NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Polacy jak Grecy

Autor: Jacek Karnowski

Zacznijmy od historii, najlepszej nauczycielki życia. Po upadku Konstantynopola w 1453 roku Grecja popadła w niemal pięciowiekową niewolę osmańską. Wybiła się ponownie na niepodległość w latach 20. wieku XIX, po długim i krwawym powstaniu. Nowo powstałe Królestwo Greckie szybko popadło w kłopoty, głównie finansowe. Zadłużenie rosło błyskawicznie, odsetki pochłaniały trzecią cześć budżetu, a administracja państwowa zatrudniała proporcjonalnie najwięcej osób w Europie. Sytuacja stała się tak fatalna, że pod koniec wieku mocarstwa europejskie ustanowiły specjalny protektorat nad królestwem greckim, de facto odbierając mu niepodległość w sferze finansów.

Brzmi znajomo? Oczywiście, bowiem w roku 2010 Grecja – tym razem republika, a nie królestwo – znów popadła w kłopoty finansowe. Okazało się, że przed przystąpieniem do strefy euro fałszowano statystyki, państwo greckie zatrudniało znacznie więcej osób, niż inne państwa Unii Europejskiej, hojnie rozdawano wczesne emerytury, a zadłużenie przekroczyło wszelkie stany alarmowe. Konieczna była pomoc innych państw, zwłaszcza Niemiec, połączona z narzuceniem ostrego rygoru oszczędnościowego i wymuszeniem bolesnych reform.

A teraz spójrzmy na Polskę. Liczni podróżnicy odwiedzający nasz kraj jeszcze w czasach I Rzeczpospolitej wspominali nader często fatalne, ledwie przejezdne drogi i trakty, dużo gorsze od ówczesnej infrastruktury zachodniej, zresztą również niedoskonałej; lepsze drogi zaczęli budować dopiero Anglicy w połowie XVIII wieku. Dziś goszczący nad  Wisłą obcokrajowcy mają podobne wrażenie: uderzają ich wąskie, zatłoczone i nieprzejezdne drogi, a nade wszystko brak autostrad, stanowiących zachodnią normę. Sytuacja ta rodzi zresztą zabawne anegdotki. Opowiadał mi pewien znany muzyk, jak to wiózł typową „krajówką” gości z zagranicy do sąsiedniego miasta. Zirytowani wolnym tempem podróży obcokrajowcy rzucili w pewnym momencie: dobrze, dobrze, my zapłacimy, tylko zjedź wreszcie na autostradę. Nie przychodziło im do głowy, że autostrad zwyczajnie nie ma i podróż marną drogą przypisali skąpstwu kierowcy-gospodarza.

Co wynika z tych dwóch przykładów, polskiego i greckiego? Przede wszystkim wielka trudność związana z przeprowadzeniem realnej modernizacji kraju. Współcześni Grecy nie noszą tradycyjnych strojów, Polacy porzucili kontusze i pasy słuckie; oba kraje można uznać za umiarkowanie zamożne. A jednak stare problemy uparcie wychodzą na powierzchnię. Ich źródło musi więc być głębiej niż w braku pieniędzy na inwestycje czy też bałaganiarstwo któregoś z kolejnych rządów. Można mówić o trwałej cesze narodowej – lub zespole cech – które uniemożliwiają pokonanie problemów i dobicie do kontynentalnej czołówki.

Dla nas, Polaków początku XXI wieku, wynika stąd jeden wniosek: musimy bardzo starannie przyglądać się naszej drodze do nowoczesności i nie zadowalać się modernizacją powierzchowną. Nowoczesne samochody na ulicach naszych miast, zachodnie sieci handlowe z najnowszą modą, wszelkie złe i dobre nowinki życia społecznego – to mogą być tylko pozory. Tak naprawdę może się okazać, że wcale nie przesunęliśmy się na Zachód, lecz tkwimy tam, gdzie tkwiliśmy.

Bo czy to przypadek, że nie produkujemy niczego bardziej skomplikowanego niż wódka, co można by uznać za produkt w swojej dziedzinie najlepszy choćby w Europie?

Źródło:

Tygodnik Idziemy Nr 14 (291) 03.04.2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *