„Jest jedna miłość, która nie liczy na wzajemność, nie szczędzi ofiar, płacze a przebacza, odepchnięta – wraca. To miłość macierzyńska”. Józef Ignacy Kraszewski
Każda z nich żyła w innym czasie, ale są sobie bliskie poprzez fakt pełnego zrealizowania się w byciu kobietą, byciu matką. Papież Jan Paweł II w „Liście do kobiet” z 1995 r. nazwał tę realizację siebie „geniuszem kobiety”, który „bardzo często urzeczywistnia się bez rozgłosu, w codziennych relacjach międzyosobowych, a szczególnie w życiu rodziny”. Św. Monika, św. Brygida Szwedzka, św. Rita z Cascia, św. Gianna Beretta Molla zanim zostały wyniesione na ołtarze, były zwykłymi kobietami. Dzisiaj często stawiane są za wzór współczesnym matkom. Ktoś mógłby powiedzieć, owszem Gianna Molla żyła w XX w., wiedziała, co to znaczy mieć problemy finansowe czy chorować na nieuleczalną chorobę, jednak pozostałe święte żyły w czasach, od których dzielą nas lata świetlne. Ich dzieci nie sprawiały kłopotów wychowawczych, bo nikt nie słyszał wówczas o ADHD, grach komputerowych i wyścigu szczurów, który zaczyna się już w przedszkolu. Ich macierzyństwo było inne. Czy aby na pewno?
Wielka siła miłości
„Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo mnie kochała – pisał w „Wyznaniach” św. Augustyn, syn św. Moniki (332-387). Jako żona poganina, za którego wyszła w bardzo młodym wieku, nie miała łatwego życia. Dodatkowym krzyżem stała się wrogo nastawiona teściowa. Jednak swoją cierpliwością i mądrością Monika potrafiła okiełznać temperament męża, doprowadziła do jego nawrócenia. Pozostała do końca życia wdową pochłoniętą troską o dzieci. Miała ich troje: syna Nawigiusza, córkę, której imienia nie znamy, oraz syna Augustyna, który przysporzył jej najwięcej zmartwień.
Młody Augustyn szukał prawdy w sektach i modnych filozoficznych trendach, a doczesnego szczęścia w konkubinacie. Matka cierpiała. Łzy zamieniała w modlitwę. Augustyn wspomina chwilę, kiedy dopadła go ciężka choroba. Nawet w niebezpieczeństwie śmierci nie poprosił o chrzest. Sam ocenia siebie po latach, że zachował się jak błazen. Wyznaje, że ocaliła go miłość matki.
Za swoim synem Monika pojechała do Mediolanu i Rzymu. Zastała go w pół drogi do nawrócenia, ale w stanie ogólnego zwątpienia. Augustyn wspomina: „Matka powiedziała mi – z największym spokojem, z taką pogodą, jaką daje zupełna ufność – iż wierzy, że zanim odejdzie z tego świata, ujrzy mnie wierzącym katolikiem. Tyle do mnie rzekła. Do Ciebie zaś, który zdrojem jesteś miłosierdzia, jeszcze goręcej się modliła, płacząc, prosiła, abyś jak najrychlej wspomógł mnie i rozświetlił moje ciemności Twoim światłem”.
Prośby zostały wysłuchane. Monika doprowadziła do rozstania z kobietą, z którą Augustyn żył w nielegalnym związku, i zatroszczyła się nawet o odpowiednią kandydatkę na żonę. Nie przypuszczała, że syn po nawróceniu zostanie kapłanem. Zmarła krótko po chrzcie Augustyna. W Ostii, gdzie czekała na statek powrotny do Afryki, przeżyła chwilę szczęścia, spełnienia. To jedna z najpiękniejszych kart „Wyznań”. Matka i syn, oparci o okno, patrząc na domowy ogród, rozmawiają długo ze sobą, jak się okazało po raz ostatni. Mówią o przebytej drodze i o szczęściu, którym jest Bóg. „W tęsknocie otwarliśmy nasze serca dla niebiańskiego strumienia płynącego z Twojego zdroju, zdroju życia, które u Ciebie jest…”. Wielka jest siła miłości matki.
Powołana do świętości
Święta Brygida (1303-1373), zwana Szwedzką, pochodziła z królewskiego rodu Folkungarów. Mając 15 lat wyszła za mąż za marszałka dworu szwedzkiego Ulfa Gudmarssona, z którym stworzyła przykładne małżeństwo, wydając na świat ośmioro dzieci. Miały one różne charaktery i temperamenty, ale Brygida jako matka doskonale radziła sobie z ich wychowywaniem. Każde z dzieci zajmowało szczególne miejsce w życiu ich matki. Mając 32 lata, Brygida otrzymała od króla propozycję przeniesienia się na dwór królewski i objęcia stanowiska guwernantki. Zadania te spełniała z wielką odpowiedzialnością, troszcząc się o powierzonej jej opiece dzieci jak o własne. Kiedy umarł jej mąż Ulf, zrezygnowała z posady nauczycielki. W tym czasie zaniepokojona była wybuchającymi wciąż skandalami na dworze królewskim, o czym nie bała się mówić władcy. Ganiła go również za marnotrawstwo i uciskanie ludu, czym naraziła się na nieprzychylność króla. W 1348 r. udała się do papieża Klemensa VI z delikatną misją, aby prosić go, by zmienił dotychczasowy styl życia, wystawny i rozrzutny, tworzący negatywny wizerunek Kościoła. W wyniku jej nacisków papież powrócił do Rzymu z Awinionu, gdzie przebywał, ogłaszając nawet rok jubileuszowy. Potem jeszcze kilkakrotnie napominała następnych papieży, by swoją aktywność kierowali raczej na świętość Kościoła i jego reformę niż na działalność finansową i polityczną. Zmarła mając 70 lat.
Kult Brygidy rozwinął się bardzo szybko, niespełna 20 lat po śmierci została ogłoszona świętą. Lud czcił tę, którą znał jako pobożną i pracowitą. Św. Brygida jako patronka Europy jest wzorem kobiety i matki – pracowitej, mądrej, oczytanej, zaangażowanej politycznie i społecznie, wrażliwej na biedę i zaradzającej jej poprzez dzieła miłosierdzia, wrażliwej na piękno liturgii i kierującej się w życiu zasadami moralności. Jest przykładem kobiety zanurzonej w codzienność, w otaczający ją świat, a jednocześnie nietracącej sprzed oczu swego powołania do świętości.
Żona, matka, zakonnica
Rita z Cascii to dziś jedna z ulubionych świętych. Solidnie na tę pozycję zapracowała swoją… skutecznością. Tysiące ludzi – o czym głoszą pozostawione świadectwa – doświadczyło i doświadcza jej wstawiennictwa nawet w najtrudniejszych sprawach. Ludzie polecają się jej tak licznie, ponieważ sama przeżyła bardzo wiele.
Mąż został zasztyletowany przez dawnych swych kompanów. Rita najprawdopodobniej znała ich nazwiska, ale nie chciała wyjawić rodzinie, która domagała się zemsty. W tym samym roku doszło jeszcze drugie doświadczenie krzyża. Rita modliła się, aby Bóg prędzej zabrał jej synów z tego świata, aniżeli mieliby stać się zabójcami, mścicielami swego ojca. I wkrótce Rita – wdowa opłakiwała śmierć swoich nastoletnich dzieci. Przyszła zaraza, chłopcy umarli. Serce Rity wypełnione zostało cierpieniem, które jeszcze zwiększały natrętne i uporczywe żądania rodziny męża, by wyjawiła nazwiska jego zabójców i umożliwiła zemstę. Rita przez trzy lata pokutowała i modliła się samotnie, najchętniej na szczycie wysokiego wzgórza – Scoglio, nieopodal rodzinnej wioski. Prosiła Boga o cud pojednania rodzin i o to, by mogła zrealizować marzenie swego dzieciństwa: wstąpić do klasztoru. Tak też się stało.
Rita fascynuje tym, że zdołała zrealizować wszystkie stojące przed kobietą powołania. Była żoną i matką, wdową, siostrą zakonną, mistyczką.
Życie za życie
Kiedy oczekiwała czwartego dziecka, lekarze stwierdzili u niej chorobę nowotworową. „Chcę, aby żyło moje dziecko” – powiedziała przed porodem do przyjaciółki, dokonując tym samym wyboru, oddając swoje życie za maleńką córeczkę. Joanna-Emanuela przyszła na świat zdrowa. Na pomoc dla matki było już jednak za późno. Joanna Beretta Molla zmarła 28 kwietnia 1962 r. w wieku niespełna 40 lat…
Wielu może sobie zadawać pytanie, jak doszło do tego, że zwykła matka rodziny została ogłoszona świętą. Jej losy wcale nie były jakieś szczególnie nadzwyczajne. Co więcej, podobnie jak ona żyła znaczna część współczesnych jej kobiet. Jak każda żona i matka zmagała się z trudami dnia powszedniego. To jej na pozór zwyczajne życie stanowi jednak wzór prostej drogi wiodącej do świętości. Podczas uroczystości kanonizacyjnej Ojciec Święty Jan Paweł II kreśląc sylwetkę Joanny powiedział, że przypieczętowała swoje życie ofiarą skrajnego poświęcenia. Aby w pełni zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać, że była ona naturalną konsekwencją życia opartego na Ewangelii.
Jolanta Krasnowska-Dyńka
Echo Katolickie 20/2011
MOIM ZDANIEM
Maria Wilczek
założycielka Polskiego Związku Kobiet Katolickich
Chociaż upłynęły wieki od czasu, kiedy św. Monika czy św. Rita żyły na tym świecie, nadal są dla nas wzorem. To one pokazują współczesnym matkom, że droga, którą wszyscy powinniśmy kroczyć, to droga ku Bogu. Te święte kobiety, kształtujące swoje życie w duchu wiary, wskazują na najwyższy autorytet – na Boga, na Jezusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem, na prowadzącą ku Niemu Matkę Bożą. Przypominają, że wiara oświetla życie, ratując nas przed zagubieniem.
Każda matka, chcąc dobrze wychować dziecko, chce nauczyć je jak żyć, a więc jak kochać – jak obdarowywać innych, dostrzegać ich potrzeby, jak pracować, jak przyjmować cierpienie, ale i jak uchronić w sercu – radość i nadzieję. Jednym słowem, chce przekazać im te kwalifikacje, które mogą pomóc dziecku w samowychowaniu do dojrzałego, twórczego, zatopionego w Bogu, życia.
Dziecku potrzebny są autorytety. Dobrze jak jest nim matka (także ojciec), prowadząca ku Bogu, ale ona też bywa nieraz zagubiona, boryka się z codziennością. I właśnie jej, dla umocnienia w drodze, potrzebny jest przykład świętych kobiet, którym zatopienie w Bogu dawało duchową moc, pomnażając w nich tę miłość, która potrzebna jest matce. Miłość to depozyt, który dziecko przejmie z domu i poniesie ku ludziom. I tylko wtedy wygra swoje życie, gdy będzie umiało kochać. A będzie umiało, jeżeli w imię miłości odważy się przyjmować cierpienie. Święte kobiety to potrafiły. Gianna Beretta Molla oddając życie, by uchronić życie własnego dziecka, uczyła miłości bezwarunkowej. Św. Monika uczyła wiary w moc modlitwy. A to jest kobietom bardzo potrzebne.
Chociaż mijają wieki, święte kobiety mogą być i są dla nas autorytetem. Warto jednak wiedzieć, że kobiet, które świecą przykładem, choć nie są kanonizowane, jest znacznie więcej. Często żyją lub żyły i w naszych rodzinach. Warto więc czujniej patrzeć w przeszłość.