Autor: br. Juliusz Pyrek OFM Cap
Iz 63,16b-17. 19b; 64, 3-7
Ps 80,2ac i 3b,15-16,18-19
1 Kor 1,3-9
Mk 13,33-37
Codzienne życie przekonuje nas do tego, że życie jest pełne oczekiwania. To oczekiwanie spotyka się zawsze z jakimś nadejściem. Oto nadchodzi premiera filmu, oto nadchodzi dzień przecenionych ofert. Jeszcze kilkanaście godzin, jeszcze kilka godzin, potem minuty oczekiwania etc. Między czekaniem a nadejściem musi być jakaś synchronizacja, bo przecież nadejdzie i można nie zdążyć, można przespać czas, okazję i coś stracić, przynajmniej okazję.
W pewnym sensie serce i spojrzenie człowieka jest pełne oczekiwań, a życie pełne nadejść oczekiwanych, bądź nie. Być może zainteresowanie wieloma oczekiwaniami i nadejściami w życiu może przysłonić to, co najważniejsze: przyjście Boga. Dlatego ten okres w roku liturgicznym, który nazywamy adwentem jest po to, aby uczyć się nadziei, czuwania, oczekiwania i wychodzenia naprzeciw nadejściu Boga. Może adwent jest także czasem zweryfikowania naszych oczekiwań i ich sensowności, a praktyki adwentowe powinny obcinać niektóre oczekiwania. Słowo pochodzi przecież z języka łacińskiego. Adventus –us zawiera sens używany codziennie w sensie przybycia, przyjścia, nadejścia, zbliżenia się, pojawienia się, ale również ma sens wyjątkowy jako zdarzenie i wypadek, a w średniowieczu oznaczał nieprzewidziany, przypadkowy zysk. Język włoski natomiast przekształca łaciński adventus na avvento, a Włoch używając tego słowa ma na myśli najpierw nadejście, przyjście (np. nowej ery), a także objęcie (godności), wstąpienie jak w zwrocie avvento al trono, w rozumieniu wstąpienia na tron. Wszystkie te znaczenia mogą odnosić się również do poznania i uwypuklenia głębi adwentu, jako okresu liturgicznego i czasu przeżywanego w wierze.
Gdy więc słyszymy wyznanie proroka: Tyś, Panie, naszym ojcem, „Odkupiciel nasz” to Twoje imię odwieczne. To z jednej strony słyszymy o tym, że Bóg podarował nam życie, a jako Stwórca jest naszym ojcem, a z drugiej słyszymy o jeszcze większym Jego zaangażowaniu przez przywrócenie nam naszej godności i podniesienie z grzechu, gdy staje się Odkupicielem z niewoli grzechu i śmierci. Jeśli jednak Bóg angażuje się w nasze życie tak bardzo, że wykupuje nas za wielką cenę z niewoli, okazując swój zamiar odwieczny wobec człowieka, to dlaczego dozwala nam dalej błądzić, aż serce staje się nieczułe na Jego działanie i obecność. Czemu pozwala na to, aby człowiek wracał do grzechu? Jak może patrzeć na zmianę w sercu, które staje się obojętne, nieczułe, skaliste, zatwardziałe? Czyż Bóg nie widzi, co się dzieje z nami, gdy oddalamy się od Niego, od dróg Jego, od Jego przykazań? Z serca przecież pochodzą złe myśli, cudzołóstwo, zabójstwa, korupcja i wszelka niegodziwość. Okradanie nie tylko pojedynczych osób, ale również całych narodów, tworzenie struktur grzechu, prawa grzechu i śmierci dla własnego zadowolenia rządzenia, nie jest tylko wytworem anonimowych sił, ale zawsze jakiegoś człowieka, jakiegoś zatwardziałego serca.
W pytaniach tych jest głębokie oczekiwanie na Bożą interwencję, na Boże przyjście. Zarówno Boże przyzwolenie na ludzką wolność w oddaleniu się od Boga, jak i ludzkie pytanie, rodzące się z serca przeżartego buntem, które cierpi na niemożność i zanik Bożej bojaźni, potwierdzony prawem Tory, spotykają się tworząc adwent. Nie wystarczy Boży gniew, nie wystarczy Boże Prawo, bowiem jesteśmy skalani, a ze skalanego bytu nawet jeśli wychodzi dobry czyn, to jest jak skrwawiona szmata. Potrzeba, aby zstąpił, aby rozdarł niebiosa. I zstąpił, bo Słowo stało się Ciałem. Oto przyjście i spełnienie oczekiwań ludzkości: Boże Wcielenie. Pierwszy spełniony adwent przez syna Bożego, ponawiany w Eucharystii.
Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą działał tyle dla tego, co w nim pokłada ufność. Oto słowo głoszone w Kościele dociera do ucha grzesznika, a przyjście Słowa kruszy zatwardziałość, a przyjście Ducha ogrzewa twardy kamień, który topnieje jak wosk wobec Jego mocy. Góra symbolizująca ludzką wyniosłość, zaczęła dymić jak wulkan wylewając gorącą lawę przed obliczem Boga. Wolność ludzka pociągnięta więzami miłości to drugi adwent, który dotyka każdego kto uważa na Słowo. Ten adwent odmienia nie tylko serce człowieka, ale również serce Boga. Bóg wychodzi naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Twych drogach. Powrót wzywania Jego imienia, do budzenia się ze względu na Jego imię, szukanie okazji, aby się chwycić Boga, który skrywa swoje Oblicze, ale również je odkrywa okazując się Ojcem, Stwórcą i Uświęcicielem.
Panie, Tyś naszym ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. My wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich. Bóg wielki wychowawca, wzywa nas do czujności: Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: «Czuwajcie!»”. Przyjdzie poprzez śmierć, aby zabrać nas na sąd szczegółowy. To jest trzeci adwent, może najmniej oczekiwany i nieznany co do daty, ale nie mniej ważny dla roztropnego prowadzenia życia. Adwent to także przygotowanie do śmierci, zrobienie rachunku sumienia z całego życia, aby odkryć to, co zakryte, aby skruszyć to, co twarde, a oświecić to co ściemnione.
Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Oto czwarty adwent, który dotyczy ostatecznych dni świata i ludzkości. Ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa, poza którym nie będzie już żadnego innego, sąd ostateczny, który wymierzy sprawiedliwość bez względu na osobę. Oto sprawiedliwy, za życia na ziemi prześladowany, otrzyma swoją nagrodę wieczną, a niegodziwiec, za życia na ziemi zadowolony z siebie, otrzyma poznanie swojej niegodziwości i karę wieczną.
Podejmując czuwanie adwentowe, chodząc na roraty, czy wstając w nocy na modlitwę, podejmując post mający na celu nie tyle odchudzanie, czy zdrowie, ale szukanie Oblubieńca, praktykując jałmużnę na rzecz zakonów klauzurowych, stajemy się ludźmi adwentu, czyli oczekującymi na przyjście Pana na cztery sposoby: we wcieleniu, w umyśle i sercu, w śmierci i w dniu ostatecznym.