Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia rozmawiałem ze znajomą mi osobą, która uczy w polskiej szkole średniej. Z przerażeniem opowiadała, iż dzisiejsza młodzież w ogóle nie interesuje się sprawami ogólnymi, a jedynym jej marzeniem jest święty spokój i brak jakichkolwiek trudności w konsumpcji dóbr tego świata.
Pocztówka z Zakopanego
Oglądając niedawno w jednej z telewizji reportażyk o sposobach leczenia „poświątecznej chandry” zatrzymałem się na wypowiedzi jednego z dziennikarskich rozmówców, spędzającego właśnie wolny czas w Zakopanem. Stwierdził on był, że najważniejsze w życiu jest poszukiwanie dobrej zabawy i wyciśnięcie z niego jak najwięcej. No cóż, może i tak jest. Problem w tym, że w gruncie rzeczy nie ma wówczas mowy o jakichkolwiek ideach. Słuszność twierdzenia o zabawowym podejściu do życia jest niestety bardzo złudna, ponieważ zakłada ono swoiste rozumienie człowieka jako istoty zdolnej jedynie do pogoni za instynktami czy emocjami, co więcej – niezdolnej do wzięcia odpowiedzialności za własne życie. I nie jest to tylko sprawa odpoczynku pod Gubałówką. Biorąc chociażby pod uwagę ostatnią sytuację na kolei można zauważyć ową ucieczkę przed odpowiedzialnością. I nie chodzi mi o ministrów, oni zadowalają sie pękami czerwonych róż. Utyskujący na działalność PKP ludzie w większości pochodzili z wielkich miast, które ponoć popierały PO, czyli obecnie rządzącą partię. Trudno bowiem stwierdzić, że klęska przejazdów kolejowych dotknęła tylko wyborców PiS czy innych partii opozycyjnych. Tymczasem nigdzie w wypowiedziach nie dostrzegłem chociażby cienia stwierdzenia, że chyba źle dokonaliśmy wyborów. Wszak ktoś wybrał ludzi, którzy potem ustawiali swoich znajomych (np. specjalistów od PR) na stanowiskach kierowniczych w np. PKP. Niestety, w rozliczaniu notabli za ich decyzje zapominamy o naszych wcześniejszych zacietrzewieniach politycznych w epoce przedwyborczej.
Odpowiedzialność zakłada wieczność
Oczywiście przykład z koleją jest tylko jednym z wielu. Mając możliwość katechizowania młodych ludzi, zapytałem ich kiedyś: dlaczego ich życie układa się od imprezy do imprezy? Odpowiedź była prosta: a co warto robić? Otóż to. Założenie, iż tylko zabawa i przyjemność ma sens w życiu, pociąga za sobą (niestety) następne twierdzenia, a szczególnie to, że wszystko winno być podporządkowane temu właśnie celowi. Wszystko oznacza również i człowieczeństwo: ludzką godność moją i drugiego człowieka. Swoiste rozpasanie młodych ludzi nie bierze się znikąd. Ono jest wynikiem przyjętego założenia, planu na życie. Uważny czytelnik Karty Praw Podstawowych UE może dostrzec, iż gwarantuje mi ona nie osiąganie maksimum moich ludzkich możliwości, ale jedynie to, co przyczynia się do życia przyjemnego. Chrześcijaństwo, wskazując na wieczność, jednocześnie mówi o konieczności takiego uformowania siebie, aby to w wieczności być szczęśliwym. Tu, na ziemi, nie ma trwałego fundamentu szczęścia, ponieważ nie ma trwałego fundamentu sprawiedliwości. Partie się zmieniają, mody społeczne wynoszą lub zrzucają z piedestałów różne normy moralne, a i prawodawstwo co jakiś czas karmi nas zmiennością. Tylko wieczność skłania człowieka do podjęcia odpowiedzialności za własne życie, za jego kształt. Odwołanie do wieczności znalazło swój wyraz w pamiętnym już dzisiaj przemówieniu Jana Pawła II do młodzieży w 1987 r., gdy wołał, że każdy ma w swoim życiu Westerplatte, będące takim wymiarem zadań, których nie można za nic sprzedać, nawet za przyjemność.
A jeśli sługa stwierdzi: mój Pan się ociąga z powrotem?
Niestety, dzisiaj mówienia o wieczności nawet Kościół (a przynajmniej niektórzy jego przedstawiciele) się wstydzi. Może właśnie dlatego bardziej staramy się zaplanować tę doczesną rzeczywistość, stawiamy na różne psychologizmy i socjologizmy w przeżywaniu wiary, a dogmaty traktujemy jak kulę u nogi. Może właśnie dlatego w niektórych wspólnotach katolickich na Zachodzie dochodzi nawet do kwestionowania realnej i substancjalnej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Gdyż cechą tego świata jest po prostu zmienność. Zaś przyjęcie trwałych zasad wcześniej czy później natknie się na granicę wieczności, którą trzeba będzie przekroczyć. I może dlatego mamy to, co mamy, gdyż my (mówię tu o pokoleniu 40 i 50-latków) nie potrafiliśmy przekazać młodym fascynacji trwałością własnego człowieczeństwa. Bez niego miłość rozpływa się w altruizmach, dla których nie jest ważne, czy pomagam drugiemu człowiekowi, czy psom ze schroniska. Bez niego niknie nadzieja, więc łapię co tylko się da, by zagłuszyć głód doraźnych przyjemności. Bez niego wiara staje się marketem przekonań, w którym nie jest ważna prawda, a tylko moje mniemanie. Prawdziwe człowieczeństwo zakorzenione jest w wieczności. Horacjańskie wołanie: „Non omnis moriar” – Nie wszystek umrę, to wołanie radości człowieka, który odpowiedzialny za kształt swojego życia odnalazł prawdziwą wolność i prawdziwe szczęście. A tego nikt odebrać mi nie może.
ks. Jacek Wł. Świątek
Echo Katolickie 2/2010 r.