
W świątyni czujemy się wolni, z pozoru ograniczeni (bo tutaj nie wypada, czy też nie można), doświadczamy prawdziwą bliskość Miłości absolutnej, która wykorzenia z ludzkiej ułomnej natury wszelki grzech. Tę bliskość szczególnie można odczuć adorując Niewidzialnego. Wtedy, obnażeni przez Niego samego, stajemy „nadzy”. Takimi, jakimi nas stworzył Pan (por. Rdz 1,31). Wówczas widzimy co prawda niejasno, w zwierciadle Sanctissimum (por. 1 Kor 13, 12), ale jednak intelektualnie doświadczamy obmycia.
Za progiem świątyni, stając przed wyzwaniami dnia codziennego, nie jest nam już tak łatwo trwać w czystości serca. Szybko oswajamy się na nowo z prozą życia, wkraczając na grząski grunt, niebezpieczne szlaki… w końcu schodząc z właściwych dróg.
Często, szczególnie u ludzi młodych, pośrednią przyczyną grzechu staje się nuda i szarości codzienności.
Grzech jest jak choroba, wirus grypy, który pojawia się niespodziewanie, ni stąd ni zowąd, atakując nas od każdej strony. Wirusy czasami się mutują, jest tak i z grzechem, który potrafi przerodzić się w nałóg. Im ważniejszych organów naszej duchowości dotyka, tym stanowi większe zagrożenie. Im głębiej się zagnieżdża, tym trudniej go usunąć. Jednak z grzechem można wygrać. Dziś, świat jest pełny chorób, nad którymi medycyna rozkłada ręce. Inaczej jest jednak z grzechami. Receptę na każdy z nich zostawił nam sam Bóg w osobie Jezusa Chrystusa. Warto więc, podobnie jak z grypą czy przeziębieniem, udać się z nimi do lekarza. Raczej cudotwórcy, który tchnieniem Ducha potrafi uzdrowić nas w mgnieniu oka. Ten też przepisze ci leki i zaprosi na wizytę kontrolną, by zapobiec przewlekłemu zapaleniu sumienia.
Recepta na grzech jest łatwa, trudniejsza jest realizacja zaleceń lekarza, które otrzymujemy u jego pośrednika. Wymaga wielu poświęceń, jak rekonwalescencja. Chorobom trzeba też zapobiegać, bo każda osłabia mniej, czy bardziej znacząco, nasz organizm. Szczepienia ochronne, witaminki brane w okresie jesienno-wiosennym, czy ciepłe herbaty z miodem w zimowe wieczory… Przed grzechem można równie dobrze się zabezpieczyć. Modlitwa jest wspaniałym sposobem na to, by nie upadać. Jednak, przestajemy pamiętać o Bogu, kiedy zaczynają się do nas dobierać różne nałogi i całkowicie zaprzątać głowę myślami egocentrycznych potrzeb. Właśnie z nałogami najtrudniej jest wygrać. Jednak i na nie jest wiele sposobów- sprawdzonych – babcinych i tych bardziej teologicznych. Nałogi wyłączają nasze myślenia o Bogu, uruchamiają instynkty podświadomości, zmrażając możliwość samodzielnego kierowania sobą. Ciężko jest zapobiec swoim upadkom na gorąco. Kiedy już się potkniemy wyciągamy raczej ręce przed siebie, by zminimalizować skutki uderzenia o ziemię. Dlatego zapobiegać musimy zdecydowanie wcześniej. Punkty szczepień czy apteki z pastylkami na gardło albo witaminkami są praktycznie wszędzie. Prawdziwie, najdoskonalszym miejscem jest świątynia z obecnym Bogiem. Jednak nie zawsze znajdujemy czas na spacer do pobliskiego kościółka. Zresztą, grzech może do nas zapukać na długo po wizycie, kiedy zmęczeni dniem pracy czy nauki nie będziemy nawet pamiętać o epizodzie sprzed kilku godzin, albo mieć sił na ponowne ubranie się i wyjście. Są też dni deszczowe, kiedy cały świat jest przeciw nam.
Warto jednak rozpracować grzech od innej strony. Wiadomo, że leży w naszych ludzkich słabościach. Winniśmy więc je eliminować przez całe życie, ale niemożliwe jest całkowite wyzbycie się potrzeb i instynktów tkwiących w upadłej naturze ludzkiej w ciągu kilku dni, tygodni czy nawet miesięcy. Ten skomplikowany system rozpracowujemy całe życie. Nie jest to bez celu. Każdy kolejny poziom samodoskonalenia się przybliża nas o kolejny krok do Boga. Działanie na tym froncie jest procesem długotrwałym, trzeba więc przyjąć jeszcze inną metodę walki – wojnę szarpaną.
Grzech zagnieżdża się tam, gdzie nie ma niczego innego lepszego do roboty. Wtedy właśnie dopada nas od jednej z najdelikatniejszych stron. Człowiek jest istotą przeznaczoną do pracy i zawsze szuka sobie zajęcia. Nawet w chwilach relaksu bierzemy przecież do ręki książkę, albo włączamy ulubioną muzykę zasiadając w wygodnym fotelu i popijając przygotowaną prędzej herbatę. Kolekcjonerzy odprężają się kiedy przeglądają swoje zbiory, grzebią wśród klaserów pełnych znaczków, gnieżdżąc kolejne unikaty pośród setek innych, a numizmatycy z precyzyjnością szwajcarskiego zegarka obchodzą się ze swoimi zbiorami, wysilając wzrok na dostrzeganiu najdrobniejszych elementów stempla.
Niektórzy lubią co prawda od czasu do czasu położyć się na plaży plackiem, nasmarować ciało olejkami i kremami, zamknąć oczy i opalać się godzinami. Jednak po dwóch czy trzech dniach potrzeba wyjść na miasto, zorganizować ognisko z przyjaciółmi, czy przespacerować się tą samą plażą, albo pobiegać z psem rankiem następnego dnia.
Kiedy dopada nas nuda, zaczynamy szukać sobie roboty. Tak się składa, że zawsze najbliżej pod ręką leży grzech. Czasami jest pilotem, który nie znajduje nic interesującego na 70 spośród 120 kanałów telewizyjnych i przystaje zrezygnowany na stacji erotycznej. Innym razem jest papierosem. A jeszcze kiedy indziej to grono niezbyt zainteresowanych światem "przyjaciół" i butelka piwa.
Nawet chwila nudy może stać się pretekstem dla Szatana do rozpoczęcia działania. Musimy pamiętać, że to najlepszy manipulator człowieka. Zna każde nasze skłonności i potrafi uruchomić je wszystkie na raz. Wtedy jest już naprawdę trudno zrobić z sobą cokolwiek. Czasami działa w ciągu kilkunastu sekund, sprawia, że całkowicie zapominamy o „Bożym świecie”, skupiając się wyłącznie na sobie.
Grzech jednak prędzej czy później nas dopada. Wtedy zostaje nam już tylko lekarz, czekający codziennie na pacjentów w konfesjonale. Bóg to cudotwórca, który potrafi uleczyć nas ze wszystkiego. Ogromem wiary, połączonej z Jego działaniem potrafimy przezwyciężyć każdą słabość, wyleczyć każdą chorobę duszy. Wystarczy tylko odrobina naszej inicjatywy i bezinteresownej miłości skierowanej do siebie, bliźnich i przede wszystkim Niewidzialnego.
Wszyscy jesteśmy przeznaczeni do zwycięstwa z Szatanem. Wszyscy zostaliśmy przeznaczeni do świętości, a więc także, automatycznie do zmiażdżenia grzechu. Grzech jest słabszy od nas, Bo to, co przez pryzmat grzechu jest w nas słabe, staje się nieprzezwyciężoną mocą w Rękach Boga. Zapobiegać upadkom musimy praktycznie – patrzeć pod nogi, gdy idziemy nierówną ścieżką. Założyć dobre buty, gdy wędrujemy górskimi szlakami i ubrać się tak, by nie złapać przeziębienia. Nudę trzeba wypełnić Bogiem. Lecz niekoniecznie musi być to modlitwa, niekoniecznie obcowanie z Nim w Kościele. To może być dobra książka, herbata i delikatna muzyka, które zmuszają nas do refleksji nad światem, nad własnym życiem. Nuda rodzi grzech, dlatego bądźmy gotowi do działania, wyprawiajmy się nieustannie na dalszą drogę. W Bogu znajdujemy spokój i wytchnienie duszy oraz psychiki. W Nim odnajdujemy zwycięstwo nad swoimi słabościami. Ale przez jego przykład możemy także zwyciężyć z Szatanem:
Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem». Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek».
Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje». Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego».
Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.
Łk 4, 1-13 (za Biblią Tysiąclecia)
Jezus nie poddał się. Mimo 40-dniowego postu na pustyni oparł się Szatanowi, który zaczął drażnić najsłabsze strony człowieczeństwa. Najpierw namawiał do przedłożenia dobra własnego nad wolę Ojca. Egocentryczne skłonności człowieka są najczęstszą przyczyną grzechu. Przewinienia, które pozornie nie godzą w dobro innych, dobro Kościoła, stają się szybko nałogiem, z którego z biegiem czasu coraz trudniej wyjść.
Druga pokusa dotyczyła władzy. Diabeł chwyta za kolejny sznurek, w którym pokazuje Jezusowi łatwiejszą, aczkolwiek sprzeczną z wolą Ojca, drogę odegrania roli Mesjasza. Wszystko po jego myśli, w idei sprzecznej z bezgraniczną Miłością. My także często przystajemy na łatwiejszych rozwiązaniach, patrząc na Boże Słowo przez palce, nie dostrzegając z pozoru mniej istotnych szczegółów. Skracając sobie drogę, pędząc na skróty i nie zatrzymując się nad znakami, jakie pozostawia nam Pan.
Trzecia pokusa dotyczy wystawienia na próbę Ojca. Często stając w obliczu cierpienia, negujemy istnienie Boga, czy Jego nieskończoną dobroć. Ma to swoje źródło w identyfikacji dobra w sposób materialny. Takie chwile słabości, mogą zostać szybko wykorzystane przez Szatana, do zachwiania w człowieku obrazu dobra i zła.
Pustynia, na której przebywa Mesjasz to miejsce spotkania człowieka z wyzwaniami codzienności. Jej monotonny krajobraz i nieustannie, identycznie rysujący się horyzont powodują, że wędrówka, w której zapominamy o Bogu, zaczyna nam wydawać się bez celu. Szatan nawołuje człowieka, by służył sobie zamiast Bogu, by przedkładał własne dobro nad wolę Niewidzialnego. Zmienia krajobraz, ukazuje wielkie Królestwo dóbr doczesnych człowiekowi, by zboczył z pustynnych ścieżek spotkania z Bogiem i rozporządzał swoim materialnym majątkiem, zapominając o drodze ku świętości. Dotyka sfer bardzo delikatnych, by łatwiej nam było relatywnie spojrzeć na ich istotę i dać się mu przekonać
Jezus jednak nie zwątpił ani przez chwilę. Twardo trwał w przekonaniu o prawdziwości obrazu świata, jaki przedstawia Ojciec. Chrystus nie próbuje ułożyć sobie rzeczywistości – po swojemu. Nie przystaje, by rozwiązać czy to zło jest złe. Tak często robimy jednak my, skłonni do przedkładania własnych dóbr. Na własne życzenie chwiejemy obrazem świata utworzonym na fundamencie Słowa Bożego, by skłonić się, chociaż po części – ku pokusie.