Z ks. prałatem Zygmuntem Malackim, proboszczem parafii św. Stanisława Kostki, rozmawia Marek Krukowski
Jakie warunki muszą być spełnione, by kandydat na ołtarze został męczennikiem za wiarę?
Męczennikiem nie zostaje się dlatego, że się chce nim zostać. To Bóg decyduje o tym, komu daje łaskę męczeństwa. Męczennikiem zostaje się wtedy, kiedy ma się stałą miłość Boga i człowieka, kiedy jest się gotowym oddać za Boga wiarę i miłość, wszystko, co się ma, łącznie z życiem. Jest jeszcze jeden warunek: ten, kto oddaje życie, nie może pałać ani złością, ani nienawiścią do swoich oprawców. Tak jak Chrystus na krzyżu ma modlić się do Boga: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Ksiądz znał ks. Jerzego Popiełuszkę osobiście…
Poznałem go w seminarium w 1969 r. Jurek wrócił wtedy z wojska. Miałem to szczęście, że mieszkałem z nim przez rok w jednym pokoju. Oczywiście, gdybym wiedział, że on będzie błogosławionym, a ja będę proboszczem w parafii przy jego grobie, to prowadziłbym szczegółowe notatki… Zapamiętałem ks. Jerzego jako miłego, sympatycznego kleryka. Prawdę mówiąc niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniał. Ot, był jednym z moich kolegów. Niewątpliwie już wtedy był wrażliwy na cierpienie innych. Często wspominał, że nie można przechodzić obojętnie obok cierpiącego bliźniego.
Zapamiętałem go też jako uśmiechniętego, radosnego człowieka, choć muszę przyznać, że był też dość poważny, oczywiście na miarę swego wieku. Byliśmy przecież młodymi ludźmi.
Rozmawiał Ksiądz z ks. Jerzym niedługo przed jego śmiercią?
Byłem wtedy rektorem u św. Anny. Ksiądz Jerzy przyszedł do mnie na kawę zapytać, co słychać. Zadałem mu dwa pytania. Jedno o jego relacje z ks. Prymasem. Jurek jednoznacznie powiedział, że ks. Prymas go rozumie, że go wspomaga i wspiera. Drugie pytanie brzmiało: „Jurku, czy ty się nie boisz śmierci? Przecież oni mogą cię w każdej chwili zabić”. Pamiętam, że Jurek odstawił na bok filiżankę, podniósł nieco głowę, delikatnie się uśmiechnął i patrząc jakby w zaświaty mówił w stanie wewnętrznego pokoju: „Wiesz, ja o śmierć już się parę razy otarłem. Ja się jej nie boję”. Rozumiałem jego słowa tak, że jeżeli ona przyjdzie, to będzie on ją w stanie przyjąć. Dziś odbieram to spotkanie jako rozmowę z człowiekiem, który był przygotowany przez Pana Boga do poniesienia najwyższej ofiary – oddania życia za wiarę.
Czy ks. Jerzy miał przeczucie śmierci?
Odnosiłem takie wrażenie, że jest gotowy na wszystko. Mówił zresztą kilkakrotnie, że ta śmierć jakby gdzieś czyhała na progu. Jako proboszcz tej parafii przeżyłem bodajże w 2000 r. pewne wydarzenie, po którym bałem się sam spać. Przez półtora miesiąca na plebanii spało dwóch moich przyjaciół, a ja sobie wtedy uświadomiłem bohaterstwo i wielkość ks. Jerzego, który przynajmniej na rok przed śmiercią wiedział, że wyszedłszy z domu, może już do niego nie wrócić. I dlatego ks. Jerzy tak często, regularnie się spowiadał.
Czy w obliczu tych przeczuć i realnego zagrożenia życia ks. Jerzego liczył się Ksiądz z najgorszym?
Wiadomość o porwaniu ks. Jerzego była ogromnym szokiem, ale nikt z nas nie przypuszczał, że zakończy się ono morderstwem. Wierzyliśmy, że ks. Jerzy wróci. Niestety, wróciło tylko jego ciało, ale teraz ks. Jerzy wraca do nas w beatyfikacji jako duchowy, moralny zwycięzca.
Jak tę straszną wieść przyjęli ludzie czuwający u św. Stanisława Kostki?
Kończyła się właśnie Msza św. Jeden z księży podszedł do mikrofonu, żeby poinformować wiernych o zbrodni. Zaczął mówić i się rozpłakał. Drugiemu księdzu udało się dokończyć, ale też się rozpłakał i dopiero ks. Folejewski uratował sytuację. Zaczął mówić przez mikrofon „Ojcze nasz”. Ludzie szlochając i płacząc podchwycili to „Ojcze nasz”, ale kiedy doszli do wersetu „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, w kościele zaległa cisza. Ksiądz powtarzał to zdanie kilkakrotnie. Bodajże dopiero za czwartym razem ludzie wyksztusili je z siebie. Niektórzy uczestnicy tej modlitwy mówią, że była to najtrudniejsza modlitwa w ich życiu, bo wiadomość o morderstwie budziła bunt i gniew. Człowiek wierzący musi się jednak bronić przed nienawiścią. Wielkość ks. Jerzego polegała także na tym, że uczył, by nie odpłacać złem za zło.
Czy można powiedzieć, że kult ks. Jerzego zaczął się już wtedy?
Już 20 października, a więc dzień po porwaniu, rozpoczęło się wielkie czuwanie trwające 10 dni i nocy. Były odprawiane Msze św., nabożeństwa, księża spowiadali a ludzie klękali przed konfesjonałem nieraz po latach niekorzystania ze spowiedzi. Mówili, że coś w ich wnętrzu kazało im uporządkować swoje życie, nawrócić się, zmienić. Wielu, wielu ludzi przez te dni wróciło po latach do Pana Boga i dla mnie są to pierwsze cuda ks. Jerzego.
Czy był Ksiądz tutaj, gdy u grobu ks. Jerzego modlił się w 1987 r. Jan Paweł II?
Mnie przy tym nie było, ale chyba wszyscy pamiętamy, jak papież podszedł do grobu, chwilę się pomodlił, a potem ucałował płytę. Chciałbym przypomnieć jego słowa wypowiedziane w parę dni po pogrzebie ks. Jerzego: „Aby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z krzyża zmartwychwstanie”. I z tego grobu na Żoliborzu rzeczywiście codziennie wyrasta dobro.
W 2002 r. podejmował Ksiądz kardynała Josepha Ratzingera.
Miałem wtedy ogromną tremę, ale szybko minęła, bo okazało się, że ten wielki kardynał jest przemiłym kapłanem. Byłem zdumiony jego wiedzą o ks. Jerzym, ale i pytaniami o to, czy żyją jego rodzice, jak się czują. Interesował się drobiazgami, pytał, ilu pielgrzymów przybywa, czy kult się rozwija.
Jak wygląda kult ks. Jerzego w liczbach?
Jego grób nawiedziło 18 milionów pielgrzymów, zaś muzeum, czynne od 2004 r., ponad 370 tysięcy. Mamy udokumentowanych 300 łask, których Bóg udzielił za przyczyną ks. Jerzego, w tym kilkanaście uzdrowień.
Co Ksiądz czuł, obejmując parafię św. Stanisława?
Kiedy 12 lat temu ks. Prymas mianował mnie proboszczem, uklęknąłem przy grobie i powiedziałem sobie w duchu: „Panie Boże, posyłasz mnie tutaj, wyróżniasz mnie. Proszę Cię o jedno, abym niczego nie zmarnował, abym nie zniszczył tego dobra, które Ty, Boże, za przyczyną Twojego sługi ks. Jerzego stworzyłeś; a jeśli sprawisz, że to dobro zostanie pomnożone, to będzie to wielka Twoja łaska”.
Na czym polegają w parafii przygotowania do uroczystości beatyfikacyjnych?
Przygotowujemy się bardzo starannie. Już rozpoczęliśmy modlitwy. Ale można powiedzieć, że przygotowujemy się duchowo od 25 lat, bo każdego 19 dnia miesiąca – w dniu śmierci ks. Jerzego – o godz. 18 odprawiana jest Msza św. Druga data to ostatnia niedziela miesiąca. Pozostajemy wierni tradycji ks. prał. Boguckiego i ks. Jerzego i odprawiamy Mszę w intencji Ojczyzny.
Co się teraz stanie z ciałem ks. Jerzego?
Zostanie ono poddane kanonicznym oględzinom. Będzie wyjęte z grobu, kilka kostek zostanie przeznaczonych na relikwie. W dniu beatyfikacji jedna z relikwii będzie przeniesiona w uroczystej procesji po Mszy św. do Świątyni Opatrzności Bożej. Druga – zostanie w naszym kościele. Co do pozostałych mogę tylko powiedzieć, że z Polski i ze świata napływa bardzo wiele próśb o relikwie. Po oględzinach ciało wróci do grobu.
Jakie przesłanie niesie beatyfikacja ks. Jerzego dla kapłanów?
Myślę, że Benedykt XVI, wyznaczając termin beatyfikacji na koniec Roku Kapłańskiego, chciał w ten sposób pokazać księżom wzór kapłana na dziś, na teraz. Ksiądz Jerzy ma nam wiele do powiedzenia. Kiedy na niego patrzę, widzę kapłana, który umiał odszukać wolę Bożą i wypełnić ją do końca. Poświęcił się miłości Boga, dobru człowieka, miłości Ojczyzny. Był bardzo pokorny, skromny. Nie domagał się niczego dla siebie. Miał piękną cechę: wszystkich, którzy go odwiedzali, obdarzał jakimiś drobiazgami ¬– cukierkiem, długopisem, pastą czy szczoteczką do zębów. Nigdy nie przechodził obojętnie obok cierpiącego, potrzebującego człowieka, cały swój czas ofiarowywał Panu Bogu i bliźniemu.
A jaka nauka płynie dla wiernych?
Kiedy rozmawiam z ks. Jerzym, to jakbym ciągle od niego słyszał, że najpierw trzeba podjąć walkę w sobie samym. Każdy z nas jako człowiek odczuwa ten dramat zła, bo w każdym z nas ono jest i rzecz polega na tym, żeby w sobie samym podjąć wysiłek walki ze złem przez dobroć, miłość, łaskę Bożą. To jest zadanie na całe życie. Po drugie trzeba chcieć i umieć podejmować walkę ze złem, które jest obok nas, w małżeństwach, rodzinach, w sąsiedztwie, w Ojczyźnie.
Ksiądz Jerzy był wyjątkowym charyzmatykiem, miał wielki dar jednoczenia ludzi. Przychodziły do niego osoby głęboko religijne, ale też poszukujące i niewierzące. Dzisiaj potrzeba nam bardzo jedności, bo jakże często współczesny człowiek jest wewnętrznie podzielony. Trzeba więc jedności w nas samych, ale także w naszych małżeństwach, rodzinach, wspólnotach i narodzie. Grób na Żoliborzu woła głosem ks. Jerzego o wzajemne przebaczenie, o jedność.
Czy ks. Jerzy wpłynął w sposób szczególny na życie Księdza?
To, że ludzie pielgrzymujący do grobu ks. Jerzego doznają przemiany, jest dla mnie absolutnie pewne. Jedna z pań, która czuwa przy grobie, wypowiedziała takie słowa: „Czuwając przy grobie ks. Jerzego od 25 lat, nie jesteśmy lepsi od innych, ale jesteśmy lepsi od samych siebie”.
Jeśli zaś chodzi o mnie, każdego dnia klękam przy grobie z tajemnicą mojego życia, tak jak czynią to tysiące pielgrzymów.
Od trzech lat walczę z chorobą nowotworową. I mogę złożyć takie oto świadectwo: codziennie modlę się do ks. Jerzego i czuję jego obecność. Więc to, że dziś jeszcze mogę się cieszyć życiem, w jakimś stopniu zawdzięczam jego wstawiennictwu u Pana Boga. Jestem o tym bardzo głęboko przekonany.
ŹRÓDŁO: „Idziemy” nr 12/2010