Autor: Br. Maciej Kowalski OSsT
www.trynitarze.pl
www.facebook.com
Jakiś czas temu, przypadkiem, natrafiłem w interneciena zdjęcie przedstawiające człowieka na szlaku. Właściwie autor fotografii uchwycił tylko nogi wędrowca. Z komentarzy wynikało, że jest nim siostra zakonna. Moją uwagę zwrócił opis zdjęcia: „Iść to nie tylko: przemierzać drogę…iść to znaczy: znać cel…”. Obraz i tekst wydały mi się twórcze i inspirujące. Dziś tyle osób sprawia wrażenie, jakby szło po prostu przed siebie, bez żadnego celu – pomyślałem. A to on, tęsknota za nim, powinny rodzić pragnienie drogi.
Moja radość z nowego odkrycia nie trwała długo. Nagle przypomniało mi się bowiem, ile razy miałem problemy z dotarciem do celu tylko dlatego, że nie znałem dobrze drogi, ile razy zastanawiałem się nad tym, jaką wybrać trasę. Ile było analiz i kalkulacji przed kolejną podróżą: pojechać pociągiem, samochodem, autobusem. Jak często strzałka w GPS-ie pokazywała skręt w lewo, a jednocześnie słyszałem informację: za sto metrów skręć w prawo!
Trzeba wiedzieć, dokąd zmierzam i dlaczego, ale równie ważne jest wiedzieć, jak to zrobić. Bez umiejętności wyboru drogi najszczersze nawet pragnienia pozostają jedynie niespełnionymi marzeniami.
Wróćmy do towarzyszącego naszej adwentowej wędrówce św. Jana de Matha. Wiemy już, że od dzieciństwa chciał poświęcić życie Bogu. Jednak nie wiedział, do jakiego zakonu powinien wstąpić. Dlatego cierpliwie prosił Boga, aby wskazał mu drogę. Można powiedzieć, że z uporem odmawiał taką krótką modlitwę: „dokąd”, która w dniu jego prymicji została wysłuchana. Jan otrzymał znak – spotkanie. Wspomniany anonimowy autor opisuje je następująco: Kiedy zaś powinien odprawić swoją pierwszą mszę, poprosił biskupa Paryża, a także opata św. Wiktora i swojego mistrza Prevostina, aby wzięli niej udział. Cóż dodać? Kiedy nadszedł dzień celebracji, odprawił mszę św., na której były obecne wszystkie ważne osobistości Paryża. Msza św. została odprawiona. Gdy zaś doszedł do momentu sekrety, żarliwie prosił Boga, o ile taka jest Jego wola, by wskazał mu, do jakiego zakonu powinien wstąpić dla swojego zbawienia. Kiedy zaś podniósł swoje oczy ku niebu, ujrzał majestat Boży i Boga trzymającego w swoich rękach dwóch mężczyzn, którzy mieli łańcuchy na nogach, jeden z nich był czarny i zniekształcony, drugi biały i wychudzony.
Gdy pozostawał tak przez dłuższy czas w trakcie konsekracji, ci, którzy go otaczali, mianowicie biskup, opat i jego mistrz Prevostin i inni, dziwili się, co się dzieje. Także biskup, opat i mistrz Prevostin, spojrzawszy w kierunku nieba, ujrzeli to samo i wysławiali Pana. Następnie ocucili go, a on, przyszedłszy do siebie, odprawiał dalej. Po zakończeniu mszy zapytali go, co zobaczył, a on wyjawił to, co widział, i uwielbił Boga. Wtedy i oni również wyznali to, co ujrzeli.
To niezwykłe wydarzenie – choć wówczas Jan nie rozumiał jeszcze jego znaczenia – zainspirowało go do założenia Zakonu Trójcy Świętej i Niewolników. Ponadto kilka lat przed śmiercią postanowił je uwiecznić, nakazując umieścić nad wejściem do pierwszego klasztoru trynitarzy w Rzymie mozaikę przedstawiającą Chrystusa z dwoma niewolnikami. Obydwa te dzieła – zakon i mozaika – istnieją do dziś.
Można uznać, że byłto znak dla Jana. To prawda! Ale właściwie jest to jedyna odpowiedź, jaka mogła paść,gdyż pierwsza odpowiedź Boga jest zawsze taka sama. Kiedy czyta się opis wizji Jana lub oglądaherb trynitarzy, nasuwają się słowa Jezusa z Ewangelii według św. Jana: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie (J 14, 6).
Aby zaspokoić tęsknotę wpisaną w ludzkie serce, trzeba spotkać Jezusa i podążać za Nim. Iść za Nim, to znaczy: przejść Jego drogę, naśladować Go, zaufać Mu, zaprzyjaźnić się z Nim. Oczywiście, kroczenie za Jezusem dla każdego będzie oznaczać coś innego. Ale jedno jest pewne. Wędrówka ta nie oznacza samotnego marszu wśród biało-kolorowych znaków. Jezus cały czas idzie razem z nami. Przestańmy więc tracić energię na stawanie się doskonałymi, trwając w przekonaniu, że musimy w jakiś sposób zasłużyć na Jego miłość. Ona jest bezwarunkowa. Cieszmy się bardziej Jego obecnością, przyjmijmy Jego miłość i pozwólmy, aby przemieniała nasze życie.
Jeszcze jedna myśl. Bardzo mocno wyryły się w mojej pamięci słowa jednego z moich współbraci analizującego przesłanie zakonnej mozaiki. Szukając w niej odpowiedzi na pytanie, jakie jest powołanie trynitarza, powiedział: Mamy dwie ręce: jedna trzyma Jezusa, druga niewolnika. Jeśli puścimy jednego z nich, stracimy naszą tożsamość. W pewnym sensie słowa te można odnieść do każdego, kto chce być Jego uczniem, do każdego chrześcijanina. Chodzi przecież o to, aby jedną ręką mocno złapać się Jezusa, a drugą wyciągnąć w kierunku bliźniego, aby doświadczyć czułości Boga i pomóc poznać Go innym.Przyjąć miłość i obdarzać nią innych.
***
Adwent trwa. Jak echo wracają do nas słowa: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! (Łk 3, 4). Podejmując jakiekolwiek postanowienia, zrób wszystko, aby nie były one wynikiem kalkulacji, lecz owocem spotkania. I pamiętaj! Najłatwiej zachować równowagę, mając wyciągnięte obie ręce.
Foto. Trynitarze.pl