Półtora, a może nawet dwa miliony młodych z całego świata zgromadzonych w minionym tygodniu wokół Benedykta XVI musi robić wrażenie. Zwłaszcza w Hiszpanii, która od 2004 roku jest miejscem wprowadzania w życie społeczne najbardziej chyba lewackiego i libertyńskiego eksperymentu. Nie pierwszy to raz, kiedy ten kraj jest jakby poligonem Europy, na którym dochodzi do ścierania się dwóch cywilizacji. Wspomnijmy choćby krwawą wojnę domową i terror komunistyczny z lat 1936-39 oraz następujący po nim reżim gen. Franca. Skrajności są w tym kraju chlebem powszednim, a radykalizm główną cechą jego mieszkańców. Z jednej strony wielcy święci mistycy, reformatorzy Kościoła i założyciele zakonów, z drugiej – zaciekli rewolucjoniści, antyklerykałowie, a nawet zbrodniarze.
Być może świadomość znaczenia owego „poligonu” dla cywilizacji chrześcijańskiej i europejskiej sprawia, że Benedykt XVI najczęściej ze wszystkich krajów odwiedza właśnie Hiszpanię. Stamtąd również, jakby z pierwszej linii cywilizacyjnego sporu, papież chciał dać młodym z całego świata odpowiedź na fundamentalne pytanie o sens i wartość ludzkiego życia oraz o miejsce, które zajmuje w nim Chrystus. Gdy zapadała decyzja o spotkaniu w Madrycie, nikt chyba jeszcze nie przewidywał młodzieżowej rewolty, która zaczęła się 15 maja tego roku w Hiszpanii, niedawno przeszła przez Londyn, a dzisiaj przetacza się przez Niemcy.
Dzisiejsza młodzież staje wobec nowych problemów, nieznanych „pokoleniu Jana Pawła II”. To dlatego arcybiskup Madrytu kard. Antonio Maria Rouco Vavela nazwał ją „pokoleniem Benedykta XVI”. Nie po to, by konfrontować papieża z jego poprzednikiem, ale dla podkreślenia przełomu mentalnego i społecznego, który dotyka szczególnie młodych. Ci, którzy uczestniczyli przed laty w spotkaniach z Janem Pawłem II, byli bowiem pokoleniem nadziei i wielkich perspektyw. Uczestniczyli w zrzucaniu komunistycznego jarzma, tworzyli „Solidarność” i burzyli mur berliński. Budowali wspólną Europę bez granic, wierzyli w postęp, dobrobyt, wspólną walutę i w raj na ziemi. Problem polegał tylko na tym, żeby Bóg nie stał się im niepotrzebny.
Młodzi z Madrytu wchodzą w dorosłość, gdy świat, w który wierzyli ich poprzednicy, sypie się jak domek z kart. Rozchwiane wartości moralne, zniszczona rodzina, podważona w swej istocie tożsamość i godność człowieka, brak bezpieczeństwa socjalnego, kryzys ekonomiczny i poraniony skandalami Kościół. Czy jest jeszcze na tym świecie coś pewnego i niezmiennego? Z tym właśnie rozdarciem współczesnej młodzieży miedzy rozbuchanymi nadziejami i żądzami a zawodem, jaki sprawił im świat, musiał się zmierzyć Benedykt XVI . Wskazał, że tylko Chrystus jest skałą, na której warto budować. Tylko Jego miłość jest nieodwołalna i na nią trzeba odpowiedzieć. Tylko Kościół, choć słaby, ale pokutujący, jest wspólnotą, która głosi niezmienną Prawdę.
Dla Kościoła w Polsce powodem do refleksji musi być niewielki w gruncie rzeczy udział w madryckim spotkaniu młodych Polaków. Organizatorzy spodziewali się, że Polacy pod względem liczby ustąpią miejsca jedynie Hiszpanom. A tymczasem więcej było nawet pielgrzymów z po części tylko katolickich Niemiec, z odległej Brazylii, nie mówiąc już o zlaicyzowanych ponoć Francuzach, których przybyło czterokrotnie więcej! Nie chodzi tu o bicie rekordów. Ale te suche dane, pokazują, że duszpasterstwo młodzieży w Polsce wymaga przemyślenia na nowo.
Źródło:
Tygodnik Idziemy Nr 35 (312) 28.08.2011