
Rozumiem, że współczesne partie, jeśli chcą wygrywać wybory, muszą prezentować szeroką ofertę, aby przyciągać różnych wyborców. W ramach jednej partii mogą współdziałać gorliwi katolicy oraz ludzie niewierzący w Boga. W swoim czasie w PiS-owskim rządzie był Zbigniew Religa, ateista, a marszałkiem sejmu był Marek Jurek, wyrazisty katolik. Niestety, pierwszy zmarł, a drugi dryfuje gdzieś na obrzeżach polityki. W PO też są ludzie o różnych światopoglądach. I dobrze! Tym niemniej uważam, że prawa noga i lewa noga nie powinny być w zbyt wielkim rozkroku, bo wtedy nie wiadomo, w jakim generalnie kierunku podąża tułów z głową. Wtedy zamiast poważnej polityki, mamy polityczny break-dance.
Powyższe refleksje nie są – podkreślam raz jeszcze – niestosownym dla duchownego politykowaniem, ale pytaniem o sprawy, które ze swej natury znajdują się na styku polityki, moralności i dyskusji światopoglądowych. Tymczasem nie słyszę żadnych jednoznacznych zapewnień, że PO nie chce iść wskazywaną przez Palikota aborcyjno-gejowską drogą. Słyszę natomiast posła Gowina, który krytykuje biskupów, że umywają ręce w sprawie krzyża. I poucza hierarchów: „Krzyż nigdy nie może nie być sprawą biskupów; wezwanie, aby politycy sami rozwiązali ten problem to trochę gest Piłata”. Kuriozalną wypowiedzią popisał się również rzecznik rządu, Paweł Graś, który stwierdził, że nie doczekaliśmy się ze strony Kościoła, aby zajął w sprawie krzyża odpowiedzialną postawę.
Po co to uwłaczanie biskupom? Przecież żyjemy w wolnym kraju, mamy ponoć wolność słowa oraz pluralizm. Jeśli jakaś grupka protestuje pod krzyżem, to niech protestuje, jeśli ma do tego prawo. A jeśli nie ma prawa, jeśli jej protest jest łamaniem praworządności, to są odpowiednie władze, aby przywracać porządek. Sugerowanie w tej sytuacji, że to biskupi powinni pacyfikować ludzi, którzy głośno przedstawiają swoje racje, to bezczelność. Biskupi powinni mieć (i mają) w miarę jednoznaczne stanowisko w sprawach prawd wiary i przykazań. Natomiast sprawa krzyża pod Pałacem Prezydenckim oraz ściśle z nią związana kwestia upamiętnienia ofiar katastrofy w Smoleńsku nie są problemem dogmatycznym, lecz społeczno-politycznym. Katolicy, w tym biskupi, mogą mieć na ten temat różne zdania.
Lewa noga, prawa noga… Spór jest ostry. Kościół w wielu sprawach jest pluralistyczny. W innych musi być jednoznaczny. Oby katolicy umieli bronić tego, co Boskie, a różnić się pięknie (merytorycznie) w tym, co cesarskie.