Każdy kochający rodzic chce, aby jego dziecko było zdrowe: mama nie zrobi niczego, co mogłoby przyczynić się do choroby dziecka, np. nie będzie piła alkoholu, nie zażyje też nieodpowiedniego lekarstwa, nawet pigułki od bólu głowy. Świadomie nie podejmie żadnego działania, które mogłoby spowodować uszkodzenie lub zabicie płodu. Natomiast rodzice decydujący się na zapłodnienie in vitro tak bardzo pragną dziecka, że godzą się na każdą metodę, która umożliwi im jego urodzenie. Nie oznacza to jednak, że ich pragnienie dziecka jest równoznaczne z miłością do niego.
Kościół sprzeciwia się in vitro, ponieważ u jego podstaw leży:
Miłość, która kaleczy
U dzieci poczętych w laboratorium znacznie częściej niż u poczętych poprzez współżycie seksualne stwierdza się nieprawidłowości genetyczne: anomalie chromosomowe, mikrodelekcje, imprinting (na przykład u dzieci z in vitro sześciokrotnie częściej występuje zespół Widemana-Beckwitha charakteryzujący się makrosomią – dużymi rozmiarami dziecka). Dzisiaj jeszcze nie wiemy, jakie będą ostateczne skutki mikrouszkodzeń genetycznych.
Noworodki „laboratoryjne” mają niższą wagę okołoporodową, często rodzą się przedwcześnie, ich śmiertelność wzrasta o 70%, a ryzyko wystąpienia wad wrodzonych jest przeciętnie dwa razy wyższe niż przy naturalnym poczęciu. Nic więc dziwnego, że dzieci te dwukrotnie częściej niż ich rówieśnicy trafiają w pierwszych latach po urodzeniu do szpitala (porażenie mózgowe, epilepsja, astma, nowotwory, infekcje, zaburzenia immunologiczne, choroby reumatyczne, wady serca i układu krążenia, wady układu pokarmowego i moczowo-płciowego). Zabiegi in vitro przyczyniają się do wzrostu ilości ciąż mnogich (pięciokrotnie częstsze ciąże trojacze), które pociągają za sobą zwiększone ryzyko poronień i porodów przedwczesnych, nadciśnienia indukowanego ciążą, cukrzycy kobiet ciężarnych, cięć cesarskich, porażenia mózgowego i zgonów noworodków.
Miłość, która staje się biznesem
Jeżeli przyzwala się na poczęcie dziecka w laboratorium, to daje się również zielone światło dla udoskonalania procesu produkcji ludzkich embrionów poprzez manipulacje genetyczne, np. zaplanowanie koloru skóry, oczu… Jedni rodzice będą chcieli tylko dziewczynkę, inni koniecznie chłopczyka. Większość będzie chciała dziecko zdrowe i inteligentne (można skorzystać z oferty zakupu spermy profesora uniwersyteckiego), ale są już i tacy, którzy domagają się uszkodzenia pewnych genów, aby dziecko urodziło się z defektami (w USA 3% rodziców chce, by ich pociechy były podobne do nich, czyli np. żeby były głuchonieme lub karłowate). Czy kliniki spełniają takie życzenia? Oczywiście – klient płaci i ma prawo wymagać ściśle określonej usługi.
Dziecko w takim przypadku staje się ekskluzywnym towarem, który można sobie zamówić. Nikt się do takiego podejścia otwarcie nie przyznaje, ale tylko ono, a nie dobro dziecka, tłumaczy presję, aby procedurą in vitro objąć nie tylko małżonków, ale każdy nieformalny związek bez względu na jego trwałość. W kolejce ustawią się osoby homoseksualne, które chcą się na siłę upodobnić do naturalnej rodziny. Jeżeli nawet mają one prawo mieć dziecko z próbówki, to tym bardziej prawo do in vitro powinny mieć np. kobiety chcące mieć dzieci ze swoimi zmarłymi małżonkami lub kochankami, którzy złożyli nasienie w banku spermy. To, że dziecku do normalnego rozwoju potrzebny jest ojciec i matka, mężczyzna i kobieta, nikogo już nie obchodzi. Rzekome prawo każdej osoby do „wyprodukowania” dla niej dziecka staje się ideologiczną przykrywką dla zwykłego handlu embrionami.
Miłość, która dopuszcza selekcję eugeniczną
Selekcja ludzkich zarodków pojawia się już na poziomie decyzji, który z nich wprowadzić do organizmu matki, a który zniszczyć lub ewentualnie zamrozić na przyszłość. Oceny dokonuje laborant, wybierając bardziej dorodny zarodek. Rutynowo podaje się 2 zarodki kobietom przed 35. rokiem życia i 3 zarodki po 35. roku życia, aby zwiększyć szansę na zagnieżdżenie się w macicy któregoś z nich. Zakłada się bowiem z góry, że któryś z nich nie przeżyje. W przypadku, gdy jednak dojdzie do zagnieżdżenia się w macicy wszystkich wprowadzonych zarodków, proponuje się klientom (którzy przecież zamówili jedno, a nie troje dzieci), „redukcję płodów”, czyli selekcję eugeniczną – zabicie jednego lub dwojga poczętych dzieci. Zgoda na zniszczenie ludzkiego embrionu (aborcja) jest wpisana w decyzję o zapłodnieniu in vitro. Wszelkie ograniczenia, np. nakaz wyprodukowania tylko jednego zarodka i zakaz zamrażania ludzkich embrionów, są zwalczane, ponieważ czyniłyby tę metodę bardzo skuteczną i już całkowicie nieopłacalną.
Miłość, która boi się prawdy
Dzieci z próbówki są normalnymi, myślącymi ludźmi. Gdy dorosną i poznają prawdę o sobie, z pewnością będą zadawać pytania o swoją tożsamość, o przyczyny chorób, które je trapią, wreszcie o to, czy rzeczywiście są dziećmi swoich rodziców? Będą się także zastanawiać, co by było, gdyby lekarz zdecydował się akurat usunąć ten embrion, z którego one się wykształciły? Jaka jest wartość ich życia, skoro tylko przypadek zdecydował, że żyją i to kosztem śmierci przynajmniej kilku embrionów, które – gdyby przeżyły selekcję – byłyby teraz ich siostrami lub braćmi. Nic dziwnego, że większość rodziców woli zachować tajemnicę i nie wyjawiać prawdy swoim dzieciom z próbówki.
„Głos Ojca Pio” (56/2/2009)
Ksawery Knotz – kapłan z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Specjalizuje się w duszpasterstwie rodzin. Spowiednik i kierownik duchowy małżeństw. Prowadzi serwis internetowy „Akt małżeński” – www.szansaspotkania.net – który zajmuje się tematyką pożycia seksualnego. więcej o autorze