NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Najpiękniejszy miesiąc

Autor: Błażej Strzechmiński OFMCap

zdjęcie Już jako mały chłopiec przez długie modlitwy i częsty różaniec wyrażał swoje przywiązanie i miłość do Maryi. Od piątego roku życia towarzyszyła mu Ona w widzeniach, prowadziła drogą wiary do Jezusa i broniła przed złymi duchami. Był głęboko przekonany, że wszyscy ludzie w podobny sposób doświadczają takiej bliskości z Maryją.

Ojciec Pio najbardziej ze wszystkich miesięcy w roku ukochał maj, ponieważ jest czasem szczególnej czci i miłości do Niebieskiej Matki. O tym, jak wiele znaczył ten miesiąc w jego życiu najlepiej świadczy list, który skierował do o. Agostina 1 maja 1912 roku: 

„Och, jak bardzo piękny jest maj! To najpiękniejszy miesiąc w roku! Tak, drogi Ojcze, jak wspaniale ten miesiąc głosi słodycz i piękno Maryi. Kiedy myślę o niezliczonych dobrodziejstwach otrzymanych od tej kochanej Mateńki, wstydzę się samego siebie, ponieważ nie wpatrywałem się wystarczająco z miłością w Jej serce i w Jej ręce, które z tak wielką dobrocią obdarzyły mnie nimi… Jakże często zawierzałem tej Matce bolesne niepokoje mego wzburzonego serca! I jakże często Ona mnie pocieszała! Lecz na czym polegała moja wdzięczność? W moich największych cierpieniach wydawało mi się, że nie mam już matki na ziemi, lecz tylko bardzo litościwą Matkę w niebie… Dla mnie maj jest miesiącem łask…” (Epistolario I, s. 275). 


Dziecięca miłość Ojca Pio do Matki Bożej rodziła się i dojrzewała w przestrzeni i w czasie pomiędzy rodzinną Pietrelciną a kapucyńskim klasztorem w San Giovanni Rotondo. Już jako mały chłopiec przez długie modlitwy i częsty różaniec wyrażał swoje przywiązanie i miłość do Maryi, która w figurze Madonny Zwycięskiej była czczona w jego rodzinnej parafii. Od piątego roku życia towarzyszyła mu Ona w widzeniach, prowadziła drogą wiary do Jezusa i broniła przed złymi duchami. W listach do swoich kierowników duchowych Ojciec Pio zapewniał, że od dzieciństwa często widywał Matkę Bożą, która z nim rozmawiała i go pocieszała. Był głęboko przekonany, że wszyscy ludzie w podobny sposób doświadczają takiej bliskości z Maryją.

Pewnego razu, z charakterystyczną dla siebie prostotą, Ojciec Pio zapytał ojca Agostina: „Czy nie widzisz Matki Bożej?” Na co otrzymał negatywną odpowiedź swojego kierownika duchowego. Nie dowierzając temu, co usłyszał, dodał: „Mówisz tak przez świętą pokorę”. Wkrótce przekonał się, że współbrat nie kłamał, a bliska zażyłość z Matką Jezusa jest darem łaski.

Kiedy w 1916 roku Ojciec Pio na stałe osiadł w klasztorze w San Giovanni Rotondo, otrzymał celę zakonną numer 5, nad wejściem do której widniał napis – sentencja św. Bernarda z Clairvaux: „Maryjo, Ty jesteś całą podstawą mojej nadziei”. Rzeczywiście, przez przeszło pięćdziesiąt lat przyszło mu w tym klasztorze całą swoją nadzieję pokładać w Maryi, która broniła go przed atakami złych ludzi, wspierała w dziełach miłosierdzia, leczyła w chorobie, pomagała w kapłańskiej posłudze i wreszcie towarzyszyła w umieraniu.

Nie tylko napis nad drzwiami przypominał Ojcu Pio o miłości do Maryi, ale także Jej, pochodzący z 1616 roku, obraz w klasztornym kościółku, w którym czczono Ją jako Matkę Bożą Łaskawą. Istotnie była Ona łaskawa, nie tylko dla swojego duchowego syna, ale także dla wszystkich, których on w modlitwach polecał Jej opiece. Zachęcał również, by wszyscy inni, tak jak on, nieustannie trwali w błaganiach przed Maryją: „Trwajmy ze stałością i uporczywością, a Matka Boża nie pozostanie głucha na modlitwy swoich dzieci… Jeśli będziemy trwać, To Matka Miłosierdzia nakłoni serce swoje ku naszym modlitwom i wzdychaniom…”.

Trzeba przyznać, że jego życie w całości wypełnione było modlitwą, co więcej, na wzór św. Franciszka nie tylko się modlił, lecz stał się modlitwą. Najbardziej przez niego ulubiony był właśnie różaniec, bo – jak twierdził – jest on „Ewangelią Matki Bożej, Jej brewiarzem, Jej Eucharystią”, gdyż przez tę modlitwę Maryja przekazuje nam samą siebie: swoje życie, swoje dzieło, zaszczyty, zasługi i łaskę. Nie dziwi zatem fakt, iż odmawiał go dniem i nocą czterdzieści, a czasem i pięćdziesiąt razy na dobę. Uważał bowiem, że to „potężna broń, by zwyciężyć Szatana, pokonać pokusy, zdobyć serce Pana Boga, otrzymać łaski od Matki Bożej. Co więcej, różaniec jest syntezą naszej wiary, podtrzymaniem naszej nadziei, wybuchem naszej miłości”. Nawet w ostatnich poleceniach przed śmiercią, niczym testament, pozostawił nam słowa apelu, które wyrażają jego miłość do Matki Bożej:

„Kochajcie Matkę Najświętszą i czyńcie wszystko, by Ją kochano. Zawsze odmawiajcie różaniec”.

W klasztorze w San Giovanni Rotondo stoi figura Matki Bożej Fatimskiej – kolejny dowód niezwykłej miłości, jaka łączyła Stygmatyka z Najświętszą Maryją Panną. Figura ta przypomina o cudzie, którego doświadczył Ojciec Pio za wstawiennictwem swej Niebieskiej Matki. Miało to miejsce w 1959 roku, kiedy podczas przygotowywania wiernych do peregrynacji tejże figury ciężko się rozchorował, tak że nawet nie mógł odprawiać Mszy Świętej. Kiedy dobiegły końca uroczystości związane z przybyciem figury do San Giovanni Rotondo i przewożący ją helikopter uniósł się w górę okrążając klasztor, Ojciec Pio widząc, że Matka Boża „odlatuje” nie uzdrowiwszy go, ze łzami w oczach zawołał: 

„Matko moja! Przyjechałaś do Włoch i przywiozłaś mi ten problem. Przyjechałaś do San Giovanni Rotondo i zastałaś mnie nadal chorego. Teraz odlatujesz i pozostawiasz mnie w tym stanie, nie udzieliwszy nawet swego błogosławieństwa!” 

W tym momencie Zakonnik poczuł się lepiej, mógł wstać i chodzić. W ten sposób Maryja odwdzięczyła się swemu duchowemu synowi za jego wierność, ufność i dziecięcą miłość. 

Synowska przyjaźń, która łączyła Ojca Pio z Matką Bożą, umacniała się przez nieustanną pamięć, modlitwę i wdzięczność, na stałe zadomowione w jego kapłańskim sercu i codziennym życiu. Maryja towarzyszyła mu każdego dnia: czy to na klasztornych schodach, gdy odmawiał różaniec; czy w chórze zakonnym, gdy klęczał zatopiony w modlitwie; czy przy ołtarzu, gdy sprawował Najświętszą Ofiarę, a także w jego zakonnej celi. 

Pewnego razu dwaj współbracia Ojca Pio żartując sobie nieco, zapytali: „Ojcze, powiedz nam prawdę, czy Matka Boża jest teraz w twoim pokoju?”. Popatrzył na nich zdziwiony i zaraz odparł z uśmiechem: „Jacy jesteście głupi! Powinniście to pytanie postawić inaczej: Czy Ona kiedykolwiek opuściła mój pokój?”.

W jednym z listów Ojciec Pio napisał, że Maryja nie opuszcza go również podczas sprawowania Mszy Świętej: „Jak ta uboga Mateńka pragnie dla mnie dobra, doświadczam tego i teraz, w tym miesiącu (tj. maju). Oto z jaką dobrocią towarzyszyła mi w drodze do ołtarza tego ranka! Wydaje mi się, że Ona nie myślała o niczym innym, tylko o tym, aby moje serce napełnić świętymi uczuciami” (Epistolario, I, s. 276).

Obecność Maryi, tak wyraźna w ciągu całego życia Ojca Pio, była dozgonna. Kiedy bowiem zbliżał się kres jego ziemskiej pielgrzymki, wieczorem 22 września 1968 roku, po raz ostatni odmówił swoje różańce, a o godzinie 2.30 ze słowami „Jezus!, Maryja!” na ustach i różańcem w ręku odszedł do Pana.

Co mógłby nam dziś powiedzieć Ojciec Pio o swej dziecięcej miłości do Dziewicy z Nazaretu? Do czego by nas zaprosił? Myślę, że wciąż aktualne pozostanie wołanie, które w pełni wyraża jego synowskie uczucia miłości do Niebieskiej Matki: „Tak bym chciał mieć bardzo mocny głos, aby nim wezwać wszystkich grzeszników świata, aby kochali Maryję Dziewicę! To jednak przekracza moje możliwości. Prosiłem więc mojego kochanego Anioła Stróża, by był łaskaw za mnie wypełnić to zadanie… Chciałbym latać i zapraszać wszystkie stworzenia do kochania Jezusa i Maryi” (Epistolario, I, s. 277).

Źródło: Głos ojca Pio

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *