NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Wyruszmy w drogę z Abrahamem



Autor: Maciej Baron SVD

Dlaczego ścieżki Abrahama? Czy nie ma bardziej współczesnych bohaterów, o których moglibyśmy poczytać? Jeśli coś czytam, znaczy zainteresowało mnie coś, widzę w tekście jakąś wartość, coś, co może mnie rozwinie, rozjaśni wątpliwości, rozpali światło w ciemnym zaułku. Dlaczego ścieżki Abrahama?

 

Tak samo, jak czytelnik także autor może bić się z myślami… Jeśli coś piszę, to mam przekonanie o wartości tematu nikt nie lubi marnować czasu. A jeśli już się go marnuje to przynajmniej na coś przyjemnego… Tu zaś trzeba ofiary, trzeba poświęcenia drobnego, ale zawsze. Ofiarować swój czas na przeczytanie, na pobycie akurat z tym tekstem w miejsce pięciu może bardziej kolorowych i miłych miejsc w Sieci… Bo tu tylko tak można przeżyć rekolekcje poświęcić czas, koncentrację, łącze, oczekiwania wobec strony, portalu.

Pisanie to wysiłek choć się człowiek przy tym nie poci, a jeśli już, to do środka. Czytanie to wysiłek, przy którym się czasem człowiek wzruszy, bo o coś zahaczy, coś zachwyci może zdenerwuje. Trzeba więc uważać i szanować się piszący czytających i czytający piszących. Bo chociaż się nie spotykamy spotykają się wysiłki, pisania i czytania, a Adwent jest dobrym czasem, że podjąć z radością jakiś trud, choćby był to trud pisania z poceniem się do wewnątrz i trud czytania ze wzruszeniem oka, serca.

Jezus w Betlejem, ogołocony ze wszystkiego, co mogłoby przydawać mu ziemskiej chwały, blichtru właściwego każdej ziemskiej władzy jest uosobieniem tego polecenia, które usłyszał Abram: wyjdź, zostaw wszystko, co znane stań się na swój sposób nagi, niezależny od wszystkich źródeł bezpieczeństwa, powodzenia i szczęścia.

W Jezusie człowiek widzi, co Bóg ma na myśli, kiedy mówi wstań i idź. To nie wędrówka z tobołami, które na nic się nie zdadzą, choć nam wydaje się, że od nich zależy nasze życie…

Lubię Abrahama, tak osobiście, za jedno. Mianowicie nie zawrócił. A miał ku temu powody, niebanalne. Niepewność, konflikty, wiek strach przed głosem, który nakazał wstać i iść.

Każdy z nas słyszał kiedyś niedzielne kazanie, homilię, katechezę w szkole, która rozpoczynała się słowami 'współczesny świat’, 'współczesny człowiek’, dalej wymieniając przestrzeni i poziomy, na których tego współczesnego człowieka dopada wypalenie, zagubienie, niepewność. Miło i przyjemnie jest znaleźć sobie takiego statystycznego 'współczesnego człowieka’, nie za daleko od siebie, żebym potrafił go wskazać w słowie, w geście, odnieść się do niego dobrze, że to nie ja.

A przecież współczesny człowiek to ja,  jeśli współcześnie człowiek jest zagubiony, może nawet zgubiony to ja nim jestem. Jeśli współczesny człowiek nie zna rogi, którą idzie, myli cel podróży z korzyścią czy zyskiem to o mnie mowa. I odważniej skoro jestem współczesnym człowiekiem, i budują mój Kościół, to co w niego wnoszę? Jeśli nie wnoszę swojego zagubienia, swoich pytań które nieśmiało pobrzmiewają, przypominają o sobie, będąc niekompletne bez odpowiedzi, odwagi do przyznania się, że nie do końca znam drogę, którą idę co wnoszę? Pozory? Kiepskie aktorstwo, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej?

Dreptanie w kółko, wkoło siebie, swoich spraw, interesów, bezpieczeństwa i spokoju co sprawia wrażenie wielkiej wędrówki, ale tak naprawdę dowodzi tylko jednego: że kiedy padły słowa wstań i idź, udawałem, że nie są do mnie, tylko do kogoś innego, do statystycznie wykrojonego z chaosu stereotypów, sądów i uprzedzeń współczesnego człowieka. Tymczasem słowa Pana, które kieruje do swojego przyjaciela Abrama przenikają tamtą historię, bo to nie jest historia martwych, ale żywych i przechodzą, jak strzała, wbijając się w sam środek mojego zagubienia, mojej niepewności, mojego wkoło dreptania i udawania. I domagają się, mają odwagę i prawo domagać się, mojej odpowiedzi. Nie pozorowanej, nie na odczepnego ale na serio.

I jest jeszcze jedna rzecz, za którą lubię Abrahama. Dziś wszędzie można dojechać właściwie z zamkniętymi oczami, systemy GPS i inne cuda techniki zamieniają podróżowanie w sprawne przemieszczanie się z punktu A do B, ściganie się z czasem podróży, który sugeruje Internet. Wydawać by się mogło, że nie ma nic łatwiejszego, niż wyruszyć w drogę. Tak, jakby to technologia i gadżety za nas pokonywały dystans, za nas podejmowały decyzję, za nas cieszyły się drogą i znosiły jej niedogodności. Ale często bywa tak, że te najważniejsze podróże, które czekają człowieka w życiu nie dokonują się.

Nie ma duchowego GPS’a, który przeprowadzi od A do B przy minimalnym nakładzie środków, z przyjemną muzyką w aucie i pięknymi widokami. Podróż wewnętrzna, którą tak mocno uosabia Adwent, owo prostowanie dróg dla Pana i człowieka ale też kroczenie nimi, konsekwentnie, od miejsca, w którym słyszymy głos Pana w Piśmie, Liturgii, wspólnocie po cel, którym jest sam Chrystus. Ile z tych podróży kończy się nam na pierwszym zakręcie, przy pierwszym stromym podjeździe, złapanej duchowej gumie kiedy uświadamiamy sobie, że opony nie te, zapasu nie ma i lewarek został w domu, słowem, widzimy małość własnych możliwości i środków, słabość postanowień i lenistwo zamiast konsekwencji.

Patrząc z olbrzymiego dystansu czasu na drepczącego przez mało przyjazne tereny Abrahama, przyjaciela Boga widzimy, że ta przyjaźń miała bardzo solidny fundament, za który Abrahama można polubić i dziś konsekwencję, trzymanie się drogi od momentu, kiedy usłyszał głos Pana wzywający do drogi aż do dziś. Bo to dziś przeżywamy konsekwencję decyzji Abrahama. Wierząc, ufając każdego dnia przeżywamy prawdę, że tylko w miejscu, które jest celem wędrówki, rodzą się rzeczy wielkie, spełniają się dane obietnice, które przerastają ludzkie oczekiwania. Tylko w miejscu, do którego powołuje Bóg człowiek może poczuć się u siebie i tylko w tym miejsc u można Boga odnaleźć. Czego życzę Wam i sobie na tę Świętą Noc, która przed nami. Abyśmy stając wobec Narodzonego Pana poczuli się u celu drogi, której na imię Adwent.


Foto.wikipedia.pl


Maciej Baron SVD, ur. 1981, werbista, studiuje homiletykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *