AUTOR: Krzysztof Drogowy
Święta się skończyły, ale tajemnica Wcielenia trwa. Św. Jan mówi: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami.” Mówi więc o czasie teraźniejszym. To nie był żaden epizod lecz uwertura dzieła, które konsekwentnie zmierza do swej pełni. Historia nieodwołalnie zostaje naznaczona Obecnością! Trzeba za św. Janem mówić o czasie teraźniejszym, o niekończącym się „dzisiaj.” Jezus Chrystus przyszedł by zostać z nami aż do skończenia świata; by trwać w historii jako zaczyn, światło i sól (por. Mt 5, 13-16) w tajemnicy Kościoła…
Żaden ewangelista nie mówi o Wcieleniu bardziej metaforycznie niż Jan Apostoł. Żaden nie używa tylu i tak różnorodnych symboli, jak choćby symbolu światła. Światło jest pierwszym żywiołem, który wyłania się z chaosu, pierwszą siłą porządkującą wszystko. To dlatego największe święta w chrześcijaństwie związane są z nocą. Ciemność jest symbolem, wręcz synonimem grzechu. Ciekawe, że Jezus nigdy diabła nie nazywa lucyferem (noszącym światło). Chrystus za każdym razem nazywa go księciem ciemności. Chrystus wie, że pierwsze co diabeł robi, to zabiera człowiekowi światło prawdy: kradnie zmysł rozeznania, kwestionuje jednoznaczność pojęć, zaciera różnice, zasiewa wątpliwości. Dlatego w liturgii tak ważne jest światło, gdyż jest znakiem zbawczych tajemnic.
Adwent, który naznaczony jest potęgującą się ciemnością, domaga się wręcz światła! Adwentowa ciemność bez światła staje się wręcz nieznośna, tak jak nieznośne jest życie w którym nie ma odniesień do Jezusa. Niedawno byłem świadkiem reanimacji człowieka, o którym rodzina powiedziała, że był niepraktykujący (ostatecznie zmarł). Był bardzo schorowany i przypominał pełne rozpaczy widmo. W windzie z sanitariuszem stwierdziliśmy, że jeśli kilkadziesiąt lat życia wśród chorób, problemów, walki, samotności, często nadludzkiej pracy, konfliktów z bliźnimi, strachu i zmęczenia miałoby się kończyć śmiercią, to istnienie człowieka nie ma najmniejszego sensu. Bo jaki? Tylko Chrystus może nadać sens temu wszystkiemu. Bez Chrystusa wchodzimy w coraz większą ciemność. Bez Chrystusa idziemy donikąd!
Podobnie Wigilia paschalna zaczyna się medytacją ciemności czyli samych siebie, własnych pożądań, gniewu, narcyzmu, nałogów, które wydają się wręcz nieskończone i nieprzeniknione jak otaczająca wszystkich ciemność. Ona jest wtedy nad każdym bez wyjątku! I tak jak adwent zostaje rozpromieniony świecą roratnią (znak Maryi), tak noc paschalną rozświetla paschał (znak Zmartwychwstałego).
Św. Jan mówi: „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi.”Egzystencjalne potwierdzenie tych słów znajdujemy w Odach Salomona, gdzie czytamy wyznanie świeżo ochrzczonego neofity:
„Podobnie jak słońce jest radością dla tych,
którzy tęsknią za jego dniem,
tak Pan jest radością moją.
On bowiem jest moim słońcemi Jego promienie pozwoliły mi powstać.
Porzuciłem drogę błędu,
Jego światło odpędziło wszelką ciemność z mojego oblicza
i do Niego poszedłem,i otrzymałem od Niego zbawienie bez zawiści.
Nie chodzi bynajmniej o słowa, ale o konkretną rzeczywistość, którą sprawia w życiu konkretnych osób Jezus Chrystus! To, co z różnych względów, niemożliwe jest dla człowieka, staje się możliwe przez wiarę. Duch Chrystusa za pozwoleniem naszej woli, pokonuje każdą naszą niemoc, każdą niewolę, każdy rodzaj wewnętrznej śmierci.
Chrześcijan nie jest żadnym supermanem, któremu nie wiadomo dlaczego wszystko się udaje. Jest człowiekiem, który za oczywistość uznał swoje słabości i ograniczenia, dlatego bez przerwy szuka i przywołuje Ducha Świętego, by w nim przebywał i owocował. Chrześcijan to człowiek, który świadomie zrezygnował z chodzenia w ciemnościach i chce życia w świetle zupełnie jak dziecko. Jeśli nie ma w nas pragnienia światła, to znaczy, że jeszcze smakują nam uczynki ciemności czyli grzechy. A to znaczy, że jeszcze nie pojawiło się w nas nowe stworzenie! Że nie ma w nas nawet pierwocin nowego człowieka! A może nawet nie zaczęliśmy wierzyć, że kiedykolwiek może się on pojawić?
ŹRÓDŁO: www.sfd.kuria.lublin.pl