Autor: Rafał Szymkowiak OFMCap
Nie zawsze najbliższa osoba może wyznać swoją miłość wprost i dlatego czasami prosi o pomoc innych ludzi. Tak właśnie Bóg posłużył się tymi, którzy na przestrzeni czternastu stuleci otrzymywali od Niego natchnienie i spisywali księgi Biblii.
List zawsze wiąże się z jakimś nadawcą. Nikt nie lubi otrzymywać korespondencji z Urzędu Skarbowego lub innych instytucji tego typu, których adres, umieszczony na odwrocie koperty, powoduje, że odkładamy ją na bok. Jeżeli natomiast pochodzi od bliskiej nam osoby, już przed otwarciem wzbudza w nas pozytywne emocje: z utęsknieniem czekamy na listonosza, a gdy przychodzi, natychmiast otwieramy otrzymany list i zatapiamy się w jego lekturze – szczególnie wtedy, gdy jego autorem jest ukochana osoba.
Pismo Święte jest w pewnym sensie listem miłosnym od Boga, gdyż na każdej jego stronie opisane są dzieje przymierza zawartego między Bogiem a ludźmi (testamentum w języku łacińskim oznacza właśnie przymierze i to najczęściej przymierze małżeńskie).
Stary i Nowy Testament to dwie części opowieści o niesamowitej miłości Boga-Oblubieńca do Jego Oblubienicy – Izraela i Nowego Izraela, jakim jest Kościół (dlatego też w Biblii bardzo często pojawiają się obrazy z życia małżeńskiego). Taki klucz do czytania Pisma Świętego wymaga skonkretyzowania własnego obrazu Boga. Jeżeli jest On dla mnie kochającym Oblubieńcem, to chcę czytać list od Niego, w którym na każdej stronie zapewnia mnie o swej miłości. Jeżeli nie rozpoznaję Go w takim wizerunku, to Pismo staje się niechcianą księgą, której lektura sprawia mi trudność. W takiej sytuacji nie jest czytane i zamienia się w postawiony na półce, zakurzony rekwizyt wątpliwej religijności.
Ponieważ każdy z nas potrzebuje zapewnień o byciu kochanym i wskazań dotyczących tego, jak żyć, czytanie Biblii należy do podstawowych warunków dojrzałego chrześcijaństwa. Jak zatem, jako chrześcijanin, mam to czynić?
Po pierwsze, otwieram Biblię bez żadnych uprzedzeń, których dzisiaj, ze względu na wypowiedzi różnych ludzi, jest tak wiele. Przede wszystkich chcę znaleźć czas na czytanie Słowa Życia. Niekoniecznie od razu godzinę, ale na początek może 10 minut dziennie. Ważniejsza jest tutaj systematyczność niż ilość. Rozsmakowując się w tej lekturze, zaczniemy zauważać, że w miarę jedzenia apetyt rośnie i po roku będziemy chcieli poświęcić na nią już znacznie więcej czasu niż przedtem.
Po drugie, czytam! Najpierw ewangelie, poczynając od świętego Łukasza, przez Marka i Mateusza, aż do Jana. Później Dzieje Apostolskie i listy. W dalszej kolejności Stary Testament, który jest trudniejszy i wymaga pewnego przygotowania. Do niego także można znaleźć klucz: warto zacząć od Pięcioksięgu, aby potem przejść przez księgi prorockie i mądrościowe. Na koniec pozostaje przeczytać Apokalipsę świętego Jana, która – będąc objawieniem przyszłości niebiańskiej – jest przepełniona wizjami i symbolami trudnymi do zrozumienia.
Po trzecie, staram się zrozumieć! Biblia nie jest księgą łatwą w odbiorze. Trzeba umieć rozróżniać w niej gatunki literackie, które, już przez samo zastosowanie, nadają poszczególnym fragmentom konkretny sens. Powinno się także wziąć pod uwagę kontekst, czyli znać podstawowe informacje na temat tego, co zostało opisane. Wiadomości te mogę dotyczyć biologii, kultury czy geografii miejsca, którego dotyczy dany fragment. Aby dobrze czytać Biblię, nie wolno zapomnieć, że jest ona księgą Kościoła. To właśnie ludzie wiary, tworzący Kościół, przez wieki interpretowali różne biblijne fragmenty i teraz trzeba się do nich odnieść. Nie można zrozumieć Biblii, jeżeli się jej nie potraktuje jako jednej całości. Fragmentaryczne czytanie Pisma Świętego i zła jego interpretacja mogą prowadzić do fałszywych wniosków.
Warto też pamiętać, że Biblia przede wszystkim mówi prawdę o miłości Boga, czyli o zbawieniu. Nie jest ona podręcznikiem astrologii, historii czy arytmetyki, ale pokazuje, jak żyć i jak wierzyć, aby spotkać się z Tym, który czeka w Królestwie Niebieskim. Kto czyta ze zrozumieniem tekst natchniony, zaczyna pojmować, jak wielka i słodka jest miłość Boga. Kiedy w pełni odkrywamy tę miłość, w naszych sercach rodzi się pragnienie odpowiedzi na nią swoim życiem. To najbardziej pożądany owoc, jakiego należy się spodziewać po lekturze Pisma Świętego: uczymy się żyć z naszymi braćmi i siostrami, pielgrzymując do zapowiedzianego w niej świata. Zatem i nasze życie staje się w tej perspektywie miłosnym listem do Boga: zapisanym na kartach historii tak, jak na kartach Biblii zostało zapisane życie ludzi, którzy też odkryli miłość Boga i wyprzedzili nas w pielgrzymce wiary.
Źródło: „Głos Ojca Pio” (nr 31/2005)