AUTOR: o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Minimalizujemy zwykle złość czynu, obwiniamy innych, usprawiedliwiamy się, racjonalizujemy, wypieramy, zaprzeczamy, zatajamy, zapominamy… Wszystko po to, by uniknąć prawdy o samym sobie.
Wystarczyło, że Dawid uznał i wyznał swój grzech, by usłyszał od Natana, że Bóg odpuszcza mu jego winę. Tylko ten grzech jest nieodpuszczalny, którego nie chcemy wyznać Bogu. Ale żeby cokolwiek wyznać, trzeba najpierw uznać w sobie, że popełniliśmy nieprawość.
Minimalizujemy zwykle złość czynu, obwiniamy innych, usprawiedliwiamy się, racjonalizujemy, wypieramy, zaprzeczamy, zatajamy, zapominamy, a nawet niektórzy dopuszczają się świętokradczych spowiedzi, nie wyznając tych najpodlejszych czynów. Wszystko po to, by uniknąć prawdy o samym sobie.
Od czasu do czasu pojawia się u mnie ktoś, kto nie potrafi niczego sobie przypomnieć. To nie tylko emocje, wstyd, zażenowanie, czasem jest to mechanizm wypierania prawdy, którym człowiek posługiwał się całe życie. Są i tacy, którzy notoryczne cudzołóstwo nazywają potknięciem, kradzież pożyczeniem, zarozumiałość uważają za poczucie wartości, nienawiść i brak przebaczenia ukrywają pod maską użalania się i uskarżania na innych, chciwość nazywają oszczędnością, złośliwość obroną własnej godności, brak modlitwy tłumaczą pomyśleniem o Bogu, pogardę dla innych uważają za wymierzanie sprawiedliwości, obmowę tłumaczą odwagą mówienia o kimś prawdy, a kiedy mówią z uśmiechem, że „lubią sobie wypić”, to często oznacza, że są awanturnikami i alkoholikami.
Na pewno Szymon faryzeusz nie popełnił takich grzechów jak ta kobieta. Nie potrafił jednak być tak prawdziwy jak ona. Jego pogarda i niepohamowane osądzanie wszystkich były obrzydliwsze niż cała jej rozwiązłość. Nie dziwię się, że Jezus posługuje się porównaniem ze świata finansów, gdyż wielokrotnie spotykałem się z pewną przedziwną prawidłowością. Otóż zdarzyło mi się wiele razy, że ktoś przychodził do mnie i uskarżał się nie tyle na swoje grzechy, co raczej na duże zadłużenie finansowe albo na to, że został okradziony lub oszukany. Nie wiem, czy zawsze tak jest, ale w tych przypadkach, z którymi miałem do czynienia, często takie kłopoty finansowe były informacją dla sumienia. Pewna grupa tych osób była po prostu zadłużona wobec Boga moralnie, ale nie uznawała swoich grzechów.
Niewielu ludzi jest zdolnych do właściwej wyceny swego sumienia. Jeśli potrafią ocenić uczciwie swoje czyny, nie są wtedy skorzy do oceniania innych, bo dogłębnie widzą, że nikt nie może zapłacić za ich długi moralne, oprócz Odkupiciela. Większość jednak w innych widzi źródło swych problemów. W innych widzi wady, złośliwość, perfidię, podstęp. To inni są winni, inni są zazdrośni, inni są pożądliwi, inni są niewierni, inni nas dręczą, inni są wyniośli, inni kradną, inni oszukują. Takie myślenie prowadzi w końcu do konkluzji: „Skoro inni są tacy źli, to dokąd będę taki dobry? Już czas zawalczyć o siebie!”. I dochodzi do tego, że z całą premedytacją zaczynają być takimi, jakimi w istocie zawsze byli, ale wzbogaceni o motywację ratowania siebie spośród przewrotnego pokolenia. Jak bardzo jesteśmy przeniknięci złem, kiedy już tylko źle innych widzimy i tylko zło w nich dostrzegamy?
ŹRÓDŁO: GOŚĆ NIEDZIELNY
artykuł z numeru 24/2007 17-06-2007