Spożywając go wręcz po raz kolejny przypominamy sobie o tym, podkreślamy fakt, że powinniśmy być „dobrzy jak chleb”. Wigilia Bożego Narodzenia to wyjątkowa noc, warto wtedy się przełamać, przeprosić, wyjść z inicjatywą pojednania… Kiedy ma się smutki, troski, zmartwienia, żale – 24 grudnia, nic nie może nam pomóc w odnalezieniu Boga. Jakże mamy Go odnaleźć, gdy nasze umysły zajęte są zamartwianiem się, że w życiu znowu nam nie wyszło, że straciliśmy z kimś bliskim kontakt? Każda chwila, każda myśl przybliża nas do jednego wniosku – jak życie dało mi w kość. A przecież mamy cały Adwent, a nawet rok, by przygotować się do przyjaścia tego Jedynego… Cały ten czas, by spróbować pojednać się z osobą, z którą nam się nie układało…
Mroźne zimowe popołudnie, zaliczające się do tych „leniwych”. Niespełna tydzień do świąt Bożego Narodzenia. W słabo ogrzewanym pokoju hotelowym siedzi skulony Marek. Ciemny blondyn, opatulony w czarną puchówkę. Jego dłonie drżą nieznacznie od głodu alkoholowego – jest uzależniony. Z jego przekrwionych oczu sączą się wielkie jak perły łzy, łzy rozpaczy… „Nie przyjeżdżaj do nas na święta… Zostań w hotelu, zapłacę za pobyt…” – te słowa jeszcze ciągle brzmiały mu w uszach. Tym bardziej bolesne, że wypowiedziane przez własnego ojca, jeszcze rozdrażniające wielką niewątpliwie ranę, że własny ojciec dał się zmanipulować przez obcą kobietę. Parę lat temu nastąpił rozpad związku małżeńskiego Marka i Anny. Odeszła wraz z dziećmi, odgradzając przeszłość od teraźniejszości grubym nieprzenikalnym murem odległości, nie zostawiając po sobie śladu, chociażby tropu na adres, lokalizację. Zatracał się i zatapiał swoje smutki w nowym przyjacielu – związku chemicznym działającym pobudzająco na ludzi. Bywał wszędzie, na statkach z dala od swojej ojczyzny, za granicą pracując na swoje utrzymanie, gdzie od alkoholizmu z trudem powstrzymywała go jego rodzicielka. Każde święta były uznawane za te „do zapomnienia”. Lecz tego roku, wszystkie poprzednie wspomnienia związane z obchodami dni Bożego Narodzenia były niczym złym, zaledwie uszczypnięciem. Nerwowe mieszanie zupy grzybowej instant w kubku z odłamanym uszkiem, popijanie wódki prosto z „gwintu”, ironizowanie z rodzinnych scen w filmie, sztuczne i odruchowe śmianie się ze znanych już na pamięć scen „Kevina samego gdzieś tam” – taki scenariusz, niezapowiedziany stał się dla niego rzeczywistością. Spojrzał się na różaniec na swoim palcu, który dostał od znajomej Katoliczki. Dostał, bo poprosił ją o to, czuł, że to mu pomoże pamiętać i częściej myśleć o Jezusie, którego poszukiwał, do którego tęsknił, ale nie mógł nigdy dojść do celu… Spojrzał się i pomyślał : „ Chciało Ci się przychodzić na ten beznadziejny świat? Ty z czym do ludzi przychodzisz, z miłością… A oni potrafią tylko pożądać jej, lecz nie potrafią okazywać…” Tej wigilijno – bożonarodzeniowej nocy miał piękny sen. Śniło mu się, że Jezus na niego spojrzał, w Jego oczach ujrzał on wszystko, czego pragnie… Po przebudzeniu rozpłakał się i zaczął rozmawiać z Bogiem.
"Jest w moim Kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny,
Przy wejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny,
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie".
Cyprian Kamil Norwid