Pod takim właśnie hasłem upłynął kolejny dzień na Golgocie Młodych. Od wczoraj, od początku spotkania dotykamy czegoś, co można zobrazować jako schodzenie w dół. Mam wrażenie, że dotykamy pewnej rzeczywistości, ale … zatrzymujemy się i nie idziemy dalej. Wczorajsze misterium nadburzańskie skończyło się w całkowitej ciszy i kompletnej ciemności. Nie wzięliśmy krzyża na swoje ramiona, który tradycyjnie przypłynął Bugiem i nie zanieśliśmy go pod scenę. Doszliśmy do Golgoty, stanęliśmy u jej stóp, ale nie weszliśmy na nią.
Dopiero dziś idziemy krok dalej. Za Jezusem dźwigającym krzyż, idziemy przez 14. stacji na Kalwarii. Każdy taki przystanek był nazwaniem konkretnego „miasta iluzji”, w które uciekamy od tego, co trudne, co nas boli i jest przyczyną naszego cierpienia.
Prorok Jonasz, który jest towarzyszem naszej tegorocznej wędrówki, również uciekał do miasta iluzji. Takim fikcyjnym miejscem było dla niego Tarszisz, do którego zmierzał, próbując skryć się przed wezwaniem Pana Boga. – Jonasz to taki prorok „spierdalacz” – użył niekonwencjonalnego porównania br. Marcin Świąder OFM Cap, który podczas porannej konferencji wprowadził nas w historię tego biblijnego bohatera. Jonasz nie chciał zrealizować Boskiego powołania i pójść do Niniwy. Uciekał, ale zapomniał, że przed Panem Bogiem nie da się uciec.
Uciekać można nie tylko w coś, co na pierwszy rzut oka jest złe. W naszym zyciu możemy też uciekać w coś, w co na pozór wydaje nam się dobre. W pracę, naukę, a nawet w modlitwę. – Ma to miejsce wtedy, kiedy stajemy się „paciorkowcami” – traktujemy Boga jak automat, odklepujemy „zdrowaśkę” i oczekujemy spełniania prośby, i to natychmiast – tłumaczył br. Świąder.
Równie często te „ucieczki” bywają wyrafinowanie zawoluowane. – Wiem, że to abstrakcja, ale w „Hello Kitty” jest pornografia – przekonywał Robert Tekieli, nasz kolejny konferencjonista. Przekonywał uczestników Golgoty Młodych, jak wiele zła kryje się w magii, horoskopach, oklutyzmie, czy nawet kreskówkach albo przeznaczonych dla dzieci zabawkach.
Wszystkie te „ucieczki” prowadzą nas w jedno miejsce. Na samo dno. Gdzie jest całkowita pustka i ciemność. W taką samą rzeczywistość trafił Jonasz. We wnętrznościach morskiego potwora pewnie zdążył się kilkakrotnie pożegnać z życiem. Ale Bóg nawet z takiego dna, a może zwłaszcza z takiego dna, potrafi wyprowadzić dobro. Aby się do Niego przybliżyć, trzeba czasem odejść.
Wyobraźmy sobie naszą relację z Bogiem jako nitkę, która zrywa się za każdym razem, kiedy się od Niego odracamy. Z czasem, z każdym kolejnym powrotem, nić ta, po raz kolejny zawiązywana, staje się coraz krótsza. Tak krótka, że można Go dotknąć.
Dlaczego więc Bóg na to wszytko pozwala? Dlaczego dopuszcza tak wielkie cierpienie w moim życiu? A gdybym odpowiedziała Ci, że tak bardzo Cię kocha, i tak bardzo Mu na Tobie zależy, że pozwala na Twoje zranienie (które jest także cierpieniem dla Niego), po to, żebyś do Niego wrócił? Nawet gdybyś miał najpierw się pieklić, obrażać na Niego i krzyczeć, tak jak bohaterka dzisiejszej monodramy. Bóg czasem woli, żebyś na Niego wrzeszczał, niż nie mówił nic. Z czasem jej wściekłość przemieniła się w szept modlitwy. „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną. Jezusie, Synu Dawida, ulituj się. Jezusie, ulituj się nade mną…”.
Marta Brzezińska
www.golgotamlodych.ofmcap.pl/INFO.html
Patronat medialny nad GOLGOTĄ MŁODYCH2010 objął
KATOLICKI SERWIS EWANGELIZACYJNY SANCTI