Trzeba było ryzykować, żeby zatrzymać się na poboczu Zakopianki. Upadł mi aparat i uszkodziłem obiektyw, ale zrobiłem niesamowite zdjęcie: zachodzące słońce, a na pierwszym planie wspaniałe drzewo. Gdy mam trochę wolnego czasu, staram się rozwijać swoje zdolności.
Z księdzem Zbigniewem Pytlem o umiejętności pogodzenia pracy duszpasterskiej z prywatnymi zainteresowaniami rozmawia Zbigniew Kaliciński.
Często dzieli się księży na tych „z powołania” i „zawodowców”. Co Ksiądz myśli o tym podziale?
Praca duszpasterska to głębokie realizowanie swojego powołania życiowego. Przykładem jest Ojciec Święty, który, gdyby realizował swoje zainteresowania, byłby zapewne aktorem. Choć, jak się okazuje, funkcja papieża, owa bardzo szczególna misja, wcale nie wyklucza jego zdolności aktorskich. Wykorzystał je doskonale.
Do obowiązków Księdza należy katechizowanie. Jak Ksiądz rozumie rolę nauczyciela we współczesnej polskiej szkole?
W szkole trzeba być przede wszystkim świadkiem Chrystusa. Przewodnik, nauczyciel – to dopiero kolejny etap. Obecnie młodzi ludzie są bardzo wrażliwi, konkretni i wymagający, dlatego jeśli katecheta nie stanie się ich przyjacielem, to katecheza po prostu rozminie się ze swoim celem. Dlatego w pracy z młodzieżą, nawet w tych trudniejszych klasach, próbuję poznać zainteresowania, problemy i radości młodych ludzi, wejść w ich krąg, być z nimi. Chociażby taka prosta sprawa jak studniówka: miałem zapalenie krtani, stan gorączkowy nie pozwalał mi na wyjście z mieszkania, ale mimo to wybrałem się na nią. Byłem niecałą godzinę, ale spostrzegłem, że uczniowie poczuli się dowartościowani. Dzięki takiemu stosunkowi do młodzieży jej reakcja na zaproszenie do wyjazdu na Jasną Górę przerosła moje oczekiwania: pojechali prawie wszyscy. Wytworzyła się między nami więź, która wyszła daleko poza programowy materiał. Można z nimi być tam, gdzie się bawią, gdzie jest radość, ale również razem się modlić. I tu, jak myślę, katecheta ma do spełnienia ważną rolę. Osoba duchowna powinna być odpowiedzialna, bo od tego zależy, jaką postawę młodzi ludzie przyjmą w przyszłości.
Wszyscy znamy to przekleństwo: obyś cudze dzieci uczył…
Często jest to praca radosna, przynosząca wiele satysfakcji, a niekiedy bardzo trudna – jak praca w kamieniołomie – i wymagająca czasu. Jednak zawsze trzeba siać ziarno, chociaż plony niekoniecznie od razu się zbierze. Owoce mogą się pojawić dopiero za pięć, może dziesięć lat.
Często wyjeżdża Ksiądz z młodzieżą w góry. Jaki jest cel tych wyjazdów?
Jeśli wyjeżdżamy w celach turystycznych, to mam na uwadze nie tylko sam wypoczynek, relaks, ale także przekazanie im wiedzy, szczególnie krajoznawczej i fotograficznej, co mnie szczególnie zajmuje. W ten sposób chcę pokazać, że ksiądz to nie tylko ten, który odprawia Mszę Świętą i pracuje w szkole jako katecheta, ale również ma inne zainteresowania. Tym bardziej, jeśli są one ukierunkowane na to, co dotyczy spraw Bożych, sacrum. Chociażby fotografia – nie znajduje się w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości religijnej, wręcz przeciwnie. Swoje zainteresowania kieruję właśnie na te elementy, które mają nas zbliżyć do Pana Boga (tytuły moich projektów: „Kościoły Europy”, „Krzyże i kapliczki w Tatrach”, „Cmentarze w okresie Dnia Zadusznego”). Na takim fundamencie łatwiej buduje się i przekazuje wiedzę religijną. Wówczas młodzi ludzie bardziej otwierają się na to, co może jest trudniejsze.
Czy są jeszcze inne pola działalności Księdza z młodzieżą?
W parafii św. Karola Boromeusza, w której obecnie pracuję, zlecono mi stworzenie i poprowadzenie duszpasterstwa akademickiego. I choć pragnieniem księdza proboszcza było stworzenie zespołu muzycznego, nie po jego myśli poszła realizacja tego projektu. Powstała grupa studentów (18 osób), którzy nie działali dotychczas w żadnym duszpasterstwie akademickim, a w związku z tym nie mieli jakichś szczególnych uprzedzeń czy oczekiwań. Spotykamy się – w zasadzie towarzysko (kawa, rozmowa, żarty) – w każdą niedzielę o godzinie 19.00. Poza tym udało się w tym roku zrealizować kilka spotkań poświęconych sprawom, które cieszą się wielkim zainteresowaniem młodych ludzi, chociażby ze studiującym we Włoszech księdzem Piotrem Janikiem, który obronił pracę doktorską z teologii moralnej, a teraz broni z bioetyki.
Były jakieś trudności w zawiązaniu duszpasterstwa?
Zauważyłem, że na początku chodziło prawie 15, później 10, natomiast pod koniec roku akademickiego 7 osób, tych najbardziej wytrwałych. Złożyło się na to kilka przyczyn: egzaminy, praca, poznanie bliskiej osoby. W tym roku organizuję dla studentów wakacyjny wyjazd w Alpy Austriackie. Myślę, że po tym plenerze fotograficznym, który będziemy prowadzić ze Stanisławem Markowskim, pojawią się młodzi ludzie, którzy zasilą naszą wspólnotę. Natomiast co będzie dalej, trudno powiedzieć. Na pewno będziemy szukali najlepszej formy dla duszpasterstwa akademickiego. Ten rok nie został zmarnowany: organizowaliśmy spotkania, zapraszaliśmy gości, a efektem końcowym, konkretnym owocem naszej działalności było stworzenie strony internetowej parafii.
Każdy wyjazd przynosi bogaty zbiór fotografii. Jest to materiał, dzięki któremu realizuje Ksiądz swoją wielką pasję związaną z górami, wydaje albumy, prowadzi projekcje slajdów, organizuje wystawy i wernisaże, współpracuje z czasopismami. Wiem, że przygotowanie każdego takiego projektu kosztuje bardzo wiele wysiłku.
Pan Bóg każdemu daje jakiś konkretny dar. Trzeba go przede wszystkim umieć dostrzec w sobie, a potem próbować realizować. Możemy go zachować dla siebie albo podzielić się nim z innymi. Chodzę w góry i fotografuję przede wszystkim po to, aby pokazywać piękno stworzenia na slajdach, organizować wystawy, wydawać albumy – w ten sposób niejako spłacam dług wdzięczności Panu Bogu za ofiarowany mi dar, nie chcę go zmarnować. Na moją działalność kulturalną w szczególny sposób wpłynęła współpraca z Katolickim Centrum Kultury, w szczególności z księdzem Antonim Bednarzem. Dlatego po każdej wyprawie zdjęcia nie trafiają do szuflady. Chcę, żeby ujrzały światło dzienne, żeby ludzie, którzy z różnych przyczyn nie mogą wyjechać w góry albo ich nie lubią, dotknęli rąbka tajemnicy żywiołu górskiego. Skoro jest to piękne i dobre, dlaczego nie dzielić się tym z drugim człowiekiem?
Rozumiem, że praca związana z obróbką i przygotowaniem materiałów fotograficznych nie stanowi dla Księdza udręki ani przykrego obowiązku.
Praca wydawnicza to coś wspaniałego. Pomagają mi w niej koledzy, bo sam nie byłbym w stanie pogodzić spraw duszpasterskich z przygotowaniami materiałów do druku. Nie boję się pytać ludzi, którzy są profesjonalistami, ponieważ dopinguje mnie to, sprawia, że mogę się „podciągnąć”, być coraz sprawniejszym, nie poprzestać na danym poziomie: „A, bo to wystarczy”. Nie!
Czy ksiądz pracujący na parafii i wypełniający swoje powinności może pozwolić sobie na własne hobby?
Oprócz zasadniczych obowiązków duszpasterskich mam trochę wolnego czasu i zamiast go marnować na „kawkowanie” czy inne imprezy, staram się wykorzystać swoje zdolności. Dlatego każdy wolny dzień wykorzystuję na działalność fotograficzną. Przy dobrej organizacji, dobrym wykorzystaniu każdej wolnej chwili, można wiele dokonać, ale trzeba chcieć i być upartym w dążeniu do zamierzonego celu, a owoce same będą widoczne.
Czy istnieje uniwersalna recepta na godzenie obowiązków z zainteresowaniami, na czerpanie z każdego rodzaju wykonywanej pracy satysfakcji i sensu działania?
Każda praca wymaga przede wszystkim pewnej systematyczności. Po pierwsze, trzeba ciągle dokonywać wyboru, na przykład, czy mam oglądnąć mecz, czy też przygotować sobie plan, co zrobić w najbliższą wolną sobotę, gdzie wyjechać, co sfotografować. Kolejna sprawa to być konsekwentnym, nie przejmować się takim, na przykład, załamaniem pogody. Pamiętam okoliczności pewnego wyjazdu z kolegą Zbyszkiem do Łopusznej: do południa miałem spowiedź dzieci pierwszokomunijnych, a później zostało nam osiem godzin, które wykorzystaliśmy na dojazd na miejsce, wyjście na Turbacz i zejście przez Kiczorę i Pucułowski Stawek do Łopusznej. Warunki podczas wyprawy były bardzo zróżnicowane: od słonecznej pięknej pogody, poprzez deszcz, śnieg, grad i błoto. Ale efekt był wspaniały. Powstała wystawa, która zilustrowała ten jeden dzień. Pamiętam szczególnie moment, kiedy wracaliśmy – był ciekawy zachód słońca. Upadł mi aparat i uszkodziłem obiektyw, trzeba było ryzykować, żeby zatrzymać się na poboczu „Zakopianki”, ale zrobiłem niesamowite zdjęcie: zachodzące słońce, a na pierwszym planie wspaniałe drzewo. I to jest chwila, którą mogłem uwiecznić, zachować. Oczywiście, można było powiedzieć : „A, jedziemy do domu, bo jesteśmy zmęczeni”, ale nie, należało się zatrzymać.
Ten sam mechanizm funkcjonuje w pracy związanej z realizacją powołania. Przede wszystkim potrzebna jest właśnie koncentracja na konkretnym celu, materiale, jakimś konkretnym przedsięwzięciu, a potem usystematyzowanie, zaplanowanie na miesiąc, nawet na rok. Oczywiście, pojawią się ludzie, którzy potrafią „uprzyjemniać” nam i burzyć plany (mają do tego może talent i też są „powołani”, żeby nas jakoś tak sprowadzać na ziemię). Ale mimo wszystko trzeba planować, bo później, gdy nagle dostajemy wolny czas, nie wiemy, co z nim zrobić, tracimy go, przepływa nam przez palce, a później się zastanawiamy: taki wspaniały dzień, a ja nic nie zrobiłem.
Czyli podstawą jest planowanie i…
Konsekwencja w działaniu. Wtedy owoce pracy są wspaniałe!
Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4
ŹRÓDŁO : „Głos Ojca Pio” (nr 29/2004)
Ks. Zbigniew Pytel – absolwent Wydziału Teologicznego PAT w Krakowie oraz studiów podyplomowych z Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Sztuki Kościelnej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Członek Jordanowskiego Stowarzyszenia Twórców „Pasja”. Taternik i fotograf. Laureat licznych konkursów fotograficznych.