NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Po cichutku rozmawiam z Janem Pawłem

Po cichutku rozmawiam z Janem PawłemZ Janem Pawłem rozmawiam sobie po cichutku, przedstawiam mu swoje sprawy i mówię: „No, jeszcze daleki jestem od twego ideału, bardzo daleki”. Na to on się tam pewnie uśmiecha.

Z ks. bp. seniorem Albinem Małysiakiem, emerytowanym sufraganem diecezji krakowskiej rozmawia Robert Krawiec OFMCap

Robert Krawiec: Ksiądz Biskup przez wiele lat współpracował z bp. Karolem Wojtyłą, a później z papieżem Janem Pawłem II. Co z tej współpracy najmocniej utkwiło w pamięci?

Biskup Albin Małysiak: Z Karolem Wojtyłą spotkałem się bardzo wcześnie, gdy jeszcze był zwykłym kapłanem. Mieszkał wtedy przy ulicy Kanoniczej. Odwiedzałem go tam, by zaprosić do głoszenia konferencji dla młodzieży akademickiej. Potem, gdy otrzymał sakrę i był wikariuszem kapitulnym, zapraszałem go do mojej parafii na nabożeństwa odpustowe, np. z okazji święta Matki Bożej z Lourdes. Jak jest to w zwyczaju, po liturgii proboszcz podejmuje zaproszone osoby obiadem, na koniec którego dziękuje celebransowi za odprawienie Mszy Świętej i wygłoszenie kazania. Podczas jednego z takich obiadów w ramach podziękowania powiedziałem do bp. Wojtyły: – Składam nowemu biskupowi najlepsze życzenia: pierwsze, aby szybko został biskupem ordynariuszem. Jestem przekonany, że to rychło nastąpi (co też się stało!); i drugie, aby biskup otrzymał biret kardynalski. I rzeczywiście, bodajże po siedmiu latach, Wojtyła otrzymał biret kardynalski. Wyraziłem wtedy jeszcze trzecie życzenie – bardzo śmiałe – mianowicie, żeby nasz celebrans zasiadł na Stolicy Piotrowej.

Aby złożyć takie życzenie komuś wtedy jeszcze mało znanemu, trzeba było mieć niemało odwagi. Mało tego przed Soborem Watykańskim II papieżami przez całe setki lat byli Włosi.

Skąd wziął się pomysł na takie życzenia?
Wtedy tak odczytywałem tego wspaniałego człowieka. Był taki prościutki, skromniutki, powiedziałbym mało odważny w towarzystwie. Pozbawiony nawet tej zwykłej śmiałości proboszczowskiej czy dziekańskiej, w dobrym tego słowa znaczeniu. Stąd też od samego początku Wojtyła wydawał mi się człowiekiem niezwykłym. I po prostu nachodziła mnie myśl, że powinien zostać papieżem, więc to moje życzenie wypowiedziałem.

Potem arcybiskupowi czy kardynałowi Wojtyle wiele razy przepowiadano, że zostanie papieżem.

Co najbardziej uderzało w trakcie spotkań z bp. Wojtyłą, a próżnej z papieżem Janem Pawłem II?
Jego wielka troska o głoszenie Ewangelii. On tym żył. Było widać, że celem jego życia jest skuteczne głoszenie ludziom Bożej dobroci i miłości. We wszystkich jego przemówieniach i homiliach uwypuklała się myśl: bez Ewangelii ludziom nie będzie dobrze. Według niego żadne systemy, nawet najlepiej zorganizowane, nie przyniosą radości ludziom, o ile praca dla dobra ludzkości nie będzie opierała się na nauce Chrystusa. W swoich działaniach, gdziekolwiek się ukazał i cokolwiek robił: przemawiał, modlił się czy pisał, Wojtyła zmierzał do tego, by ludzie (jednostki, rodziny, narody) przyjęli naukę Chrystusową.

Lata wspólnej pracy i posługi kapłańskiej zrodziły przyjaźń pomiędzy Księdzem Biskupem a papieżem Janem Pawłem II…
Kiedy byłem duszpasterzem akademickim i proboszczem, zapraszałem bp. Wojtyłę do naszego kościoła z konferencjami, rekolekcjami i na opłatek akademicki. Przychodził bardzo chętnie. Po dziesięciu latach mojej pracy proboszczowskiej otrzymałem sakrę biskupią i wtedy spotykałem się z kard. Wojtyłą prawie codziennie. Słuchałem jego przemówień. Swoje plany duszpasterskie przedstawiał biskupom na zebraniach. Było to w okresie prześladowania Kościoła przez Gomułkę. Przechodziliśmy przez prześladowanie administracyjne, bardzo dotkliwe i dokuczliwe: nieustannie wzywano nas do Urzędu Miasta, do referatu do spraw wyznań, utrudniano prowadzenie duszpasterstw akademickich oraz katechizację. Nękali nas bardzo!

W wielu sprawach szedłem po poradę do kardynała. Ta wspólna praca dla idei Chrystusowej bardzo zbliżyła nas do siebie. Rozumieliśmy się znakomicie. Widziałem w nim znakomitego wodza, który z przekonaniem głosi Chrystusa. A kardynał, muszę powiedzieć, też znajdował we mnie gorliwego pracownika: duszpasterza, proboszcza i biskupa.

Zbliżyło nas do siebie także prześladowanie socjalistyczne. Miałem dwa wezwania do więzienia, wiele razy mnie przesłuchiwano. Te szczególnie męczące odbywały się w referacie wyznań. Tam mnie zastraszano: jeśli proboszcz nie będzie układny i nie zaprzestanie wypowiadać się przeciwko naszemu systemowi, to my księdza znajdziemy i odbierzemy salki katechetyczne. Była to najstraszniejsza rozmowa, coś okropnego! Ośrodek katechetyczny liczył cztery i pół tysiąca dzieci i młodzieży, odbywało się w nim tygodniowo dwieście siedemdziesiąt godzin katechezy. Gdzie taką rzeszę prowadzić, gdy odbiorą ośrodek? A mieliśmy zaledwie cztery marne salki katechetyczne, bo nie można było zbudować ani metra więcej powierzchni sakralnej.

To były bardzo ciężkie czasy. Ale ta walka – ona nas mobilizowała i zbliżała.

Czy bp Karol Wojtyła zmienił się, będąc papieżem Janem Pawłem II?
Karol Wojtyła był tym samym człowiekiem, czy to jako zwykły ksiądz, biskup, arcybiskup, kardynał czy papież. Zawsze taki sam! Był to człowiek modlitwy, żywej wiary, troski o Kościół i o głoszenie Ewangelii, troski o człowieka cierpiącego. Zawsze uderzała mnie jego wielka prostota i bezpośredniość, pogoda ducha i humor.

Jak Ksiądz Biskup wspomina spotkania z Janem Pawłem II w Watykanie?
W Watykanie odwiedzałem papieża przynajmniej raz w roku. Zapraszał mnie do siebie jako starego, powiedziałbym, kumpla duszpasterskiego. Wtedy widziałem papieża pobożnego. Zanim przyszedł do jadalni, wstępował do kaplicy, która była obok. Tam wielbił Najświętszy Sakrament. Gdy się skończyło spotkanie – towarzyskie, obiadowe – znowu zaglądał do kaplicy. Skądinąd wiem, że czynił tak też po audiencjach: szedł do kaplicy i rozmawiał z Panem Jezusem. Był to człowiek, który złączył swe życie z Chrystusem.

Podczas spotkań z Janem Pawłem II niejednokrotnie uświadamiałem sobie, jak bardzo był przekonany o tym, że Pan Jezus jest tuż przy nim.

Ojciec święty, zasiadając na stolicy Piotrowej, nadal kochał Polskę i rodaków. Jego wielka miłość do Ojczyzny przejawiała się m.in. w licznych pielgrzymkach…
Ojciec święty troszczył się o wolność Ojczyzny. Oj, to ci był wielki patriota, ten Karol Wojtyła. Niejeden raz to poznałem! Jak on kochał tę Polskę! Był obywatelem świata, ale wszyscy wiedzieli, że jest to papież-Polak. On tak bardzo potrafił tę miłość do Kościoła powszechnego połączyć z miłością do Ojczyzny. Ludzie na całym świecie nie dziwili się, że on kocha swoją Ojczyznę – czemu wielokrotnie dawał wyraz – bo widzieli też, że on kocha cały Kościół i dla wszystkich jest ojcem.

Dlaczego Ksiądz Biskup nazwał papieża wielkim?
Od piętnastu lat listy do Watykanu adresowałem: Jego Świątobliwość papież Jan Paweł II Wielki, ponieważ za takiego uważałem go od samego początku. Pamiętam, jak wspaniale pracował w Krakowie. Doskonale wiem, i inni wiedzą, jak wspaniale pracował jako papież.

Jan Paweł II, nazwany przeze mnie wielkim, to papież poeta, wysokiej klasy artysta, głęboki filozof i znakomity teolog. To ten, który swoje myśli teologiczno–filozoficzno–duszpasterskie spisał na przeszło osiemdziesięciu czterech tysiącach stron maszynopisu; i to wszystko ma sens, głębię i jest zrozumiałe, szczególnie z ostatnich trzydziestu lat. Bez wahania można nazwać wielkim tego, kto takich rzeczy dokonał.

Jan Paweł II to nade wszystko fantastyczny duszpasterz. Miał wielką umiejętność przekazywania ludziom prawd teologicznych. Czynił to na środowych audiencjach, jeżdżąc do rzymskich parafii, odwiedzając włoskie diecezje i kraje całego świata. On potrafił mówić do setek tysięcy ludzi, jak w Denver czy w ateistycznej Francji, w stolicy Filipin – Manili, czy też na Jasnej Górze.

Najlepsze słowa uznania, jakie czytałem o papieżu, wygłosił trzy lata temu przy okazji otwarcia instytutu kulturalno–naukowego w Waszyngtonie prezydent Bush, który powiedział: „Nie zdarzyło się w historii świata, żeby ktoś przemawiał do pięciu milionów ludzi”. Ja dodam: nie tylko przemawiał, ale i tym swoim słowem trzymał na uwięzi uwagę zgromadzonych. Nie było do tej pory, w ciągu dwóch tysięcy lat, takiego duszpasterstwa, które by prowadzili papieże.

Jan Paweł II do końca umiłował ludzi i przekazywał im Chrystusa. Wielu z nich nawróciło się, widząc jego pogodne znoszenie starości i cierpień. Przyczynił się do tego nie filozofią, tylko umiejętnością znoszenia cierpień. To zdarza się rzadko. Dlatego był on dla mnie wielki. Dlatego zawsze mówiłem: Jan Paweł II Wielki.

Myślę, że rychło nastąpi wyniesienie go na ołtarze. On jest święty! Wiemy to teraz, wystarczy wspomnieć tłum, który w dniu jego pogrzebu wołał: Santo subitio! Santo subito! Ja zaś z Janem Pawłem rozmawiam sobie po cichutku, przedstawiam mu swoje sprawy i mówię: „No, jeszcze daleki jestem od twego ideału, bardzo daleki”. Na to on się tam pewnie uśmiecha.

„Głos Ojca Pio” (nr 36/2005)

ŹRÓDŁO :

Głos Ojca Pio

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *