Autor: br. Robert Krawiec OFMcap
Dla jednych cierpienie to argument za odrzuceniem Boga, dla innych – wyraz miłości i szczególnego wybrania (co w pełni obrazuje historia cierpiącego Sługi Jahwe – Jezusa Chrystusa). Taką postawę można również odnaleźć w życiu świętych, którzy razem z Jezusem wstępowali na górę boleści, by swe utrapienia dzięki łasce Bożej przemieniać w słodycz. Rozważanie męki Jezusa rozpalało w nich pragnienie miłowania Zbawiciela poprzez cierpienie.
Dar niechciany?Ojciec Pio stwierdził, że „im bardziej jesteśmy dotknięci cierpieniem, tym bardziej winniśmy się cieszyć, ponieważ w ogniu utrapień dusza stanie się czystym złotem, godnym tego, by zajaśnieć w pałacach niebieskich”. Stygmatyk doświadczał zarówno cierpień fizycznych, jak i duchowych, lecz wszelkie przeciwności starał się przyjmować i pokochać. Napisał: „Kocham Jezusa w cierpieniu. Kocham krzyż, dlatego że jest on na ramionach Jezusa”.
Pierwsze źródło cierpienia stanowiła dla Świętego świadomość dzielącej go od Boga przepaści. Chciał, aby jego miłość stawała się coraz doskonalsza, ale niezależnie od tych starań ciągle odczuwał powiększającą się w nim pustkę i niezaspokojone pragnienie kochania. Dopóki pielgrzymował na ziemi, owo pragnienie nie mogło zostać zaspokojone.
Choroby i ból fizyczny to kolejne przyczyny cierpień Ojca Pio. Jego ciało umierało od ran – stygmatów. Żywił nawet obawę, że z ich powodu wykrwawi się na śmierć, dlatego błagał Pana, aby zabrał zewnętrze rany, a pozostawił ból i cierpienie, które przyjmował ochoczo. Cierpienie stało się istotą jego życia: „Przeraża mnie myśl, że miałbym chociaż przez chwilę żyć bez tego przenikliwego, ale jakże miłego sercu cierpienia. Czuję, że moje ciało doznaje ucisku z powodu wielu chorób. Czuję, że nie jestem w stanie skupić się i modlić pomimo tego, że bardzo tego pragnę. Pośród męki czuję dość siły, by wypowiadać bolesne „fiat”. O słodkie rany, dlaczego, choć tak bolesne, jesteście balsamem dla duszy?”.
Ręka Pana dotykała go bardzo boleśnie. W listach skarżył się na obecność w swoim ciele, sięgającej od serca aż po łopatki, tajemniczej blaszki, wywołującej bardzo ostry ból. Jeżeli wspomnimy jeszcze o wątłym zdrowiu Ojca Pio, jego częstych chorobach i trwałych schorzeniach, wysokich gorączkach, licznych omdleniach czy cielesnych i duchowych wyrzeczeniach, to jasno widać, że jego życie było pełne nieustannej fizycznej i duchowej udręki.
W sercu Ojca Pio zmagały się dobro ze złem, wiara z rozpaczą. W tej walce Święty był bezustannie atakowany przez różne lęki, pokusy i zwątpienia: „Bywają chwile, kiedy atakowany jestem przez gwałtowne pokusy przeciw wierze. Jestem pewien, że moja wola się nie podda, ale moja rozpalona wyobraźnia ukazuje mi pokusy w tak barwnych kolorach, że grzech nie tylko przestaje wydawać się czymś obcym, ale nawet wydaje się przyjemnym. Dopóki będzie w naszym ciele choćby jedna kropla krwi, dopóty będzie trwała w nas walka pomiędzy dobrem a złem”.
Ta walka, niosąc ze sobą szczególny rodzaj cierpienia, prowadziła do dojrzałości w wierze: „Pokusa i cierpienie kosztują, ale oddane Panu Bogu przyczyniają się do naszego uszlachetnienia i zbawienia”.
Wydaje się, że przyczynami cierpień Ojca Pio były także jego charakter i wady. W prowadzonej przez niego korespondencji często spotykamy opisy ubolewania z powodu własnej szorstkości i gwałtowności w kontaktach z ludźmi.
Największą udrękę dla Ojca Pio stanowił jednak brak pewności co do tego, czy jego postępowanie podoba się Bogu, czy też Go obraża. Zwracając się do swego spowiednika, prosił: „Ojcze uczyń coś, aby nastał we mnie pokój, i by ustał atak ze wszystkich stron”.
Trudności
Cierpienia Ojca Pio wzmagały trudy kapłańskiej posługi – pełnionej przecież tak ofiarnie. Bywały okresy, kiedy spowiadał przez osiemnaście godzin bez przerwy, chciał bowiem jak „największą ilość dusz wyzwolić z sideł szatana i przywrócić Chrystusowi”.
Również sprawowana przez niego Eucharystia przynosiła cierpienie. Oto jedno z jego świadectw: „Stałem przy ołtarzu, odprawiając Mszę Świętą. W nękaniu mojego biednego jestestwa rywalizowały cierpienie fizyczne i ból wewnętrzny. Gdy nadeszła chwila przyjęcia Eucharystii, poczułem, że umieram. Ogarnął mnie śmiertelny smutek. Czułem, że dla mnie wszystko już się skończyło: moje życie doczesne i wieczne. Sięgnąłem kresu. Dotarłem do szczytowego momentu mojej agonii, ale tam, gdzie spodziewałem się znaleźć śmierć, znalazłem pocieszenie życia. Podczas spożywania Świętych Postaci Eucharystii przeniknęło mnie nagle światło i ujrzałem wyraźnie Matkę Najświętszą z Dzieciątkiem Jezus, którzy powiedzieli do mnie: „Bądź spokojny! Jesteśmy z tobą!”.
Ojciec Pio, podobnie jak sprawiedliwy Hiob, został poddany próbie – jako młody kapłan tuż po święceniach otrzymał trzyletni zakaz spowiadania. W tym czasie 18 razy starał się (listownie) o uchylenie tej decyzji. Późnej na dwa lata (1931-1933) pozbawiono go prawa pełnienia wszystkich funkcji kapłańskich, z wyjątkiem odprawiania Mszy Świętej bez udziału wiernych w prywatnej kaplicy klasztornej. W kapucyńskich kronikach zanotowano, że Ojciec Pio po otrzymaniu tych zakazów wzniósł ku niebu oczy pełne łez i powiedział: „Niech się dzieje wola Boża”. Zakrył potem twarz dłońmi, skłonił głowę i milczał. Pocieszenie znalazł w Jezusie ukrzyżowanym.
Niebywałe zaszczyty
Ojciec Pio odkrywał sens cierpienia, kontemplując życie Chrystusa: „Dziecię z nieba cierpiało i płakało w żłobie, abyśmy zrozumieli, czym jest cierpienie w oczach Boga – lekcją miłości i źródłem zasług, drogą do celu”. Święty wzorował się przede wszystkim na Jezusie ukrzyżowanym, który cierpiał za ludzi, aby leczyć ich słabości i pocieszać w trudnościach. Ponieważ męka Pana była drogą zbawienia, Ojciec Pio chciał nią iść, aby dostąpić nieba. Dane mu było nie tylko w Chrystusa wierzyć, ale i dla Niego cierpieć.
Poprzez trudności Jezus okazywał Ojcu Pio swoją miłość: im większe były cierpienia, tym większa zdawała się być miłość, jaką go obdarzał. Zakonnik doskonale rozumiał i akceptował taki sposób Boskiego postępowania, a nawet uznał go za zaszczyt: „Kiedy Jezusowi spodoba się włożyć na nas krzyż – gdy choroba nas powali na łoże boleści – dziękujmy Mu i uważajmy się za szczęśliwych, ponieważ On zaszczycił nas tak bardzo, pamiętając o tym, że wyższym i doskonalszym aktem miłości jest pozostawanie z Jezusem na krzyżu, niż tylko sama kontemplacja Jezusa Ukrzyżowanego”.
Pomiędzy Ojcem Pio a Chrystusem zaistniała swoista zażyłość, polegająca na wzajemnej wymianie darów. Święty ofiarował swoje cierpienie jako najlepszą cząstkę siebie. To z kolei dawało możliwość uczestnictwa w cierpieniach znoszonych przez Chrystusa – niewyobrażalnych dla zwykłego człowieka. Bywały dni, kiedy udręczenie Stygmatyka osiągało apogeum: od czwartku wieczorem do soboty rano. Wówczas Mistykowi w pełni objawiała się rzeczywistość męki Chrystusa, czemu towarzyszyły uporczywe ataki szatana chcącego zniszczyć dzieło rąk Bożych.
Dojrzałość
Trudności pojawiające się w życiu Ojca Pio kierowały jego uwagę na sprawy ważne i ostateczne. Życiowe zmagania – niczym ojcowskie napomnienia – wychowywały Ojca Pio, formowały jego charakter: prowadząc ku dojrzałości, pomogły wypracować wiele cnót, z których na szczególną uwagę zasługuje wytrwałość w znoszeniu bólu. Dla Ojca Pio stał się on sposobem na ekspiację – wynagrodzenie Bogu i ludziom za wyrządzone krzywdy. Stygmatyk modlił się swym cierpieniem.
Robert Krawiec OFMCap
Źródło: www.glosojcapio.pl