NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Słyszysz już miłosny szept?

 

 

 

Autor: Aleksandra Nitkiewicz


Potrzebna,

kochana,

zaplanowana,

zadowalająca…

 

Być może jeszcze w to wątpisz, może ciągle brzmią Ci w uszach słowa:

za chuda, za gruba, brzydka, niezdarna, niemądra, ofiara losu, malowane ciele…

 

Nie wierz temu. Prawda jest taka, że twoim przeznaczeniem jest królewskie życie…

 

Ania ma 8 lat i pragnie czułości. Potrzebuje wyrazów akceptacji ze strony najbliższych:

mamy, taty, siostry, brata, babci, dziadka. Nie czuje miłosnego dotyku Przyjaciela. Sylwia ma 15 lat i potrzebuje uwagi. Ciągle kłóci się z rodzicami, tak bardzo pragnie, by zajęli się nią, a nie pracą. Nie widzi pełnego tęsknoty spojrzenia Przyjaciela. Ala ma 18 lat i bardzo pragnie miłości. Ubiera się wyzywająco, maluje prowokacyjnie, za wszelką cenę chce zwrócić na

siebie uwagę. Nie widzi Przyjaciela, który stoi tuż obok. Teresa ma 25 lat i jeszcze śpi. Ostatnio miała wystawę swoich prac, ale w jej oczach jest smutek. Chce być piękna, ale nie wie dla kogo. Jeszcze nie uwierzyła w miłosne słowa Przyjaciela.

Agnieszka ma 37 lat i pragnie życia w konsekracji, nie potrafi jednak podjąć zdecydowanych kroków. A Przyjaciel czeka od lat. Alina ma czterdziestkę i bezskutecznie czeka na poczęcie dziecka, nie potrafi przyjąć możliwości adopcji. A Przyjaciel szepcze. Danusia ma 50 lat i jest szefową dużej firmy. Niby zajęta i zadowolona, ale czegoś jej brak. Czuje się wypalona,  widzi, że to nie daje jej życia, ale nie umie zostawić swego stanowiska i pójść za głosem Oblubieńca.

 

 

Nie przespałam życia

Aneta została obudzona do prawdziwego życia w wieku 16 lat.

– Wcześniej byłam typową brzydulą – śmieje się. Jako dziewczynka chodziłam w ciuchach po starszych braciach. Potem, gdy stałam się podlotkiem, aby ukryć tuszę, zakładałam  obszerne T-shirty i dżinsy, gdy było zimno – workowate bluzy. Przesiadywałam w pokoju, by wypłakiwać gorzkie łzy po każdym „Hej, gruba!”, usłyszanym w szkole czy od braci. Coraz bardziej zamykałam się na świat i stroniłam od przyjaciół. Ze wstydu zaczęłam niezdarnie się poruszać i przestałam się odzywać. Bardzo źle się z tym czułam, ale nie chciałam narażać się na śmiech.

Przełom nastąpił pewnego listopadowego wieczoru, gdy poszłam na obowiązkowe spotkanie dla bierzmowanych. Tym razem prowadziła je wspólnota ewangelizacyjna. Było tam wiele dziewcząt i chłopców zaledwie kilka lat starszych ode mnie. Wszyscy wydawali się piękni. Mówili, jak Bóg przemienił ich życie i że dla każdego ma wspaniały plan, wystarczy tylko uklęknąć i powiedzieć: Panie Jezu, chcę, byś był Królem mojego życia, oddaję Ci się cała i wybieram Cię jako mojego Pana i Zbawiciela. Pomyślałam, że przecież nie mam nic do  stracenia, i wypowiedziałam te słowa.

 

 

Nie jestem byle kim

Dziś, z perspektywy 10 lat widzę, że wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Poczułam się jak królewna, przebudzona ze snu. Tamtego dnia, na pełnej łez modlitwie, zobaczyłam, jak bardzo jestem kochana przez Boga i niepostrzeżenie odkrywałam talenty, jakimi mnie obdarzył. Zaczęłam chodzić na spotkania parafialnego chóru. Częsta spowiedź, od czasu do czasu rekolekcje. Coraz lepiej i chętniej śpiewałam. Zrozumiałam, że to, co mam w sercu i w głowie, zna jedynie Pan Bóg i ja. Inni zaś patrzą na mnie wyłącznie przez pryzmat wyglądu. To odkrycie zmotywowało mnie do zadbania o siebie. Uczestniczyłam w zajęciach na temat kobiecej elegancji, poszłam na kurs wizażu i stylizacji. Jedna z koleżanek zaprowadziła mnie do fryzjera, inna pomogła w second-handowych zakupach. Zaczęłam szukać informacji na temat sposobów malowania twarzy i wykorzystywałam je w praktyce. Bracia zaczęli reagować na mój widok: „Wow, siostra!”. To dodawało mi pewności siebie, ale także motywacji do dalszych zmian. Kiedy poznałam przyszłego męża, postanowiłam rozpocząć terapię u psychologa. Chciałam nazwać te wszystkie braki w miłości, których doświadczałam wcześniej, by wejść w małżeństwo jako pełnowartościowa kobieta – kochana i gotowa, by kochać. Wiedziałam już, że nie jestem byle kim, ale dzieckiem Boga, córką największego Króla i nie mogę pozwolić sobie na bylejakość.

Parę miesięcy temu w moim życiu nastąpił kolejny przełom. W listopadowy wieczór dwuletnia córeczka zapytała: – Mamusiu, a czy kupisz mi takie długie kozaki, gdy dorosnę? – Tak, kochanie – odpowiedziałam. – A czy wtedy będę taka piękna jak Ty? – Jeszcze piękniejsza – tym razem łzy smakowały słodko… Pora zakwitnąć „Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma i pójdź, Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic. Drzewo figowe wydało zawiązki owoców, I winnic krzewy kwitnące już pachną” A Ty? Kalino, Patrycjo, Agato, Kasiu, Ewo, Łucjo, Magdo, Beato… czy usłyszałaś miłosny szept Przyjaciela? Jesteś Kochana. Taka, jaka jesteś, taka jak

wyglądasz, z tym, co robisz albo czego zrobić nie potrafisz. Dziś Bóg szepcze Ci do ucha, że jest Twoim Ojcem, a Ty jesteś Jego córką. Daj sobie czas, by ten szept usłyszeć i na niego odpowiedzieć.

 

Niedziela 10/2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *