NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Pragnienie pokoju. Pielgrzymka Benedykta XVI do Ziemi Świętej

„Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam wielką radość (…), dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel”. Musieliśmy przebyć długą drogę, aby usłyszeć ten fragment Ewangelii podczas Eucharystii z Benedyktem XVI na Placu Żłóbka w Betlejem. Dla nas zabrzmiał on szczególnie: dwa dni wcześniej odprawialiśmy Mszę na Polu Pasterzy, gdzie aniołowie ogłosili tę dobrą nowinę.

Andrzej Iwański

Nasza przygoda zaczęła się od wezwania, by młodzi z drogi neokatechumenalnej wspomogli papieża w jego misji szerzenia pokoju w Ziemi Świętej. Wyruszaliśmy w pośpiechu i niepewności: co spotkamy, jak nas przyjmą, czy w ogóle zobaczymy się z papieżem. Wiedzieliśmy, że ze strachu przed ewentualnym zamachem spotkania takie są pilnie strzeżone i nie dzieją się spontanicznie, a my nie mieliśmy załatwionych żadnych przepustek.

Ziemia Święta podzielona
Już pierwszego dnia doświadczamy podziałów na tej ziemi. Pierwsze noclegi zostały zarezerwowane w hotelu w Betlejem, które leży blisko Jerozolimy, ale już w palestyńskiej części. Aby się tam dostać, przejeżdżamy przez punkt kontroli i znajdujemy się po drugiej stronie betonowego muru jeszcze większego niż kiedyś berliński. Przygnębiające wrażenie. Następnego dnia widzimy, jak postępują prace nad rozbudową tej granicy, tak by odgrodzić całe terytorium Palestyny.

Tu trzeba pamiętać o sprawach, o których nawet nie pomyślelibyśmy. Przy wjeździe na teren Palestyny przewodnik poleca nam pochować wszelkie emblematy żydowskie i flagi Izraela, które otrzymaliśmy podczas powitania na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie, ponieważ ich eksponowanie byłoby niepotrzebną prowokacją. Dowiadujemy się także, że wieczorem bezpieczniej jest nie ruszać się z hotelu.

Podczas spotkania w miejscowej parafii – na Polu Pasterzy, miejscu w Betlejem, gdzie według tradycji pasterze usłyszeli dobrą nowinę od aniołów, miejscowy ksiądz opowiada nam o trudnościach chrześcijan. Są oni konsekwentnie wypierani przez muzułmanów, którzy kiedyś w Betlejem byli mniejszością, a teraz coraz bardziej pokazują swą siłę. Liczba katolików od lat 60. konsekwentnie spada, dziś stanowią oni około 18% mieszkańców miasta. Tak nakręca się spirala przemocy, niechęci i nienawiści. Izrael odgradza się murem od Palestyny, Arabowie-muzułmanie są represjonowani, ale sami stosują podobne mechanizmy przy wypieraniu chrześcijan, ci natomiast nie mają sojuszników ani wśród Arabów (mimo że są jednej krwi), ani tym bardziej wśród Żydów, dla których wyznanie nie ma znaczenia. Betonowy mur to zewnętrzny znak tego, co dokonuje się w sercach ludzi mieszkających razem, a tak od siebie odległych.

Jeruzalem – chrześcijański mikrokosmos
Drugi dzień pobytu spędzamy na zwiedzaniu Jerozolimy. Na początek dnia otrzymujemy przykrą wiadomość, że nie będziemy uczestniczyć w papieskiej Mszy w dolinie Jozafata, na co bardzo liczyliśmy. Zostają nam jeszcze dwie szanse: Betlejem i Nazaret.

W Jerozolimie ponownie uderza podział nie tylko między religiami, ale i wśród chrześcijan. Jak w soczewce skupiają się tu linie sporów i zaszłości chrześcijańskiego świata. Liczne sanktuaria należą do kościołów różnych obrządków. Większość świętych miejsc pozostaje w rękach prawosławnych, którzy umieli porozumieć się w tej sprawie z sułtanami otomańskimi panującymi tu od XVI wieku.

Z racji odmiennej duchowości i estetyki prawosławia czujemy się trochę obco. Zwiedzane sanktuaria bezlitośnie ukazują, że my, chrześcijanie, wezwani do niesienia pokoju, sami najpierw musimy osiągnąć pełną jedność. W Jerozolimie istnieje napięcie nie od razu wychwytywane przez pielgrzymów. Chodzi o takie sprawy, jak szczegóły ubioru: jedna z dziewczyn z naszej grupy przez nieuwagę chodzi z arafatką na głowie, budząc u miejscowych Żydów irytację; niektórzy z nich wykrzykują nawet coś pod jej adresem.

Do Betlejem z papieżem
Środa 13 maja okazuje się dla nas szczęśliwa. Rano dostajemy wiadomość, że będziemy na Mszy z papieżem na Placu Żłóbka w Betlejem. Drobny problem stanowi zdobycie przepustek, a te są konieczne. Wszystko w rękach Boga. Z tą myślą wyruszamy.

Od początku trudności. Tłum pielgrzymów, bardzo wąskie uliczki hamują przepływ ludzi. Stoimy, ciśniemy się, posuwamy się krok za kroczkiem. Dochodzi 9.00 rano, Msza o 10.00, a my jeszcze nawet nie widzimy wejścia na plac. Wreszcie jest. Kordon żołnierzy z karabinami oddziela cisnący się tłum od punktów kontroli osobistej, gdzie odbywa się sprawdzanie przepustek. Ręce Boga działają przez ręce ludzi – ci, którzy już weszli, wracają i ukradkiem przez barierki przekazują przepustki tym, którzy ich nie mają. Mnie udaje się wejść nawet bez niej. Później dowiadujemy się, że gdybyśmy wchodzili na plac od strony izraelskiej, na takie szczęście nie moglibyśmy liczyć.

Chwilę po zajęciu przez nas miejsc papa-mobilem przyjeżdża Benedykt XVI. Wybucha ogromna wrzawa. Zaczyna się Msza ze śpiewami oraz czytaniami w językach miejscowych obrządków. W homilii papież podkreśla swoją solidarność z cierpiącymi Palestyńczykami i współczucie dla nich, wraca do słów Ewangelii: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam wielką radość (…) dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel” (Łk 2,10-11). Przypomina, że Chrystus narodził się dla każdego z nas, niosąc pokój światu pogrążonemu w beznadziei. Wskazuje tym samym, że Dobra Nowina stanowi ostateczną odpowiedź na zło, które zdaje się nie mieć końca, a pokój jest możliwy nawet w tak dramatycznej sytuacji.

Plac nie jest całkowicie zamknięty i miejscowi, nie zważając na Mszę oraz pielgrzymów, chodzą, rozmawiają, śmieją się. Mijają nas pochody małych dzieci ubranych w T-shirty z podobizną Mahmouda Abbasa – prezydenta Autonomii Palestyńskiej. Jeśli dla ich rodziców i opiekunów ta pielgrzymka coś znaczy, to jest manifestacją prawa do niepodległości. Czuć to wyraźnie, kiedy na koniec Mszy rozlegają się okrzyki „Viva Papa”, „Viva Palestina”.

Opuszczamy plac z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony było to spotkanie szczególne, bardzo kameralne jak na wizytę papieża (we Mszy uczestniczyło około trzech tysięcy ludzi), i odbyło się w świętym miejscu. Z drugiej jednak cała atmosfera nie sprzyjała skupieniu i modlitwie. Pocieszamy się, że przynajmniej mogliśmy wesprzeć Benedykta XVI, a on to docenił, dziękując potem pielgrzymom z Polski za ich obecność w tym miejscu.

Brak wody i pokoju
Jest jeszcze szansa na kolejne spotkanie z Benedyktem – Msza w Nazarecie. Jedziemy więc do Galilei, miejsca, gdzie Chrystus nauczał na co dzień. Około 120 km na północ Izraela, nad Morze Tyberiadzkie. Kiedy docieramy na miejsce, dowiadujemy się, że owszem, otrzymaliśmy przepustki na Mszę w Nazarecie, ale bracia ze wspólnot z innych krajów jeszcze nie byli na żadnym spotkaniu z papieżem i jest to dla nich ostatnia szansa. My mieliśmy Betlejem, więc oddajemy wejściówki. W zamian za to wolny czas przeznaczamy na Eucharystię w kościele prymatu Piotra nad Morzem Tyberiadzkim, zwiedzanie Nazaretu, Kany Galilejskiej i Domus Galilaeae – ośrodka stanowiącego centrum Drogi Neokatechumenalnej.

Nie sposób w kilku zdaniach oddać nadzwyczajność tej ziemi, świętych miejsc, kontrastów natury – pustyni i oaz, które odzwierciedlają kontrasty ludzkie. Wszędzie, gdzie byliśmy – czy to w Betlejem, Nazarecie, Jerozolimie, czy na Mszy z papieżem, najbardziej odczuwaliśmy brak dwóch rzeczy – wody i pokoju. Na pustyni judzkiej słowo „pragnienie” nagle nabiera nowego znaczenia, w Betlejem zaczynamy rozumieć, co znaczy pragnienie pokoju.

„Głos Ojca Pio” (nr 58/2009)

ŹRÓDŁO:  GŁOS OJCA PIO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *