NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Mój Jan Paweł II

Przed kilkoma dniami wysłałem mojemu ojcu interesującą publikację o Janie Pawle II. Kiedy tylko otrzymał przesyłkę, zadzwonił do mnie i z zaskoczeniem skomentował: „Jak to, beatyfikacja Jana Pawła II?! Ani w telewizji, ani w gazetach nic o tym nie było”. No tak, pomyślałem, niestety, jak zwykle Niemcy przodują w swym braku zainteresowania tym, co się dzieje w Watykanie. Żeby wyjaśnić niewiedzę mojego ojca – z pewnością zaskakującą i niezrozumiałą dla Polaków – musimy spojrzeć na pontyfikat Jana Pawła II z zaodrzańskiej perspektywy.

Nigdy nie zapomnę szoku, w jakim znalazła się cała moja szkoła, kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci Jana Pawła I. Moi koledzy i ich rodzice byli przygnębieni. Niedługo potem nadeszła radosna wiadomość o wyborze na Stolicę Piotrową kardynała z Polski. Wzbudzał on ogólną ciekawość, gdyż całkowicie różnił się od poprzednich papieży: był aktorem, poetą, władał wieloma językami. Nie był jedynie papieżem, ale „gwiazdą”! Szybko zdobył sobie ogólną sympatię jako otwarty i nowoczesny człowiek w starym i skostniałym Watykanie. I to wszystko. W zasadzie nie brało się pod uwagę tego, co pragnął przekazać.

Popołudniem 13 maja 1981 roku oglądałem w telewizji mecz piłki nożnej. Nagle na dole ekranu pojawił się pasek informacyjny oznajmiający o zamachu na papieża. Poinformowałem zaraz o tym rodziców, którzy – nieco nawet dotknięci tą wiadomością – postanowili jednak nie psuć sobie miłego wieczoru i nie rezygnować z wycieczki rowerowej, którą wcześniej zaplanowaliśmy.

W 1983 roku niemieckie media zdominowała dyskusja na temat teologii wyzwolenia. Jej przedstawiciele (m.in. Leonardo Boff) prezentowani byli jako bohaterowie, zarówno w mediach, jak i szkołach, a nawet… w kościołach. A tymi „złymi”  byli właśnie kard. Ratzinger i Jan Paweł II, który w międzyczasie okazał się nieprzejednanym konserwatystą. Żyjąc pośród takiej propagandy, nie wsłuchiwałem się specjalnie w to, czego nauczał papież Wojtyła. On był po prostu persona non grata. I nawet wtedy, gdy w 1987 roku udał się do sanktuarium maryjnego w niemieckim Kevelaer, niedaleko mojego rodzinnego miasta, nie pojechałem tam, aby go zobaczyć i posłuchać. W tamtych latach uważałem, że Amnesty International robi więcej dla ludzi niż papież.

Kiedy osobiście przeżywałem upadek muru berlińskiego – jako student przebywałem wówczas w Berlinie i właśnie tego dnia siedziałem na rozwalanym od dołu murze – nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może dzięki Papieżowi Wojtyle. Pomyślałem wtedy jedynie, że to zasługa Gorbaczowa. Doświadczenie to jednak tak mocno wyryło się w moim życiu, że zacząłem głębiej szukać prawdy. Zacząłem odkrywać, że obok Gorbaczowa w zburzeniu muru berlińskiego mieli swój udział także Jan Paweł II i Lech Wałęsa. Wtedy po raz pierwszy wziąłem do ręki tekst Ojca Świętego. To był 1993 rok, a książka nosiła tytuł „Przekroczyć próg nadziei”. Wciągnęła mnie. Następnie sięgnąłem po Evangelium vitae, czując się przy tym dość dziwnie – Niemiec czytający papieską encyklikę. Bo w latach 90. nawet pośród katolików wciąż modne było krytykowanie „papieża z Polski”.

Wtedy też, w 1995 roku, po raz pierwszy i ostatni, miałem okazję widzieć Ojca Świętego w Watykanie, na audiencji generalnej. Próbowałem wyczuć tę jego słynną charyzmę, ale wróciłem do Niemiec rozczarowany. Zaczynała dawać o sobie znać choroba papieża, a w moim kraju media mówiły tylko o tym, że powinien ustąpić z urzędu, bo nie można na niego patrzeć. Jakiś czas później otrzymałem od mojego ówczesnego ojca duchowego – zafascynowanego Janem Pawłem II, który przez trzy lata przebywał w Watykanie, i przez to w Niemczech traktowany był przez kościelną hierarchię jako outsider – książkę „Dar i tajemnica”, która wydała mi się interesująca. W następnej kolejności sięgnąłem po poematy Karola Wojtyły. W końcu, w 2006 roku, czyli już po jego śmierci, udałem się z książką „Wstańcie, chodźmy” do Krakowa, gdzie zacząłem sam wędrować jego śladami.

Wtedy doznałem olśnienia. Odkryłem, że życie Jana Pawła II było piękne i doskonale uporządkowane, całkowicie zgodne z wolą Bożą. Jakby nagle spadła zasłona propagandy, sączonej we mnie przez długie lata. Odtąd Jan Paweł II stał się dla mnie wzorem prawdziwego wierzącego chrześcijanina  i prawdziwym obrońcą godności człowieka. Obecnie w Niemczech Jan Paweł II postrzegany jest jako „wybitna osobowość”, „wielki humanista”. Szkoda tylko, że określenia te zazwyczaj stawiane są w takim kontekście, aby zdyskredytować Benedykta XVI. I dlatego – przykre to, ale prawdziwe – jestem bardzo ostrożny wobec Niemców, którzy za dużo chwalą Jana Pawła II.

 

Autor: Stefan Meetschen

Autor jest dziennikarzem katolickiego pisma „Die Tagespost”

Źródło:

Tygodnik Idziemy Nr 18 (295) 01.05.2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *