NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Droga Ojca Pio do świętości

192px × 297pxAUTOR : br. Robert Krawiec OFMCap

W starożytności filozof Seneka pisał: „Połowy dokonał, kto już zaczął”. Na uświęcenie Ojca Pio wpływało wiele czynników: wychowanie, liczne lata żmudnej pracy nad charakterem, okresy duchowych zmagań i cierpień, pomoc innych i ogrom łaski Bożej. Stygmatyk ukazuje nam wielość etapów i wymiarów duchowego rozwoju człowieka.

Ojciec Pio – wyznawca
Od momentu chrztu świętego rozpoczynał Ojciec Pio drogę duchowego dojrzewania. Przez chrzest otrzymał on łaskę uświęcającą, która dała życie właściwe mieszkańcom nieba, stał się synem Bożym, bratem Jezusa i dziedzicem nieba. W okresie młodości Franciszka Forgione dokonało się wzrastanie, kształtowanie dziecięcych uczuć, charakteru, intelektu i chrześcijańskiej wiary. Pod wpływem łaski Bożej i pracy nad sobą przechodził duchową drogę przemiany i rozwoju: od początkowej lękliwej bojaźni przed karą Bożą za własne grzechy – do nadziei nagrody wiecznej za uczynione dobro – aż po bezinteresowną miłość synowską Boga.

Ojciec Pio doświadczył trzy kluczowe nawrócenia, istotne dla jego rozwoju duchowego. Pierwsze nawrócenie dokonywało się pod wpływem wiary i było nazwane moralnym, gdzie polem walki między Bogiem a szatanem była jego dusza. „Bóg pozwala na to – pisał – by szpiedzy, którymi są grzechy lekkie i niedoskonałości biegały to tu i tam po Jego królestwie. To jednak prowadzi mnie do poznania prawdy, że bez Boga stalibyśmy się łupem naszych nieprzyjaciół. Gdyby Bóg nie był naszym pancerzem i tarczą, to niechybnie zostalibyśmy przeszyci strzałami rozmaitych grzechów”.
Drugie nawrócenie Ojca Pio nosi nazwę ascetycznego, kiedy decyduje się na całkowite zawierzenie Bogu, odrzucenie definitywnie przywiązania do grzechu i wad. „Bóg, aby nas pociągnąć do siebie, obdarza nas bardzo wieloma łaskami i wówczas myślimy, że już palcem dotykamy nieba. Nie wiemy, że do wzrostu potrzebujemy suchego chleba krzyży, poniżenia, prób, doświadczeń i przeciwności. Jezus dopuszcza duchową walkę jako oczyszczenie, a nie jako karę. Aby osiągnąć ostateczny cel, trzeba iść za naszym Bożym Przewodnikiem, a On nie inną drogą chce prowadzić duszę wybraną, jak tylko tą, którą sam przemierzył – krzyżową drogą wyrzeczenia”.
Trzecie nawrócenie zwane mistyczne – zjednoczyło go z Jezusem Ukrzyżowanym. Przemiana mistyczna doprowadza go do intensywnego oczyszczenia władz zmysłowych i duchowych, a w konsekwencji do pełnego zjednoczenia się z Trójjedynym Bogiem. „Pan Bóg chce poślubić duszę w wierze – pisał – dusza, aby wznieść się do Bożej kontemplacji powinna być oczyszczona nie tylko ze wszystkich obecnych niedoskonałości, lecz również z niedoskonałości nabytych wcześniej, jakimi są przywiązania uczuciowe, niedoskonałe przyzwyczajenia. Bóg przenika całą duszę najświętszym światłem, rani ją w najskrytszych głębiach i całkowicie odnawia”.

Ojciec Pio – naśladowca
Każdy człowiek ma trzy sposoby – pisał pewien filozof – aby stać się mądrym: przez medytacje, przez naśladownictwo i przez doświadczenie. Ojciec Pio rozwijał mądrość wieczną idąc tymi trzema drogami. W 1903 roku szesnastoletni Franciszek Forgione odkrywa w sobie powołanie zakonne i postanawia wstąpić do zakonu kapucynów. Rozpoczyna nowicjat w Morcone i przyjmuje imię brata Pio z Pietrelciny. Składa Bogu śluby zakonne, a w 1907 roku – mając zaledwie dwadzieścia lat – zakonne śluby wieczyste. Jako zakonnik i kapłan miał zadanie do spełnienia, jego obowiązkiem było doskonałe w miłości zachowywanie Reguły i ślubów. Jego zadaniem jako kapłana była modlitwa błagalna, ubłaganie Bożego miłosierdzia dla ludzkiej rodziny. Miał duchową zasadę, która brzmiała: „Raczej umrzeć niż sprzeniewierzyć się powołaniu. Obym był mniej niegodnym synem św. Franciszka, bym był przykładem dla moich braci i by trwała i wzrastała coraz bardziej gorliwość, bym był doskonałym kapucynem”. Życie zakonne pojmował jako sposób leczenia własnych ran grzechów i drogę wzrastania w świętości. Klasztor dla niego był akademią solidnej naprawy życia. W nim każda dusza powinna uczyć się poddania pod kierownictwo, oczyszczenia i wzbogacenia, choćby była już oczyszczona i bogata, by mogła przylgnąć jeszcze pełniej do woli Bożej. Klasztor dla niego był szpitalem dla niedomagających duchowo, pragnących wrócić do zdrowia.
Dwudziestotrzyletni kleryk Brat Pio przez święcenia kapłańskie, udzielone 10 sierpnia 1910 roku w katedrze w Benevencie, stał się „bratem dla innych”. Z tego okresu pojawiają się w jego życiu pierwsze wzmianki potwierdzające pojawienie się na ciele niewidocznych i bolesnych stygmatów. Bóg przygotowywał go do stania się naśladowcą Chrystusa Ukrzyżowanego. Żył tak, aby z całą mocą przekonania można było o nim powiedzieć: oto Chrystus.

Ojciec Pio – uczeń
Najszybszym rumakiem niosącym nas do doskonałości jest cierpienie – pisał Mistrz Eckhart. Życie Ojca Pio upływało pod znakiem cierpienia, gdyż fizycznie „był słabowity i anemiczny”. Otrzymał od Chrystusa dar stygmatów niewidocznych, które od 1910 do 1918 roku sprawiały znaczny ból wewnętrzny, niewidzialny i nieznany nikomu. „Wczoraj wieczorem przytrafiło mi się coś – zwierzał się kierownikowi ojcu Benedetto – czego nie potrafię ani wyjaśnić, ani zrozumieć. Na wewnętrznej stronie dłoni pojawiła się czerwień, coś w rodzaju centyma. Temu zjawisku towarzyszył mocny i przenikliwy ból. Jego centrum było w zaczerwienionym miejscu. Pod stopami odczuwałem ból. Idąc do ołtarza, mam wrażenie, jakbym wchodził w ogień, który ogarnia całą moją osobę. Widzę wyraźnie moimi oczyma, że idę w ogień”. Po stygmatyzacji rozpoczyna się jego długi okres kuszenia i dręczenia cielesnego przez złego ducha. Skarżył się, że w ohydnych postaciach ludzkich i zwierzęcych zły duch dawał o sobie znać przez zniewagi, groźby i uderzenia. Trudności te nie odwróciły go ani od Boga, ani od rozwoju duchowego czy prowadzenia życia modlitwy. Jednak fizyczne i duchowe cierpienia nie załamują go, lecz otwierają drogę w kierunku współczucia dla cierpień innych. Dnia 30 maja 1918 roku Ojciec Pio ofiaruje się w intencji grzeszników i zakończenia I wojny światowej. Kilka miesięcy później, 5 sierpnia 1918 roku, przechodzi mistyczne przeszycie serca, tzw. transwerberację, a 20 września objawia się Chrystus Ukrzyżowany. Otrzymuje krwawiące stygmaty, które nosił pięćdziesiąt lat, czyli aż do śmierci. „Był ranek – wspomina stygmatyzację Ojciec Pio – w klasztornym chórze odprawiałem dziękczynienie po Mszy świętej. Dostałem nagle wielkich dreszczy po całym ciele. Potem nastał spokój i zobaczyłem naszego Pana w postaci jak na krzyżu, skarżącego się na brak wzajemności u ludzi, szczególnie u tych, którzy Mu się poświęcili i przez niego bardziej są umiłowani. Widać było, że cierpi i że chce, by dusze ludzkie dzieliły z nim Jego cierpienie. Zapraszał mnie, abym przejął się Jego cierpieniem i medytował nad nim, i bym troszczył się o zbawienie braci. Na te słowa poczułem się przepełniony współczuciem dla cierpień Pana i zapytałem go, co mógłbym zrobić. Usłyszałem głos: „Weź udział w mojej Męce”. Po tych słowach, gdy wizja już się skończyła, wszedłem w głąb siebie i rozpamiętywałem to, co się wydarzyło. Wtedy zobaczyłem te znaki, z których kapały krople krwi. Przedtem niczego nie miałem”. Stygmatyzacja kreśli przełom jego misji duchowej posługi, gdyż przechodzi okres przyspieszonego wzrastania duchowego, od uświęcenia osobistego do uświęcania innych przez „ofiarę z siebie i troskę o zbawienie braci”. Dojrzewał do misji stania się „jedną ofiarą” z Ukrzyżowanym Panem, jako pokorny Cyrenejczyk, naznaczony jak Jezus ranami i z Nim zjednoczony w bólu i miłości. Stał się narzędziem i naczyniem, z którego wylewały się łaski zbawienia na innych ludzi. „Wzorem i przykładem – stwierdził Ojciec Pio – według którego należy kształtować i prowadzić nasze życie, jest Jezus Chrystus. Za swój sztandar wybrał On krzyż i dlatego pragnie, żeby wszyscy Jego uczniowie przemierzyli drogę Kalwarii niosąc swój krzyż, a potem umarli rozpięci na nim. Tylko taką drogą dochodzi się do zbawienia”.
Przechodził duchowy rozwój od kontemplacji śladów Boga w otaczającym go świecie – makrokosmosie, przez kontemplację obrazu Boga w duszy czyli mikrokosmosie, aż do podziwu Boga Ojca wraz z Chrystusem Ukrzyżowanym. Droga w duchową górę była dla niego drogą w duchowy dół. Pod krzyżem uczył się miłości. „Ja nie potrafię wniknąć – pisał – w ten nieskończony ocean Jezusowej miłości i cierpienia. Obym mógł wniknąć do głębi Serca Jezusowego, aby tam odkryć istotę przeżywanej przez Niego goryczy, która doprowadziła Go tam, do Ogrodu Oliwnego, i stanu konania, obym mógł stać się pomocnym dla Serca Jezusowego przez moją miłość w Jego opuszczeniu przez Ojca i swoich. Obym mógł zjednoczyć się z Nim, aby wraz z Nim wynagradzać”. Przepełniony miłością i cierpieniem dla Chrystusa zaczyna czuć się posłany do ludzi z orędziem Jego Ewangelii.

Ojciec Pio – apostoł
Jedynie życie wewnętrzne – pisał papież bł. Jan XXIII – stanowi fundament dla duszy apostolskiej. Wiara Ojca Pio była początkiem ,a miłość stała się jego kresem duchowego rozwoju. „Od jakiegoś już czasu – napisał – odczuwam pragnienie ofiarowania się Panu za grzeszników i za dusze w czyśćcu cierpiące. Już wiele razy ponawiałem to ofiarowanie Panu, prosząc Go i zaklinając, by na mnie raczył zesłać te wszystkie kary, które przygotował dla grzeszników i na dusze w czyśćcu cierpiące, a nawet by je ustokrotnił, aby tylko oni się nawrócili i zostali zbawienie, a dusze czyśćcowe weszły do nieba. Wydaje mi się, że tego pragnie Jezus”.
W 1940 roku Ojciec Pio, uwrażliwiony na cierpienie Chrystusa i bliźnich, powołuje komitet budowy nowoczesnego szpitala – kliniki. Z powodu trudności, dopiero w 1947 roku rozpoczyna zaplanowaną budowę szpitala: „Dom Ulgi w Cierpieniu”, którego otwarcie nastąpiło 5 maja 1956 roku. Wtedy w San Giovanni Rotondo Ojciec Pio powiedział: „Powstało nowe dzieło, owoc ofiar i wyrzeczeń, które przyczyni się do pomnożenia chwały Bożej i przyniesie ulgę cierpiącym. Starajcie się wnieść swój wkład i wspierać cierpiących”.
Jezus powołał go nie tylko dla własnego uświęcenia, ale także dla doskonalenia innych dusz. Dlatego przechodził od świętości osobistej do doskonałości wspólnotowej, od nawrócenia osobistego do nawrócenia wspólnotowego, od ewangelizacji siebie do ewangelizacji innych. Stał się apostołem Chrystusa, ponieważ przeszedł od formacji do działania, od wiary do miłości. „Wzrastajmy zawsze i postępujmy w miłości chrześcijańskiej – mawiał – która jest królową wszystkich cnót. Nigdy nie możemy powiedzieć dość dla tej najpiękniejszej z cnót. Niech ona będzie źrenicą oka. Przecież to ona była tak bardzo droga Boskiemu Mistrzowi, że ją nazwał swoim przykazaniem. Bądźmy jej wierni, postępujmy drogą tego przykazania Boskiego Mistrza, a pokonamy wszystkie przeciwności i trudności”.
Kiedyś papież bł. Jan XXIII mówił w 1959 roku: „Chrześcijaństwo ma możliwość ukazania siebie w całej okazałości i może to uczynić w każdej chwili, każdego dnia, ukazując ład nadprzyrodzony, przez modlitwę osobistą i wspólnotową”. Te słowa papieskie dotarły do Ojca Pio wówczas zawołał: „Idźmy na wezwanie Jego Świątobliwości i zbierajmy się na modlitwę okresową wspólnie. Jeśli nie będzie w życiu społecznym modlitwy, to ono ulegnie rozbiciu na drobne kawałki”. Tak powstały pierwsze Grupy Modlitwy. „Proszę was o pomoc – zwracał się Ojciec Pio – złączcie się ze mną i módlcie się ze mną w intencjach wskazanych przeze mnie, przez kapłanów, biskupów, Ojca świętego, których kocham miłością Jezusa. Niech grupy modlitewne będą szkołami wiary i miłości”. Przychodzenie z pomocą bliźniemu było dla niego swego rodzaju gorączką, która wewnętrznie spalała.

Ojciec Pio – świadek
Najgłębsze rzeki płyną cicho – stwierdza przysłowie. W rozwoju duchowym Ojca Pio wyróżnia się wzrost cnoty miłości. Ojciec Pio szedł za Bożym Przewodnikiem, który prowadził go krzyżową drogą wyrzeczenia. Pragnął gorąco, aby jego dusza była czysta we wznoszeniu się ku Bogu i Jego kontemplowaniu, w adorowaniu i służeniu Mu w duchu i prawdzie, aby jego czyste ciało było Bożym tabernakulum, gdy raczy przyjść do niego w Komunii świętej. Pokój serca był jego drogą do doskonałości, w nim tkwiła doskonałość. Doświadczenie wewnętrznego pokoju prowadziło Stygmatyka do doskonałego zjednoczenia z Bogiem – Miłością. „Odczuwam – pisał Ojciec Pio kierownikowi duchowemu – jak wprost topię się w tym ogromnym oceanie miłości mego Umiłowanego. Stale odczuwam jej przesyt. Mimo, że słodka jest gorycz tej miłości, to sprawia przyjemność jej ciężar. Kiedy ta miłość nie może wejść do mego małego naczynka serca, wylewa się na zewnątrz”.

Ojciec Pio – mistrz modlitwy
Jaka modlitwa, taka i doskonałość. Modlitwa Ojca Pio podlegała ciągłemu rozwojowi od zwykłych modlitw ustnych aż do duchowych ekstaz. On modlił się w dzień i w nocy. Jego pierwszą katedrą nauczania był chór zakonny, w którym spędzał długie godziny, trwając na kolanach jako wierny czciciel i świadek Jezusa utajonego w Eucharystii. „Medytujcie Jezusa życie publiczne – zachęcał – Jego bolesne cierpienia i śmierć, ustanowienie Najświętszego Sakramentu; medytujcie Jezusa, który się modli w Ogrójcu i który poci się krwią na myśl o cierpieniach, które ludzie Mu zgotowali i niewdzięczność ludzi, którzy wzgardzili jego łaskami; medytujcie Jezusa szarpanego i ciągniętego przed sądy, biczowanego i cierniem ukoronowanego, Jego wspinanie się stromą drogą i obciążonego krzyżem na Kalwarię, jego ukrzyżowanie i na koniec Jego śmierć na Krzyżu, w morzu bólu i cierpienia, na oczach zmartwionej Matki”.
Modlitwa jego stała się bardziej uczuciowa, seraficka bo płynąca z głębi serca. Z modlitwy rodziło się jego pragnienie doskonałego służenia Bogu i ludziom. Kiedy modlił się i rozmyślał o życiu Jezusa, wówczas napełniał się Bogiem, uczył się właściwej postawy w osobistym życiu. W końcu zaczął praktykować modlitwę ciszy. „Jeśli możesz mówić do Boga w czasie modlitwy – pisał – rozmawiaj z Nim, wysławiaj Go. Jeśli nie możesz mówić, bo jesteś niedoświadczony na drogach poznania Pana, niech cię to nie zasmuca. Zatrzymaj się w ciszy u drzwi pokoju na wzór dworzan i oddaj Mu hołd. On cię zobaczy. Miła Mu będzie twoja obecność. Okaże względy twojemu milczeniu. Następnym razem, kiedy cię weźmie na rękę, doznasz pocieszenia”.
Od chwili zjednoczenia duchowego z Jezusem Ukrzyżowanym modlitwa jego uległa znacznemu przeobrażeniu. „Było to 5 sierpnia wieczorem – wspomina Stygmatyk – spowiadałem właśnie naszych chłopców i naraz, w okamgnieniu, napełniło mnie wielkie przerażenie. Jakaś dziwna niebiańska postać pojawiła się przed oczyma mego umysłu. Trzymała w ręku coś w rodzaju dzidy, podobnej do długiej żelaznej włóczni, na końcu zaostrzonej, a z niej wychodziło coś w rodzaju ognia. Wydałem okrzyk bólu i zdało mi się, że umieram. Ta mordercza udręka trwała i to bez przerwy, aż do ranka dnia następnego. Co wycierpiałem w tym czasie, tego nie da się powiedzieć. Widziałem rozdartą tą wewnętrzną włócznią wnętrzności i nią tego dnia zostałem śmiertelnie raniony. We wnętrzu mojej duszy”. Zjednoczenie ekstatyczne stanowi ważny etap jego życia duchowego, w którym mają miejsce ekstazy, zmieniające się, co do częstotliwości i intensywności. Zaledwie zaczynał się modlić natychmiast jego serce było jakby ogarnięte płomieniem żarliwej miłości.
Doktor Nicola Lombardi przebywał kiedyś w czasie modlitewnej ekstazy przy łóżku Ojcu Pio. W swej relacji lekarz napisał: „Ojciec Pio leżał na łóżku, miał oczy szeroko otwarte, zaczerwienioną twarz. Patrzył, chcąc dostrzec oczyma jakąś rzeczywistość, która była przed jego wzrokiem. Mówił wtedy do Anioła Stróża, do Matki Bożej i do Chrystusa. Był to dialog. Podczas ekstazy i dialogu nie zwracał uwagi na otoczenie”.

Zakończenie
Uświęcenie Ojca Pio następowało stopniowo, codziennie krok po kroku. Jego rozwój duchowy zawierał i streszczał w sobie wszystkie jego chrześcijańskie i kapłańskie obowiązki. Gdziekolwiek przebywał wytrwale dążył do doskonałości. „Zaklinam was na litość Chrystusa – apelował – i na ogrom miłosierdzia Ojca niebieskiego, abyście nigdy nie oziębli na drodze dobra. Biegnijcie ciągle i nigdy się nie zatrzymujcie, wiedząc, że zatrzymanie się na drodze doskonałości równa się cofaniu po własnych śladach”.


Artykuł ukazał się w miesięczniku parafii św. Augustyna we Wrocławiu „Głos Parafian”

Biuro Prasowe Kapucynów – Prowincja Krakowska

ŹRÓDŁO: http://kapucyni.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *