Wielki Czwartek jest dniem radości dla całego Kościoła. Ustanowienie Eucharystii oraz kapłaństwa Chrystusowego zachęca nas do zgłębienia tematu kapłaństwa w wymiarze bezżeństwa.
Czy celibat jest modny w XXI wieku i jak wygląda życie w bezżeństwie? Zagadnienie zostało wyjaśnione przez ojca Michała Nowaka OFM Conv w rozmowie z Marią Rachel Cimińską.
Maria: „Osoby konsekrowane mają być zaczynem komunii misyjnej w Kościele powszechnym ze względu na sam fakt, że różnorodne charyzmaty poszczególnych Instytutów są udzielane przez Ducha Świętego dla dobra całego Mistycznego Ciała, którego budowie mają służyć.” (Vita Consecrata, 47). Osoba konsekrowana nie jest wezwana do izolacji, ale raczej dla posługi dla dobra całego Kościoła. Jak więc powinny wyglądać a jak wyglądają relację z osobami przeciwnej płci, aby ślub czystości został właściwie twórczo zachowany?
O. Michał Nowak OFM Conv: Znów temat rzeka… A opinie różnorodne. Osobiście nie przychylam się do postawy lękowej. Na lęku nie da się zbudować niczego konstruktywnego. Poza tym często zapomina się, że zasieki z drutu kolczastego zatrzymają niedźwiedzia, ale nie zatrzymają stada ptaków. Czasem zewnętrzna samokontrola i lękowe reagowanie na osoby płci przeciwnej gwarantuje zewnętrzny spokój, ale to, co dzieje się w sercu człowieka, napięcia których doznaje, pokusy, którym podlega, czy wreszcie grzechy, którym oddaje się w samotności wskazują na pozorność zastosowanych rozwiązań. Żebym był dobrze zrozumiany – jestem daleki od bezkrytycznego i naiwnego, czy wręcz lekceważącego stosunku do tego problemu, bo taka postawa z pewnością nie uwzględniałaby prawdy o złożoności ludzkiej natury, ale moje spojrzenie na sprawę męsko – damskich relacji jest zdecydowanie pozytywne. Dał nam Pan Bóg siebie nawzajem, abyśmy się uzupełniali i pomagali sobie wzajemnie. Niektórzy czynią to w relacjach wyłącznych – małżeńskich, inni w relacjach bardziej otwartych – przyjaźni, koleżeństwa, współpracy w danym dziele. Niezależnie od stopnia zaangażowania, osoba konsekrowana wezwana jest zawsze do odpowiedzialności za siebie i za drugiego człowieka. Stąd poziom zaangażowania w relacje musi zależeć od stopnia dojrzałości – nie tylko mojego, ale również tej drugiej strony. Muszę widzieć siebie w prawdzie. Jeśli nie czuję się na siłach budować przyjaźni z kobietą, która nie skończy się wzajemnym zakochaniem, czy głębokim wzajemnym uzależnieniem, to nie powinienem w nią wchodzić. Podobnie jeśli nie widzę koniecznych dyspozycji do budowania zdrowej przyjaźni po drugiej stronie. Muszę pamiętać, że chcąc kochać wszystkich, nie mogę kochać tylko niektórych. A zatem uwzględnianie swoich własnych możliwości jest ważne. Tym bardziej, że naturalnych skłonności Pan Bóg nam nigdy nie zabiera. Czystość nie polega na całkowitym wyzuciu się pragnień życia małżeńskiego, rodzinnego, ale na ich świadomym zawierzeniu Bogu. Dzięki temu, że On nam ich nie zabiera, mamy poczucie realności wyboru, prawdziwości naszej decyzji. Ja nie ślubuję czystości, ponieważ nie mam żadnego pociągu do kobiet, czy nigdy nie marzyłem o założeniu rodziny. Nie jestem jakimś niepełnym, wybrakowanym człowiekiem i dlatego żyję tak, jak żyję. Nie. Mimo moich naturalnych skłonności i pragnień zdecydowałem się powierzyć Bogu moje życie całkowicie. Byłoby więc czymś nieroztropnym z mojej strony świadome wystawianie się na sytuacje, w których ten mój wybór byłby narażony na nieustanne próby. Tych i tak w codzienności nie brakuje. Nie muszę ich sobie przymnażać moimi nieroztropnymi postawami w relacjach z kobietami. Jest to tym ważniejsze, że prawdziwa miłość myśli o dobru innych. A jeśli tak, to tym bardziej nie wolno mi narażać kogokolwiek na utratę prawdziwego dobra z mojego powodu. Sugerowanie w jakikolwiek sposób, że nasza relacja mogłaby w jakikolwiek sposób nie uwzględniać mojego ślubu czystości byłoby głęboko nieuczciwe także wobec drugiej strony. Mamy więc dojrzałość, uczciwość, realną ocenę swoich możliwości, a to już całkiem sporo wymagań, żeby budować relacje oparte na prawdzie, a jednocześnie głębokie i ludzkie. Tych warunków jest z pewnością więcej. Nie chodzi o to, żeby wymienić je wszystkie, ile raczej o to, żebyśmy jako osoby konsekrowane podejmowali świadome refleksje nad relacjami, w które wchodzimy.
Maria: „W przypadku niektórych osób spowodowało to, iż zagadnienie rad ewangelicznych zaczynało stawać się czymś kłopotliwym. Myślano bowiem, że wraz z użyciem takiej terminologii utrzymane będzie w dalszym ciągu rozróżnienie pomiędzy dwiema <klasami> chrześcijan: pierwszymi (tzw. <zwykłymi), od których wymaga się tylko nieodzownego minimum, i drugimi, należącymi do pewnej elity duchowej.” (Antonio Maria Sicari OCD, Rady Jezusa dla każdego). Nieraz spotkać się można z opinią, że osoba świecka niczym się nie różni od osoby konsekrowanej – każdego obejmuje konsekracja przez Chrzest Święty. Jak należy podejść do ukazania różnicy czy też nie powinniśmy mówić o różnicach?
O. Michał Nowak OFM Conv: Oczywiście różnice między nami istnieją, bo gdyby ich nie było, to nie istniałaby potrzeba oddzielnego stanu – osób konsekrowanych w Kościele. Nie jest to jednak różnica, która dzieli nas na dwie klasy chrześcijan – tych bardzo doskonałych, ślubujących rady ewangeliczne i tzw. „szarych”, którzy mają załapać się na niebo spełniwszy minimalne wymogi. Nic z tych rzeczy! Wszyscy jesteśmy wezwani do doskonałości i Ewangelia jest dla wszystkich. Czystość zalecana przez Jezusa również, choć każdy z nas realizuje ją na innej drodze, co moim zdaniem też jest oznaką wielkiej miłości Boga do nas. Bez tej różnorodności byłoby w świecie bardzo nudno.
Maria: Ojciec od wielu lat jest w Zgromadzeniu Braci Mniejszych Konwentualnych. Co skłoniło ojca do wybrania tej drogi życia? Czym dla Ojca jest ślub czystości?
O. Michał Nowak OFM Conv: Od wielu lat… Rzeczywiście… Minęło ich już wiele… Piszę te słowa w naszym gnieźnieńskim klasztorze, w którym nie przebywam na co dzień, ale w którym wszystko się zaczęło. To tu spędziłem pierwszy rok mojego zakonnego życia, rok nowicjatu, u boku Matki Bożej Pocieszenia Pani Gniezna. Miałem okazję swego czasu opowiadać na łamach Waszego portalu o swoim powołaniu, może więc nie ma sensu przypominać całej tej historii. Jedno jest pewne – Pan Bóg mnie sobie wziął. Właściwie od szóstego roku życia byłem bardzo związany z Kościołem i to się nigdy nie zmieniło. Wzrastałem w świadomości, że to jest i będzie miejsce, środowisko mojego życia, wzrastania i uświecenia. Pierwszą świadomą decyzję o życiu zakonnym datuję na siódmą klasę szkoły podstawowej. I ona już nigdy nie uległa zmianie. Nigdy nie osłabła. Dojrzewała i stawała się coraz bardziej stanowcza. W liceum Pan zetknął mnie z franciszkanami i po pierwszej wizycie w ich domu, po pierwszych rekolekcjach powołaniowych, wiedziałem, że to jest moje miejsce i że tu chce być. Tę decyzję zrealizowałem tuż po maturze, a w sierpniu minie 15 lat od dnia, kiedy przekroczyłem próg furty klasztornej.
A ślub czystości? Jest dla mnie nieprawdopodobną szkołą, do której zaprosił mnie Pan. Codziennie rano, kiedy zakładam habit i przepasuję się franciszkańskim sznurem odmawiam modlitwę – niech mnie Pan przepasze paskiem czystości, wygasi ogień zmysłowości, aby pozostała we mnie cnota wstrzemięźliwości i czystości. Amen. I rozpoczyna się walka. O co? O wolność dla Boga i człowieka…. Lubię ludzi, lubię z nimi przebywać, lubię służyć… Mam bardzo liczne kontakty. Bardzo potrzebuję nadprzyrodzonej siły, aby wcielić w swoje własne życie to wszystko, o czym napisałem powyżej. Nie twierdzę, że jestem mistrzem świata, pewnie wiele mi brakuje. Walka musi również dotyczyć bardzo realnych pokus, które demon stawia przed nami, bo czystości nienawidzi chyba w sposób szczególny. A otaczający nas świat jest nimi naszpikowany. Co mi pomaga? Mój habit. On jest naturalną barierą i najlepszym wychowawcą i codziennie dziękuję Bogu, że mogę go nosić, a czynię to z wielką ochotą, najczęściej jak to tylko możliwe. A kiedy mi coś nie wychodzi? Klękam przed Nim przyzywając Jego Miłosierdzia. I nie tracę nadziei, że kiedyś stanę się całkowicie dla…
1.Foto. O.Michał Nowak OFM Conv
2.Foto Karmelitanki Dzieciątka Jezus