AUTOR: s. M. Lena Wyczugżanina CSL
Urodziłam się w Związku Radzieckim. Byłam wychowywana bez Boga. Moja droga do wiary była trudna… Po jakimś czasie usłyszałam w sercu głos Chrystusa: „Pójdź za Mną!”.
Powołanie, a szczególnie powołanie do życia konsekrowanego, jest tajemnicą ukrytą w Sercu Boga. Dlatego też niełatwo opowiedzieć jego historię: można po kolei wymienić wydarzenia, ale tylko Pan Bóg wie, dlaczego wszystko właśnie tak się potoczyło.
Dzieciństwo i młodość w ZSRR
Urodziłam się w państwie ateistycznym, w którym za wiarę w Boga prześladowano, a nawet zabijano, w samym centrum imperium bezbożności – w Moskwie. Rodzice do dziś są niewierzący. Kiedyś, przed rewolucją, w rodzinie była wiara – pradziadkowie chodzili do cerkwi. Zachowała się nawet stara ikona – wisiała, schowana w kącie za zasłoną, w pokoju dziadków. Kiedy byłam mała, bardzo lubiłam na nią patrzeć. Dla mnie był to tajemniczy świat, którego nie znałam. Nie byłam ochrzczona we wczesnym dzieciństwie. Mama była w partii, więc nie było mowy, żeby ochrzcić dziecko. Wychowywałam się bez Boga, tak jak większość radzieckich dzieci. Czytałam książki o dobrym Leninie i najlepszym na świecie Kraju Rad. Później czytałam książki o chrześcijanach – wrogach narodu, o wierze – opium dla ludu. Wierzyłam w to wszystko, jak wielu innych. Kiedy upadł Związek Radziecki, w życiu ludzi powstała pustka. Wówczas, niemal od razu, przyszła nie wiadomo skąd taka „moda na wiarę”. Tłumy szły do cerkwi, by się ochrzcić, ale tylko dlatego, że już nie było to zabronione, a nie dlatego, że była wiara w sercu. Ja też zostałam wtedy ochrzczona, razem z moim młodszym bratem. Miałam 12 lat. Ale do cerkwi nikt ze mną nie chodził. To, co było niszczone przez 70 lat, tak szybko się nie odbuduje. Wiem jednak, że już wtedy łaska Boża zaczęła działać w moim sercu.
Życie toczyło się dalej. Zdałam maturę i dostałam się na studia. Kiedy trzeba było wybrać język, którego będę się uczyć, wskazałam polski – sama nie wiem, dlaczego. Po prostu mi się podobał. Teraz widzę w tym rękę Pana i Jego działanie. Na pierwszym roku studiów ciężko zachorowałam. Była to dla mnie trudna próba, ale cierpienie sprawiło, że moje serce otworzyło się na Boga. To było „przygotowanie do wiary”.
Wtedy właśnie moja profesorka od polskiego zaproponowała, żebym wybrała się do Polski z jej znajomymi. Bardzo się ucieszyłam i od razu się zgodziłam. Pojechałam z grupą pielgrzymów z moskiewskiej Katedry Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny na Kongres Eucharystyczny i spotkanie z Papieżem do Wrocławia. To był rok 1997. Wtedy po raz pierwszy miałam kontakt z katolikami, z księdzem. W drodze uczyłam się modlitw. Pierwszy raz w życiu odmówiłam różaniec. Potem była moja pierwsza Msza święta i pierwsza wizyta w Częstochowie. Następnie Eucharystia z Janem Pawłem II – tysiące ludzi modliło się razem, a ja myślałam: „Jeżeli tylu ludzi modli się wspólnie, to znaczy, że Bóg jest!”.
Usłyszałam głos Chrystusa
Po powrocie do domu zaczęłam chodzić do kościoła. Droga do wiary była trudna: trzeba było zmienić swoje myślenie, życie, były wątpliwości, sprzeciw rodziców i rodziny. Ale trudności umacniają wiarę. Jezus przychodził do mnie w Komunii świętej i dodawał sił. Rok po nawróceniu zadano mi pytanie: „Lena, może byś poszła do klasztoru?”. To pytanie się powtarzało. Pytali księża, parafianie, pytały siostry zakonne. Nie chciałam o tym słyszeć, odrzucałam te myśli, od razu odpowiadałam: „Nie!”. Jednak po jakimś czasie usłyszałam w sercu głos Chrystusa: „Pójdź za Mną!”. Wtedy już wiedziałam, że to jest moja droga.
Do końca studiów pozostały jeszcze trzy lata. To był czas, który dał mi Pan, by umocnić moją wiarę i wybór. Wtedy też spotkałam siostry loretanki i tak bliski mi charyzmat – głoszenie Chrystusa poprzez słowo drukowane. Właśnie w tym zgromadzeniu Bóg przygotował dla mnie miejsce. Później był ciężki wyjazd z domu, pierwsze kroki w życiu zakonnym… Jezus prowadził mnie swoją ręką. Były też pierwsze śluby zakonne, na których nie było moich rodziców. Do dziś nie rozumieją oni i nie akceptują mojego wyboru. Bardzo się modlę o dar wiary dla nich i ufam, że Pan wysłucha moją modlitwę. Droga powołania jest trudna, lecz piękna. Żeby wytrwać, trzeba ufać Bogu, nie sobie. On da siły, moje życie jest w Jego ręku. Powołanie jest darem, który trzeba przyjąć, albowiem jeśli Bóg daje, to znaczy, że jest to moja droga do życia wiecznego. Powołanie jest także zadaniem. Proszę Pana, by udzielił mi swojej łaski, abym potrafiła je wypełnić.
Jak dobrze zacząć Wielki Post?
Ksiądz Tymoteusz
I znowu pracowita loretanki
zadała mi trudną krzyżówkę:
Jak dobrze zacząć Wielki Post?
Lubię czas Wielkiego Postu
dlatego, że jest fioletowy,
wyciszony, pełen zadumy,
refleksji, pytań…
Ale to trudny czas. Dlaczego?
Czy dlatego, że nie wolno jeść mięsa?
Nie, to bardzo łatwe.
Wolę pstrąga niż schabowego.
Pościć to znaczy spróbować,
czy umiem sobie odmówić czegoś,
co bardzo lubię. Nie umiem!
Trzeba więc ćwiczyć.
W języku Kościoła to ćwiczenie
nazywa się ascezą.
Już wiem, że myślisz o tych
ascetach, którzy wyniszczają swoje ciało
aż do anoreksji. Uchowaj Boże!
Prawdziwą ascezę umieją uprawiać
ludzie mądrzy,
tacy, co potrafią myśleć.
Żeby myśleć, trzeba się wyciszyć.
Zawodowi asceci odchodzą na pustynię.
Nie po to, by uciekać od ludzi,
ale po to, żeby usłyszeć ciszę.
Jak to – usłyszeć ciszę?
Bo gdy człowiek milczy,
to apetyt rośnie – wilczy – na myślenie.
Trzeba być odważnym,
aby wyjść na pustynię.
Tam jest cisza, słońce, piasek i ja.
I znów.
Nie będę Ci mówił o zawodowych pustelnikach –
uczonych i świętych.
Znam współczesnych pustelników
i ascetów, też wielkich i świętych.
Popatrz na ludzi w uniwersyteckich czytelniach,
w laboratoriach, w pracowniach naukowych.
Tam jest cisza pustyni,
gdzie aż słychać myślenie.
Zobacz sportowców, którzy uprawiają
ascezę z takim zaparciem
i wyrzeczeniem się wszystkiego.
Zobacz muzyków, którzy od najmłodszych lat
ćwiczą jak asceci, tracąc dzieciństwo,
młodość, aby kiedyś zadziwić świat
swoim sukcesem.
O, jak bardzo trzeba ćwiczyć,
aby zwyciężyć samego siebie,
aby stać się człowiekiem charakteru.
Powiesz mi, to nie dla mnie,
to tylko dla orłów.
Masz rację, ale nie sądzę,
abyś chciał(a) być… ptactwem domowym.
No, nie chcę. Ale jak to zrobić?
Trzeba zacząć ćwiczyć!
Ja też jestem zwykłym parafianinem.
Podziwiam, jak mądrą matką
i nauczycielką jest Kościół.
Od dzieciństwa uczy mnie ćwiczyć,
abym był coraz mądrzejszy i lepszy.
W ciszy Wielkiego Postu
trzeba się więcej modlić.
I znów wracam do pustyni.
Zrób sobie takie dziesięć minut
w ciągu dnia na Twoją modlitwę.
Pacierz to za mało.
Przeczytaj, posłuchaj,
co do Ciebie mówi Bóg.
Wtedy zrodzi się Twoja najpiękniejsza modlitwa.
Tylko wielcy, a prości jak dziecko,
potrafią się modlić.
Ludzie dzicy się nie modlą,
dlatego mówią i robią tyle głupstw.
Przejdź sobie kiedyś, ale sam,
Drogę krzyżową.
Przy którejś stacji spotkasz siebie.
Może się przerazisz,
że jesteś Judaszem, Piłatem, Łotrem,
a może się ucieszysz,
że jesteś Szymonem, Weroniką,
setnikiem, który wyzna:
On naprawdę był Synem Bożym!
Lubię Drogi krzyżowe.
Zawsze się dobrze kończą,
bo spod krzyża widać zmartwychwstanie,
widać lepszy, nowy świat.
Tylko nie zapomnij,
weź Matkę Bożą – jak Jan,
pod swoją opiekę.
Idź kiedyś na Gorzkie żale.
Eee, to takie dewocyjne nabożeństwo.
Nie mów tak.
To nabożeństwo dla mądrych.
Żebyś słyszał, jak pięknie śpiewali
Gorzkie żale w Łowiczu.
Przyciemnione światła,
kościół pełen ludzi…
A gdy pan Henio intonował
wezwania litanijne:
Jezu, srogim krzyża ciężarem
na kalwaryjskiej drodze zmordowany,
to wszyscy coraz głośniej wołali:
Jezu mój kochany!
A gdy Anka śpiewała:
Obym ja, Matka strapiona,
mogła na swoje ramiona
złożyć krzyż Twój, Synu mój!,
to wielu podczas
Któryś za nas cierpiał rany…
w skrytości ocierało łzy.
Nie wstydź się płakać.
Tylko dobrzy ludzie płaczą.
Złoczyńcy udają twardzieli.
Przeżyj dobrze rekolekcje.
To są lekcje, na których człowiek
uczy się być lepszym.
Musisz się nawrócić.
Zobacz, czy idziesz za Chrystusem
czy inną drogą?
Ta inna prowadzi donikąd.
Nie mów, że rekolekcjonista źle mówi.
Dobrze mówi, tylko Ty źle słuchasz.
Zrób porządnie rachunek sumienia.
Oceń prawdziwie, jaki jesteś.
Na ten widok się rozpłaczesz,
i to właśnie jest żal za grzechy.
Przeżyjesz to co Magdalena.
Nikt cię nie potępił?
Nie, Panie, ale co Ty ze mną zrobisz?
Dziecko, i Ja ciebie nie potępiam.
Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (por. J 8, 10-11).
Widzisz, jaką kulturę tolerancji
ma wobec nas mój Pan i Bóg?
Jakże głupio wyglądają ci,
którzy w pochodach krzyczą
o tolerancji i wolności.
Dziecko! Kiedyś Ty był u spowiedzi?
Może dosyć, bo miałem temat krzyżówki:
Jak dobrze zacząć Wielki Post?
To dopiero początek.
Trzeba dobrze zacząć, aby dobrze skończyć.
Nie pytaj mnie, czy w Wielkim Poście
można tańczyć. Można!
Tylko trzeba być zakręconym,
żeby tańczyć wtedy, gdy ktoś w domu umiera.
Nie martw się.
Drogi krzyżowe są krótkie.
Gorzkie żale szybko przeminą,
potem będzie Zmartwychwstanie,
wiosna i radosne Alleluja!
ŹRÓDŁO: