Miłość rodzicielska kształtuje niewątpliwie osobowość dziecka. Za kształt miłości u niego odpowiadają rodzice, to oni teoretycznie powinni dawać przykład jak kochać. Rodzice powinni darzyć dziecko zrozumieniem, umieć utrzymywać z nim życzliwe kontakty, co nie oznacza, że miłośc ta ma być jedynie słodka i pobłażliwa. Powinna być również wymagająca. Dom jest pierwszą szkołą dziecka, nie tylko edukacyjną, ale przede wszystkim miłości. To z domu wynosimy wszelkie nawyki, zachowania. Jakim uczuciem darzyli nas rodzice, takim i my będziemy darzyć kolegów, przyjaciół. Często słyszy się, ze młodzież pobiła bezdomnego, czy ubliżyła starszej osobie. I można polemizować z tym, że to rodzice są winni. Nie zawsze, ale przeważnie. Nawet jeśli młody człowiek zbłądzi, to zawsze przypomina sobie, że ma rodziców na których może liczyć, ma kogoś kto go kocha. Egozim rodziców, zbytnie zapatrzenie się w dobro swoje, krótkowzroczność czy uciekanie od problemów dziecka, nawet tego w wieku 6-7 lat może w konsekwencji doprowadzić do zaburzenia relacji między rodzicem a dzieckiem czego efekty widoczne są niekiedy bardzo długo. Musi ono czuć bezpieczeństwo. Ważne również, żeby miłośc rodzicielską tworzyły oboje rodziców. Nigdy przedmiot, zabawka nie może zastąpić zdrowej relacji, rozmowy. Powinno się wysłuchiwać swoje dziecko, bo niekiedy nasza pycha i zbytnie poleganie na własnym rozsądku może nas zgubić i pozbawić dziecka własnej, subiektywnej opinii, która przysługuje każdemu człowiekowi. Dziecko powinno się podporządkowywać rodzicowi, ale nie w każdym calu. Jako stworzenie boże ma rozum i wolną wolę. Rodzic powinien chronić dziecko przed zagrożeniami tego świata, co nie oznacza, że należy trzymać dziecko „pod kloszem”. Konwersacja rodzica z dzieckiem powinna być stałym punktem programu w relacjach rodzic-dziecko.
AUTOR: Błażej Tobolski
Dziecku, które otoczone jest miłością przez najbliższych, łatwo będzie przyjąć, że istnieje jeszcze Ktoś, kto bardzo je kocha. Musi jednak najpierw o tym od nas usłyszeć.
– Tato, czy anioły strzegą wszystkich ludzi? – zapytała mnie pewnego wieczoru po modlitwie moja pięcioletnia córeczka. – Tak, kochanie, bo każdy ma swojego osobistego Anioła Stróża – odpowiedziałem. – Aha, to ja też – ucieszyła się. – I nie muszę się bać ciemności? – zapytała po chwili. – Pewnie, że nie, możesz spać spokojnie. W ciągu dnia też nie musisz niczego się bać, bo twój Anioł Stróż jest zawsze przy tobie – zapewniłem ją spokojnie, całując na dobranoc i gasząc górne światło. W pokoju paliła się tylko mała, nocna lampka, w świetle której widziałem jeszcze, jak Weronika leciutko się uśmiecha. Już przez sen.
Domowy rytuał
Wieczór jest zresztą szczególną porą. – Z mojego rodzicielskiego doświadczenia wynika, że to bardzo dobry czas na osobiste rozmowy z dzieckiem – mówi Małgorzata Skrzypczak, psycholog. – Dziecko chętniej przygotowuje się do snu, jeśli wie, że będzie to czas bliskości z rodzicem, czas rozmów, zwierzeń, przytuleń. Mama i tato najłatwiej wówczas dowiedzą się, co ważnego zdarzyło się w przedszkolu lub w szkole, czym dziecko się martwi, co je zastanowiło – wyjaśnia psycholog. Wieczór to także w wielu domach czas zarezerwowany na czytanie dzieciom książek i opowiadanie bajek na dobranoc. – Czytamy naszym dzieciom prawie codziennie. To taki nasz wieczorny rytuał. One starają się odpowiednio wcześnie znaleźć w łóżkach, a my z żoną tak planujemy wieczór, żeby mieć wtedy czas tylko dla nich – mówi Jacek, tata 7-letniego Mateusza i 5-letniej Zuzi. – Wspólnie z dziećmi modlimy się, a potem jedno z nas czyta im przed snem – dodaje jego żona Magda.
Nie Bozia, tylko Pan Bóg
Dla wielu rodziców, podobnie jak dla Magdy i Jacka, czas spędzony wieczorem razem z dziećmi na wspólnej modlitwie i lekturze jest świetną okazją do rozmowy o Bogu. – Staramy się czytać dzieciom oprócz tradycyjnych bajek także książki i opowiadania religijne, które są znakomitym punktem wyjścia do późniejszych rozmów na tematy związane z wiarą. I najczęściej to nie my jesteśmy ich inicjatorami, ale same dzieci. Mają one potrzebę, by analizować wraz z nimi postępowanie bohaterów i chcą, by wyjaśniać im rodzące się po lekturze pytania i wątpliwości: „jak to naprawdę jest tam, w niebie?”, „co lubi anioł?” lub „czy każdy może zostać świętym?” – opowiada Magda.
Mówiąc dzieciom o Bogu, musimy jednak uważać, by nie infantylizować przekazu wiary. – Nie stosujmy zdrobnień typu: Bozia, Pan Jezusek, Mateczka Najświętsza, kościółek, a także zdrobnień wziętych z życia dziecka: rączka, buzia, nóżka, paluszek. Dziecko bowiem powinno spotykać się na tym gruncie z takimi terminami, które nie będą zmieniały się z wiekiem. Stąd poprawne będzie mówienie: Pan Bóg, Pan Jezus, Matka Boża, kościół, ręka, twarz, noga, palec – wyjaśnia bp Antoni Długosz, nazywany „biskupem od dzieci”.
Modlimy się razem
Takie wieczorne rozmowy można zakończyć wspólną, spontaniczną modlitwą, polecając nasze sprawy Bogu. – Warto zauważyć, że częstym błędem popełnianym przez rodziców jest sytuacja, gdy każą dziecku, aby modliło się samo. Odczuwa to ono wtedy jako karę – podkreśla s. Maria Kwiek USJK, na co dzień pracująca z dziećmi. W tej wspólnej, rodzinnej modlitwie powinny uczestniczyć już maleńkie dzieci. Tak jest w domu Iwony i Michała. – Kiedyś, gdy odwiedziłam moich rodziców, w pewnej chwili wieczorem nasza roczna wtedy córka Jadzia wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym miałyśmy spać. Pokazała na krzyż i złożyła rączki. W ten sposób chciała dać mi sygnał, że już czas na modlitwę. Uświadomiłam sobie wtedy, jak bardzo nawet tak małe dziecko obserwuje nasze zachowania – wspomina Iwona, mama pięciorga dzieci.
Ta historia pokazuje, że dzieci, które widzą rodziców modlących się i przystępujących do sakramentów, uczą się od nich właściwych postaw, identyfikują się z nimi i przyjmują je jako coś oczywistego. Dlatego już od najmłodszych lat warto zabierać małe dzieci także na Msze św., nawet jeśli czasem trudno zapanować nad ich zachowaniem. Kiedy będą już nieco starsze, czymś naturalnym będzie dla nich wspólne uczestnictwo całej rodziny we Mszy św. – Niewłaściwe jest wymaganie od dziecka zaangażowania w praktyki religijne, kiedy my sami w nich nie uczestniczymy. Może ono wtedy nabrać przekonania, że np. nabożeństwa majowe „są dla dzieci”. Dziecko zaczyna wówczas myśleć, że gdy będzie duże, tak jak tata, nie będzie musiało tak często chodzić do kościoła – zauważa Małgorzata Skrzypczak.
Bóg rozumie najlepiej
Dobrze, żeby dziecko miało świadomość, że Bóg jest Kimś, z Kim liczą się jego rodzice. Kształtuje bowiem ono w sobie obraz Boga na podstawie doświadczeń ze swoimi rodzicami. – Jeśli czuje się kochane i może darzyć rodziców ufnością, wtedy łatwiej będzie mu przyjąć także wobec Boga postawę ufności i bliskości. Natomiast kiedy relacje z rodzicami naznaczone są przemocą, doświadczać będzie także w dorosłym życiu trudności duchowych wynikających z lęku, nieufności i poczucia odrzucenia – ostrzega psycholog. Dlatego od maleńkości rozmawiając z dzieckiem o Bogu, trzeba mówić mu, że Bóg kocha je nieskończoną miłością i bardzo Mu na nim zależy. – Trzeba też budzić w dziecku ufność w dobroć Stwórcy, mówiąc mu np.: Bóg wszystkich najlepiej rozumie – podpowiada s. Maria Kwiek. – Prowadząc dziecko do budowania więzi z Bogiem, trzeba uświadamiać mu, że żyje ono nieustannie w obecności miłującego Boga. Jeżeli natomiast straszy się je Bogiem, wtedy utrudnia, a nawet blokuje się więź między dzieckiem a Stwórcą, którą potem bardzo trudno jest odbudować – wyjaśnia s. Kwiek, dodając, że to właśnie od rodziców dziecko powinno usłyszeć, że Bóg widzi każdą najdrobniejszą rzecz, którą ono wykonuje i cieszy się, gdy ono jest dobre i kochane.
Słuchajmy dzieci
Poruszanie kwestii dotyczących wiary powinno odbywać się zawsze w atmosferze bliskości i zaufania. Równocześnie trzeba pamiętać o tym, aby wsłuchiwać się w to, co mówi dziecko. – Podczas rozmowy z dziećmi należy także zwracać uwagę na barwę głosu oraz jego intensywność. Dzieci są bardzo wrażliwe na intonację i nie można straszyć ich krzykiem lub tonami powodującymi niepokój, a nawet lęki. Wtedy bowiem dziecko zamyka się na odbiór naszego przekazu słownego – przekonuje bp Antoni Długosz.
Niezwykle istotny jest dla dziecka również klimat domu rodzinnego. Zwyczajne wydarzenia dnia powszedniego mogą także w piękny sposób ukazywać mu obecność Boga. Wspólne spacery, spożywanie posiłków czy zabawa są w stanie w naturalny sposób dostarczyć dziecku bogatych przeżyć religijnych. Często ma to dla niego większe znaczenie niż wpajanie na siłę praktyk religijnych.
Nieocenione dobro
Bardzo ważnym krokiem w przekazywaniu dzieciom wiary przez rodziców jest niewątpliwie wczesna Komunia św. W coraz większej liczbie parafii w Polsce przygotowuje się 5-6-letnie dzieci do spotkania z Jezusem w sakramencie Eucharystii. Praktyka wczesnego przystępowania dzieci do tego sakramentu, przypomniana i potwierdzona sto lat temu przez Piusa X, stanowi wielką pomoc w rozwoju wiary i życia w bliskości z Jezusem. W sakramentach bowiem, najczęściej w sakramencie pokuty i Eucharystii, otrzymujemy od Boga największe umocnienie łaską. Mogą go doświadczać także dzieci, które osiągnęły rozeznanie dobra i zła i są świadome tego, że w Eucharystii przyjmują Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. – Jesteśmy całym sercem za wczesną spowiedzią i Komunią św. – stwierdzają z przekonaniem Ola i Robert, których czworo dzieci przystąpiło wcześniej do tych sakramentów. – Wśród wszystkich owoców, jakie to ze sobą niesie, szczególnie ważny jest dla nas jeden. Czujemy się zmobilizowani do tego, abyśmy jako rodzice przybliżali się bardziej do tych sakramentów. Dziecko jest bowiem wtedy jeszcze małe i nieodzowne jest nasze towarzyszenie mu na tej drodze – wyjaśnia Ola, podkreślając, że rodzinne przeżywanie comiesięcznej spowiedzi św. jest nieocenionym dobrem dla rodziny. – Systematyczna spowiedź rodziców jest świadectwem wiary dla dzieci, ale przede wszystkim aktem miłości wobec nich – dodaje mama.
ŹRÓDŁO: