AUTOR : Grażyna Skowrońska
Każda kobieta jest wyjątkowym darem dla męża, rodziny i świata, ale przede wszystkim dla samej siebie. I może służyć pomocą innej kobiecie, gdy obudzi się do życia na nowo, gdy na nowo zaczyna kochać i cieszyć się życiem.
Kryzysy w małżeństwie – moim zdaniem – są nierozłącznie związane z różnicami wynikającymi z przynależności do płci. Jesteśmy stworzeni, aby się uzupełniać, a uzupełniają się różnice, nie zaś podobieństwa. Odmienność naszych potrzeb zarówno emocjonalnych, jak i psychicznych czy fizycznych uwidacznia się najpełniej podczas wszelkich poważniejszych życiowych zmian. Zmiany te, czy to pozytywne, czy negatywne, pobudzają nas do odnalezienia w sobie i otoczeniu zachowań ułatwiających adaptację do nowych sytuacji.
Pociąga to za sobą również zmianę oczekiwań, które – mamy nadzieję – zostaną spełnione. I tak narodziny dziecka absorbują matkę na tyle mocno, iż praktycznie stapia się z dzieckiem w jedność, zatracając granice własnej tożsamości. Równolegle oczekuje od męża wsparcia i w miarę upływu czasu pomocy przy powrocie do własnego życia. Jest to bardzo ważne zarówno dla matki, jak i dziecka. Bardzo często zdarza się jednak, że oczekiwania męża są inne. Czuje się w jakiś sposób zdradzony, bo odsunięty na plan dalszy i zepchnięty do roli „zarabiacza na dom” – niezaspokojony w swych oczekiwaniach jako mąż i ojciec. Usuwa się na bok i często pozostaje tam już do końca z zasklepionymi pretensjami. W ten sposób ani kobieta, ani mężczyzna nie mogą odnaleźć powrotnej drogi do tych szczególnych więzi, które jeszcze tak niedawno były ich chlebem powszednim – niezbędne jak powietrze.
Kobiety, rekompensując sobie braki ze strony męża, jeszcze bardziej angażują się w inne sfery życia, np. w życie dzieci (czasami do stopnia absurdalnego, ograniczając wręcz ich samodzielność) bądź w prowadzenie domu (chcąc zaspokoić potrzeby męża lub też dorównać mamie albo teściowej). Często też wybierają drogę idealnego pracownika, by wypełnić pustkę, a właściwie tęsknotę za więziami, które wydają się być przebrzmiałe.
Nie zdajemy sobie sprawy, że są to zachowania kompensujące głód uczuć – głód, który z biegiem lat wcale nie zanika, a wręcz przeciwnie, staje się czarną dziurą pochłaniającą wszystkie pozytywne przeżycia. Niemożność powrotu do własnych granic i brak znajomości prawdziwych odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Po co żyję? Co czuję? Czego pragnę? Do czego tak naprawdę dążę? – sprawia, że stajemy się sfrustrowane, niezadowolone, a w miarę upływu czasu coraz starsze i mniej atrakcyjne. Powoli tracimy chęć do życia, wypełniając w tygodniu czas pracą, w sobotę sprzątaniem, a w niedzielę pseudo-wypoczynkiem, podczas którego cierpimy na myśl, że jutro znów poniedziałek. Nie wiemy, jak sobie pomóc, i bardzo rzadko wyciągamy ręce po konkretną pomoc – psychologa czy psychiatry. Także konfesjonał często niestety już nie pomaga. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że szkodzi, gdy słyszymy wciąż: „Musisz…, powinnaś skupić się na innych, wziąć się w garść”.
Zaczynamy wówczas myśleć o sobie, że jesteśmy gorsze od innych, niewydarzone, źle zorganizowane, po prostu – do niczego. Nasze frustracje rzutują na relacje z mężem, dziećmi, współpracownikami, przyjaciółmi i znajomymi. I znikąd pomocy – już nachodzą nas myśli, że nawet Bóg o nas zapomniał. Ale On o nas pamięta, podsyłając nam swoje wysłanniczki.
Spróbujmy popatrzeć nieco inaczej. Świat pełen jest kobiet bardzo podobnych do nas; kobiet, które mają w sobie również ten sam nieodkryty potencjał; kobiet, które są naszymi matkami, teściowymi, siostrami, szwagierkami, przyjaciółkami, koleżankami, sąsiadkami – sprzymierzeńcami w życiowej przygodzie. Potrafią one wesprzeć, pocieszyć, zrozumieć, pomóc, pogłaskać, przytulić lub dać się wypłakać. Potrafią złagodzić nasze emocjonalne podejście do konfliktów, otworzyć nam oczy na inne aspekty tego samego problemu. I nie chodzi tu o pouczanie, porównywanie czy dowartościowywanie się w obliczu czyichś problemów. Chodzi o mądrość życiową i doświadczenie, którymi można się podzielić z innymi potrzebującymi kobietami.
Doświadczyłam takiej pomocy w swoim życiu. Pozwoliła mi ona powoli wracać do moich źródeł i przypomnieć sobie, że kiedyś miałam swoje zainteresowania i pasje – że taką poznał mnie i pokochał mój mąż! Dzięki tej pomocy na nowo rozjarzyła się iskierka wyjątkowości mojej osoby, którą obdarował mnie Pan.
Każda kobieta jest wyjątkowym darem dla męża, rodziny i świata, ale przede wszystkim dla samej siebie. I może służyć pomocą innej kobiecie przez to, że jest, że obudziła się do życia na nowo; przez to, że na nowo zaczyna kochać i cieszyć się życiem. Wchodząc tak odbudowana w relacje z mężem, może oczekiwać, że za jakiś czas również on zacznie żyć inaczej. Być może nie powrócą tamte więzi, ale jest olbrzymia szansa na to, że rozpocznie się budowa nowych dojrzalszych i głębszych. Niestety w bólu i trudzie rodzi się to, co piękne. Kobiety mogą i powinny wspierać się w dojrzewaniu do pełni swego powołania mądrością pozbawioną zazdrości i niszczycielskiej rywalizacji. Od tego zależą następne pokolenia kochających, szczęśliwych zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Czyż nie do tego zostałyśmy stworzone?!