gruntu”.
Ważne teksty dotyczące porwania pojawiały się następnie dopiero 29 października 1984 r., kiedy zostały zamieszczone nazwiska sprawców zabójstwa ks. Popiełuszki. Zresztą już poprzedniego dnia w „Dzienniku Telewizyjnym” wystąpił gen. Kiszczak i podał te nazwiska do publicznej wiadomości. Wtedy też społeczeństwo dowiedziało się, że „organizatorem porwania był kpt. Grzegorz Piotrowski, a współuczestnikami: por. Waldemar Chmielewski, lat 29, wykształcenie wyższe, zatrudniony w resorcie od 7 lat, oraz por. Leszek Pękala, lat 32, z wykształcenia elektronik, zatrudniony w resorcie od 7 lat”. W prasie znalazła się również informacja gen. Kiszczaka o tym, że nie może podać szczegółów z uwagi na to, że podejrzani składają krańcowo różne zeznania: „Niestety, nie mogę obecnie udzielić informacji ani nawet dostatecznie wiarygodnych domniemań co do losów ofiary porwania”. W artykule czytamy też, że „uprowadzenie księdza Popiełuszki nie ma nic wspólnego z przyjętą przez partię metodą rozwiązywania konfliktów politycznych”. We wzmiance prasowej znalazła się jednak adnotacja o „jednej z uzasadnionych hipotez śledztwa, która zakłada, że ofiara nie żyje”. Widać było, że media rządowe przygotowują Polaków na scenariusz wydarzeń, który one już znają.
Prowokacja
O tym, że w prasie znalazła odzwierciedlenie taktyka władz wobec społeczeństwa, świadczy kolejne dawkowanie informacji i stopniowanie napięcia. W „Trybunie” z 30 października czytamy, że trwają nadal poszukiwania księdza oraz że „sprawcy wskazali różne miejsca pozostawienia ks. Popiełuszki, wymieniając m.in. rejon Torunia i Włocławka”. Po raz pierwszy tego dnia pojawiła się wzmianka o ewentualnym wrzuceniu ks. Popiełuszki do Wisły: „Z wyjaśnień jednego ze sprawców wynika, że wrzucił on ks. Popiełuszkę do Wisły w rejonie Torunia. Inni wskazali zalew wodny w okolicy Włocławka”. Identyczna informacja, podana zresztą za PAP, znalazła się na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej” w tekście pt. „Trwają poszukiwania ks. J. Popiełuszki” oraz w „Życiu Warszawy” pod takim samym tytułem.
Takie ujęcie miało na celu kreowanie wizerunku władzy jako praworządnej, odcinającej się od uprowadzenia i pragnącej wyjaśnić całą sprawę. Służyły temu odpowiednio dobrane tytuły i nadtytuły, np. w „Życiu Warszawy” znalazł się nadtytuł: „Nie zaniedbamy niczego, co niezbędne, aby prawda o uprowadzeniu ks. Popiełuszki została ustalona do końca”.
Jednocześnie jednak media rządowe nie odstępowały od przedstawiania fałszywego wizerunku ks. Popiełuszki, prezentując go wyłącznie jako działacza politycznego. Teraz czyniono to w nieco łagodniejszej formie niż za jego życia. Jak czytamy w ówczesnej prasie rządowej, „organizator porwania twierdzi, że czyn jego spowodowany został jątrzącą polityczną działalnością księdza Popiełuszki, wobec której postępowanie władz uznawał za nieskuteczne”.
Prasa lansowała też w społeczeństwie tezę, jakoby porwanie ks. Jerzego stanowiło formę prowokacji wobec władzy komunistycznej. Stąd w artykułach znalazły się takie sformułowania: „Zrozumiałe jest nurtujące nas wszystkich pytanie o motywy i cele tej prowokacji” albo stwierdzenia, że sprawcy porwania „posługiwali się nielegalnie użytym sprzętem służbowym Milicji Obywatelskiej. Każe to dopatrywać się w ich działaniu świadomej i dobrze przygotowanej prowokacji”.
Depesza PAP
Prasa nie wyeksponowała też informacji o odnalezieniu ciała ks. Popiełuszki, mimo że był to przełomowy moment od chwili jego uprowadzenia. Informacje na ten temat pojawiły się w gazetach 31 października. W „Rzeczpospolitej” – wprawdzie na pierwszej stronie, jednak dopiero na dole kolumny – został zamieszczony krótki artykuł, będący w istocie depeszą PAP. Tekst zatytułowany: „Odnaleziono zwłoki księdza J. Popiełuszki” stanowi lakoniczną informację, podobną do tej o porwaniu ks. Jerzego. „Ministerstwo Spraw Wewnętrznych informuje, że 30 października br. w późnych godzinach popołudniowych, w wyniku intensywnych poszukiwań przy udziale specjalistycznych grup płetwonurków milicyjnych, w wodach zalewu we Włocławku odnaleziono i wydobyto zwłoki księdza Jerzego Popiełuszki”.
W „Życiu Warszawy” informacja o odnalezieniu ciała księdza również znalazła się na pierwszej stronie, też była to depesza PAP, mało wyeksponowana w gazecie. Znalazła się obok tekstów o XVII Plenum KC PZPR i spotkaniu Wojciecha Jaruzelskiego z Henrykiem Jabłońskim, którzy przyjęli ministra z Finlandii. Podobnie było w „Trybunie Ludu”, w której czołówkę stanowił tego dnia tekst pt. „Polsko-fińskie rozmowy w Warszawie. W. Jaruzelski przyjął P. Vayrynena”.
Również uroczystość Wszystkich Świętych nie stanowiła okazji, by numery prasy codziennej poświęcić pamięci ks. Popiełuszki. „Trybuna” z 1 listopada na czołówkę dała tekst „Naszą codzienną aktywnością umacniamy socjalistyczną demokrację”, a o ks. Popiełuszce jest zaledwie wzmianka na drugiej stronie w dolnym rogu gazety, pt. „Wokół sprawy uprowadzenia i śmierci ks. J. Popiełuszki”. W artykułach w tym samym numerze „Trybuny” znalazły się natomiast teksty poświęcone „Świętu Zmarłych” – bo takiego określenia gazety z uporem używały – wzmianki o ks. Jerzym jednak w nich nie było. Ilustrację do tych tekstów stanowią tablice upamiętniające poległych w czasie II wojny światowej oraz poległych w walce o utrwalanie władzy ludowej, np. tablica w Chodakowie k. Sochaczewa.
Wyraźnie widać zatem, że w pierwszych dniach po uprowadzeniu ks. Popiełuszki ówczesne media tendencyjnie i nierzetelnie informowały o tym wydarzeniu, jak też o odnalezieniu ciała księdza, a potem o losach śledztwa. Ale czego można było oczekiwać od mediów podporządkowanych reżimowi, który dokonał tej zbrodni?
* * *
KS. DR ANDRZEJ ADAMSKI
Dyrektor Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa na UKSW w Warszawie: – Jednym z najbardziej wykorzystywanych do celów propagandy środków były w PRL-u telewizja oraz prasa, zwłaszcza tytuły należące do RSW „Prasa-Książka-Ruch”, kontrolowanej przez PZPR. „Trybuna Ludu”, jako główny organ PZPR, uchodziła za pismo przewodzące propagandzie prasowej. Linia polityczna „Trybuny”, jej oceny i komentarze były traktowane jako miarodajne odbicie polityki partii. Na wzór prasy radzieckiej wprowadzono zwyczaj niepolemizowania z nią; nie drukowała również sprostowań, gdyż mogłoby to podważać wiarygodność gazety. Istniał w tej sprawie zapis cenzorski. Zakłady pracy prenumerowały ją obowiązkowo dla swoich pracowników. Nierzadko opłatę za to potrącano im z pensji. Często jednak gazety leżały nierozpakowane i po jakimś czasie trafiały na makulaturę. Nie zmienia to faktu, że „Trybuna Ludu”, podobnie jak osławiony „Dziennik Telewizyjny”, pozostaje symbolem komunistycznej propagandy w powojennej Polsce.
Źródło: Tygodnik Niedziela Nr 42 / 2011
