Żyjemy wśród ludzi, z ludźmi, dla nich i dzięki nim. Wspólnie rozwijamy się, łączymy nasze drogi, odchodzimy, zostawiając ślad po sobie w drugich. Sztuki umiejętnego współżycia z ludźmi uczymy się każdego dnia w każdej relacji międzyludzkiej.
Z księdzem doktorem Grzegorzem Godawą, wykładowcą pedagogiki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II, specjalistą w zakresie oddziaływania wychowawczego w rodzinie i formacji duchowej dorosłych, rozmawia Dorota Kumorek.
Na czym polega wzrost człowieka? Czym jest rozwój?
Od strony pedagogicznej rozwój jest procesem przemian, które zachodzą w człowieku. Występują one pod wpływem oddziaływania na siebie wielu czynników, wśród których możemy wyróżnić związane z potencjałem osoby oraz z wpływem otoczenia. Najczęściej mówimy o rozwoju fizycznym, psychicznym, religijnym i moralnym. Każdy z nich obejmuje inną sferę życia człowieka, ale wszystkie spotykają się w jednym podmiocie – w osobie ludzkiej. Można zaryzykować twierdzenie, że wzrost człowieka może się dokonywać tylko w relacjach z innymi osobami.
Jakie znaczenie dla procesu wzrastania mają relacje rodzinne, małżeńskie, narzeczeńskie?
Relacje rodzinne to jedne z najbardziej znaczących więzi społecznych, choć wszystkie wymienione są ważne dla właściwego rozwoju.
Największy wpływ na rozwój człowieka mają relacje pomiędzy rodzicami a dziećmi. Rodzice są wychowawcami i uczą, jak osiągać cele. Mamy więc tutaj do czynienia z jednostronnym oddziaływaniem wychowawczym. Ale bywa też tak, że dochodzi do zamiany ról! Wtedy dziecko, choć często w sposób nieuświadomiony, staje się przewodnikiem na drodze wzrostu duchowego rodziców. Czasem taka sytuacja ma miejsce w przypadku dziecka chorego terminalnie, które zbliżającą się śmierć postrzega dojrzalej niż jego opiekunowie.
Wzrastanie w więziach narzeczeńskich i małżeńskich ma inny charakter. Musi przejść przez pewne etapy, które wiążą się z przygotowaniem do ślubu, przyjęciem sakramentu małżeństwa, wspólnym zamieszkaniem, pracą i wychowaniem dzieci. Tutaj już nie chodzi tylko o troskę o własny wzrost, ale także o rozwój ukochanej osoby. Nie można zapominać, że jedność małżeńska obejmuje także sferę seksualną, która nie powinna stawać się przeszkodą, ale wręcz ułatwieniem w duchowym wzroście.
A jeżeli chodzi o relacje przyjacielskie?
Mały Książę, gdy pytał Lisa, jak zdobywa się przyjaciół, usłyszał, że najpierw trzeba kogoś oswoić, to znaczy stworzyć z nim więź. Zaraz potem dowiedział się, jak misterna jest cała procedura oswajania drugiej osoby. Opiera się ona na zasadzie małych kroków prowadzących do prawdziwej przyjaźni. Nie można ich przyspieszyć ani pominąć.
Można powiedzieć, że już samo budowanie prawdziwej przyjaźni jest bardzo korzystne wychowawczo. Poznawanie drugiego człowieka, zafascynowanie nim, ale bez zakładania wyłączności na jego miłość, powoduje, że powstająca więź staje się wyjątkowa. Wzrastanie w towarzystwie przyjaciela jest wspólnym patrzeniem w jednym kierunku, przed siebie; wspólnym dążeniem do osiągnięcia celu i wspólną radością z tego płynącą. Do takiego wzrostu potrzebny jest jednak wyjątkowy człowiek i czas, dużo czasu. A ponieważ, jak usłyszał Mały Książę, ludzie nie mają czasu, nie mają też przyjaciół…
Czy wrogowie także odgrywają znaczącą rolę w naszym życiu? Czy coś możemy im zawdzięczać?
Albo zniechęcenie, albo mobilizację – to zależy od każdego z nas, od indywidualnej struktury psycho-moralnej. Z pewnością nasi wrogowie uczą nas ostrożności w relacjach, mogą zdemotywować do tworzenia głębokich więzi.
Z perspektywy duchowego wzrostu są nam jednak potrzebni, ponieważ wysoko stawiają porzeczkę przebaczenia. Gdy ją pokonamy, poprawiamy swój życiowy rekord w duchowym skoku wzwyż. Wtedy wzrastamy, wtedy przychodzi radość, uśmiech jak u Blanki Vlašic po skoczeniu 2,06 m.
Trudne sytuacje będące konsekwencją błędów życiowych lub grzechów sprawiają, że osłabieni odwracamy się od innych ludzi albo przeciwnie – rozpaczliwie lgniemy do nich, często budując toksyczne więzi. Jakie relacje międzyludzkie są wskazane w czasie największych życiowych prób i pokus?
No tak, zdarza się, że nie pokonamy tej czy innej życiowej poprzeczki. Wtedy pojawia się potrzeba ciepła i akceptacji, nawet za wszelką cenę. Jest to stan bardzo trudny, ale nie skazany na porażkę. Wymaga jednak od nas ogromnego wysiłku i rozsądku. Zagrożenie budowania toksycznych więzi jest wtedy bardzo duże.
Jakie relacje są wtedy wskazane? Warto szukać osoby dojrzałej duchowo, z założeniem, że nowa relacja nie jest zawoalowaną formą rozluźnienia dotychczasowych więzi, np. małżeńskich. U podstaw toksyczności znajduje się mechanizm manipulacji, a ta zabiera wolność.
Jak w takim razie budować zdrowe relacje?
Zdrowe relacje tworzą ludzie zdrowi. Mało, coraz mniej jest takich osób, ale na szczęście wciąż są! I nie chodzi tutaj tylko o osoby nieskażone toksycznością, ale także o te, które wyzwoliły się spod jej dyktatury. Śmiem powiedzieć, że nawet jedna osoba, którą znamy, a wiemy, że jest wewnętrznie wolna, może być ważnym punktem odniesienia. Dobrze, jeśli jest nią rodzic lub współmałżonek… Relacja z nią może uchronić naszą duchowość przed regresją.
Dla człowieka wierzącego najważniejszym odniesieniem jest Bóg. W Nim nie ma manipulacji, jest pełna wolność i prawdziwa miłość. Głęboka relacja z Bogiem to najzdrowsza z możliwych więzi na ziemi. W relacji z Nim najbardziej wzrastamy, Jego miłość jest także podstawową formą terapii w chwilach, gdy uświadamiamy sobie własne ograniczenia i trudności.
Dziś dużo się mówi o doskonaleniu człowieka i ludzkim rozwoju, a Jezus naucza, że aby wzrosnąć, trzeba wpierw obumrzeć. Co to znaczy?
Pedagogia Jezusa różni się od często spotykanej dzisiaj mentalności promocyjnej, która podpowiada: trzeba wykorzystać wszystkie możliwości, każdą okazję, nie wolno dać się wyprzedzić, tylko głupiec tego nie robi.
A Chrystus „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie” (Flp 2,6-7). Uczynił to dla nas, kierując się miłością. W ten sposób nie tylko potwierdził swoją miłość, ale również pokazał bardzo ważną zasadę rozwoju: wzrastanie zakłada obumieranie – to końcowe, u schyłku ziemskiego życia, ale także codzienne, duchowe obumieranie z egoizmu, pychy, złośliwości. To bardzo trudna pedagogia, ale jedyna skuteczna.
Czy Ksiądz spotkał na swojej drodze przewodnika duchowego, kogoś ważnego, kto pomógł we wzrastaniu?
Spotkałem takiego przewodnika. Piętnaście lat temu. I do dzisiaj korzystam z jego pomocy. To wielki skarb w moim życiu!
Z kierownictwem duchowym wiąże się wiele interesujących zagadnień. W wywiadzie-rzece z prof. Anną Świderkówną pod tytułem Chodzić po wodzie pada bardzo ciekawe spostrzeżenie dotyczące kierownictwa duchowego: po dłuższym czasie korzystania z niego nabiera się wewnętrznego przekonania co do rozwiązań, jakie z pewnością podpowie kierownik. Gdy więc nawet nie ma go w pobliżu, można działać ze spokojem sumienia.
Sam tego niejednokrotnie doświadczyłem, dlatego kierownictwo polecam jako świetne lekarstwo na duchowy marazm!
Święci, jak wiemy, ukochali krzyż Chrystusowy. Ojciec Pio pragnął cierpienia i stygmatów, wolał jednak, żeby były niewidoczne dla innych. Co to znaczy akceptować krzyż?
Ciekawe zestawienie: Ojciec Pio, który pragnie krzyża, ale ucieka przed rozgłosem, i my, którzy mamy problem z elementarną akceptacją krzyża i chętnie użalamy się nad swoim losem. To pokazuje rokowania naszego wzrostu…
Dyskrecja Ojca Pio w przyjmowaniu krzyża nie jest tym samym, co ukrywanie, że mieszka się pod jednym dachem z alkoholikiem, który niszczy życie rodzinne. Akceptacja krzyża nie oznacza pragnienia cierpienia dla niego samego. Czym innym jest przyjęcie krzyża, który spada na nasze barki, a czym innym tzw. wyuczona bezradność, która zawiera w sobie bierność wobec wszystkiego, co trudne i wymagające wysiłku.
Ukochanie krzyża oznacza przyjęcie tego, co trudne, ale konieczne. Istnieje cała przestrzeń ludzkich działań, w których możemy i powinniśmy zrobić wiele dla innych, by życiowy krzyż pomagał im i nam wzrastać.
ŹRÓDŁO: „Głos Ojca Pio” (6/66/2010)