Kiedy jesteśmy wielcy – jesteśmy na najlepszej drodze, aby rozwalić każdą ewangelizację. Pan nie jest w stanie działać przez tych mocnych. Najmniejszy w kościele jest zawsze grzesznik i Bóg działa przez grzeszników. Bóg wyróżnił „to, co nie jest”. To, czym posługiwał się Chrystus, było niewielkie: 5 chlebów i dwie ryby.
Jest ważne patrzeć w dzisiejszą Ewangelię, bo ona rzeczywiście dzieje się dziś między nami. Ona pokazuje, że możliwe są różne scenariusze. I nie wszystkie są pozytywne. Ludzie idą z Chrystusem, bo widzieli znaki. Na końcu tym, co ich syci jest to, że zjedli chleba i nie byli już głodni. Może liczyli na jakiś prywatny cud, uzdrowienie. My też możemy tu siedzieć i myśleć w ten sposób. Albo też na końcu czerpać jedynie radość z tego, żeśmy się najedli, zdobyli dobra materialne. Może i my jesteśmy przy Chrystusie. Może jesteśmy tak blisko, ale Jego i nasze pragnienia kompletnie się rozmijają. Nasze oczekiwania są rożne od tego, co chce nam ofiarować Jezus. Rozmnożony chleb to był znakiem dla ludzi, by wskazać coś znacznie większego i ważniejszego.
A ludzie zatrzymali się tylko na tym znaku. Dał im chleb, bo chciał im okazać, że chce im dać samego siebie.
Ludzie szli za Jezusem, ale nie dla Niego, tylko dla siebie myśląc: co ja mogę mieć z tego spotkania? co on może mi dać? Nie chodzi o to, by iść za Nim ale o to, by iść za Nim dla Niego. Czego chcemy od niego? Czego jesteśmy głodni? W którym momencie powiemy Jezusowi, że już jesteśmy syci? Jezus na końcu zostaje sam na modlitwie. My chcemy powiedzieć Chrystusowi tu przy tym ołtarzu, że nigdy nie będziemy syci spotkania z Nim. Będziemy prosili Go o takie pragnienie byśmy wiedzieli, że spotkanie z Nim jest dopiero przed nami. Ciągle nie kochamy Go dosyć, ciągle nie rozumiemy Go dosyć, jesteśmy ciągle niezaspokojeni. Nosimy w sobie głód, którego nic nie zaspokoi poza Jezusem. Panie do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!
E.Ł. – Zespół Prasowy