Chrześcijanie obecnie są najbardziej prześladowaną grupą religijną, bo aż w 75 krajach łamie się podstawowe prawa człowieka, w tym prawo do wyznania. Słyszy się często krwawych represjach na naszych braciach, liczba ofiar jest smutna i zatrważająca. Ale słyszy się też o wojnie ideologicznej, między prawdą i miłością a cywilizacją zła i śmierci promującej życie z dala od Boga. Wszędzie tam, gdzie nie przestrzega się hierarchii wartości, tak, że dobra materialne uplasowane są na dalekim miejscu w naszych potrzebach, zamyka się serca na łaskę i błogosławieństwo Boga. Jezus nie jest obojętny na potrzeby materialne człowieka, ale wskazuje, że nie są one najpotrzebniejsze, umieszcza je we właściwym kontekście naszego życia. Jeśli nie uznaje się rzeczywistości Boga, bez której nic nie może być dobre, to zrywamy łączność z Największą Miłość i żyjemy w ciemności topiąc się w lawinie naszych grzechów. Życia ludzkiego, kultury, tradycji nie można porządkować negując istotę Boga i to, że ma On wpływ na nasze życie. Sprzeciwiamy się My przez budowanie tylko materialnych struktur, przysłowiowych domów na piasku, tak nietrwałych i kruchych. Musimy uznać prawdziwość Słów Bożych, musimy wpuścić Boga do naszego serca, pozwolić Mu ingerować w nasze życie, w nasze codzienną rutynę i trudy ludzkiego pielgrzymowania. Musimy uznać, że żyć, prawdziwie żyć to być posłusznym Słowu Bożemu. A w dzisiejszych czasach każe nam się usuwać krzyże, dlaczego? Może dlatego, że ludzie boją się prawdy. Boją się zwycięstwa, bo krzyż to zwycięstwo nad grzechem, nad złem, nad życiem w luksusach, nad słabościami i złymi nawykami. Tylko wtedy jesteśmy w stanie pojąć krzyż jako zbawienie, kiedy traktujemy go jako dowód największej Miłości Boga do ludzi. W miejsce wartości chrześcijanskich wprowadzono antywartości. Przypomina to antycypację nowej kultury, jakże strasznej w skutkach. Usuwa się kulturę Europy, jej chrześcijańskie korzenie. Wypaczone staje się pojęcie rodziny i samego małżeństwa. Tak jak kiedyś uważało się, że Unia Europejska działa w trosce o uszanowanie kultury i tradycji, tak teraz odnosi się wrażenie, że żyje ona bez Boga i bez jakichkolwiek wartości duchowych. To także dyskryminacja, na jaką my, chrześcijanie nie możemy sobie pozwolić. Dlatego módlmy się za naszych braci, którzy tam oddają swoje życie za Prawdę i nie pozwólmy, aby deptano nasze wartości.
AUTOR: Małgorzata Tatrzak-Mazurek
„Dlaczego właściwie księża przestali chodzić w sutannach?” – spytała któregoś razu moja znajoma podczas jakiegoś spotkania w większym gronie. No właśnie dlaczego? Pewnie trzeba by zapytać księży, oni wiedzą to najlepiej. Jakikolwiek nie byłby powód, wydaje się, że po prostu jako pierwsi zeszli do katakumb. Jednak problem jest o wiele poważniejszy i pytanie powinno brzmieć: „Czy my, chrześcijanie, powoli nie stajemy się najbardziej prześladowaną grupą społeczną w Europie?”
„Mam na studiach kolegę – napisała na swoim blogu pewna dwudziestolatka – który mówi o sobie jako o ateiście od urodzenia (…). Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie przeszkadzał mu fakt, że jestem katoliczką. Co jakiś czas słyszę mało przyjemne żarty dotyczące praktykowania przeze mnie sakramentów albo podważana jest moja inteligencja, skoro wierzę »w wymyślonych przyjaciół«. (…) Odnoszę wrażenie, że kiedy mówię ludziom: »Jestem katoliczką«, oni mówią: »Spoko, nie ma sprawy«, a w rzeczywistości odsuwają się, krzywo patrzą i myślą: »A idź ty w cholerę«”. Czy rzeczywiście tak jest? Czy wychowując dzieci w wierze katolickiej, skazujemy je na trud wędrowania pod prąd?
Odpowiedzi na to pytanie szukałam u młodzieży z salezjańskiej parafii Świętej Rodziny w Pile. „Nie tylko czułem się odrzucany przez grupę – opowiada Dominik – ja po prostu na pewien czas zrezygnowałem z Kościoła. Chciałem być akceptowany. Na szczęście Pan Bóg pozwolił mi wrócić. Dużo mi wybaczył. Teraz też jestem atakowany w związku z moimi poglądami, zwykle dotyczy to pornografii (że to nie grzech) lub stosunków przedmałżeńskich. Te przytyki nie dotyczą mnie personalnie, ale jest jasne, dlaczego przy mnie mówi się źle o Kościele czy o księżach. To dlatego nadal jest dla mnie ogromnym trudem i ciężarem przyznawanie się do wiary, co nie znaczy, że się z tym kryję”.
Grupa rówieśnicza ma dla młodego człowieka niebagatelne znaczenie, dlatego tak ważne jest, do jakiego środowiska trafia. Wydawać by się mogło, że miejscem sprzyjającym pielęgnowaniu wiary jest szkoła katolicka. Niestety, Dominika, uczennica Liceum Salezjańskiego w Pile, rozwiewa te nadzieje: „Wszyscy myślą, że jak mamy szkolną mszę raz w miesiącu czy słówka na dzień dobry, to dla wszystkich uczniów wiara i Kościół stają się ważne. To nieprawda. Szkoły katolickie wybierają też osoby niewierzące ze względu na dobry poziom nauczania. Głównymi tematami, w których moi koledzy podważają nauczanie Kościoła i moje poglądy, są: antykoncepcja, aborcja, seks przedmałżeński, narkotyki. Również bardzo modne jest mówienie źle o księżach. Sprzeciwianie się temu stawia mnie po przeciwnej stronie barykady. Można ze mną pogadać o lekcjach, co było zadane, ale na imprezy się mnie nie zaprasza, bo jak tu się przy mnie bawić. Będę jak wyrzut sumienia. Dlatego się mnie alienuje. Zero relacji”.
Jak młodzi mogą sobie radzić z takim odrzuceniem? Jak mają nie czuć się gorsi? Inni? „Może ratunek znajdę wśród tych, którzy twierdzą, że wierzą – pisze na blogu wspomniana już dwudziestolatka. – Tak, na pewno będą mieli odwagę razem ze mną odpierać ataki albo przynajmniej wspierać się w prezentowaniu postawy”. Ale czy na pewno? Czy rzeczywiście jest w młodych i w nas samych odwaga obrony wiary? Co robimy, kiedy na okładkach wielkonakładowych miesięczników profanuje się nasze symbole religijne, kiedy w kampanii reklamowej wykorzystuje się niecnie różaniec i kpi z dziewictwa. Dlaczego nie reagujemy albo reagujemy niewystarczająco, kiedy „artyści” na scenie niszczą Biblię, kiedy na forach internetowych każdego dnia wylewane są wiadra pomyj na nasz Kościół, kiedy „dzieła sztuki” są już tylko religijnymi prowokacjami? „Bo się boimy! – stwierdza po prostu kilkunastoletni Dawid. – A powinniśmy coś robić, bo jeszcze jest szansa zatrzymania tego. To się samo nie zatrzyma i do nas też dotrze, jeśli nic nie zrobimy”.
Jak jednak reagować? „To bardzo trudne pytanie – mówi ks. Przemysław Cholewa SDB, opiekun Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych w Pile – bo nasza religia jest religią miłości i nakazuje nam kochać nieprzyjaciół. Trzeba więc rozróżnić obronę od toczenia wojny religijnej. Ale, że musimy reagować zawsze, to oczywiste”. Pewnie trzeba nam wzorować się na Jezusie, który sam nadstawiał drugi policzek, ale kiedy chodziło o obronę Ojca, potrafił być bezwzględny, np. wyrzucając kupców ze świątyni.
„Ciężko mi zaakceptować to, że Pan Bóg dał mi taką sytuację, że chodzę sama, odrzucona, czasami wyśmiana. Są ogromne pokusy, żeby to jednak zostawić” – mówi Dominika. Ale czyż Kościół nie stoi na krwi męczenników? Może w najbliższym czasie w Europie nie będą nas rzucać lwom na pożarcie ani spalać jako żywe pochodnie, ale czyż nie rysuje się nam powoli nowy obraz europejskiego „męczennika” – wyśmianego, wyszydzonego, odrzuconego. Zamiast lwich zębów, społeczny ostracyzm? Podważanie wszystkiego, czym żyjemy. Zamiast wdzięczności dla Kościoła – instytucji, która dała podwaliny współczesnej Europie – walka z nim. Zamiast szacunku dla księży – bezwzględne rozdrapywanie każdej słabości. Zamiast wspierania rodziny – zamazywanie obrazu małżeństwa jako sakramentu kobiety i mężczyzny.
My starsi może sobie z tym jakoś poradzimy, ale co robić, kiedy wydziera się Boga naszym dzieciom? Zdaje się, że pozostaje tylko radykalizm. To nie czasy na bycie letnim. Nie wolno siedzieć w zamkniętym wieczerniku, zapominać, że już mamy Ducha Świętego. I nie o słowa tu chodzi, ale o naszą odważną, bezkompromisową postawę, o naszą autentyczną wiarę, która musi mieć przełożenie na życie. O świadectwo! Nawet, jeśli nas wyśmieją, powiedzą o nas nieprawdę, zaatakują. A już niebagatelnym wsparciem i otuchą byłby jednak widok sutann (lub chociażby koloratek) na naszych ulicach.
Dlaczego mamy być w defensywie, skoro tylu nas jest i tyle dobra mamy do zaoferowania światu? Miejmy odwagę pokazać to młodym, niech nie czują się sami ze swoją wiarą. Jeszcze nie czas schodzić do katakumb.
ŹRÓDŁO: