ks. Henryk Zieliński
Wielka szkoda, że nie zachowały się do naszych czasów żadne dokumenty ze spisu ludności, o którym wspomina św. Łukasz w opowiadaniu o narodzeniu Chrystusa. Bo to, że wzmiankowany w Ewangelii spis był faktem historycznym, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Podobne spisy, głównie dla celów podatkowych, urządzano w Cesarstwie Rzymskim za życia Pana Jezusa co kilka lub kilkanaście lat. Czasem obejmowały one jedną prowincję, jak ten zarządzony przez Kwiryniusza na terenie Syrii i Palestyny między szóstym i siódmym rokiem po Chrystusie. Innym razem, gdy zarządzał je sam cesarz, obejmowały „cały świat”, czyli wszystkie terytoria będące pod rzymskim panowaniem. Taki właśnie zasięg miał spis zarządzony w ósmym roku przed Chrystusem przez cesarza Augusta. Owocem tego spisu i dwóch innych zarządzonych przez Augusta było Breviarium Imperii, w którym cesarz własnoręcznie zapisał wpływy z podatków i wydatki, liczbę obywateli rzymskich i sprzymierzonych, liczbę służących pod bronią, stan floty, wykaz państw sprzymierzonych i prowincji oraz wiele innych informacji. Imienna lista obywateli mogła być zatem aneksem do wspominanego przez Tacyta Breviarium, które także nie dotrwało do naszych czasów.
Prawdopodobnie ze względu na szacunek dla struktury społecznej i ekonomicznej narodu żydowskiego, w której ważną rolę odgrywała przynależność do jednego z dwunastu pokoleń Izraela, podczas spisu każdy musiał się stawić tam, skąd pochodził jego ród. Taki system w dobie braku dowodów osobistych, PESEL-ów i NIP-ów pomagał urzędnikom rzymskim ogarnąć mobilną rzeczywistość społeczeństw Azji Mniejszej. Procedura spisywania ludności, podobnie jak dzisiaj, trwała wiele miesięcy, a nawet lat. W wyznaczonych dniach urzędnicy rzymscy pojawiali się określonym miejscu i oczekiwali na tych, którzy podlegali ewidencji. To właśnie było bezpośrednią przyczyną, dla której Józef z Nazaretu wyruszył do Betlejem, zabierając ze sobą brzemienną małżonkę Maryję. „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania.” Ten „zbieg okoliczności” czyli Opatrzność Boża sprawiła, że zgodnie z zapowiedziami proroków Jezus narodził się w Betlejem. Było to około siódmego roku przed umowną datą narodzenia Chrystusa, od której współcześnie liczymy lata. Datę tę zaproponował dopiero w 525 r. Dionizy Mały. W swoich rachunkach przyjął jednak mylne założenia i otrzymał błędny wynik.
Nie zmienia to faktu, że Imię Jezusa, zapisanego oficjalnie jako „syna Józefa – cieśli z pokolenia Judy, z rodu Dawida i jego małżonki Maryi” musiało zostać wpisane obok milionów imion ludzi poddanych władzy cesarza. Syn Boży aż tak namacalnie i historycznie stał się człowiekiem! Był lojalnym obywatelem, płacił podatki i nie kwestionował legalnej władzy. To trafienie z Bożym Narodzeniem w czas i miejsce dokonywania spisu ludności pokazuje, że Chrystus chciał być wpisany w naszą historię. Chociaż nie było wtedy kamer, fotoreporterów i mediów, narodzenie Jezusa musiało zostać odnotowane przez skrupulatnych Rzymian. Dzięki temu chrześcijaństwo nie jest religią mitu, ale faktu. Choć przyznać trzeba, że historyczny fakt narodzenia Boga w ludzkim ciele przerasta swoją cudownością wszystko, co kiedykolwiek najbardziej wybujała ludzka wyobraźnia wyrażała w religijnych mitach.
Wszystkim naszym Czytelnikom, Przyjaciołom, Współpracownikom i Duszpasterzom, którzy nas promują, życzę w imieniu całej redakcji „Idziemy”, aby Święta odnowiły w nas pewność wiary. Niech Wasze serca napełnia radość, że Bóg faktycznie wszedł w historię ludzkości i w historię każdego z nas.