
Ewa Jaworska: Moja przygoda z ikonami zaczęła się zupełnie przypadkowo podczas praktyk w ramach nauki w Liceum Plastycznym w roku 1998 w pracowni scenografii Teatru Powszechnego w Łodzi. Opiekunowie praktyk przedstawili krótki kurs tworzenia ikon. Od podstaw – przygotowania deski i składników gruntu, po naniesienie szkicu i wykonanie części malarskiej. Pamiętam, że namalowałam wtedy Archanioła Michała, jednak nie tego autorstwa Rublowa. Wtedy jeszcze, nie wiedząc praktycznie nic o sztuce ikony, myślałam, że jest nią każde przedstawienie postaci świętych…
Pamięta Pani pierwszą ikonę w Pani życiu, tą – która zainspirowała Panią do takiej twórczości? Jaki temat ikonograficzny jako pierwszy wyszedł z Pani warsztatu?
Jak wspominałam, pierwsze amatorskie kroki stawiałam na wizerunku Michała Archanioła, również moją pierwszą, w pełni samodzielnie wykonaną ikoną przedstawiała Michała, tym razem jednak wzorowałam się na przedstawieniu autorstwa Andrieja Rublowa.
Czy poza ikonopisarstwem prowadzi Pani inną działalność artystyczną, jeśli tak – to jak ona wygląda?
Oficjalnie zajmuję się pisaniem ikon. Taka drogę artystyczną wybrałam. Ze względu na szkoły artystyczne, które ukończyłam, mam za sobą doświadczenie w zakresie technik malarskich, rysunkowych, wykonywałam też rzeźby czy projekty biżuterii. Uważam że poznanie i sprawdzenie różnorodnych form wyrażenia siebie pozwala dokonać właściwego wyboru, poznać, co daje największą satysfakcję i przemawia do nas najbardziej.
Powróćmy do Pani ikon. Jeszcze żaden z moich znajomych obojętnie nie przeszedł obok rublowskiej Trójcy Pani autorstwa zawieszonej w moim pokoju. To świadczy z jednej strony o kunszcie warsztatu artystycznego, a z drugiej – umiejętności zapisania cząstki sacrum, przelewającej się do rzeczywistości z ikony. Czym jest dla Pani ikona? Czy jej pisanie traktuje Pani tylko jako pracę, czy może coś więcej – obcowanie z sacrum…?
Bardzo cieszy mnie kiedy ikona, która znajduje miejsce w czyimś domu, daje tej osobie radość i wnosi coś dobrego. Jest to dla mnie źródłem satysfakcji artystycznej i potwierdzeniem, że to, co robię, jest w jakiś sposób komuś potrzebne. Nigdy nie zakładałam, że tworzenie ikon będzie moją pracą zawodową. Tak się jednak w moim życiu poukładało, że w pewnym momencie postawiłam na siebie i podjęłam decyzję żeby spróbować, powołać do istnienia moją własną pracownię. Tak więc to, czym zajmowałam się dorywczo poza pracą zawodową, stało się głównym zajęciem. Tworzenie ikony ale i nie tylko ikony; sam fakt tworzenia jest przeżyciem w jakiś sposób mistycznym i chyba każdy twórca doświadcza tego. Należy podchodzić do tego, co się robi rzetelnie i profesjonalnie, ale sztuka to też dawanie innym części siebie. Kiedy piszę ikonę jestem z wizerunkiem sam na sam to jest zupełnie inny poziom emocji, wyciszam się, wnikam w świat tworzonej ikony. Trudno opisać to słowami..
W swoje ikony wpisuje Pani niezwykłą historię, stosując innowacyjną metodę postarzania. Dzięki temu przypominają one pierwowzór, a z drugiej strony – nadaje im to szczególnego wydźwięku. Nie będę namawiał Pani do zdradzenia sekretu uzyskania takiego świetnego efektu. Ale, skąd ten pomysł? Jest chyba Pani jedyną w Polsce ikonopisarką, która wykonuje swoje dzieła w taki sposób.
Za cel postawiłam sobie wykonywać ikony nie tylko zgodne z kanonem sztuki ikonopisania czyli takie, które powstają dziś w wielu innych pracowniach. Postanowiłam tworzyć kopie konkretnych dzieł jak np. Trójca Rublowa równocześnie uwzględniając w ich tworzeniu zmiany, jakich dokonał czas.
Sposób w jaki uzyskuje ten efekt nie jest tajemnicą. Wykonuje swoje ikony na starych deskach, przy nakładaniu gruntu uwzględniam jego uszkodzenia na oryginale, część malarska też odzwierciedla zmiany jakich dokonuje czas i zniszczenia w pigmentach. To jest tak jakbym już tworzyła „starą” ikonę, a nie postarzała ją. Jednak to doświadczenie malarskie oraz metoda prób i błędów są jedynym sposobem na uzyskanie takiego efektu. Można nauczyć się od kogoś techniki malarstwa temperowego, pozłotnictwa, ale własny warsztat trzeba odkryć i uformować samemu.
Ikona jest nadal w Polsce wartością niszową. Rzadko kto zetknął się z nią inaczej, jak w Częstochowie, czy w prawosławnej cerkwi, traktując jako pobożny obrazek. Dzięki swojej działalności propaguje Pani niestety zatraconą w obrządku łacińskim ideę sacrum ikony, nie będącej tylko zwykłym obrazem religijnym. Jak wiele zamówień do Pani spływa? Czy ma Pani dziś wiele pracy? Jak wyglądały początki?
Tak to prawda, ikona nie jest zbyt popularnym motywem, czasami muszę długo wyjaśniać moim współrozmówcom czym właściwie jest ikonopisarstwo. Ale może i w tym całe piękno ikony – jej mistyczność, tajemnica, która zanikłaby, gdyby ikona była częścią sztuki masowej, o charakterze czysto dekoracyjnym, gdyby stała się jedynie towarem na sprzedaż jakim może być każdy inny obraz. Ikona jest obrazem sakralnym nie religijnym: ma przybliżać, skłaniać do kontemplacji świata duchowego, który w sposób sobie charakterystyczny prezentuje.
Zamówienia na początku istnienia pracowni były sporadyczne, wspomagałam się wystawianiem swoich prac na aukcjach internetowych. Głównym problemem prawie każdej nowej firmy czy pracowni jest zaistnieć na rynku. Potencjalny nabywca ikon musi się dowiedzieć o istnieniu pracowni. Dlatego postanowiłam uczestniczyć w Targach sztuki sakralnej. Po Targach Toruńskich Konserwacje i Kościoły w październiku 2010 nastąpił przełom. Praktycznie wszystkie gotowe prace zostały sprzedane i pojawiły się kolejne zamówienia. Zauważam też bardzo pozytywne zjawisko – klienci, którzy zakupili u mnie ikonę, wracają i zamawiają kolejne, np. dla swoich dzieci. Dodatkowo pojawiła się możliwość współpracy z pewną galerią. Pracy mam sporo, gdyż nie czekam na konkretne zamówienia, a przygotowuję kolekcję na następne targi, im więcej różnorodnych gotowych ikon, tym lepiej. W tym roku postawiłam sobie nowe wyzwanie: ikony prazdniki – czyli ikony świąteczne; wielopostaciowe. Za jakiś czas mam nadzieję przedstawić je na swojej stronie internetowej.
Do tej pory spoglądam na piękne, wzorowane na swoich historycznych poprzedniczkach ikony, w które wprowadza Pani swój talent i ukrytą między kolejnymi maźnięciami pędzlem cząstkę indywiduum. Prezentowane w Pani galerii ikony czerpią jednak z mistrzowskich prototypów sprzed wieków. Czy nie kusiło Pani stworzyć coś od początku – własnego? A może już coś takiego znalazło się w Pani zbiorach?
Ikona jest odzwierciedleniem oryginalnego pierwowzoru postaci (Chrystusa, Matki Bożej czy innej postaci Świętego). Kościół Wschodni wypracował kanon przedstawień i w każdym takim przedstawieniu został zachowany duch archetypu. Aby nazwać obraz ikoną, musi być więc ona wykonana zgodnie z odpowiednimi regułami – kanonem.
Ikony autorstwa teologów i jednocześnie artystów fascynują mnie i uważam, że tworząc pod natchnieniem religijnym są absolutnymi oni mistrzami ikonopisania. Mam wielki szacunek do ich dorobku i jak wspomniałam zapragnęłam tworzyć kolekcje kopii właśnie tych ikon. Można oczywiście skorzystać z podlinnika (gotowego szkicu wykonanego zgodnie z kanonem) i namalować własną współczesną ikonę, ale to nie jest celem mojej działalności. Prawdą jest też to, że gdyby pięć osób skopiowało ten sam obraz powstałoby pięć różnych obrazów, to jest właśnie ten element indywidualności, charakterystycznej kreski czy specyficznego postrzegania koloru. To miejsce między kanonem, dla tchnięcie w ikonę cząstki siebie, indywiduum. Na tworzenie czegoś zupełnie „własnego” pozwalałam sobie np. gdy malowałam obraz olejny.
Ma Pani przed sobą artystyczną przyszłość. Czy ikona była pierwszym poważnym spotkaniem z tematyką sakralną?
Tak, ikona była takim pierwszym spotkaniem z tematyka sakralną i paradoksalnie – nie na którymś z wielu wykładów z historii sztuki tylko, jak mówiłam na początku, w pracowni teatralnej. Właściwie wiedzę o niej zdobywam z książek oraz od osób związanych z prawosławiem w Polsce.
Może jeszcze na koniec powie nam Pani o swoim ulubionym temacie ikonograficznym, z jakim do tej pory się Pani zetknęła, lub który Pani zrealizowała… Eleusa, Pantokrator… a może jeszcze coś innego?
Najbardziej fascynuje mnie zawsze ta ikona, którą aktualnie wykonuję bo praca nad nią wymaga absolutnego zaangażowania i trudno jest porównywać ze sobą kolejne wizerunki. Szukając wzoru do namalowania kieruję się ogólnym wrażeniem, są ikony, na które patrząc już wiem, że muszę właśnie je namalować, jest to powiązane z gamą kolorystyczną, sposobem ukazania rysów postaci. Bardzo podobają mi się greckie ikony bizantyjskie, te z początków sztuki chrześcijańskiej.
Gdybym miała jednak wybrać to Mandylion, czyli ikona wyobrażająca całun z odbitą twarzą Chrystusa, będący prawdopodobnie źródłem ikonopisarstwa, wydaje się najbardziej mistycznym wizerunkiem – „nie ręką ludzką stworzony”…
Poniżej prezentujemy Wam galerię wybranych ikon autorstwa Pani Ewy Jaworskiej. Aby powiększyć należy kliknąć na wybraną ikonę…
Więcej prac oraz kontakt do artystki znajdziecie na stronie warsztatu ArtdecoR – www.ikony.home.pl