Autor: Maciej Guziejko CRL
„Kto drogę skraca, ten do domu Pana nie wraca”.
Kocham to powiedzenie! Całkiem niedawno przyłożyłem je do sfery duchowej. Nigdy bym nie przypuszczał, jak bardzo się ono sprawdza w ćwiczeniu ducha. Zanim jednak powiem, o co mi chodzi, zacznijmy od początku.
Jeden z mechanizmów obronnych, który dokładnie opisuje psychologia, określa się mianem „identyfikacji”. Ogólnie mówiąc chodzi o to, że dana osoba upodabnia się do wybranego przez siebie wzorca. Bierze od niego wartości, postawy, sposoby postępowania. Mówiąc krótko i kolokwialnie: osoba „małpuje” drugą osobę.
Tutaj właśnie zaczyna się problem, z którym boryka się wielu „powołanych przez Boga”. Nie dojdą oni tak łatwo do świętości z jednej prostej przyczyny: ONI NIE SĄ SOBĄ. Nie chcą być tacy, jak ich stworzył Bóg. Dążą do zachowań, których nigdy nie nabędą z powodu braku określonych cech osobowości. Ludzie tego pokroju tracą siły na stawanie się „wymarzonymi świętymi”. Chcą być kimś innym, nawet gdy ten „ktoś” żył 500 lat wcześniej, w warunkach kompletnie innych niż oni. Robią to, zamiast zastanowić się jaką drogę wyznaczył im Stwórca. Wolą dochodzić do cudzej świętości, a nie do świętości własnej.
Jeśli więc chcemy być pokorni (taką drogą idzie się wprost do nieba J), to musimy być osobą, którą jesteśmy w oczach Boga. Przecież nie ma dwóch tych samych osób na świecie. Dlatego jeśli stać nas będzie na prawdziwą pokorę i będziemy naprawdę sobą, będziemy zawsze unikalni! Starać się być kimś innym, niż się jest- to nie jest duch pokory. Nie oznacza to jednak, że cechy, które będą się u nas pojawiać, nie posiadał święty z innego wieku.
Święty bierze zawsze ze świata to, co pomoże mu dojść do Boga. Świętość nie jest postawą wybierania tego, co trudniejsze, co boleśniejsze. Świętość to wybieranie tego, co nas bardziej prowadzi do Boga. Ciekawi mnie, jak wyglądałoby życie św. Tereski, która w życiu kopiowałaby styl św. Jana Chrzciciela… No i skąd by biedactwo wzięło skórę wielbłąda i szarańczę?!
To co przydało się świętemu, żyjącemu przede mną, wcale nie oznacza, że jest dobre dla mnie. Pójdę nawet dalej: praktyki, które stosował wybrany przez nas święty, praktyki, które doprowadziły daną osobą do świętości, nam mogą zaszkodzić. W moim życiu duchowym, zaszkodził na pewnym etapie post. Imponował mi wtedy św. Proboszcz z Ars. Potrafiłem nic nie zjeść od czwartkowej kolacji, i utrzymywać post, aż do sobotniego śniadania. Bohater! Jest jeden minus, dla moich współbraci byłem wtedy szorstki i nie miły. A przy każdym posiłku, którego nie jadłem, spoglądałem na współbraci z pewną pogardą, myśląc: „czy oni nie widzą, że jest piątek? Czy nie stać ich na odrobinę umartwienia?” I stawiałem siebie wyżej od nich. Gdzie tutaj pokora? Uciekła w siną dal. A ja tymi moimi postami pogrążałem siebie, zamiast zbliżać się do Boga.
Ciekawie o świętości i świętych pisze Tomasz Merton: „Doskonałości nie nabywa się tak, jak się kupuje kapelusze – udając się na określone miejsce, przymierzając kilka z nich i wychodząc w parę minut później z jednym, najbardziej dobranym na sobie. A jednak zdarza się, że ludzie wstępują z takim przekonaniem do klasztoru. Chcą prędko porwać pierwszy nadarzający się im system wewnętrznego doskonalenia i spędzić resztę życia nosząc go na głowie” (Posiew Kontemplacji).
Dzisiaj ludzie chcą mieć wszystko „już”, na „teraz”. Dochodzi do tego, że kupując nowe jeansy widzimy, że są już wytarte. W dążeniu do świętości nie można skracać drogi, nie zdobędziemy jej w pośpiechu. To „skracanie drogi”, o którym pisałem na samym początku, to ślepe powtarzanie zachowań świętych, bez głębszej refleksji czy akurat dla mnie jest to dobre. To w końcu pewnego rodzaju lenistwo, które nie pozwala nam wypracować czegoś swojego. Skracając drogę wcale nie zbliżamy się do domu Ojca!
Cały artykuł najlepiej podsumowuje cytat, który zobaczyłem dzisiaj na pulpicie komputera mojego kolegi Marcina, mianowicie: „nigdy nie stawaj na palcach, czyli nigdy nie udawaj większego niż jesteś. Bo sam Bóg chce cię podnieść i to tak wysoko, że nigdy byś tam nie doskoczył”.