NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

„Nie wiem, co z wami począć”

Autor: Danuta Piekarz 

św. Paweł Przyznajmy się szczerze: gdy myślimy o działalności apostolskiej św. Pawła, jawi się nam przed oczami jej uproszczony i wyidealizowany obraz: Apostoł wędrował od miasta do miasta, oczywiście nie u wszystkich znajdował posłuch, ale gdy już udało mu się zebrać grono wiernych, mógł spokojnie wędrować dalej, pozostawiając przykładną, niekonfliktową wspólnotę, którą łączyło jedno serce i zgodne wyznawanie wspólnej wiary. Czy mogłoby być inaczej? Przecież nawrócił ich i głosił im Ewangelię sam św. Paweł!

Jakże inny obraz tych wspólnot wyłania nam się, niestety, z listów Pawłowych! My czasem wyobrażamy sobie Apostoła jako niezłomnego duchowego giganta idącego od sukcesu do sukcesu, a tymczasem zdanie cytowane w tytule świadczy o tym, że w pewnych sytuacjach nawet jemu bezradnie opadały ręce (co będzie może pewną smutną pociechą dla dzisiejszych duszpasterzy, przełożonych…). 

Nie możemy omawiać tu problemów wszystkich Kościołów, więc skoncentrujmy się na dwóch wspólnotach, gdzie problemy są najbardziej wyraziste: Kościół koryncki i Kościoły regionu Galacji. 
Tym, co najbardziej zadziwia i przeraża Pawła, jest niesłychana łatwość, z jaką ci, którzy dopiero co przyjmowali od niego z radością zachwycającą prawdę Ewangelii, tak szybko ulegają sugestiom innych nauczycieli czy prądów. 

Zaledwie Paweł ogłosił Galatom, że osiągną zbawienie, jeśli przyjmą dar miłości Ojca, dar Chrystusa ukrzyżowanego, a już inni nauczyciele ostrzegali ich: To nie takie proste! Wy, poganie, myślicie, że wystarczy chrzest i wiara w Chrystusa? Najpierw musicie przyjąć obrzezanie i przepisy Prawa Mojżeszowego; wtedy dopiero możecie być prawdziwie ludem Bożym! Paweł reaguje ostro: Jeśli przyjmiecie tę logikę, uznacie, że Ofiara Chrystusa jest „wybrakowana” – że nie wystarcza do zbawienia, ale potrzebne są inne środki uzupełniające; „jeżeli […] usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo” (Ga 2, 21b). 

Zarówno w Galacji, jak i w Koryncie fałszywi nauczyciele używają prostego argumentu: Nie można wierzyć temu Pawłowi, który nie zasługuje na tytuł apostoła, bo przecież nie chodził za Jezusem! A jeśli podważy się autorytet głoszącego, bez trudu można też podważyć głoszoną przez niego naukę. Nie dziwmy się więc, że w listach Pawłowych tyle miejsca zajmuje obrona godności apostolskiej. Powierzchowny czytelnik byłby gotów oskarżać Pawła o szukanie własnej chwały i obronę własnych interesów, o swoisty egocentryzm… Tymczasem Pawłowi nie chodzi o siebie, tylko o Ewangelię i o dobro adresatów, o ich wolność. Tak, wolność! „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5, 1). 

Gdy Galaci byli bowiem skłonni poddać się niewoli licznych przepisów Prawa, Koryntianie, jak przystało na „uczonych” Greków, mogli łatwo wpaść w sidła własnej logiki i mądrości. Można było bez trudu oczarować ich prądami pre-gnostyckimi, obiecującymi tajemną mądrość zastrzeżoną dla wybranych, którzy przeszli odpowiednie wtajemniczenie. Paweł odpowiada im: Wy nie potrzebujecie żadnego „oświecenia”, bo już znacie najprawdziwszą mądrość – Chrystusa ukrzyżowanego. Ta najwyższa mądrość jest absolutnym darem, trzeba ją po prostu przyjąć, taką, jaka jest, skandaliczną i paradoksalną. I nieważne, czy głosi ją świetny mówca, wykształcony Apollos, czy prosty rybak Piotr, bo to jest ta sama mądrość Krzyża. A jednak Koryntianie, którzy mieli kontakt z różnymi głosicielami Ewangelii, podzielili się na odrębne „frakcje”, nie tylko od siebie oddzielone, ale skłócone: „Każdy z was mówi: «Ja jestem od Pawła, a ja od Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa»” (1 Kor 1, 12). Takie spory szkodzą jedności Kościoła, ale też świadczą o braku duchowej wolności wiernych, którzy usiłują „podpiąć się” pod któregoś z głosicieli Słowa. Koryntianie nie powinni chlubić się, że „są Pawła” czy Kefasa, bo przecież nie należą do żadnego człowieka, a jedynie do Chrystusa (ale ta przynależność nie zniewala, lecz daje prawdziwą wolność). 

To dlatego Paweł odwróci strukturę ich wypowiedzi: „Wszystko […] jest wasze: czy to Paweł, czy Apollos, czy Kefas […], wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga” (1 Kor 3, 22n). To głosiciele Słowa są wasi, gotowi wam służyć otrzymanymi darami. Można by podsumować: cechą chrześcijanina jest wolność, a cechą władzy w Kościele jest dyspozycyjność. Przypomina się tu pewne wydarzenie: pewien biskup kazał zmienić przygotowany tekst zaproszenia na swój ingres; zamiast „ksiądz biskup X obejmie diecezję w kanoniczne posiadanie” kazał napisać: „diecezja obejmie w kanoniczne posiadanie księdza biskupa X”. 

Zresztą wygląda na to, że Koryntianie byli dość kłótliwi, skoro przenosili wzajemne spory nawet przed sądy pogańskie, kierujące się przecież innym prawem niż ewangeliczne prawo miłości (por. 1 Kor 6, 1–11). Nie chciałabym źle osądzać biednych Koryntian, ale odnosi się wrażenie, że ta nieumiejętność cierpliwego znoszenia krzywd mogła wypływać z… dość silnego przywiązania do posiadanego majątku. Wystarczy pomyśleć, że gdy Paweł zbierał składkę na pomoc dla Kościoła jerozolimskiego, żyjącego w wielkim niedostatku, ubodzy Filipianie z radością złożyli obfity dar, natomiast Koryntianie muszą być zachęcani aż dwoma rozdziałami listu (2 Kor 8–9, nie licząc wzmianki w 1 Kor 16, 1–4), w których Apostoł tłumaczy im teologiczne znaczenie tego wyrazu braterskiej solidarności (a i tak nie wiemy, czy odniosły one zamierzony skutek). Hojność nie była chyba główną cnotą Koryntian… 

Nie po to Chrystus nas wyzwolił, nie po to zostaliśmy przybranymi dziećmi Króla wieków, by „przyklejać się” do ludzi czy rzeczy. Jesteście wolni! – woła Paweł, a Koryntianie rozumieją to… po koryncku. Skoro wszystko nam wolno, to możemy pozwolić sobie na swobodę seksualną, bo przecież to tylko kwestia tego marnego ciała, a liczy się duch… Zresztą skoro wolno zaspokajać potrzeby głodnego żołądka, to czemu nie zaspokajać innych potrzeb? I znów Paweł musi interweniować: „Pokarm jest dla żołądka […], ale ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana. […] Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż wziąwszy członki Chrystusa, będę je czynił członkami nierządnicy? Przenigdy!” (1 Kor 6, 13–15). Zatem chodzi tu nie tylko o złamanie przykazania, ale też o znieważenie świętości Mistycznego Ciała Chrystusa, które wszyscy tworzymy: Kościoła. Co więcej, jeden z Koryntian żył z własną macochą, a gdy Paweł sprzeciwił się temu, „pobożni” Koryntianie stanęli w obronie „pokrzywdzonego” przez Apostoła (zapewne mówili tak, jak dziś mówi wielu „pobożnych chrześcijan”: Przecież on ją kochał, a że czuł się samotny, to chciał jakoś ułożyć sobie życie!). 

Z drugiej strony pojawiali się też „nadgorliwcy”, którzy głosili, że chrześcijanie nie powinni zawierać małżeństwa, a jeśli już zawarli związek, powinni w nim żyć „jak brat z siostrą”. Także w tym przypadku rozsądny głos Apostoła ukaże Koryntianom właściwe rozumienie życiowego powołania (por. 1 Kor 7). 

Widzimy więc, że jednym z głównych problemów przedstawionych w Pierwszym Liście do Koryntian jest kwestia – jak powiedzielibyśmy dziś – właściwej teologii ciała: przedmiot zaspokajania zachcianek czy świątynia Ducha? A może, jak uważali niektórzy greccy filozofowie, więzienie duszy, z którego pragnie się ona uwolnić? To zapewne pod wpływem tych filozoficznych idei niektórzy Koryntianie mieli problem z wiarą w zmartwychwstanie ciała. Po co to ciało ma znowu zmartwychwstać? 

Czy dalej będę męczył się z tym moim chorowitym ciałkiem, które sprawia mi tyle bólu i kłopotu? Warto przestudiować genialną odpowiedź Apostoła (por. 1 Kor 15), zwłaszcza przepiękny obraz ziarna (por. 1 Kor 15, 35n), które obumiera, by wyrosła z niego piękna roślina; tak też musi obumrzeć to nasze obecne ciało, byśmy żyli w ciele chwalebnym, niezniszczalnym. W swej argumentacji Paweł ukazuje nam też wyraźnie, jak ściśle powiązane są ze sobą prawdy wiary: „Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał” (1 Kor 15, 13). Prawdy wiary są połączone ze sobą jak łańcuch: wydaje się, że wyjmiemy tylko jedno małe ogniwo, a wszystko się rozsypuje. To dlatego w listach do Tymoteusza Paweł kilkakrotnie mówi o strzeżeniu wiary (czy też depozytu wiary). To nie tak, że otrzymawszy wielki skarb wiary, można spać spokojnie, będąc pewnym, że pójdzie się do nieba „z butami”, bo przecież jesteśmy ochrzczeni, chodzimy do kościoła… W życiu duchowym nie ma automatyzmu: sam chrzest czy udział w Eucharystii nie zapewni zbawienia, jeśli będą one oderwane od „reszty życia”. 

Owszem – mówi Paweł – Izraelici, którzy szli za Mojżeszem, też cudownie przeszli przez wodę (Morza Czerwonego), też otrzymali cudowny pokarm i napój (mannę i wodę ze skały), a jednak poginęli na pustyni, bo nie okazali wierności Bożym poleceniom. Podobne niebezpieczeństwo grozi Koryntianom, którzy co prawda sprawują Eucharystię, ale w taki sposób, że – zdaniem Pawła – nie jest to godne miana Wieczerzy Pańskiej, uczty braterskiej miłości. U pierwszych chrześcijan bowiem Eucharystia była połączona z agapą, na którą każdy przynosił to, co mógł; chodziło też o to, by ubożsi mogli posilić się lepszymi potrawami ze stołu bogatych. Tymczasem w Koryncie bogaci, nie mogąc doczekać się na ubogich, którzy później kończyli pracę, sami zabierali się do jedzenia i picia, a w efekcie dla ubogich zostawało niewiele albo nic. Paweł nie może znieść sytuacji, gdy Największy Dar miałby być sprawowany w klimacie wielkiego egoizmu. Eucharystia oderwana od braterskiej miłości to skandal! 

Nawiasem mówiąc, Koryntianie okazywali braki w miłości bliźniego także w odniesieniu do innych wielkich darów Bożych: charyzmatów. Dlaczego ty masz tak wielki charyzmat uzdrawiania, a ja mam tylko takie zwyczajne dary?! Tobie to dobrze, ja się nie liczę! Rywalizacje, podejrzliwość, rozgardiasz w czasie wspólnych zebrań, gdy różni charyzmatycy chcieli przemawiać w tej samej chwili… Tak, człowiek potrafi pokłócić się nawet o to, co najbardziej święte i co jest Bożym darem. Człowiek potrafi wprowadzić bałagan nawet tam, gdzie działa Duch, który wprowadza ład we wszechświecie. 

Nie opisuję tych wszystkich przywar naszych starożytnych braci w wierze po to, byśmy z zadowoleniem pogłaskali się po brzuchach, mówiąc: No, to u nas jeszcze nie jest tak źle! Bo kto wie – gdyby św. Paweł miał napisać list do naszego Kościoła w Polsce, do naszej parafii, do każdego z nas… czy napisałby list pochwalny?! Nie chodzi o to, by potępiać chrześcijan Koryntu czy Galacji, ale by w tym Roku św. Pawła lepiej zrozumieć realia jego misji. Ziarno jego słowa padało na tak marny grunt, ale Pan Bóg sobie poradził… więc poradzi sobie i z nami.

Źródło: GŁOS KARMELU 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *