NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Dawidek contra Goliat




Autor: o. Michał Nowak OFM Conv



Dawidek contra Goliat,
czyli o tym jak ojcowie naszej wiary radzili sobie z problemami

 

Zacznijmy od kilku refleksji nad światem, w którym przyszło nam żyć. Są to oczywiście pewne przykładowe, wybrane zjawiska, które jednak w jakiejś mierze możemy wszyscy zaobserwować.

A zatem… Nie ma współcześnie miejsca na trwanie, oczekiwanie, wysiłek. Dawniej, nasi rodzice do czegoś dochodzili latami, dziś wszyscy chcą mieć wszystko szybko i najlepiej bez wysiłku. Taka „życiowa mikrofalówka” – 11.55 wkładasz posiłek, a o 12 siadasz i jesz.. Przykład? Zauważcie, że kiedyś czekało się na rower (ja swój pierwszy nabyłem po pierwszej komunii – to dopiero było wydarzenie!) – dziś dziecko dostaje go zanim wie, do czego służy….

 

Potrzeby ludzkie tylko pozornie są zaspokajane – tak naprawdę są rozbudzane, a to rodzi frustrację i jeszcze większą niecierpliwość. Przy okazji mamy nadmiar wrażeń do przetrawienia, stąd człowiek pamięta tylko najważniejsze informacje, które do niego docierają… Wyobraźcie sobie, że jedno sobotnio niedzielne wydanie New York Timesa zawiera więcej informacji niż człowiek w XIX wieku zdobywał przez całe życie – to może wpędzić w prawdziwą depresję. Oczywiście brak nam czasu na uporządkowanie tej wiedzy i stworzenie własnej hierarchii wartości.

Historia zdaje się nie liczyć. Jakby świat zaczął się wczoraj. A przyszłość? Cóż… Wszystko zależy od tego, ile zysku mi przyniesie. Żyjemy więc chwilą – bez korzeni, bez przyszłości, a to musi rodzić niepokój. Życie chwilą stawia oczywiście pod znakiem zapytania przyrzekanie, czynienie dłuższych zobowiązań, jakąkolwiek pracę nad sobą.

Świat relacji osobowych jest ubożuchny – liczne kontakty, a człowiek samotny; wiele środków porozumiewania, a mało porozumienia. Można „klikać” godzinami, ale porozmawiać z kimś obcym twarzą w twarz, tak „w cztery oczy”. Oooo… To może okazać się zbyt trudne. Na to wszystko nakłada się egocentryzm – ten drugi jest potencjalną konkurencją. Ciekawa rzecz… Czasem o niej słyszę z ust młodych ludzi – kiedyś pożyczało się sobie nawzajem notatki – dziś nie bardzo. Konkurencja…

W świecie mało uwagi przywiązuje się do treści. Liczy się forma – można sprzedać największą głupotę, ważne, żeby była dobrze opakowana. Przy tym lansuje się myśl, że to, co jest przyjemne, jest dla człowieka dobre.

Obserwujemy u wielu swoistą ucieczkę od rzeczywistości, od prawdy o sobie i swoim postępowaniu, wielki subiektywizm. Inteligencja zaś bywa wykorzystywana do oszukiwania samego siebie, w myśl zasady – nie umieją postępować zgodnie z mądrym myśleniem, więc zaczynają myśleć zgodnie z niemądrym postępowaniem. Świat miłych fikcji prowadzi jednak często do kryzysu i bolesnych rozczarowań.

Wielokrotnie obserwujemy niechęć do podejmowania ryzyka. Wszystko musi być dobrze zaplanowane i przygotowane – jak ślub, to musi być już mieszkanie, samochód i najlepiej solidne konto w banku… Decyzje? A muszę? Owocuje to swoistą „duchowością ronda”, polegającą na chodzeniu „w kółko” i tłumaczeniu sobie, że jeszcze mam czas… A tu czterdziestka mija…

Triumfy zdaje się święcić mentalność antykoncepcyjna, w której dziecko jawi się jako zagrożenie… Czasem występuje pod pozorem szlachetnych motywacji – nie mamy warunków. No bo jak to – nasze dziecko musi chodzić na basen, znać trzy języki i mieć wszystko, absolutnie wszystko…. Z drugiej strony brak szacunku do starych i starości – strach przed nią, „ona się Bogu nie udała”. A w ślad za nią podąża obawa przed śmiercią, kult młodości i zdrowia…

Problemy, problemy, problemy… Oczywiście być może obraz nieco przerysowany, jednostronny, ale świadomie to czynię, bo z takimi i wieloma innymi problemami musimy się mierzyć w codzienności. One nie są fikcją. Są bardzo realne. Ale niemniej realny jest Bóg, który chce nas nauczyć jak sobie z nimi radzić. I dziś spróbujemy się tym Jego radom nieco przyjrzeć. Oprzemy się na jednym z ojców naszej wiary, którym ma być poświęcony ten cykl rekolekcyjny, na Dawidzie, którego jednak zobaczymy raczej jako Dawidka, młodego chłopca w jego starciu z wielkim, dorosłym mężczyzną, prawdziwym wojownikiem – Goliatem. Rozpocznijmy więc…

Tak na mój ludzki rozum, wydaje się, że pierwszą, niezbędną i niezwykle cenną rzeczą w tym szalonym świecie jest znać samego siebie. Widzieć to wszystko, co jest w nas piękne i co jest Bożym darem, dostrzegać cały ogrom złożoności naszej konstrukcji, zdawać sobie sprawę z wielopoziomowości swojego życia, a jednocześnie z jedności psychofizycznej, którą jesteśmy…

Muszę znając siebie wiedzieć jak reaguje w różnych sytuacjach i dlaczego tak reaguje… Muszę zdawać sobie sprawę, że reakcja w jednej sferze mojego życia, pociąga za sobą reakcję w innych.

Muszę zdawać sobie sprawę z tego, co lubię, a czego nie lubię. Muszę opanować język swoich emocji, wiedzieć co je wywołuje i uczyć się nad nimi panować

Muszę wiedzieć jakie uczucia we mnie dominują – czy są to uczucia gniewne, czy raczej związane z lękiem i strachem.

Muszę wiedzieć co jest moją ucieczką w sytuacjach, w których sobie nie radzę (jedzenie, seks, używki).

Muszę znać moje ograniczenia, braki, nieumiejętności, słabe strony, grzech, któremu najłatwiej ulegam, pokusy, którym nie mogę się oprzeć.

Dlaczego to takie ważne? Dopiero bowiem mając podstawową wiedzę o samym sobie, mogę w miarę bezpiecznie spotkać się z zewnętrznym światem, w którym natychmiast spotkam wspomniane różnorakie problemy, które dziś chcemy nazwać „Goliatami”.

„Filistyni zgromadzili swe wojska na wojnę: zebrali się w Soko, leżącym w ziemi Judy, a obóz rozbili między Soko i Azeka niedaleko od Efes-Dammim. Natomiast Saul i Izraelici zgromadzili się i rozłożyli obozem w Dolinie Terebintu, przygotowując się do walki z Filistynami. Filistyni stali u zbocza jednej góry, po jednej stronie, Izraelici zaś na zboczu innej góry, po drugiej stronie, a oddzielała ich dolina. Wtedy wystąpił z obozu filistyńskiego pewien harcownik imieniem Goliat, pochodzący z Gat. Był wysoki na sześć łokci i jedną piędź. Na głowie miał hełm z brązu, ubrany zaś był w łuskowy pancerz z brązu o wadze pięciu tysięcy syklów. Miał również na nogach nagolenice z brązu oraz brązowy, zakrzywiony nóż w ręku. Drzewce włóczni jego było jak wał tkacki, a jej grot ważył sześćset syklów żelaza. Poprzedzał go też [giermek] niosący tarczę. Stanąwszy naprzeciw, krzyknął w kierunku wojsk izraelskich te słowa: „Po co się ustawiacie w szyku bojowym? Czyż ja nie jestem Filistynem, a wy sługami Saula? Wybierzcie spośród siebie człowieka, który by przeciwko mnie wystąpił. Jeżeli zdoła ze mną walczyć i pokona mnie, staniemy się waszymi niewolnikami, jeżeli zaś ja zdołam go zwyciężyć, wy będziecie naszymi niewolnikami i służyć nam będziecie”. Potem dodał Filistyn: „Oto urągałem dzisiaj wojsku izraelskiemu. Dajcie mi człowieka, będziemy z sobą walczyć”.

Gdy Saul i wszyscy Izraelici usłyszeli słowa Filistyna, przelękli się i przestraszyli bardzo. Dawid był synem Efratejczyka, tego, który pochodził z Betlejem judzkiego, a nazywał się Jesse i miał ośmiu synów. W czasach Saula był on stary i podeszły [w latach] <pośród mężów>. Trzej starsi synowie Jessego wyruszyli, udając się za Saulem na wojnę. Ci trzej synowie, którzy wyruszyli na wojnę, nosili imiona: najstarszy Eliab, drugi Abinadab, a trzeci Szamma. Dawid był najmłodszy, trzej starsi wyruszyli za Saulem. [Dawid] często odchodził od Saula, aby pasać owce swojego ojca w Betlejem. Tymczasem Filistyn ciągle wychodził z rana i wieczorem i stawał tak przez czterdzieści dni. Raz rzekł Jesse do swego syna Dawida: „Weź dla swych braci efę prażonych ziaren, dziesięć chlebów i zanieś prędko braciom do obozu! Zaniesiesz też dziesięć krążków sera dowódcy oddziału, zapytasz się swych braci o powodzenie i odbierzesz ich żołd. Saul jest z nimi i wszyscy Izraelici w Dolinie Terebintu i walczą z Filistynami”.

Wstał więc Dawid wcześnie rano, powierzając owce stróżowi, i zabrawszy [zapasy], poszedł według polecenia Jessego. Kiedy zbliżył się do obozowiska, wojsko wyruszyło na pole walki i wznosiło wojenny okrzyk. Izraelici ustawili swe szyki bojowe, tak samo i Filistyni: szyk naprzeciw szyku. Dawid zrzuciwszy z siebie niesiony ciężar i oddawszy go w opiekę strażnikowi taboru, pobiegł na pole walki. Gdy przybył, pozdrowił swoich braci. Podczas tej rozmowy z nimi wystąpił z szyków filistyńskich właśnie ów harcownik imieniem Goliat, Filistyn z Gat, i wygłaszał owe słowa. Usłyszał je Dawid. Wszyscy natomiast ludzie Izraela, zobaczywszy tego człowieka, uciekali przed nim i bali się go bardzo. Zawołał jeden z Izraelitów: „Czy widzieliście tego człowieka, który występuje? Występuje on po to, by urągać Izraelowi. Tego jednak, kto go pokona, król obsypie bogactwem, a córkę swą odda mu za żonę, rodzinę zaś jego uczyni wolną od danin w Izraelu”.

Odezwał się Dawid do stojących obok niego ludzi: „Co uczynią takiemu, który pokona tego Filistyna i odejmie hańbę od Izraela? Kto to jest ten nieobrzezany Filistyn, który urąga wojsku Boga żywego?” Lud powtórzył mu te słowa na potwierdzenie, co uczynią człowiekowi, który go pokona. Gdy starszy jego brat, Eliab, usłyszał, że Dawid rozmawiał z ludźmi, uniósł się gniewem na Dawida i zawołał: „Po co tu przyszedłeś? Komu zostawiłeś ową małą trzodę na pustyni? Znam ja pychę i złość twojego serca: przybyłeś tu, aby tylko przypatrzyć się walce”. Dawid odrzekł: „Cóż teraz uczyniłem? Wszak to było tylko słowo”. Oddaliwszy się od niego, skierował się gdzie indziej i wypytywał się podobnymi słowami. Odpowiedzieli mu ludzie jak poprzednio. Słyszano te słowa, które wypowiedział Dawid; doniesiono Saulowi, kazał go więc przyprowadzić.

Rzekł Dawid do Saula: „Niech pan mój się nie trapi! Twój sługa pójdzie stoczyć walkę z tym Filistynem”. Saul odpowiedział Dawidowi: „To niemożliwe, byś stawił czoło temu Filistynowi i walczył z nim. Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od młodości”. Odrzekł Dawid Saulowi: „Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada,  wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, a kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem. Sługa twój kładł trupem lwy i niedźwiedzie, nieobrzezany Filistyn będzie jak jeden z nich, gdyż urągał wojskom Boga żywego”. Powiedział jeszcze Dawid: „Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, wybawi mnie również z ręki tego Filistyna”. Rzekł więc Saul do Dawida: „Idź, niech Pan będzie z tobą!”

Saul ubrał Dawida w swoją zbroję: włożył na jego głowę hełm z brązu i opiął go pancerzem. Przypiął też Dawid miecz na swą szatę i próbował chodzić, gdyż jeszcze nie nabrał wprawy. Po czym oświadczył Dawid Saulowi: „Nie potrafię się w tym poruszać, gdyż nie nabrałem wprawy”. I zdjął to Dawid z siebie. Wziął w ręce swój kij, wybrał sobie pięć gładkich kamieni ze strumienia, włożył je do torby pasterskiej, którą miał zamiast kieszeni, i z procą w ręce skierował się ku Filistynowi. Filistyn przybliżał się coraz bardziej do Dawida, a giermek jego szedł przed nim. Gdy Filistyn popatrzył i przyjrzał się Dawidowi, wzgardził nim dlatego, że był młodzieńcem, i to rudym, o pięknym wyglądzie. I rzekł Filistyn do Dawida: „Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijem?” Złorzeczył Filistyn Dawidowi [przyzywając na pomoc] swoich bogów. Filistyn zawołał do Dawida: „Zbliż się tylko do mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom”. Dawid odrzekł Filistynowi: „Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i zakrzywionym nożem, ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów, Boga wojsk izraelskich, którym urągałeś. Dziś właśnie odda cię Pan w moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę. Dziś oddam trupy wojsk filistyńskich na żer ptactwu powietrznemu i dzikim zwierzętom: niech się przekona cały świat, że Bóg jest w Izraelu. Niech wiedzą wszyscy zebrani, że nie mieczem ani dzidą Pan ocala. Ponieważ jest to wojna Pana, On więc odda was w nasze ręce”.

I oto, gdy wstał Filistyn, szedł i zbliżał się coraz bardziej ku Dawidowi, Dawid również pobiegł szybko na pole walki naprzeciw Filistyna. Potem sięgnął Dawid do torby pasterskiej i wyjąwszy z niej kamień, wypuścił go z procy, trafiając Filistyna w czoło, tak że kamień utkwił w czole i Filistyn upadł twarzą na ziemię. Tak to Dawid odniósł zwycięstwo nad Filistynem procą i kamieniem; trafił Filistyna i zabił go, nie mając w ręku miecza.

Dawid podbiegł i stanął nad Filistynem, chwycił jego miecz, i dobywszy z pochwy, dobił go; odrąbał mu głowę. Gdy spostrzegli Filistyni, że ich wojownik zginął, rzucili się do ucieczki. Powstali mężowie Izraela i Judy, wydali okrzyk wojenny i ścigali Filistynów aż do Gat i bram Ekronu; a trupy filistyńskie leżały na drodze z Szaaraim aż do Gat i Ekronu. Izraelici wracając potem z pościgu za Filistynami, złupili ich obóz. Dawid zaś zabrał głowę Filistyna i przeniósł ją do Jerozolimy, a zbroję umieścił w przybytku.

Gdy Saul zauważył Dawida wychodzącego do walki z Filistynem, zapytał Abnera, dowódcy wojska: „Czyim synem jest ten chłopiec, Abnerze?” Abner odrzekł: „Na życie twej duszy, królu, nie wiem”. Król dał rozkaz: „Masz się dowiedzieć, czyim synem jest ten młodzieniec”. Kiedy Dawid wrócił po zabiciu Filistyna, wziął go Abner i przedstawił Saulowi. W ręce niósł on głowę Filistyna. I zapytał go Saul: „Czyim jesteś synem, młodzieńcze?” Dawid odrzekł: „Jestem synem sługi twego, Jessego z Betlejem”. (1Sm 17)

Goliat jest harcownikiem – doskonale wyszkolonym żołnierzem, który miał się stać maszyną do zabijania. Ma do tego znakomite warunki fizyczne, które czynią jego wygląd jeszcze bardziej przerażającym. Jego pewność siebie graniczy z pychą, a wyzwanie, które rzuca jest bardzo ryzykowne – losy całej bitwy mają zależeć od jednego starcia dwóch osób. Żeby podjąć takie wyzwanie trzeba mieć przynajmniej takie warunki jak Goliat, albo… być człowiekiem szalonym.

Gra toczyła się o najwyższą stawkę – los króla i całego ludu. Nagroda za pokonanie Goliata też była ogromna, ale mimo to, nikt się nie zgłosił, a Goliat już samym straszeniem triumfuje. Co za wstrząsający obraz – wychodzi przez 40 dni, rano i wieczorem i urąga wojsku króla Saula.

I tu pojawia się Dawid. Młody chłopiec, który wchodzi w sam środek tego napięcia i nie może zrozumieć zatrwożonych wojowników – jak to możliwe, żeby oni byli tak przerażeni? Dawid wnosi ze sobą świeżość spojrzenia i natychmiast łapie właściwą perspektywę, której brakowało tym wojownikom. Pyta – kim jest ten nieobrzezany Filistyn, który urąga wojsku Boga żywego… ? Nie mówi – wojsku króla Saula.

Izraelici walczyli w imię Boga i o tym zdawali się właśnie zapominać!

W głowie Dawida powstaje pewien plan, który dostrzegł jeden z jego braci i zareagował bardzo nerwowo – pewnie z troski o Dawida i z lęku o jego życie – przepędza go wręcz z pola walki. Gdy to się nie udaje, sam król mówi – to niemożliwe, żebyś pokonał tego osiłka. Ale Dawid wie swoje i jego planowi przyjrzymy się za chwilę…

Ale najpierw powiedzmy sobie, że problemy mają to do siebie, że zwykle pojawiają się nagle i nie dają nam zbyt wiele czasu na zastanowienie. Wyskakują przed szereg niczym Goliat i prowokują do tego, żeby się z nimi zmierzyć. Konieczna jest dość szybka reakcja. Każdy problem jest inny i nie sposób zastosować klasycznych, sprawdzonych i czcigodnych rozwiązań do każdego z nich. Widzimy to w tym fragmencie Księgi Samuela –  zamiast klasycznej bitwy w otwartym polu, propozycja walki wręcz dwóch wojowników.

Co więcej, ten sam problem będzie zupełnie inaczej działał na różnych ludzi. Czy nie jest naszym doświadczeniem, że to, co jednych zatrważa u innych tylko wzmacnia odwagę? Stąd ta znajomość siebie, o której wspominałem jest taka ważna.

Podstawowym jednak „problemem” problemu jest to, że staje się on mój i to ja musze się z nim uporać. Kiedy inni go przeżywali, mogłem im łatwo doradzać, dziś sam jestem adresatem rad.

Muszę więc wiedzieć, że znajdą się tacy doradcy, którzy z lęku o mnie będą się starali mnie chronić i wskażą rozwiązania połowiczne, albo zalecą ucieczkę (niczym brat Dawida). Będą i tacy, którzy po prostu nie będą wierzyli w możliwość powodzenia w mojej walce z problemem (niczym król Saul w naszej opowieści). Stąd niezwykle ważne jest bardzo świadome dobieranie sobie doradców na czas rozwiązywania mojego problemu.

Musimy też pamiętać, że każdy problem ma imię. Imię Goliat znaczy „wygnanie”. Bardzo ważne więc, żeby uświadomić sobie na samym początku, z  jakim problemem mam do czynienia, bo od tego mogą zależeć zastosowane środki. Muszę dokładnie wiedzieć z czym walczę, żebym nie pomylił wrogów i nie skupiał się na kimś, kto wrogiem nie jest, a zaledwie giermkiem niosącym tarczę… Bardzo często jest tak, że mój rzeczywisty problem ukrywa się za czymś, co wydaje mi się być problemem…

To trochę tak, jak z wierzchołkiem góry lodowej – coś co widzę, jest tylko maleńką cząstką rzeczywistości ukrytej…

Mimo przerażającego widoku problemu (Goliat ma 2,70 m. a jego pancerz waży 57 kg.), muszę być przekonany o tym, że każdy problem ma jakieś słabe strony, każdy można jakoś pokonać. No właśnie… Pokonać… Bo tylko pokonując problemy, mogę korzystać z pełni życia. Nie osiągnę tej pełni żyjąc w lęku wobec problemów, czy przed nimi uciekając.

Może już teraz widzisz, że tych problemów w twoim życiu jest całe mnóstwo – nie chodzi o to, żeby walczyć ze wszystkimi, bo sił na to nie wystarczy. Trzeba wybrać jeden – może ten, z którym są największe szanse na zwycięstwo, a może ten, który jest najgroźniejszy.

Żeby jednak zacząć, bardzo potrzeba właściwej oceny sytuacji – może dziś jest jej dzień.

Spróbuj zbadać swoją kondycję, swoje możliwości,

spróbuj zobaczyć i ponazywać problemy twojego życia,

spróbuj ocenić zagrożenie,

spróbuj się przyjrzeć twoim doradcom,

spróbuj jasno ocenić przyczyny twojego problemu – bo może sam jesteś jego sprawcą i sam go wytworzyłeś,

spróbuj zobaczyć co wobec twoich problemów uczyniłeś dotąd, jakie stosowałeś procedury postępowania,

spróbuj zdać sobie sprawę co jest stawką, czyli o co toczy się walka, czy „gra jest warta świeczki”,

spróbuj ocenić konsekwencje dotąd podjętych działań.

Być może będziesz musiał uznać, że dotąd nie zrobiłeś nic i przypominasz sparaliżowanych strachem żołnierzy Saula.

Jak dotąd przyjrzeliśmy się Goliatowi i postaraliśmy się określić, co jest naszym „Goliatem”, czyli problemem wychodzącym przed szereg, narzucającym się i prowokującym do tego, żeby się nim zająć. Teraz trzeba rzucić okiem na Dawida, czyli na kogoś, kto się ma tym problemem zająć.

Widzimy młodego chłopca, który ma pociągający wygląd – jest ładny. Kiedy Słowo Boże przedstawia kogoś w taki sposób, zwykle chce nam przedstawić bohatera, jako również czystego wewnętrznie, uporządkowanego – urok zewnętrzny jest w Biblii często potwierdzeniem uroku wewnętrznego. I to jest dla nas pierwsza wskazówka – uporządkowane życie pomaga mierzyć się z problemami.

Dawid był pasterzem owiec, robił to, na czym się znał i jak dotąd rozwiązywał problemy, z którymi musiał się mierzyć jako pasterz – walczył z dzikimi zwierzętami, które próbowały naruszyć jego stado, z wilkami i niedźwiedziami, ale nie był wojownikiem…

Był zwykłym człowiekiem postawionym nagle w niezwykłej sytuacji – powiedzielibyśmy taki „zwyczajny – niezwyczajny”. Nagle jego problemem staje się coś, co dotąd nim nie było – znalazł się na polu, na którym ma się rozegrać walka, której nikt nie chce się podjąć.

To dla nas kolejne wskazówki. Problemy nie dotykają herosów, one pojawiają się w życiu zwykłych ludzi. Co więcej, im większa wrażliwość człowieka, tym często tych problemów widzi więcej i stają się one jego problemami, bo nie może wobec nich przejść obojętnie. Tak jak Dawid wobec urągającego wojskom Izraelskim Goliata – on ten problem widzi bardzo osobiście, nie może się na to zgodzić. Co więcej, kiedy na spokojnie interpretuje swoje życie, widzi, że jest ono jakimś przygotowaniem na to, co go w tej chwili spotyka. Widzi swoje dotychczasowe życie jako przygotowanie do tej chwili, a ten jego moment jako swoisty przełom i po prostu czuje, że musi się z  tym zmierzyć, że musi temu stawić czoła…

Czyż tak samo nie było na przykład z Apostołami, przed którymi Jezus postawił nowe wyzwanie odwołując się do ich doświadczeń? Byliście rybakami, a ja uczynię was rybakami ludzi. Na tym, co już zdobyliście, zbudujemy coś nowego. Czy nie tak stało się w życiu na przykład błogosławionej Matki Teresy? Uczysz młodzież jak żyć, a teraz pójdź, bądź moim światłem – ja chcę przez ciebie uczyć innych jak godnie umierać i jaką wartość ma dla mnie ich życie i umieranie… Zdaje się, że właśnie takie przesłanie miał dla niej Pan.

No i kolejna wskazówka – nie da się czasem rozwiązać problemu bez podjęcia ryzyka. Bywa, że to ryzyko jest bardzo wielkie, czasem wiąże się z zakwestionowaniem mojego dotychczasowego życia, jego zwyczajów, jego stałych punktów. Nic dziwnego też, że otoczenie nie rozumie – jak można się tak zaangażować, żeby zaryzykować? Nie rozumiano Apostołów, nie rozumiano świętych, Dawid też nie był zrozumiany.

Kolejną wskazówką dla nas jest jego młodość – bo to jest naturalny czas podejmowania ryzyka, naturalny moment badania granic i nabywania doświadczeń. Bardzo często dla ludzi młodych nie istnieje słowo „niemożliwe”, czego zupełnie nie mogą zrozumieć ludzie starsi. Młodzi chcą podejmować trudne wyzwania i chcą zdobywać nowe doświadczenia. W konsekwencji często popełniają błędy, bo błądzenie jest naturalne, jest wpisane w ludzką kondycję i nie jest czymś złym. To też jest droga zdobywania doświadczeń. Nie błądzi tylko ktoś, kto nic nie robi…

Paradoksalnie brak doświadczenia jest największym błogosławieństwem i największym przekleństwem młodości. Błogosławieństwem, bo czyniąc człowieka zdolnym do ryzyka, popycha historię ludzkości naprzód. Przekleństwem, bo czasem staje się przyczyną bardzo bolesnych rozczarowań i poważnych błędów.

Niemniej jednak ten młodzieńczy entuzjazm Dawida trzeba ocenić pozytywnie, a w jego młodej głowie rodzi się pomysł, który może się powieść, a którego siłą jest jego niekonwencjonalność.

Zauważcie, że starsi i doświadczeni podsuwają Dawidowi rozwiązania, które przez swoją „czcigodność” powinny się sprawdzić, ale niestety zupełnie nie pasują do młodzieńczego pomysłu. Sam król ofiarowuje Dawidowi swoją zbroję, ale ten nie jest w stanie nawet się w niej poruszać, ani tym bardziej walczyć – musi ją zdjąć, bo w jego przypadku to rozwiązanie się nie sprawdzi…

On ma swój autorski pomysł na pokonanie problemu i trzeba mu pozwolić go wypróbować – to cecha młodości – inwencja i pomysłowość, która wymyka się klasycznym rozwiązaniom.

Dodam, że młodość, o której tu mówimy nie jest mierzona liczbą lat, ale jest raczej postawą ducha, która może być zupełnie niezależna od wieku. Czasem spotykamy wiecznie młodych starców i podstarzałych młodzieńców. Ludzie młodzi duchem nie oczekują od życia świętego spokoju, ale raczej traktują je jako wyzwanie. I żeby było jasne – nie chodzi tu o szukanie problemów, ale kiedy one już nadchodzą, nie ma ucieczki. Jest raczej traktowanie ich zadaniowo.

Patrząc dalej na Dawida widzimy, że całą ufność pokłada… w swojej procy. Myślę, że tu można tę procę rozumieć symbolicznie jako swoiste złożenie nadziei w Bogu. Dawid nie jest naiwny. Wie, że sama proca go nie wybawi, że tą procą ktoś musi kierować z góry.

Proca była normalnym wyposażeniem wojska Izraelskiego – wszyscy ją mieli, ale jakoś nikt nie wpadł na pomysł, żeby jej użyć. Żołnierze zapomnieli o „istotnym elemencie swojego wyposażenia” (jeśli wolno nam to tak ująć), jakim jest Bóg – zapomnieli, że nie walczą w  swoje imię, ale w imię Boga. Jak wspominałem wcześniej, Dawid uchwycił właściwą perspektywę – Goliat ubliża wojsku Bożemu, nie wojsku króla Saula, dlatego sprawa jest tak poważna.

Stąd też, żeby rozpocząć walkę z jakimkolwiek problemem bez lęku, trzeba pamiętać w czyje imię walczę, czyim imieniem się posługuję. W Ps 31 czytamy – w Twoim ręku są moje losy Panie (Ps 31,16), a sam Jezus zapewnia nas, że jesteśmy dla Ojca ważniejsi, niż wiele wróbli, a każdy włos na naszej głowie jest policzony – nie może nam się stać nic bez jego wiedzy i przyzwolenia.

I oczywiście doprecyzujmy, że chodzi o odwagę, a nie o brawurę i przysłowiowe szukanie guza – trudno angażować Boga w takie sprawy, albo dziwić się, że nie pomógł. Ale Bóg zawsze jest gotów walczyć z nami w słusznej sprawie. Jest niczym nasza proca – zawsze gotów nam pomóc, bronić nas i wspierać w uporaniu się z naszymi problemami.

Z tym właśnie przekonaniem Dawid chodzi i szuka kamieni, które posłużą mu do pokonania problemu Goliata – one muszą być dobrze wybrane, dobrze przygotowane, wyważone, żeby osiągnęły cel. Dawid zdaje sobie sprawę, że jego pomysł ma szansę powodzenia tylko wówczas, jeśli zadziała przez zaskoczenie. Tak naprawdę pierwszy cios musi być celny i śmiertelny, bo inaczej jego plan zostanie zdemaskowany i Goliat będzie się bronił, jego czoło będzie dobrze osłonięte i dużo trudniej będzie go trafić.

A jednak wybiera pięć kamieni. Być może po to, by dodać sobie odwagi, a być może przygotowuje się na niepowodzenie pierwszego ataku. Te kamienie, które wybiera są płaskie, wielokrotnie obmywane wodami strumienia, wygładzone, czy inaczej ociosane…

Czym są te kamienie? Moglibyśmy powiedzieć, że pierwszy kamień to pewność co do właściwego wyboru, żeby wystąpić do walki i pewność tego, że się uda.

Dawid widzi swoje dotychczasowe zwycięstwa i one dodają mu odwagi. To jest bardzo ważne, żeby w sytuacji problemowej przywołać w pamięci swoje zwycięstwa.

Drugim kamieniem jest autorski plan Dawida – on nie naśladuje innych, on nie opiera się na sprawdzonych receptach, bo każdy problem jest inny, bo każdy człowiek jest inny, a zatem rozwiązanie zawsze musi to uwzględniać.

Trzecim kamieniem jest rezygnacja z lęku – lęk niesie ze sobą niepokój i nie pozwala myśleć w sposób spójny – wprowadza chaos i staje się często początkiem porażki, albo w ogóle nie dopuszcza do zmierzenia się z problemem. A problemy bardzo lubią nas straszyć i zdobywać w ten sposób przewagę.

Czwarty kamień to motywacja – Dawid idzie bronić imienia Pana, idzie w Jego imię.  O ile pełne zaufanie Panu i złożenie swego losu w Jego ręce było procą, o tyle motyw obrony Jego imienia staje się kamieniem. Motywacje religijne są jednymi z  najsilniejszych w człowieku i warto je brać jako oręż do walki z problemami.

Piątym kamieniem może być jego zręczność i dokładność – to co czyni wobec Goliata, czyni w  sposób doskonały – powala go jednym strzałem.

Chcąc więc zmierzyć się z życiowymi problemami, trzeba dobrać właściwe kamienie, a ich poszukiwanie paradoksalnie nie dokonuje się na zewnątrz nas samych, ale wewnątrz.

Warto pamiętać, że właściwe uporanie się z problemem jest zawsze w twoich rękach i to ty musisz podjąć za to ostateczną odpowiedzialność. Pomoc z zewnątrz może ci towarzyszyć i należy ją przyjąć, ale przychodzi taki moment, w którym to ty sam twarzą w twarz zostajesz z problemem i nikt i nic nie może ci pomóc – tak jak Dawid, który na polu walki jest zupełnie sam – dlatego to uzbrojenie jest tak ważne.

Wracam do wcześniejszych słów o znajomości samego siebie.

Ty musisz znać arsenał, w który Bóg cię wyposaża, bo On rzeczywiście daje ci bardzo wiele rodzajów broni, którą możesz posłużyć się wobec twoich problemów, ale musisz też wiedzieć jak się tę broń obsługuje, bo jeśli nie będziesz w stanie jej użyć, to na cóż ci ona? A zatem potrzebujesz nieustannego szkolenia, które pokaże ci jak niektórymi rodzajami broni się posługiwać. Co więcej, może się okazać, że twoją bronią mogą stać się rzeczy, których normalnie za broń byś nie uznał i do walki nie użył. To szkolenie to nic innego, jak formacja. Stała, wytrwała, systematyczna i konsekwentna. Dokonująca się we wspólnocie i poprzez wspólnotę…

Wspólnota to inni ludzie, którzy mogą pomóc ci rozwiązywać twoje problemy – twój problem może się stać problemem wspólnoty i tak właśnie być powinno. Wspólnota stoi za tobą murem, reaguje, kiedy tylko tego potrzebujesz. Zauważcie, że Izrael rusza do walki tuż po zwycięstwie Dawida.

Wspólnota ma być tuż za i w razie czego zawsze powinieneś mieć się gdzie schronić. Każdy jej potrzebuje. Ona cię też uczy, szkoli – Dawid sam się nie nauczył korzystać z procy. Świat się od nas nie zaczyna – wychodzimy z jakiejś wspólnoty, której los uwzględnić trzeba – jej historię i jej przyszłość…

Warto dzielić problem ze wspólnotą, bo dzielony z kimś zawsze wygląda lepiej. Jest mniej przerażający. Wspólnotowy doping też jest ważny. Dawid wprawdzie sam „gada” z problemem, ale jestem pewien, że wszyscy stoją z tyłu i krzyczą, motywują go… Robią to z wielkim zaangażowaniem, bo co by było, gdyby Dawid nie zwyciężył?

Moglibyśmy uruchomić tu naszą wyobraźnie, ale po co? Dawid odniósł zwycięstwo. Tym razem. Nie zawsze bowiem w jego życiu wszystko układało się tak szczęśliwie. jego późniejsza historia pokazuje, że radzenie sobie z problemami to trudna sztuka, której będziemy uczyć się całe życie. Mam szczerą nadzieję, że tych kilka wskazówek opartych na przykładzie małego, rudego chłopca, który rozprawił się z wielkim wojownikiem, przed którym drżeli wszyscy wojownicy Saula, pomoże wam radzić sobie z codziennymi trudnościami, które zewsząd nas otaczają i odbierają nam radość życia. Niech się tak stanie, niech się stanie. Amen +

 

Foto.1-3 wikipedia.pl

Foto.4 cap-studio.de

 

O.Michał Nowak OFM Conv, Brat Mniejszy Konwentualny obecnie studiujący homiletykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim . Więcej o ojcu Michale Nowaku na stronie ojciecmajk.blogspot.com

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *